SEVENTY ONE

All the writers keep writing what they write
Somewhere another pretty vein just dies
I've got the scars from tomorrow and I wish you could see
That you're the antidote to everything except for me
A constellation of tears on your lashes
Burn everything you love

Fall Out Boy - My Songs Know What You Did In The Dark

Wiesz, czy próbujesz zgadywać?

Woda ścieka z moich rąk, powoli, ale to bardzo powoli, przesuwając się w górę, by zmoczyć rękaw mojego swetra. Wykonuję jakieś niezidentyfikowane ruchy rękoma, by w jakiś sposób strzepnąć krople, ale to niewiele daje. Krótkie, zielonkawe rękawiczki także na nic się zdają, ponieważ są wykonane z tak cienkiego materiału, że pod palcami czuję te ohydne kawałeczki jedzenia, które pływa na dnie zlewu. Jeżeli jest jakiś domowy obowiązek, którego nienawidzę bardziej od zmywania, wręczę medal osobie, która go dla mnie wynajdzie. Jestem w stanie zrobić wszystko, mówię poważnie. Problem w tym, że kiedy Sue poprosiła mnie o ogarnięcie kuchni po obiedzie, bo musiała się czymś zająć, nie mogłam odmówić.

Słyszałam kiedyś, że podczas zmywania naczyń do głowy przychodzą mi różne pomysły, ale ja mam ich deficyt. Śpiewam głośno piosenkę Double Exposure, próbując naśladować głos Reece'a, ale wiem, że to nigdy mi nie wyjdzie. Kiedy tak o tym myślę, zaczyna mi się wydawać, że nie tylko ja sama jestem w klatce. Mój głos także jest uwięziony. Minęło naprawdę dużo czasu, odkąd dołączyłam do zespołu i zaczęłam obracać się w zupełnie innej muzyce. Kiedy nie wiem, co będzie z moją przyszłością, nie potrafię już głośno powiedzieć, że muzyka klasyczna to coś, co muszę robić. I tego się boję, boję się tak nagle zmienić zdanie, plany i marzenia. Zmierzam jednak do tego, że odkąd zaczęłam maczać palce w kotle z zupełnie inną materią, mój głos zdaje się być zamknięty.

Dotychczas śpiewałam takie utwory, które nie wymagają ode mnie wielkiego zaangażowania. Teraz jednak widzę, że muszę przyznać Reece'owi kolejny punkt. Punkt za to, że on nigdy nie sięga po to, co w zasięgu jego wzroku. Idzie o kilka kroków dalej i podejmuje wyzwania. Używa głosu nie do tego, by śpiewać sobie podczas zmywania naczyń, chociaż jeśli je zmywa, to pewnie wtedy także śpiewa, lecz próbuje pokonywać swoje granice. Głos jest jego instrumentem, robi z nim coś, czego ja się boję. Nigdy tak naprawdę nie testowałam, jak wiele potrafię osiągnąć i tak sobie myślę, że może... Może mogłabym poprosić Martina o pomoc?

- Cześć, Juliette. - Słyszę, jak mama rzuca torebkę na podłogę.

Automatycznie zerkam na zegar, wiszący nad stołem w kuchni. Wskazówki definitywnie wskazują piętnastą. Dziwi mnie więc widok swojej mamy, ale postanawiam tego nie komentować. Skoro wita się ze mną dość entuzjastycznie, jak na nią, to znaczy, że ma dobry humor. Muszę wyjść dosłownie za pięć minut, ponieważ czeka mnie spotkanie z Silasem, i jeżeli po raz kolejny się spóźnię, wyrobię sobie niezłą opinię.

Kończę zmywać, kiedy mama wchodzi do kuchni i natychmiast dopada do ekspresu, chcąc zrobić sobie kawę. Ściągam rękawiczki i wrzucam je do kosza na śmieci, a potem odwracam się w kierunku mamy, łapiąc za kurtkę, którą powiesiłam na oparciu krzesła.

- Wybierasz się dokądś? - pyta, unosząc w górę jedną brew. Ekspres wydaje z siebie pierwsze kaszlnięcie i zaczyna działać, więc mama chwilowo skupia się na urządzeniu. - Nie powinnaś teraz odrabiać lekcji?

Szlag by to! Mama nie ma zielonego pojęcia o istnieniu Silasa, a ja nie kwapię się, by jej o tym powiedzieć. On nie jest dla mnie nikim ważnym i obiecuję, że to już ostatnie spotkanie z nim. Nie chcę, by coś z tego wynikło. Kiedyś Camila liczyła na to, że spotykając się z perkusistą, zapomnę o Martinie, ale teraz wiem, że to tak nie działa. Ja nie chcę zapominać, jeszcze nie teraz.

- Jadę do Reece'a, mamy zrobić razem projekt - łżę, zachowując powagę.

- Mhm, z czego? - Bierze pierwszego łyka kawy, a potem powoli zaczyna rozbierać płaszcz, który ma na sobie.

- Matematyka. Mamo, nie mogę się spóźnić, bo Reece nie ma zbyt dużo czasu. Pogadamy wieczorem? - Liczę na pozytywną odpowiedź.

- Jeżeli nie będę zajęta. O czym chciałabyś porozmawiać? Coś się dzieje? - Po raz pierwszy w tym tygodniu okazuje mi tak wielkie zainteresowanie.

- Nic się nie dzieje.

Gwen kiwa głową, a ja po prostu wychodzę z kuchni. Wiem, że może niepotrzebnie, ale będę musiała skontaktować się z Martinem i prosić go, by mnie krył. Prawdopodobnie mama nigdy go o to nie zapyta, ale może ja po prostu chcę znów usłyszeć jego głos?

Dziś w szkole gadaliśmy tylko raz. Ja wiecznie się uczyłam, towarzysząc Bailey i Cam, a on latał w tę i we w tę, podobno coś załatwiając. Z pozostałymi także nie zamieniłam zbyt wielu słów. Poza tym wtorki to nudne dni. Miałam kolejną lekcję malarstwa, którego mam serdecznie dość, i znów uwijałam się z notatkami. Parę razy mijałam Sonię i za każdym razem wydawało mi się, że patrzy na mnie jakoś podejrzliwie. Ochota na szczerą rozmowę z nią przychodziła i odchodziła, bo nie byłam pewna, czy nie popsuję tego wszystkiego. Może Sonia wydaje się być zazdrośnicą, ale tak naprawdę nic o niej nie wiem. Nie mam pojęcia, jaka jest naprawdę, co lubi, a czego nie. Może powinnam ją poznać? W końcu jestem przyjaciółką jej chłopaka, powinnam pokazać jej, że nie ma się czego obawiać. Skłamać, że mam kogoś, czy coś w tym stylu.

Sprawdzić, czy się nadaje.

Wyciągam z kieszeni komórkę i zamykam drzwiczki samochodu. Siedzę już w środku i gapię się na swój podjazd, obserwując, jak kilka chmurek sunie po prawie błekitnym niebie. Wybieram numer Reece'a i czekam. Mija chwila, już mam się rozłączyć, ale w końcu słyszę ciche westchnięcie.

- Juliette, co się dzieje? - pyta, brzmiąc, jakbym wyrwała go z głębokiego snu.

- Spałeś? - chichoczę.

- Możliwe. Wszystko w porządku? - Reece odchrząkuje głośno, by pozbyć się chrypki.

- Jasne, że tak. Mam tylko małą prośbę. Nagadałam mamie, że jadę do ciebie, żeby zrobić projekt z matematyki. Wątpię, by kiedykolwiek miała cię pociągnąć za język, ale w razie czego...

- Mam powiedzieć, że u mnie byłaś, choć tak naprawdę jedziesz na randkę, kapuję. - Brzmi trochę monotonnie. - Uważaj na siebie. I na niego.

- Dlaczego? - pytam natychmiast, powoli wkładając klucz do stacyjki.

- Bo nie wszystkim można ufać? - Zastanawia się. - Nie wiem, tak mi się powiedziało. Chyba idę dalej spać, jeśli chcesz, możesz zadzwonić wieczorem i się wygadać. Sonia mówiła, że dziewczyny lubią plotkować. Trzymaj się!

Uśmiecham się lekko, a potem żegnam chłopaka i kładę telefon na deskę rozdzielczą. Szczerze mówiąc, wolałabym teraz pojechać do niego i naprawdę zająć się byle projektem z matmy, tylko po to, by z nim być. Mógłby nawet tam przy mnie spać. Chciałabym po prostu słyszeć bicie jego serca.

Nic mi więcej nie potrzeba.

~~~

Wyskakuję z auta i powoli idę do kawiarenki. Jest dość ciepło, więc przed budynkiem stoi kilka stolików, a jeden z nich, zajmuje także mój towarzysz. Silas uśmiecha się na mój widok, a ja, zamiast się cieszyć, wzdycham w duchu. Jakoś nie mam nastroju na wesołe rozmowy. Możliwe, że chłopak poprawi mi humor, ale to nic jeszcze nie znaczy. Siadam obok niego, witając się cicho.

- Dziś punktualnie - zauważa, przysuwając w moim kierunku wysoką szklankę z żółtym, piankowym napojem. - Kelnerka podeszła do mnie ze trzy razy, więc w końcu zamówiłem nam po szejku bananowym. Mam nadzieję, że nie masz uczulenia?

- Dziękuję. Spokojnie, nie spuchnę jak balon - żartuję.

- Jak w szkole? - pyta, łapiąc za słomkę, która wystaje z jego szklanki.

- Dość spokojnie - odpowiadam, gdy coś przychodzi mi do głowy. - Nie mówiłeś mi, że już studiujesz. Pochwal się trochę.

- Studiuję realizację dźwięku. Wymagający kierunek, ale lubię to i za parę lat może coś ze mnie będzie. - Uśmiecha się dumnie. - Może nawet założę kiedyś wytwórnię!

Życzę mu tego. Dlaczego miałoby mu się nie udać? Jeśli ma do tego głowę, czas i to jego pasja, to dlaczego miałby jej nie założyć? Może dzięki niemu wybije się wiele małych zespołów. Kto wie, co stanie się za kilkanaście lat.

- No, ale jak z tobą? - Wskazuje na mnie długą łyżeczką. - Dostałaś odpowiedź z Juilliardu? To twój ostatni rok, więc pewnie masz jakieś plany?

Nie jestem w stanie udzielić mu odpowiedzi. Od mojego powrotu do Australii minęło trochę czasu, a odpowiedź nie nadchodzi. Wciąż nie wiem, czy mam jakiekolwiek szanse, by wyjechać do Stanów, i jeśli mam być szczera, z każdym dniem tracę nadzieję. A jeżeli nie Nowy Jork, to co? Nie przysiadłam nigdy do broszury z uniwerkami i nie przeanalizowałam tego.

- Nie wiem. Nie mam planów - mówię całkowicie szczerze.

Niedługo będziemy musieli powoli składać nasze wnioski, później przyjdzie czas ostatecznego egzaminu, a następnie zakończenie szkoły. I jak na razie widzę, że zostanę na lodzie. Mama nie darowałaby mi, gdybym nie poszła na studia, zbyt dobrze ją znam. Chce, żebym się wykształciła, bo tylko tak coś osiągnę. Ale co takiego mam studiować, jeśli tylko muzyka mnie interesuje? Przedmioty ścisłe to nie moja bajka, bo nie widzę siebie w żadnym z takich zawodów, a kierunki humanistyczne to trochę strata czasu, zważywszy na objętość materiału i moje niewielkie chęci.

- Uniwersytet stanu Queensland oferuje różne kierunki artystyczne, jeśli to cię ciekawi. Też tam studiuję, więc wiem, co mówię. Jest na przykład wokalistyka - rzuca, a już za moment dodaje: - Kierunek muzyczny nie jest tak rozwinięty, jak w Juilliardzie, ale słowo daję, że program by cię zainteresował.

- Dziękuję, że mi o tym mówisz - odpowiadam. - Problem w tym, że ja boję się występować, a... Ja nawet nie wiem, czy przyjęłabym ofertę z Nowego Jorku. To, że dałam radę zagrać na przesłuchaniu, jeszcze nic nie znaczy.

Silas wlepia we mnie spojrzenie stalowych oczu, przyglądając mi się uważnie. Na jego pełnych ustach majaczy lekki uśmiech, ale nie poszerza się.

- Masz czas, Julie. Semestr zaczyna się w lutym, kończysz szkołę pod koniec listopada. Co prawda zbliża się już lipiec, ale to wciąż daje ci mnóstwo czasu na złożenie papierów i przełamanie lęków.

Uśmiecham się w podziękowanie za te słowa. Silas trochę mnie uspokoił. Dobrze jest wiedzieć, że nie muszę się z tym wszystkim śpieszyć. Mam czas, mogę podjąć decyzję w spokoju.

- Ale zmieniając temat, jesteś dziś nie w humorze.

- Wiesz czy próbujesz zgadywać? - Podpieram brodę dłonią, pociągając łyk napoju.

Na twarzy blondyna pojawia się uroczy uśmiech, który trochę mnie kupuje.

- Może skończymy pić i po prostu pójdziemy na spacer? Trzeba ci jakoś poprawić humor.

Kiwam głową, nawet jeśli nie jestem tego taka pewna.

Może lubię się smucić.

~~~

Sama nie wiem, czy ten akt odwagi to nie postradanie rozumu. W myślach powtarzam sobie tylko "jesteś idiotką, Julie", a kiedy pukam w drzwi swojego przyjaciela, mam ochotę zapaść się pod ziemię. Po co przychodzę do niego bez zapowiedzi? Miałam tylko zadzwonić do Reece'a i z nim porozmawiać, jeśli bym tego chciała. Nie mówił nic o tym, że mogę wpaść. Co, jeśli jest zajęty? Co, jeśli jest Sonia?! Powoli zaczynam się wycofywać, ale drzwi otwierają się. A niech to, było blisko. Erica uśmiecha się do mnie szeroko, a potem wita się ze mną wylewnie, zapraszając mnie do środka.

- Reece nadal śpi. Ale dobrze, że jesteś. Obudź go i każ przyjść do garażu, dobrze? - prosi jego mama, więc kiwam głową na zgodę.

Mam ochotę wyjść. Ciągle stoję w progu i dopiero powoli zaczynam przemierzać korytarz jego domu, ale prawdę mówiąc, wolałabym zawrócić. To był głupi pomysł. Nie miałam pojęcia, że z Reece'a taki śpioch, ale skoro odsypia w dzień, zamiast z niego korzystać, musiał mocno zarwać nockę. Powoli podchodzę do drzwi jego pokoju, mijając jego kota, który plącze mi się pod nogami. Pukam cicho, a potem zaciskam klamkę i wpełzam do środka.

W pokoju panuje lekki bałagan, na biurku chłopaka leży stos ubrań, wiele kartek wala się po podłodze obok gitary, a łóżko jest nieposłane. Reece leży po jednej stronie materaca, odwrócony tyłem. Kiedy podchodzę bliżej, widzę, jak jego klatka piersiowa się unosi. Nie ma na sobie okularów, a jego włosy są w kompletnym nieładzie. I mimo to, wygląda perfekcyjnie. Wygląda tak naturalnie, zwyczajnie. Nie chcę go budzić, ale wiem, że jeśli tego teraz nie zrobię, jego mama uzna to za dziwną rzecz. No i jak ja mu się wytłumaczę? Wzdycham cicho, a potem siadam na łóżku i przesuwam się w jego stronę.

Raz się żyje.

- Reece - wyszeptuję jego imię, kładąc mu dłoń na ramieniu. - Obudź się.

Potrząsam nim lekko, ale to nic nie daje. Przewracam oczami, a potem wstaję, okrążam łóżko i klękam przed nim, gapiąc się na niego.

- Teraz ja mogę obudzić cię wiadrem zimnej wody - mówię cicho, chichocząc. - Wstawaj, księżniczko.

Kiedy pstrykam go w nos, marszczy brwi, a potem wreszcie otwiera oczy. Mija kilka sekund, nim dociera do niego, że ktoś właśnie tak brutalnie postawił go na nogi.

- Juliette? - Dźwiga się lekko. - Co tu robisz?

Jego pytanie nie należy do tych niemiłych. Chłopak powoli się uśmiecha, a potem odsuwa w bok, bym mogła obok niego usiąść. Spełniam niemą prośbę, modląc się, by jakimś dziwnym sposobem Sonia nie przerwała mi tej chwili, wpadając tutaj.

- Co robiłeś przez całą noc? - Nie odpowiadam na jego pytanie.

- Różne rzeczy. Czy ty mścisz się za to, że ostatnio Sue kazała mi przyjechać? - żartuje.

- Zgadłeś, tylko czekałam na taki moment.

Reece śmieje się cicho, a potem zamyka oczy, które następnie zakrywa sobie dłonią. Korzystając z okazji, sunę wzrokiem po jego ubraniu - szarych, luźny dresach. W najbardziej skrytym kawałku umysłu wyobrażam sobie, jak teraz nachylam się do niego i po prostu go całuję. Matko, gdyby wiedział, o czym myślę, już, by mnie tu nie było.

- Mama kazała ci pójść do garażu - mówię głośniej, a potem dźgam go lekko w brzuch. - Wstawaj.

Chłopak jęczy cicho, ale dźwiga się, przy okazji poprawiając za sobą pościel. Sunie ręką po włosach, poprawiając je, a potem wkłada okulary i podchodzi do szafki.

- Mam nadzieję, że nie widzisz tego bałaganu - rzuca, uśmiechając się krzywo. - Skoro już do mnie wpadłaś, nadal nie mówiąc mi, co tu robisz, to może mi pomożesz? Trzeba jeszcze raz przejrzeć kartony z płytami, bo mama koniecznie chce się ich pozbyć. Muszę poupychać je po chłopakach.

- Chętnie.

Reece otwiera szufladę, a potem wyciąga z niej dwie koszulki. Szybkim ruchem, bez ostrzeżenia, ściąga z siebie tę, którą ma na sobie. Z całego serca cieszę się, że Martin nie ma w pokoju lustra, bo otwieram usta, próbując się nie zaśmiać. Z nerwów zawsze chichoczę. Niby widok chłopaka bez koszulki to nic wielkiego, bo w końcu mieszkam w gorącej Australii, gdzie na ulicy mijam takich na pęczki, ale nie jestem w nich zakochana. I chyba zawsze chciałam zobaczyć Reece'a bez górnej części garderoby, więc z rozmarzonym wzrokiem obserwuję ruch jego ciała. Stoi do mnie tyłem, a mimo, że moje darmowe przedstawienie trwa krótko, wyraźnie dostrzegam zarys jego kręgów szyjnych, a także niewielkie wgłębienia przy linii jego spodni. Uśmiecham się pod nosem, ja też mam takie dziwne dołeczki w dolnej partii pleców.

- Łap.

Szybko wyciągam ręce, żeby złapać to, czym rzucił we mnie Reece, udając, że wcale mu się nie przyglądałam. Zerkam na to, co trzymam w dłoniach. Koszulka. Zwykła czarna koszulka z nadrukiem logo Double Exposure.

- Macie swoje koszulki? - pytam, uśmiechając się szeroko.

- Tylko jeden egzemplarz - odpowiada, zamykając szufladę. - Drzwi obok to łazienka, biegnij się przebrać, poczekam na ciebie na dole. - Unoszę brew, a on, widząc moje zdziwienie, wyjaśnia: - Jeżeli masz mi pomóc, to nie chcę mieć na sumieniu twojego ubrania.

Serce nagle przyśpiesza, tłukąc się mocno w mojej piersi. Tak mocno, że to aż boli. Mam ubrać jego koszulkę. Przyjaciele przecież tak robią. Wysyłam mu niewielki uśmiech, a potem idę się przebrać.

To wcale nie był taki głupi pomysł!

~~~

Cała pachnę jego perfumami. Mogę wdychać je do woli, nie wzbudzając podejrzeń. Matko, jak ja chciałabym mieć taką jego koszulkę. Może to głupie, ale chodziłabym w niej dzień i noc, bo wydawałoby mi się, że jest ze mną.

Wchodzę za Martinem do garażu, rozglądając się po pomieszczeniu. Nie jest zbyt duże, bo to miejsce dla jednego samochodu, ale ilość pudeł, jaka w nim się znajduje, definitywnie świadczy, że to miejsce jest o wiele większe. Drzwi garażowe są otwarte, a z daleka dostrzegam swojego białego Chevroleta, który stoi na chodniku. Reece wzdycha ciężko, a potem podchodzi do jednego z kartonów i otwiera go ostrym nożem. Zerka na mnie, niemo prosząc mnie, bym podeszła.

- Więc tak. Mam zbyt duży sentyment do tych płyt, więc chcę rozdzielić je pomiędzy chłopaków. Jeżeli chcesz jakąś, odłóż sobie na bok. Resztę trzeba jakoś podzielić.

- Nie możesz schować ich gdzieś przed mamą? - pytam, widząc, że patrzy na winyle z tęsknym wzrokiem.

- Chciałbym, ale ona się zorientuje. Zresztą psuje mi się gramofon, a zanim go naprawię miną lata, więc...

Szczęście, że mój jest sprawny.

- Dobra, to jak chcesz to rozdzielić?

Teoretycznie biorę udział w rozmowie, ale tak naprawdę skupiam się jedynie na naszych ramionach, które się stykają. Serce wali mi jak oszalałe, a oddech wydaje się być urywany. Kiedy jednak Reece nagle łapie mnie w pasie, chcąc sięgnąć za coś po mojej drugiej stronie, zagryzam wargi, odcinając sobie dopływ tlenu.

- Patrz na okładki i czytaj nazwę zespołów - prosi, zerkając na mnie.

Jego ciemne włosy nadal są zmierzwione i sprawiają, że chcę zatopić w nich swoje dłonie. Chciałabym musnąć ustami jego wargi i powiedzieć mu, że go kocham. Zamiast tego cytuję tylko The Rolling Stones i kładę winyl na kupce dla Brada. To niesprawiedliwe. Życie jest nie fair. Jesteśmy bliskimi przyjaciółmi, a pomiędzy nami istnieje tak wielka przepaść. Teraz naprawdę dostrzegam, jak bardzo zazdrosna jestem. Jak bardzo chciałabym zająć miejsce Sonii.

Chcieć to móc, Juliette.

- O czym myślisz? - pyta nagle chłopak, a ja już mam gotową odpowiedź "o tobie", której niestety nie mogę użyć.

- O niczym. Posłuchałabym czegoś. Powinnam polubić... - podnoszę wyżej jedną z płyt - Biffy Clyro?

- To dla Cody'ego - rzuca. - Raczej polecałbym ci Muse. Mam tu gdzieś kasetę, powinna być w drugim pudle, a odtwarzacz stoi za drzwiami. Włącz.

Ruszam we wskazane miejsce, sięgając w głąb pudła. I faktycznie, wyciągam z niego kasetę polecanego zespołu, ale także kilka luźnych zdjęć, na których widok od razu topi mi się serce. Przedstawiają Reece'a jako dzieciaka. No dobra, może zostały zrobione nie więcej niż trzy lata temu, ale on miał wtedy czternaście lat, więc...

- Byłeś całkiem uroczy z aparatem na zębach - mówię cicho, szczerząc się.

Reece unosi głowę, omiatając mnie wzrokiem, a potem odkłada płytę Nirvany na kupkę Cody'ego i podchodzi bliżej, stając tuż za mną.

Obejmij mnie, proszę.

Chłopak schyla się na tyle, że gdyby chciał, mógłby oprzeć brodę na moim ramieniu. Czuję jego gorący oddech na swojej szyi i jeszcze mocniejszy zapach. Czy nie mogłabym choć raz zemdleć w jego ramionach?

- Chcesz przez to powiedzieć, że teraz już nie jestem? - droczy się ze mną.

- Dennis wygrywa, wybacz - odpowiadam, nie mogąc się do niego odwrócić, bo wtedy naprawdę wylądowałabym na jego ustach.

Co by było, gdybyśmy pocałowali się tylko przypadkiem? Zmieszalibyśmy się, a potem z tego śmiali, czy raczej nie? Policzki pieką mnie na samą myśl o takiej ewentualności. Muszę się stąd uwolnić. Noel chyba miał rację. Potrzebuję przerwy. Odpycham od siebie myśli, zerkając na drugie zdjęcie, przedstawiające Reece'a, który siedzi na barkach swojego ojca. Nie odzywamy się, tylko wpatrujemy w te zdjęcia. Z mojej perspektywy to błaganie o oddech, niemy krzyk, wołający o pomoc. Reece jest jednak zbyt blisko, a ja zbyt długom nie uruchamiam swoich płuc.

- Dobra, włączaj Muse, trzeba cię podszkolić. - Szatyn wreszcie odsuwa się ode mnie, wracając do sortowania płyt.

Dziękuję!

~~~

Schodzę do swojego pokoju, mając już dość nauki. Jest już grubo po dwudziestej pierwszej i mam ochotę po prostu klapnąć sobie przed telewizorem. Trzymam w dłoniach swój notatnik, spisując tam kilka słów nowej piosenki, nad którą myślę od spotkania z Silasem. Schodzenie ze schodów i pisanie to zapewne nie najmądrzejsza rzecz, którą robię, ale odkąd pojawiłam się u Reece'a, wydaje mi się, że jestem szalona. Na swój sposób.

I'm scared about a million things
I don't know what the future brings
And I ask myself
Where do I go from here?*

Stawiam znak zapytania, jednocześnie wchodząc do salonu. Mama siedzi przed telewizorem razem z Sue. Moja niania ogląda prognozę pogody, natomiast mama zajmuje się jakąś książką. Lubię, kiedy przestaje pracować. Szczerze mówiąc, może to będzie mój moment. Siadam obok Gwen i opieram się o nią. Mama zerka na mnie przelotnie i chociaż nie odrywa wzroku od lektury, obejmuje mnie ramieniem, jednocześnie głaszcząc mnie po włosach. Uśmiecham się lekko, zerkając, co takiego czyta.

- Jak poszedł projekt? - pyta Sue, najwidoczniej już o wszystkim poinformowana.

- Można powiedzieć, że już go skończyliśmy. - Wzruszam ramionami, wlepiając wzrok w zeszyt.

- Widziałam, jak coś niesiesz - kontynuuje kobieta. - Co ciekawego dostałaś?

Reece w końcu dał mi kilka płyt i kasetę Muse, którą muszę posłuchać jeszcze raz. Dostałam pracę domową, mam przesłuchać wszystkie te krążki, a potem zdać mu raport. Muszę zrobić to, kiedy nie będzie mamy, ale myślę, że dam radę, w końcu praktycznie ciągle jest poza domem.

- Reece dał mi coś do przechowania. Nic ważnego. - Macham dłonią.

Kiedy szykowałam się już do wyjścia, Martin zapowiedział, że w ramach podziękowania mogę jutro dłużej spać, bo zawiezie mnie do szkoły. Myślę, że przekonał go fakt, iż wspomniałam o naleśnikach Sue, które niania chce jutro przygotować. Mimo to cieszę się, że wpadnie. Nadal chcę od niego uciec i ciągle jeszcze myślę nad propozycją Noela, ale jeżeli między nami jest dobrze, nie wspominamy ani słowem o naszych cichych dniach, to chcę, by tak zostało.

Tylko, czy zostanie tak do końca?

A/n: Zdecydowałam, że rozdziały będą pojawiać się RAZ w tygodniu (może za wyjątkiem ferii zimowych), ale w zamian za to będą jeszcze dłuższe, o ile to w ogóle możliwe. Mam nadzieję, że ten rozdział Wam się spodobał. Naprawdę nie mogę uwierzyć, że do końca zostało tylko 9, bo czuję się tak, jakbym była w połowie, a wszystkie wątki dopiero co się otwarły. A teraz... W 9 rozdziałów muszę je zamknąć. Na dobre ;;__;;

* Anna Blue - Where Do I Go From Here?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top