TWELVE
The blood in my veins
Is made up of mistakes
Let's forget who we are
And dive into the dark
As we burst into colors
Returning to life
5 Seconds of Summer - Jet Black Heart
Dlaczego mi pomagasz?
Kręcę głową z niesmakiem, gdy wchodząc do klasy, niemal od razu zauważam nowe, czyściusieńkie płótno, które stoi na mojej sztaludze. Zaciskam dłonie w pięści i jęczę w duchu, wiedząc, że malarstwo znów mnie nie ominie. Jestem jednak tak zirytowana widokiem tego pustego kwadracika, że czuję się niczym mieszanka samozapalna. Mam wrażenie, że każda lekcja w tym miejscu, to inny domek z kart. Za każdym razem buduję nowy, stawiam ostatnią kartę i na paluszkach wychodzę z klasy, by podmuch wiatru nie zburzył mojej budowli, ale potem wracam i co się okazuje? Wszystko muszę zaczynać od nowa. Można dostać szału, czyż nie?
Pchana przez innych uczniów, zajmuję swoje miejsce i rzucam plecak na ziemię, zakładając ramiona na piersi. To istna niesprawiedliwość! Zaliczyłam już semestr, co prawda nie sama, ale to zrobiłam i najchętniej wyszłabym stąd, ale nie mogę.
– Callahan znów spóźniony? – pyta nauczycielka, rozglądając się leniwie po klasie. – Dziś malujcie... co tam sobie chcecie – mówi i wykonuje w powietrzu niedbały gest, wracając do przesiadywania na komputerze.
– Ale jak to? Przecież mieliśmy jeszcze malować martwą naturę! No i portret! – woła Alyss, najlepsza malarka w całej szkole.
Przewracam oczami, wiedząc, że jestem na straconej pozycji. Wolałabym malować "co tam sobie chcecie". Wyciągam z kieszeni telefon i włączam okienko wspólnej konwersacji. Słyszę w tle, że nauczycielka zgadza się na malowanie portretu i przeciągłe jęki innych uczniów. Najwidoczniej nie tylko ja mam już dość.
Juliette Rivers:
Czy któryś z was nie chciałby zostać przypadkiem namalowany?
Brad Tanner:
To zależy od tego, jak bardzo byłbym do siebie podobny ;)
Juliette Rivers:
Nie licz na hiperrealizm...
Reece Martin:
Zaraz będę, sieroto!
Wpatruję się w ekran telefonu i przez chwilę nie mogę uwierzyć, że nazwał mnie sierotą. W ustach kogoś innego odebrałabym to "przezwisko" jako obrazę, ale Reece mówi tak tylko i wyłącznie do osób, które naprawdę lubi. Skąd o tym wiem? Przecież siadywałam na jego próbach i słuchałam. Parę minut później drzwi do sali otwierają się, ale ja nie mam siły się odwracać, jedynie chichoczę pod nosem.
– Znowu ty, Martin? – marudzi nauczycielka.
– I znów do Rivers – odpowiada wesoło chłopak i pstryka palcami.
Przechodzi obok mnie i robi coś, o czym nawet nie śmiałam myśleć! Całuje mnie przelotnie we włosy, a potem siada i uśmiecha się szeroko, zacierając ręce. Wychodzę z pierwszego szoku, gdy zaczyna dziwnie na mnie patrzeć. Staram się nie dać po sobie znać, że to naprawdę się wydarzyło. Mam ochotę się uszczypnąć, ale ciężko jest mi się ruszyć. Serce wali mi jak młot i nie zamierza przestać. Momentalnie czuję, jakby wszystko wywróciło się do góry nogami, nawet bardziej niż zwykle.
– Skąd wiesz, że nie chciałam namalować Cody'ego? – pytam, zauważając, że mój głos lekko drga.
– Bo nie ma go w szkole, przyjedzie dopiero na próbę. A ja jestem fotogeniczny! – żartuje i onieśmiela mnie kolejnym, szczerym uśmiechem.
– Nie zapomnij, że także skromny – kwituję, mimochodem układając usta w dzióbek.
Reece parska śmiechem i daje mi kilka wskazówek dotyczących doboru kolorów. Słucham ich z uwagą, ale mam ochotę roześmiać się z jego poważnego tonu i głupkowatej miny.
Jest uroczy.
Niezbyt wiem, jak powinnam zabrać się za malowanie portretu, bo wciąż mam problem z proporcjami. Za każdym razem, gdy próbuję naszkicować na kartce jakąś znaną osobę – nie jest do siebie podoba. Raz jej oczy są zbyt duże, raz zbyt małe. Do tego mniej pewniej czuję się, trzymając w ręce pędzel i kreśląc nim niezmazywalne wzory. To trochę głupie, bo przecież każdy głupi potrafi zrobić coś takiego, a mnie wciąż wydaje się, że namalowanie portretu wykracza poza moje możliwości.
– Wiesz, że możesz namalować też tył mojej głowy? Z tym chyba nie będziesz mieć problemów – mówi szatyn i odwraca się na krześle tak, że widzę tylko czubek jego nosa. – W razie czego mów, dam ci jakieś wskazówki.
– Dlaczego to robisz? – pytam, mocząc farbę wodą.
–To mnie kręci – odpowiada i dostrzegam, że się uśmiecha.
– Mówię o tym, dlaczego mi pomagasz? Przecież to była tylko luźna propozycja.
Reece prycha cichutko, wzruszając ramionami i nie odpowiada. Jego niewiedza mnie denerwuje. Wolałabym wiedzieć, dlaczego to robi, chciałabym wiedzieć, na czym stoję. Nie robię sobie nadziei, jeżeli chodzi o to, że siedzi ze mną tylko dlatego, że mu na mnie zależy, bo wiem, że tak nie jest. Może nudziło mu się na lekcji albo chciał się z niej zerwać? Może czuje się odpowiedzialny, by mi pomagać, skoro piszę piosenki dla jego zespołu? Chciałabym po prostu wiedzieć.
Maluję włosy chłopaka, mieszając ze sobą brązową i czarną farbę. Kaptur jego czerwonej bluzy wydaje się być tak ogromny, że Reece cały mógłby się pod nim schować. Rękawy ma podwinięte, przez co dokładnie widzę jego zegarek – zwyczajną, srebrną tarczę i czarny pasek. Koncentruję się jednak na jego odwróconej bokiem twarzy. W głębi duszy cieszę się, że nie patrzy na mnie tymi bystrymi, brązowymi oczami, bo czułabym się niekomfortowo, wiedząc, że śledzi każdy mój ruch i dokładnie mi się przygląda. W jego oczach można zatonąć, a to nie czas ani miejsce, żeby dowiedział się, że jest dla mnie kimś więcej.
Chłopak wyciąga z kieszeni komórkę i pisze wiadomość. Kilka sekund później mój telefon wibruje, więc mimowolnie patrzę na podświetlony ekran.
Reece Martin:
I jak ci idzie?
Juliette Rivers:
Nie przerywaj mi!
~~~
Cody spóźnia się na próbę już dwudziestą minutę i nic nie wskazuje na to, by pojawił się w ciągu piętnastu następnych. Brad uderza lekko w talerze, wprawiając je w drganie, a Dennis spogląda na niego czujnym okiem, dokładnie patrząc, co jego kumpel robi z instrumentem. Reece ciągle przechadza się na scenie, rozmawiając z kimś przez telefon, ja natomiast siedzę w miękkim fotelu i bazgrzę w notatniku, łącząc niepoprawnie nuty i zapisując przypadkowe wersy piosenek, które nie nadają się dla Double Exposure.
– Nie mogę patrzeć na to, jak trzymasz te pałeczki! – wykrzykuje Dennis.
On jako jedyny jest naprawdę niecierpliwy i po ośmiu wskazówkach dotyczących trzymania pałeczek, wreszcie wybucha. To on jest tutaj mistrzem perkusji i choć Reece gra dłużej od niego, nie odzywa się ani słowem, bo w tym zespole to nie jego sprawa.
– Wracaj do tej swojej gitary! – kończy krzyczeć Denny i zrzuca przyjaciela z krzesełka.
Wyobrażam sobie, jak Brad przewraca oczami, bo nie podnoszę wzroku znad zeszytu. Słyszę jednak, że Reece kończy rozmowę, a potem podchodzi bliżej.
– Cody dziś nie przyjdzie, coś mu wypadło – mówi i wsuwa dłonie do kieszeni musztardowych spodni. – Chciałem powiedzieć wam o tym, gdy będziemy w komplecie, ale nie mogę się powstrzymać. Gdy zanosiłem demo do wytwórni, jeden z agentów powiedział, że mamy spore szanse na wybicie się i obiecał, że postara się o to, żeby nasza płytka została jak najszybciej przesłuchana. Nie chcę robić nam nadziei, ale naprawdę może nam się udać! – mówi chłopak z uśmiechem.
Sama również się uśmiecham, bo kontrakt byłby dla zespołu jak spełnienie najskrytszych marzeń.
– Świetne wieści, ale błagam was, zagrajmy chociaż jeden kawałek... – odzywa się Dennis i nachalnie wali w bębny.
Reece wyciąga gitarę z futerału i przekłada pasek przez głowę. W tym momencie czuję się jak piąte koło u wozu, ale szatyn każe mi usiąść przy keyboardzie. Na pulpicie leży wiele partytur, więc wybieram tę odpowiednią do piosenki, którą chłopcy zaczynają grać. To dzięki "War" tutaj jestem, to ona była moją przepustką do bliższego poznania zespołu.
You run, like the letters on these pages.
I'm not sick but still so far away from sane.
Nightmares, but I haven't slept in ages.
The battles won, but there's still poison in our veins.*
Nigdy nie pomyślałabym, że będę w stanie napisać tekst o takiej sile, a jednak. Udało mi się i całkowicie zakochałam się w tej piosence, nie tylko ze względu na sentyment.
Zza elektronicznego pianina widzę całą scenę, mniej więcej jak z perspektywy Dennisa. W oczy od razu rzuca mi się ogrom auli. Miałam okazję stać tutaj nie raz, ale nigdy nie na poważnie. Nigdy nie widziałam stąd Reece'a, który odwrócony w kierunku setek krzeseł, podryguje w rytm piosenki, którą gra. Jego lewa ręka rusza się tylko nieznacznie, ale prawe ramię niemal nieustannie zmienia swoje położenie. Robi to tak szybko i sprawnie, że nie jestem w stanie dłużej skupiać się w tym jednym punkcie.
Na dzisiejszej próbie, w niepełnym składzie, gramy jeszcze dwie piosenki i nawet udaje mi się zaśpiewać z Dennisem.
Robię postępy.
~~~
Presley dopada do mnie, zanim jeszcze przekroczę próg domu i od razu rzuca mi się na kolana, więc jestem zmuszona potarmosić ją między uszami. Ściągam buty i od razu drepczę do swojego pokoju, przekonana, że nikogo nie ma w domu, ale wtedy słyszę telewizor, działający w salonie. Zaglądam tam i zauważam tatę, oglądającego jakiś dokument na Animal Planet. To aż dziwne, że znalazł czas na coś innego niż praca. Z ciężkim sercem muszę przyznać, że choć mam z nim dobry kontakt, on też cierpi na pracoholizm. W naszej rodzinie to niemal pandemia.
– Hej – witam się i opieram się o framugę. Tata odwraca się do mnie i macha ręką, później wskazując na kanapę, prosząc, bym zajęła miejsce obok. – Nie musisz dziś pracować?
– Przyjechałem na urlop, wystarczy mi pracy w Tokio. Jak było w szkole? Słyszałem, że ostatnio coraz później kończysz lekcje – mówi i ścisza nieco program.
– Wiesz, mam wiele zajęć pozalekcyjnych, ale nie chcę rozmawiać o szkole, kiedy dopiero co z niej przyszłam – odpowiadam, rozsiadając się wygodniej na sofie. – To dobrze, że odpoczywasz, wiesz? Przepracowujesz się.
– Skarbie, wiesz, że nic tego nie zmieni... – mówi i uśmiecha się do mnie pocieszająco.
W tym samym momencie w salonie pojawia się Sue z talerzem, który chwilę później ląduje przede mną. Dziękuję jej za obiad, chociaż mogłam sama po niego pójść. Dopiero teraz zdaję sobie sprawę, że przez cały dzień nic nie jadłam. Zabieram się więc za pałaszowanie warzyw na parze.
– Jesz tak, że aż trzęsą ci się uszy! – żartuje tata, a ja obdarzam go wesołym uśmiechem. – Przemyślałaś już moją propozycję? Chcę, żeby ta decyzja należała tylko i wyłącznie do ciebie, dlatego nie rozmawiałem o tym z mamą, sama wiesz, jaka ona jest – przypomina mi.
Zastanawiam się chwilę, przeżuwając gotowanego brokuła w ustach. Prawdę mówiąc, od tamtego dnia w naleśnikarni niewiele o tym myślałam. Zwyczajnie nie miałam czasu, a poza tym, spójrzmy prawdzie w oczy, nie chciałam o tym myśleć.
– Juilliard to świetna szkoła... – mówię cicho, dowodząc tym, że nie podjęłam żadnej decyzji.
– Nie każę ci dawać mi odpowiedzi. Chcę tylko, żebyś pamiętała, że papiery do Juilliard trzeba wysyłać z dużym wyprzedzeniem. Zastanów się nad tym w wolnej chwili. Oboje wiemy, że studiowanie w Stanach Zjednoczonych to nie herbatka u twojej babci. Nie chcę na ciebie naciskać i, Julie, jeżeli będziesz chciała tutaj zostać, zrozumiem to.
Słowa taty mnie zaskakują. Myślałam, że będzie naciskać, przekonywać mnie do wylotu, a on uspokaja mnie, że nie wymaga ode mnie studiowania w Nowym Jorku i nie powiedział nawet mamie! Uśmiecham się i ściskam rękę taty.
– Dziękuję, że tak do tego podchodzisz – mówię tylko i wracam do jedzenia.
Może powinnam powiedzieć mu teraz, jak bardzo jestem mu wdzięczna. Może powinnam szczerzyć się i rzucić mu się na szyję, ale jestem dość powściągliwa w uczuciach, więc moje słowa są wystarczające. Znamy się nie od wczoraj i wiem, że tata zdaje sobie sprawę, jak bardzo ucieszyło mnie jego podejście do sprawy. Wie też, że poczułam ulgę, odkąd powiedział mi, że mama nie wie nic o jego planie. Z jednej strony naprawdę cieszę się, że studiowanie na Juilliard miało być tylko luźnym pomysłem, ale z drugiej... kto nie chciałby tam studiować?
Kłopot w tym, że Brisbane i Nowy Jork dzieli jakieś piętnaście tysięcy kilometrów.
A to troszeczkę dużo...
A/n Mam nadzieję, że rozdział się spodobał. Byłby o wiele wcześniej, gdyby nie fakt, że w trakcie pisania zerwała się burza i musiałam odłączyć internet, czego efektem okazał się niezapisany fragment *mający 1000 słów*. Niestety trzeba było napisać większość od nowa, ale mniej więcej oddałam cały sens rozdziału.
*Former Vandal - War
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top