SEVENTY NINE

Oh memories where'd you go
You were all I've ever known
How I miss yesterday
And how I let it fade away

Panic! At The Disco - Memories

On za mną stoi, prawda?

Każdy ma taką piosenkę, która przywołuje na myśl wszystkie wspomnienia – te dobre i te złe. Taką piosenkę, która jest po prostu udźwiękowieniem naszych skrytych emocji. I kiedy tak ukrywamy te wszystkie uczucia, zaczyna się ich robić coraz więcej i więcej. Wtedy zaczynają nas zalewać. Trzymają nasze głowy pod powierzchnią wody i patrzą, jak brak tlenu nas zabija.

Muzyka nim jest.

Pośród tych wszystkich osób, które przechodzą korytarzem, tylko nieliczni wiedzą, że właśnie ona potrafi im pomóc. Tylko nieliczni wierzą, że ona faktycznie potrafi zmienić nasze życie. Ja należę do tych, którzy są pewni tego, że muzyka jest spisem naszych uczuć. Reece często tak pięknie mówi o tym, jak ważny jest dla niego kontakt z nią. Zawsze sprawia, że czuję lekkość – swoimi słowami po prostu pozwala innym nabrać tchu. Wciąż to robi, ale teraz... Ja także chcę tego doświadczyć. Chcę uratować kogoś swoją piosenką.

Trwa jedna z przerw, podczas której siedzę w klasie chemicznej i wertuję swój notes. Zawieszam wzrok na kilku rozsianych po kartce tekstach, czytam wersy, które nakreśliłam już dość dawno. Niektóre wydają mi się tak puste, jakby spisane tylko dlatego, że te połączone słowa wyglądają razem naprawdę ładnie. Ale nic poza tym. W jednej dłoni trzymam zatemperowany ołówek, którym ciągle bębnię o blat stołu. Palcem wskazującym drugiej ręki zdrapuję bladoróżowy lakier, który jest w opłakanym stanie.

Po głowie ciągle chodzi mi ta jedna piosenka, którą piszę już od kilku dni. Jest czymś w rodzaju wyznania. To tak, jakbym pisała na kartce wszystkie swoje grzechy, by wreszcie się z nich wyspowiadać. Faktycznie coś w tym jest. Najważniejsze jest jednak to, że nie kłamię. To najszczerszy od dawna opis tego, co czuję. Jestem zbyt tchórzliwa, by po prostu do niego podejść i prosto w twarz na szkolnym korytarzu powiedzieć mu, że go kocham. Że jest dla mnie wszystkim, że w ciągu tych lat zrobił dla mnie więcej, niż ktokolwiek. Ukrywam swoje uczucia, a one wiecznie się gromadzą. One są prawdziwe – są sentencją mojej własnej destrukcji. A ta piosenka ma wszystko, czego jej potrzeba – tekst, który został stworzony na podstawie moich doświadczeń, melodię, która potrafi chwycić za serce i... Przesłanie.

– Myślisz o nim. – Nawet jeśli znam ten głos, podskakuję na krześle, gniewnie spoglądając na swoją przyjaciółkę.

– Skąd ten pomysł? – Uspokajam oddech, powoli zamykając notes.

– Bo wtedy zawsze wyglądasz jak wariatka – żartuje w odpowiedzi. – Co się dzieje?

Chociaż jej ufam, nie potrafię jej powiedzieć. Nawet nie wiem, od czego miałabym zacząć. Camila jest nieświadoma tego, co się ze mną dzieje. Wiem, że dobrze jest się wygadać, ale w ciągu ostatnich tygodni namnożyło się tyle spraw, które przed nią zataiłam, że nie mam zielonego pojęcia, jak rozplątać ten supeł. To wszystko jest tak potwornie pogmatwane.

– Dostałam się na Juilliard – mówię prosto z mostu, całkowicie zmieniając tok myślenia dziewczyny.

Nie patrzę na Cam, zerkam tylko na swoje dłonie. Chciałabym się uśmiechnąć, ale nie potrafię. Mój zapał po wczoraj został ostudzony do cna. Kiedy w nocy, gdy nie mogłam spać, ekscytacja poszła w zapomnienie, strach ogarnął całe moje ciało. Czasem z wielkimi marzeniami tak właśnie jest – wielokrotnie wyobrażamy sobie, jak to będzie, jeśli uda nam się je spełnić, a kiedy to się dzieje, chowamy głowę w piasek. Teraz przychodzi czas na podejmowanie decyzji, ale boję się, że wszystkie osoby, które wiedzą o uczelni, zaczną mnie namawiać. Ja będę zastanawiać się nad tym, czy studiowanie na kierunku muzycznym w Nowym Jorku ma jakikolwiek sens, a inni będą mówić „nie marnuj szansy, Juliette".

– O matko! – Zasłania sobie ręką usta, otwierając szerzej oczy.

– Tylko mi nie gratuluj...

Błękitne tęczówki dziewczyny błyskają niezrozumieniem. Pewnie myśli teraz, że postradałam zmysły. Oczywiście nie zamierzam zaprzeczać, zgadzam się z tym. Oszalałam. Moja dusza po prostu szaleje. To kojarzyło mi się ze słowami niemieckiego filozofa – to przecież ci, których widziano tańczących, uważano za szalonych przez tych, którzy nie mogli usłyszeć muzyki. I z tego całego wariactwa wstaję, łapiąc za swój zeszyt, a potem natychmiast kieruję się na korytarz. Wiem, że Camila idzie za mną, bo już za chwilę jej palce owijają się wokół mojego przedramienia. Zatrzymuję się, bardzo wolno odwracając się w jej stronę.

– Dlaczego mam ci nie gratulować? Co cię ugryzło, przecież to świetna wiadomość?! – pyta, marszcząc lekko brwi.

Wpadam w istny obłęd, czuję się niczym Alicja w Krainie Czarów. Albo nie, jak Kapelusznik. Chyba mamy ze sobą coś wspólnego. Uczucia to szuje, czasem zmieniają się jak w kalejdoskopie – moje przechodzą właśnie dość konkretną zmianę, a ja staję się po prostu zła.

Wściekła.

– Bo możliwe, że ja wcale tego nie chcę, rozumiesz? Wszystko mi się miesza i nie wiem, czy Juilliard jest dobrym wyborem. Reece naprawdę miał rację, dobrze o tym wiesz. Ja... Ja nie wiem, czego chcę i to mnie dobija!

Blondynka patrzy na mnie z troską, ale zaledwie kilka sekund później zerka gdzieś na mnie i uśmiecha się, by dodać mi otuchy. Zamykam na moment oczy, wiem, co znaczy ten gest.

– On za mną stoi, prawda? – Przygryzam policzek od wewnątrz, odwracając się ze świadomością, że zaraz znów go zobaczę.

Reece Martin ucieka dokądś wzrokiem, ale zaraz potem kieruje go prosto na mnie, przewiercając mnie nim na wskroś. Wydaje mi się, że patrzy na mnie z jakimś wyrzutem, ale jednocześnie ze współczuciem. Cóż, wtedy w auli dałam mu w policzek za to, że próbuje kierować moim życiem i mówi mi, co dla mnie najlepsze. Teraz to on powinien mną potrząsnąć i wrzasnąć, że mam się wreszcie ogarnąć. Niezdecydowanie sprawia, że ja i Szalony Kapelusznik powinniśmy podać sobie dłonie.

– Julie? – wypowiada moje imię, prawie sprawdzając, czy rzeczywiście tak się nazywam. Bardzo ostrożnie podchodzi bliżej i kładzie mi dłoń na ramieniu. – Oddychaj.

Robię głęboki wdech, gdy on uśmiecha się kącikiem ust, unosząc go w górę aż przesadnie. Ten krzywy uśmiech za każdym razem sprawia, że moje serce przyśpiesza.

– Jeszcze wczoraj tak się cieszyłaś, co się zmieniło? – pyta chłopak, pchając mnie lekko w stronę ławek. Camila towarzyszy nam, idąc tuż obok mnie. – Chodzi o mamę, tak? Mówiłaś, że nie była...

– To akurat nic nowego. – Przerywam mu. – Pamiętasz, jak mówiłeś mi, że to właśnie przy waszej muzyce...

– Czujesz ją naprawdę? – Unosi jedną brew, kończąc zdanie za mnie. – Pamiętam i nadal jestem tego samego zdania, ale pamiętam też, że bardzo wyraźnie dałaś mi do zrozumienia, że się mylę.

Moje policzki pieką mnie lekko. Czuję się taka skrępowana. Nie tylko dlatego, że Reece wypomniał mi to, jak mu przyłożyłam, ale też fakt, że jest tutaj Camila. Jest moją przyjaciółką, a ja mam wrażenie, że nie powinna przysłuchiwać się tej rozmowie. To idiotyczne, że moja podświadomość nagle traktuje ją jak intruza.

– Przepraszam za tamto. – Kręcę głową z zażenowaniem. – Problem tkwi w tym, że miałeś rację. Muzyka... To teraz coś więcej. I dlatego nie wiem, co robić.

Uciekać?

Powinnam powiedzieć mu coś zupełnie innego. Nie powinnam insynuować, że sama dokonałam takiej analizy, że sama coś takiego wymyśliłam. Powinnam powiedzieć: „To ty pokazałeś mi, że na wszystko trzeba spoglądać zupełnie inaczej. To ty poleciłeś mi szukać drugiego dna, nawet jeśli wszyscy ci, którzy szukali go przede mną, nie znaleźli go".

– Juilliard to twoje marzenie od lat. A poza tym, czy fakt, że pokochałaś inny gatunek muzyki oznacza, że musisz wszystko rzucać? – Opiera głowę o ścianę. – Byłaś przywiązana do klasyki, ja naprawdę to rozumiem, ale spójrz na mnie. Czy myślisz, że ja naprawdę słucham tylko rocka? – Uśmiecha się, a potem wstaje. – Muzyka to nie tylko jeden gatunek. Jest blues, soul, jazz, country, disco, ska, techno... I mógłbym tak wymieniać!

Przypomina mi dzieciaka, który opowiada rodzicom o tym, co chciałby dostać od Mikołaja na święta. Jego oczy błyszczą jak lampki choinkowe. To w nim kocham. Ma w sobie tyle zapału i nawet podczas wymieniania mi zaledwie kilku znanych gatunków muzycznych, ekscytuje się do takiego stopnia.

– Nie ograniczaj się – dodaje. – Wiem, że twój wyjazd oznacza odejście z zespołu, ale to nie znaczy, że musisz skupiać się tylko na muzyce klasycznej.

Mam ochotę powiedzieć mu, że pod tym względem mówi prawdę. Ale gdyby wiedział, że stoję przed tym okropnym skrzyżowaniem... Przestając kłamać, sprawię, że zostanę zepchnięta z mojego zamku na wzgórzu. Wtedy Juilliard będzie jedyną opcją. Ale teraz...

– Juliette – znów siada obok mnie – nie zastanawiaj się, tylko spełniaj swoje marzenia. Jeżeli życie daje ci cytryny, to korzystaj, bo tu nie ma nic za darmo. Zasłużyłaś na to.

Słyszę cichy śmiech Camilii, więc odwracam głowę w jej stronę. Dziewczyna uśmiecha się do nas, a potem unosi kciuk.

– Zgadzam się z Reece'em. Poza tym wiesz, że będziemy za tobą tęsknić, ale rozłąka jest tego warta. A zanim się obejrzysz, wrócisz do Australii.

Nie wyjeżdżam jutro ani za miesiąc. Jeśli faktycznie posłucham tej dwójki, wyjadę dopiero w sierpniu przyszłego roku. Ja jednak już teraz mam ochotę płakać z tęsknoty. Bo nie wyobrażam sobie, by pewnego dnia to wszystko na dobre odeszło. Wiem, że przyjaźń z Cam i Bai nie skończy się tak po prostu. Wiem jednak, że Reece i ja... To nie przetrwa. I już za nim tęsknię, a na samą myśl o tym, że on odejdzie, mam wrażenie, że moje oczy zaczynają się pocić.

– Rany, Julie, nie rozklejaj nam się tu – mruczy Reece, a potem bez ostrzeżenia obejmuje mnie ramieniem. – Wiesz, co pomyśleli by sobie chłopaki? – Uśmiecha się.

– Wiem, co by powiedzieli. Dennis i Brad rzuciliby jakimś żartem, a Cody zacząłby płakać ze śmiechu – mówię cicho.

Cam mruga do mnie prawie niezauważalnie. Ramię Reece'a znika tak nagle, pozostawiając za sobą jedynie pustkę. Kiedy podnoszę głowę, zauważam Sonię. Patrzy na nas nieodgadnionym wzrokiem, ale potem uśmiecha się do Martina, który podnosi się z ławki i całuje ją... Prawdopodobnie w usta, nie mam pojęcia, bo odwracam wzrok.

– Idziesz na lekcję? – pyta dziewczyna, a potem wysila się na uśmiech, którym obdarza mnie i Cam.

– Tak, odprowadzę cię – odpowiada szybko, ale odwraca się po raz ostatni. – Znajdź chłopaków, gwarantuję, że poprawią ci humor. Do zobaczenia.

Zagryzam szczękę. Ból jest jak atrament, który rozpuszcza się w szklance z wodą. Barwi mnie od środka i sprawia, że wszystko staje się rozmazane.

Wszystko jest zamglone.

~~~

Zamykam drzwiczki samochodu i opieram głowę o kierownicę, wolno wypuszczając powietrze. Kiedy na powrót unoszę głowę, rozglądam się wokół. Lekcje skończyły się kilka minut temu, więc na parkingu krąży wiele uczniów. Coś nie pozwala mi odjechać. W bocznym lusterku widzę dwa znane mi samochody – brązową Optimę i granatowe Subaru. Mimo to nie widzę ani Cody'ego, ani Reece'a. Ciekawe, gdzie mają dziś próbę. Jako że Martin chciał zachować w tajemnicy to, jaką piosenkę udało mu się wreszcie napisać na jutrzejszy finał, naprawdę odprawił mnie w kwitkiem.

Za jego poleceniem faktycznie rozmawiałam z chłopakami, ale starałam się nie wspominać o swoim niezdecydowaniu, bo to mijałoby się z celem. Zaczęlibyśmy rozwodzić się nad całą sprawą z USA, a ja chciałam po prostu na moment o tym zapomnieć. Z tamtą roześmianą trójką po prostu dobrze się zapomina.

Sięgam do włącznika radia i czekam, aż mechanizm zaskoczy. Gdy z głośników zaczyna sączyć się dobrze znana mi piosenką, którą poznaję od razu, uśmiecham się. Utwory Eda Sheerana definitywnie coś w sobie mają. A może to jego tajemniczy głos? W każdym razie Little Bird dobrze mi się kojarzy. Wzdycham lekko, a potem wreszcie przekręcam kluczyk w stacyjce. Czekam, aż samochody wyjadą, a potem sama cofam auto i ostrożnie włączam się do ruchu.

Pod nosem nucę słowa piosenki, starając się nie myśleć o uczelni. Sam Reece powiedział, że mam spełniać marzenia. Dla mnie zabrzmiało to raczej jak zachęta do tego, by od niego uciec. Powtarzam to słowo do znudzenia: ucieczka, ucieczka, ucieczka. A czy to nie jest właśnie tak, że tylko ten jeden moment jest tak trudny? Przecież pierwsze kroki zawsze stawia się najtrudniej.

Z drugiej strony – są jednak osoby, które pewnego dnia, leżąc na kanapie, po prostu podjęły decyzję. Złapały za swój płaszcz, zostawiły krótki liścik na kuchennym stole i trzasnęły drzwiami. I to wcale nie było dla nich tak trudne. Pozostawili za sobą rodzinę, przyjaciół i odeszli, szukając szczęścia daleko od miejsca, w którym tkwili. Czy powinnam nazwać to odwagą? Jeżeli ktoś tak po prostu wyjeżdża, nie mając zapewnionego mieszkania, pracy, wiele ryzykuje. Tylko że to właśnie w tym ryzyku może znajdować się przepis na nowy, lepszy początek.

A życie nie jest po to, by być. Jest po to, by żyć.

Reece powiedział dziś coś zabawnego, ale prawdziwego. Kiedy życie daje ci cytryny, korzystaj z nich, ponieważ nie ma nic za darmo. I chcę wierzyć, że ja zasługuję na to, co mnie spotyka. W ostatnim czasie popełniłam wiele błędów i według mnie nie należy mi się nagroda, ale skoro los zdecydował inaczej...? Może warto podjąć moje małe ryzyko, wreszcie postąpić właściwie i tak, jak na prawie dorosłą kobietę przystało.

Nie chciałabym pewnego dnia przyjść do domu z nudnej pracy, która nie sprawia mi przyjemności, a potem usiąść przy pianinie, dopiero wtedy dając upust uczuciom. Nie chcę robić tego z sentymentu, chcę grać i tworzyć dlatego, że to kocham.

Piosenka w radiu zmienia się na Superheroes od The Script, ale ja jestem już niedaleko domu. Obiecuję sobie, że podejmę się ryzyka. Pewnego dnia po prostu stanę na scenie i zaśpiewam. Pewnego dnia skomponuję calusieńką ścieżkę dźwiękową do Oscarowego filmu. Pewnego dnia po prostu spełnię marzenia.

– Strach jest chwilowy... Później żałujemy już na zawsze – mówię na głos, zatrzymując się na swoim podjeździe.

To słowa piosenki, która nagle wpada mi do głowy. Kolejnej piosenki, którą oddam zespołowi. Ostatnią, jaką napiszę dla Double Exposure. A jeśli podejmuję ryzyko spełniania marzeń, to biorę na siebie wszystko, od początku do końca. Chłopaki poznają prawdę. Pod koniec roku wyznam im wszystko.

Muszę pozbyć się zmartwień.

~~~

Wcinam spaghetti, siedząc w swoim pokoju. Od razu po odrobieniu pracy domowej, wzięłam się za oglądanie pierwszego sezonu Pretty Little Liars. Od dawna zamierzałam się za to zabrać, ale dopiero dziś nadszedł czas, by po prostu wyluzować się na łóżku z laptopem na kolanach. I wcale nie żałuję tej decyzji, bo serial wciąga jak cholera. Jestem zapatrzona w ekran i zasłuchana w dialogi bohaterów do tego stopnia, że prawie nie zauważam dzwoniącego telefonu. Ledwie kątem oka dostrzegam podświetlony ekran, jak w amoku sięgając po urządzenie. Z automatu opieram talerz spaghetti na swoim brzuchu, klikając w odpowiedni guzik na telefonie.

– Halo? – Odsuwam tylko jedną słuchawkę, nadal oglądając serial.

– Jak leci, Juliette? – Natychmiast poznaję głos Dennisa. – Mam nadzieję, że nie przeszkadzam.

– Oglądam serial, ale dla ciebie zrobię wyjątek – odpowiadam, pauzując film. – Coś nie tak?

– Właściwie to zależy. Reece mówił, że rozmawialiście o twoich studiach na poważnie i... Zastanawiałem się, jak się trzymasz.

– Chodzi ci o samą rozmowę z Martinem, prawda? – upewniam się, opierając głowę o poduchy.

– Taa...

– Denny, do mojego wyjazdu wciąż będziesz o to pytać? – Jestem pewna, że przestanie o wiele szybciej. – Jest tak, jak przez ostatnie lata. Trzymam się świetnie.

– Kłamiesz?

– Nie. – Przewracam oczami. – Po prostu mi nie wierzysz.

Chłopak śmieje się cicho.

– Facetom ciężko gadać o uczuciach, nie? – Broni się.

– Sam zacząłeś! – przypominam mu, uśmiechając się pod nosem,

– Szczegóły, Juliette. Szczegóły. A tak z innej beczki, nie zgadniesz, co wymyślił Martin.

Zsuwam laptop z kolan i kładę go na pościeli, bo czuję, że zapowiada się na dłuższą rozmowę. Do zakończenia odcinka zostało mi tylko kilka minut i ciągnie mnie, by szybko zobaczyć, jak skończy się pierwsza część, ale muszę to jakoś ścierpieć.

– Postanowił towarzyszyć twojej siostrze w byciu księżniczką? – pytam, powołując się na opowieść Cody'ego, który wspominał, że mała Tiannah strasznie chciała pobawić się z naszym przyjacielem.

– Matko, to byłoby dobre, serio. – Dennis zaczyna się śmiać. – Nie, chodzi o to, że postanowił pójść na pierwszy ogień i chce grać w ciemności.

– Przecież wtedy nie będziecie nic widzieć – kwestionuję jego pomysł.

– Nie cały koncert, młoda. Jest taki kawałek, który wymaga nastroju i... wtedy zgasną wszystkie światła. Jak myślisz, uda mu się, czy stchórzy?

Kiwam głową, chociaż tego nie widzi. Jeżeli Reece także wziął pokonywanie strachu na poważnie, to wiem, że to zrobi. Przestanie bać się ciemności i stanie się przez to silniejszy.

– Da radę – odpowiadam.

– A ty? Kiedy wyjdziesz na scenę? – Słyszę ciche szmery po drugiej stronie słuchawki. – Skoro każdy z nas zamierza pokonać to na poważnie, kiedy się za to weźmiesz?

– Wiesz, że to nie tak łatwe. – Wstaję z łóżka, zaczynając krążyć po pokoju. – Ciemność to jedno, wyjście na scenę to drugie.

– Pamiętasz, czego ja się bałem? Dobrze wiesz, że gdy tylko zaliczyłem semestr, poczułem się pewniej. Jeśli boisz się coś zrobić, to dobrze, bo możliwe, że to tylko zapowiedź czegoś wielkiego.

Uśmiecham się lekko, a potem opieram czoło o ścianę, zastanawiając się nad jego słowami.

– Juliette, możesz się bać, ale zrób to mimo wszystko. Wszyscy musicie postawić się temu, przed czym uciekaliście. Jeśli chcesz czegoś, czego nigdy nie miałaś, zrób coś, czego nigdy nie robiłaś. I tyle. Wiem, że to trudna filozofia, ale rozmawiałem dzisiaj ze swoim bratem i doszedłem do pewnego wniosku. Strach to kłamca. A kłamcom nie można ufać.

Przestaję oddychać na kilka długich chwil, aż moje płuca proszą się o tlen. Dennis ma rację – kłamcy nie zasługują na zaufanie. Ja nie zasługuję na zaufanie, jakim dążą mnie chłopcy. Za to wszystko, co dla mnie robią, za pomaganie mi w przezwyciężaniu lęku, za wsparcie, ja odpłacam się oszustwem. Biorę wszystko, nie oddaję niczego w zamian. I wcale nie oczekuję, że to wszystko zostanie mi wybaczone.

Mam nadzieję, że pewnego dnia zadławię się swoimi kłamstwami.

– A jeśli kłamstwo ratuje nam dupę? – Przełykam głośno ślinę, kładąc dłoń na wysokości serca.

– Jak dla mnie, nieważne, jak bardzo będziesz starać się zrobić dobrze, to wszystko i tak się na nas zemści. Karma jest dziwką, Juliette, ale za to sprawiedliwą.

I niedługo właśnie ta dziwka wyda na mnie wyrok.

~~~

Melodia jest gotowa. Słowa są gotowe. I dzięki kilku zwrotkom przenoszę się daleko w przeszłość, do dnia, gdy wszystko się zaczęło. Gdy się zakochałam. Pamiętam wszystko tak wyraźnie, jakbym to wczoraj zobaczyła Reece'a po raz pierwszy. W ciągu tych kilku zwrotek poznawałam go. Ponieważ wydaje mi się, że tworzenie i słuchanie muzyki jest podobne do zawierania znajomości. Na początku podoba nam się tylko dźwięczne brzmienie... Potem cały tekst.

Cisza wręcz mnie owiewa. Czuję jej chłodny dotyk na nagich ramionach. Mam wrażenie, że przysiada się obok mnie, delikatnie rozplątując moje włosy. Jest tuż obok mnie, w ciemnym, pustym pokoju, zajmuje miejsce na niewysokiej ławie do fortepianu. Może właśnie uśmiecha się, zerkając na mnie szklanymi oczami. W każdym razie jej obecność wycisza. Leopold Stokowski powiedział kiedyś, że malarz maluje obrazy na płótnach, ale to muzyk maluje swoje obrazy w ciszy.

Zamykam oczy, w duszy nadal słysząc piosenkę, którą opanowałam do perfekcji. Pewnego dnia się nie dam, pewnego dnia zrobię to, o czym nawet nie myślałam.

Ciszę przerywa dzwonek nadchodzącej wiadomości. Dłonie, które dotychczas mnie dotykały, rozpływają się, pozostawiając za sobą jedynie lekką poświatę. Sięgam po komórkę, leżącą na klapie fortepianu i odblokowuję ekran.

Reece Martin:

Wiem, że miałem uczyć cię rocka, ale muszę podzielić się ze wszystkimi tym, co dopiero odkryłem. Ta EPka jest świetna! [wysłano link]

Klikam w podświetlony ciąg liter i cyfr, który przenosi mnie do aplikacji Spotify. Natychmiast otwiera mi się spis nowych utworów Johna Mayera, które prawdopodobnie znajdą się na płycie wokalisty. Uśmiecham się pod nosem i wcale nie zmuszając się, włączam przycisk odtwarzania.

Juliette Rivers:

Znajdź jego utwór, który jest niewypałem.

Reece Martin:

To wyzwanie?

Juliette Rivers:

Skąd pomysł?

Reece Martin:

Przesłucham wszystkie albumy :v

Juliette Rivers:

Nie wysilaj się i tak nic nie znajdziesz. Poza tym widzisz, która jest godzina? Idź spać, Reece. Jutro wielki dzień. Dobranoc.

Reece Martin:

Dobrze, mamo

Wzdycham, a potem zanurzam się w dźwiękach, czekając na ciszę, która wróci do mnie już niedługo. 

A/n: Przed nami już tylko finałowy rozdział oraz epilog i podziękowania. Niedługo zaczynamy odliczanie! Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodobał ;) 
Pierwszy cytat: Friedrich Nietzsche

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top