SEVENTY FOUR
That day was a blur for me
She made me promise not to cry
So here's a drink I drink to thee
Hollerado - Juliette
Więc zgoda?
Mimo przelotnego deszczu, który towarzyszy mi w drodze do szkoły, zapowiada się całkiem ładny dzień. Chociaż zima jest w tym roku naprawdę pogodna, już nie mogę doczekać się wiosny. Dziś mamy ostatni dzień czerwca i to już dziś przedstawimy Lighthouse na przedostatnim koncercie w Bitwie. Gdyby się tak zastanowić, to wszystko minęło, jak z bicza strzelił. Ledwo co dowiedzieliśmy się o tym, że będziemy konkurować z Duster Balance, a tu powoli czeka na nas finał.
Wchodzę na korytarz, wtapiając się w tłum uczniów. Moja dżinsowa kurtka, pomimo paru kroków od samochodu do budynku, jest mokra, więc ściągam ją i strzepuję z niej nadmiar wody. Mam szczerą nadzieję, że ja sama wyglądam lepiej od niej. Idę wprost do swojej szafki, by tam zostawić ubranie i przejrzeć się w maleńkim lusterku, które powinno gdzieś tam być. Kiedy dochodzę na miejsce, wybieram właściwy kod, a potem zaczynam szperać w tych wszystkich rzeczach, które tam trzymam. Przyznam, że powinnam zrobić tu porządek, bo dziwię się, że wciąż znajduję tam książki. Moja szafka jest jak czarna dziura – bez dna.
Uśmiecham się pod nosem, znajdując interesujący przedmiot. Unoszę lusterko przed siebie i zaczynam poprawiać włosy, które, rozpuszczone, lepią mi się do twarzy. Nie mam szans na wysuszenie ich, ale mogę przynajmniej je spiąć, więc w tym samym momencie sięgam do kieszeni spodni, szukając w niej gumki. Myślę sobie o niebieskich migdałach, skupiając umysł jedynie na rzeczach naprawdę nieważnych. Po wczorajszym dniu wolę zostawić sobie ciężkie myśli na wieczór, a nie psuć sobie humor o ósmej rano.
– Możemy porozmawiać?
Dźwięk tego głosu sprawia, że prawie upuszczam lusterko. Cóż, może siedmioletni pech nie byłby taki zły w porównaniu z tym, co prawdopodobnie mnie czeka. Rozglądam się po zatłoczonym korytarzu, podświadomie błagając, by przeszła tędy Camila lub Bailey, one by mnie uratowały. Zamiast tego, odwracam się, uśmiechając się lekko pod nosem.
– O czym? – pytam, zerkając na Sonię z ukosa.
Sonia ma w sobie naprawdę dużo pewności siebie i to aż od niej bije. To bardzo podobne do Reece'a, on też roztacza taką dziwną aurę. No i oboje wyglądają naprawdę dobrze. Z takiego bliska, mając więcej czasu, dostrzegam, że skóra dziewczyny jest zwyczajnie gładka niczym szkło. Jej oczy mają naprawdę niezwykłą barwę, a ciemne włosy lśnią. Wydaje mi się także, że nawet zwykła spódniczka, koszulka i długi sweter leżą na niej lepiej niż na mnie. A może tylko przesadzam?
– Chyba... Chyba wtedy źle cię oceniłam – zaczyna, uciekając wzrokiem. – Nie powinnam była tak reagować.
Postanawiam zgrywać głupią, chociaż domyślam się, do czego dąży.
– Nie bardzo rozumiem. – Wpakowuję lusterko do szafki, a potem zamykam ją, robiąc krok w tył.
– Wtedy w garderobie, naskoczyłam na ciebie, jak ostatnia wariatka. Uwierz, że nie tego chciałam. – Uśmiecha się przepraszająco. – Wiem, jak to wyglądało, rozmawiałam o tym z Reece'em. Ja... Wtedy jeszcze nie rozumiałam, że jesteście tak dobrymi przyjaciółmi.
Cóż, nie spodziewałam się, że dojdzie do tej rozmowy, ale skoro nie mam wyboru, muszę powiedzieć jej prawdę. Prawdę i tylko prawdę.
– Musisz wiedzieć, że ja w życiu nie zrobiłabym nic, co mogłoby wam zaszkodzić. Owszem, Reece jest moim przyjacielem i zależy mi na jego szczęściu – odpowiadam, krzyżując ramiona. – On bardzo cię kocha i nigdy by cię nie zdradził. Ja mogę być co najwyżej twoją sojuszniczką, ale nie wrogiem. Nie chcę, byś go we mnie miała.
Sonia wydaje się być naprawdę zawstydzona. Ale jeśli mam być szczera, ja także widzę teraz, że dotychczas źle ją oceniałam. Kiedy tak z nią rozmawiam, wydaje się być jedynie zakochaną w moim przyjacielu dziewczyną, która zwyczajnie boi się, że go straci. I ja naprawdę ją rozumiem. Bo gdyby Reece był mój, bałabym się tak, jak ona.
– Wiem, Juliette. I naprawdę przepraszam za tamten wybuch. Kazałam ci wyjść, zupełnie nie rozumiejąc tamtej sytuacji. Przecież ty tylko go pocieszałaś, a ja... Dopowiedziałam sobie resztę.
Przenoszę wzrok na jakikolwiek inny punkt – na okno, na trawnik pokryty kropelkami deszczu, które iskrzą się w słońcu, na uczniów. Zastanawiam się, ile jeszcze będę musiała kłamać? Wydaje mi się, że właśnie to robię, ciągle kłamię i zmyślam, przy okazji ucząc się od Martina, jak zachowywać kamienną twarz. Okłamałam już każdego – swoich przyjaciół, rodzinę, obcych. I nie rozumiem, co się ze mną dzieje, ja nigdy taka nie byłam. Kiedyś byłam porządną dziewczyną, której prawda dosłownie wylewała się z ust, ale teraz?
To nie ja.
– Nie mam ci tego za złe, bo przypuszczam, że zachowałabym się podobnie – mówię wreszcie. Chociaż ta rozmowa wiele mnie kosztuje, dodaję: – Lepiej o tym zapomnijmy i zakopmy topór wojenny. W końcu ja jestem w zespole, a Reece to twój chłopak, więc natkniemy się na siebie niejednokrotnie.
– Masz rację. Więc zgoda? – Wyciąga do mnie dłoń, którą ujmuję. – Skoro zaczynamy od początku, jestem Sonia.
– Juliette. – Uśmiecham się przyjaźnie, patrząc jej prosto w oczy.
Czy mogę uznać rozpoczęcie znajomości z Sonią jako dobry znak? W końcu ruszam na przód i nawet jeśli czuję pieczenie w gardle, utrzymuję na twarzy uśmiech. Nigdy nie przygotowywałam się, by robić to, co robię, ale koniec końców to właśnie dzięki temu jakoś sobie radzę. Dzięki tym głupim kłamstwom jestem w stanie żyć normalnie tak jak kiedyś. Żałuję, że jeszcze nie posiadłam tej umiejętności bycia obojętną na wszystko, co mnie otacza. Ale przysięgam, że gdy to zrobię, gdy wreszcie nauczę się, jak nie przejmować się każdym drobnym słowem i chodzić z uniesioną głową, kiedy niebo się nade mną wali, wykorzystam to w stu procentach.
Wykorzystam, by się uratować.
~~~
Camila i Bailey wiedzą już o wszystkim. Powiedziałam im jeszcze przed przerwą obiadową, a teraz, kiedy razem siedzimy na stołówce, zajmując stolik w rogu, one wypytują mnie jeszcze o szczegóły. Nie jestem w stanie udzielić im satysfakcjonującej odpowiedzi, bo nie wiem, czego oczekują. Camila twierdzi, że powinnam wygarnąć Sonii za to, co mi zrobiła i jej słowa rzeczywiście nie są głupie, z drugiej strony Bai mówi, że postąpiłam słusznie – w końcu naprawdę będziemy się widywać.
– Możemy porozmawiać o czymś innym? – przerywam ich wymianę zdań, kładąc dłonie na blacie.
Obie przestają jeść i rozmawiać, a potem wymieniają się spojrzeniami. Co jak co, ale na takie tematy jestem naprawdę drażliwa i muszę mieć ogromną ochotę, by się komuś wygadać, bo inaczej...
– Przepraszam, dziewczyny, ale to koniec tematu. Czasu nie cofnę i zostawmy to tak, jak jest, okej? – Spoglądam na nie błagalnie.
– W porządku – rzuca Bailey, posyłając mi uśmiech.
– Martin wygląda na ledwo żywego – ogłasza nagle Cam, skinieniem głowy wskazując w kierunku drzwi.
Na początku walczę ze sobą, by nie podnosić głowy, ale w końcu robię to. Bailey odchyla się nieznacznie na siedzeniu, ponieważ siedzi tyłem do wejścia, ale także mierzy Martina wzrokiem. Reece nie jest sam, towarzyszą mu chłopcy oraz Sonia, która rozmawia z jakąś dziewczyną, uśmiechając się szeroko. Posłusznie zerkam na wokalistę, który idzie wraz z Cody'm, trzymając się za jego ramię. Poznaję ten senny uśmiech i dam sobie głowę uciąć, że pewnie siedział nad jakimś muzycznym projektem przez caluśką noc. Dziwię się, że znów przyszedł do szkoły, bo w końcu po południu czeka go występ. A on, jako ten wulkan energii, musi być gotowy na to całe szaleństwo.
– Pisał piosenkę – mówię lekceważąco, spuszczając wzrok na sałatkę, ale wiem, że w tym samym czasie moje przyjaciółki zaczynają się we mnie wpatrywać.
– Skąd wiesz? Przecież dziś z nim nie rozmawiałaś – zaczyna Cam.
– Znam go... – szepczę.
Cieszę się, że chłopaki mnie nie widzą. Ja udaję rozmowę z dziewczynami, kątem oka podglądając zespół. Przez ten moment czuję się tak, jak kilka miesięcy temu. Jak rok, dwa lata temu. Wtedy siadywałam na stołówce i przyglądałam się chłopakom, Martinowi, wiedząc, że nigdy nie odważę się na zwyczajną rozmowę z nim. Był kimś tak odległym, że cała galaktyka była jedynie drogą tak długą, jak ze szkoły do mojego domu. Byliśmy wtedy tak różni, że nawet w wyobraźni brakowało mi tematów do rozmów z nim. A teraz... Mam go na wyciągnięcie ręki. Dzielę z nim uśmiechy, uściski, ale nie jest nam dane być razem.
Dobre i to.
– Juliette, ignorowanie świetnie ci idzie, ale na niego to nie działa. – Camila zaczyna chichotać, a potem posyła mi kuksańca w bok.
Krzywię się, kątem oka widząc, że Martin powoli zmierza w naszą stronę. Zagryzam zęby tak mocno, że aż boli mnie szczęka. Ale to znów ten moment, kiedy muszę zarzucić sobie na usta słodki uśmiech. Podnoszę głowę akurat w momencie, gdy on siada na wolnym krzesełku obok Bailey. Zapach jego perfum natychmiast próbuje mnie omamić, ale ja wmawiam sobie, że to na mnie nie działa. Swoją drogą, muszę mu dziś oddać jego koszulkę.
– Hej, dziewczyny – wita się cicho.
Odpowiadamy chórem, kiedy ja wciąż próbuję skupić wzrok na czymkolwiek. Byle nie na nim. Byle nie na jego ciepłych, brązowych oczach, krzywym uśmiechu i...
– Przyjdziecie dziś na koncert? – zagaduje moje przyjaciółki, włączając je w rozmowę.
Wolałabym, aby przeszedł do rzeczy i wrócił do swojej dziewczyny. Wiem, że jestem na niego cięta, ale... Co ja poradzę? Rozmowa z Sonią pozwoliła mi wreszcie wyjaśnić sobie kilka spraw, ale nie czuję się komfortowo, widząc, że ona mi się przygląda. Na pewno nie ufa mi w stu procentach i ciągle jest choć trochę uprzedzona. Zerkam na Martina, który zaprasza dziewczyny na koncert, a później wreszcie zyskuję jego uwagę.
Chłopak sięga do swojego plecaka i wyciąga z niego płytkę, zapakowaną w przezroczystą folię. Kładzie ją na stole, a potem trzema palcami przysuwa ją w moim kierunku, nie przerywając kontaktu wzrokowego.
– Proszę, przesłuchaj to dziś wieczorem – mówi, wyraźnie przygryzając wewnętrzną stronę policzka. – Zamknij oczy i po prostu się skup, okej?
– Co to? – pytam, zamiast obiecać mu, że tak właśnie zrobię.
– Po prostu posłuchaj. – Mruga, a potem wstaje i odchodzi do chłopaków.
Reszta zespołu macha do mnie, a ja tylko uśmiecham się lekko. Łapię w dłonie płytkę i przyglądam się jej. To jakaś składanka z muzyką? Konkretne nagranie? Film, który powinnam obejrzeć? Jego tajemniczość mnie fascynuje, więc chowam płytę do plecaka, zabezpieczając ją, a potem posyłam Camilii pytające spojrzenie, zauważając, że przygląda mi się badawczo. Przez cały lunch robimy wyłącznie to, toczymy chorą bitwę na spojrzenia.
– Jak się czujesz, kiedy on tak się na ciebie gapi? – pyta Bailey, odwracając się przez ramię.
Reece nie patrzy w moim kierunku. Jest pochłonięty rozmową z Dennisem i grzecznie zjada swoją kanapkę.
– Czasem dziwnie – odpowiadam. – Ale on się na mnie nie gapi, bez przesady.
– Wiesz, o co mi chodzi. Jest bezpośredni, nie ucieka wzrokiem i tak dalej. – Wzrusza ramionami. – Nie jest przy tobie skrępowany.
Wiem, co chce przez to powiedzieć. Ale nim ona zdąży wypowiedzieć te słowa na głos, ja wstaję i narzucam sobie plecak na ramię.
– Muszę lecieć, do zobaczenia na koncercie.
~~~
Because I try to forgive
And now I try to forget
You telling me all it is
And when I'm hearing it in
It was all just a lie
~~~
Wchodzę do klubu i od razu idę prosto w kierunku sceny, gdzie muzycy już się rozgrzewają. Od dwóch godzin myślę jedynie o płytce, którą dał mi Reece. Kiedy wróciłam do domu, musiałam przygotować się do ponownego wyjścia i nie miałam czasu, by przesłuchać jej zawartość. Co tylko sprawia, że moja ciekawość wzrasta. Mam tylko nadzieję, że to nie będzie nic nieistotnego.
Ostry riff gitary przerywa ciszę, natychmiast przyciągając moja uwagę. Za jakieś niecałe półgodziny otworzą się bramki i rozpocznie się koncert. Idę w swoje bezpiecznie miejsce, kiwając do chłopaków na scenie. Jestem w stu procentach pewna, że ludzie z Dustera gdzieś tutaj są. I boję się, że prędzej czy później będę musiała porozmawiać z Noelem. A ja wciąż nie zajrzałam do piosenki, którą mam dla niego skończyć. Boję się, że jeśli dopiszę tam choć jedno słowo, nie odpokutuję swoich win.
Ale na to chyba już za późno.
Przystaję obok konsolety, przyglądając się, jak chłopak, który ją obsługuje, kiwa głową, słuchając jednej z piosenek mojego zespołu. Camila i Bailey mówiły, że wpadną na występ, jeżeli będzie taka możliwość, ale wiem, że pewnie i tak nie uda nam się zobaczyć, bo nim tłum całkiem się rozejdzie, ja wrócę do domu, żeby sprawdzić, co takiego dał mi Martin.
Chłopcy wyglądają na całkowicie wyluzowanych – Dennis ma bardzo lekceważący wyraz twarzy, w wolnej chwili bawi się pałeczkami, wykonując skomplikowane triki, Brad kołysze się w rytm wygrywanej na basie muzyki, a Cody i Reece po prostu się wygłupiają, grając jeden z kawałków – spokojną Guessing Games.
Mysteries are running, I can't catch them if I tried
Waste time chasing all the reasons why
There's laughing in the future
Girl, don't lose the past
Let's drink up to the moment,
cause you know that you won't last!
Kiedy Reece nagle dopada do mikrofonu, zaczynając śpiewać, wybucham śmiechem, widząc jego dziwne miny. Chłopak odwraca się do mnie, a potem uśmiecha się szeroko, nie przerywając śpiewu. I właśnie wtedy słyszę za sobą kroki. Odwracam się, zauważając Sonię, która idzie przed siebie, esemesując z kimś zawzięcie. Dziewczyna jeszcze mnie nie widzi, ale ja mam dość patrzenia na nią. Po co w ogóle tutaj przyszła? Wprawdzie Reece wspominał, że ona bardzo mu kibicuje, ale chyba wolałabym jej tu nie widywać.
– O, hej, Julie. – Kiedy słyszę jej głos, zaciskam dłonie w pięści.
– Cześć.
Między nami nastaje cisza, która przenosi się także na scenę. Zespół już z niej schodzi, bo drzwi do klubu zostają już otwarte. Reece od razu podchodzi do Sonii i chociaż ja staram się skupić wzrok na Dennisie, który podchodzi do mnie, kątem oka przyglądam się, jak chłopak całuje swoją dziewczynę. Znajome już uczucie zazdrości wymieszanej z bólem rozchodzi się po moim sercu. Ale ja uśmiecham się wesoło, wmawiając sobie, że pewnego dnia wszystko to będzie mi obojętne. Może nie jutro, ale kiedyś.
– Julie, rozmawiałem już z chłopakami, jeżeli chcesz, możesz wpaść do mnie jutro wieczorem. Poznałabyś mojego brata! A my popracujemy i ... Pogramy w gry? – proponuje Denny, ciągle dźgając mnie palcem pod żebra.
– Masz brata? – Wychwytuję tylko tę informację.
– Nie wiedziałaś? – Uśmiecha się. – Mam też siostrę. Lester ma dwadzieścia pięć lat, a Tiannah dziesięć. No i oboje chcą cię poznać. I właściwie... – wpycha dłonie do kieszeni – nie masz wyjścia, bo powiedziałem Tiann, że cię zobaczy.
Perspektywa poznania rodzinki Solera wydaje się całkiem przyjemna, ale kalkulując to, wychodzi, że spędzę więcej czasu w towarzystwie Reece'a. Nici z weekendu wolnego od bólu serca! Zamykam na moment oczy, zastanawiając się nad propozycją. To może oznaczać kolejną porcję bólu, przeznaczoną tylko dla mnie. Jak to jest... Podobno posiadanie broni jest niedozwolone, więc dlaczego on ciągle do mnie strzela?
– Zobaczę, co da się zrobić, i do ciebie napiszę – odpowiadam wreszcie, wzdychając cicho.
Jestem chodzącą tarczą. Mam na sobie kamizelkę odblaskową, wielki, lśniący neon nad głową, a w rękach trzymam tarczę z wymalowanym celem. Tarczę, której cel jest pustą dziurą, by pocisk mógł przelecieć na wylot. I stoję tak, nawet nie próbując uciekać, a chociaż mój umysł krzyczy „ratuj się!", moje serce woła „strzelaj!".
I to właśnie serca słucham.
Z głośników zaczyna sączyć się muzyka elektroniczka, która ma zagrzać tłum przed koncertem. To zdecydowanie nie moje klimaty, ale jej donośne brzmienie potrafi odwrócić moją uwagę. Pragnę więc skupić się na czymś, czego nie potrafiłabym przekształcić w nuty.
Wychylam się, by zobaczyć, jak wiele osób dziś przyszło. Odkąd wieści o koncercie kapel rozniosły się po Brisbane, a Exposure stali się tematem rozmów, bo grali na mieście już wcześniej, ludzie zaczęli przychodzić liczniej. Dotychczas cały hangar był zapełniony, ale teraz zdaje mi się, że słuchaczy jest jeszcze więcej. Zastanawia mnie tylko, czy faktycznie przychodzą tu, by posłuchać dobrej muzyki, czy zorientować się, jak zespołom idzie rywalizacja. Ludzi to napędza – świadomość, że ktoś o coś walczy. Równie dobrze wszyscy mogli zabrać ze sobą popcorn i zajadać się nim, patrząc, jak Reece i Noel zdzierają swoje gardła.
Kiedy ludzie za sceną kłębią się, przygotowując oba zespoły, ja postanawiam zaszyć się w jakimś miejscu. Najchętniej przesiedziałabym koncert w garderobie, ale przecież chcę też zobaczyć, jak wypadnie nowa piosenka. Chcę wiedzieć, czy Reece da radę zaśpiewać ją tak, jak na próbach. Przecież istnieje szansa, że coś pójdzie nie tak. I właśnie dlatego, by mieć oko na sytuację, siadam na podłodze przy odłączonym wzmacniaczu i przyciągam kolana do brody, obejmując je ramionami. To moje bezpieczne miejsce na dziś. Z niego mam dość dobry widok na scenę, widzę perkusję, pewnie dostrzegę i gitarzystów. Z tego miejsca widzę też Sonię, która maślanymi oczami wpatruje się w Reece'a, trzymającego ją w talii. Z tego miejsca nie wstyd jest mi się rozpłakać, chociaż tego nie robię.
Zamykam oczy, ale kiedy ponownie je otwieram, zespół wchodzi już na scenę. Nieudolnie próbuję zasłonić sobie uszy rękoma, nawet jeśli chcę słuchać, jak grają. Przecież po to tutaj przyszłam. Reece podchodzi do mikrofonu i rzuca kilka słów do publiczności, uśmiechając się. Jego gitara wisi na pasku, czekając, aż jej użyje. I kiedy wreszcie Dennis daje znak do gry, doskonale widzę, a może tylko wyobrażam sobie, jak Reece zamyka oczy, łapiąc mikrofon w jedną dłoń, nachylając się do niego. Kiedy zaczyna śpiewać, wstrzymuję oddech.
Zaczyna od Lighthouse, od razu. Nie rozgrzewa, nie śpiewa starszych utworów. Przechodzi do punktu wieczoru. Mogę przysiąc, że kiedy jego ostry głos przecina serca fanów, on wciąż stoi tam z zamkniętymi oczami, pozwalając gitarze czekać. Decyduję się jednak wstać i podejść bliżej, chcę to zobaczyć. Chcę zobaczyć skupioną minę Dennisa, który czasem uderza w bębny z przymkniętymi powiekami, zupełnie tak, jakby zwyczajnie wiedział, który powinien wprawić w brzmienie. Muszę zobaczyć Brada i Cody'ego, którzy śpiewają razem z liderem. Przystaję obok Sonii, ale kompletnie ignoruję dziewczynę.
Czuję, że powietrze zaczyna robić się coraz cięższe, gdy piosenka zbliża się do refrenu. I wtedy Reece jedną ręką łapie za luźny gryf gitary, a potem, wraz z najmocniejszym uderzeniem, zaczyna grać.
We all make a choice in life, I pray that I'm wrong.
I could search the endless sky for a reason to survive.
We all get lost inside our broken minds.
Trudno byłoby się nie uśmiechnąć, widząc, że cały ten występ, aranżacja, jest dopięta na ostatni guzik. Nawet jeśli zespół bawi się grą na scenie, tam nie ma miejsca na pomyłki. Nie ma miejsca na niedociągnięte dźwięki, źle wygrane nuty. Piosenka po prostu trwa, a ja ciągle wstrzymuję oddech. Nie oddycham, nie śpiewam z nim, nie mrugam. Sonia piszczy, śmiejąc się wesoło i tańcząc do muzyki, zupełnie jak publika. A ja stoję jakby zatrzymana w czasie. I właśnie nadchodzi ten moment. Doskonale widzę spojrzenie Reece'a, kierowane do Cody'ego. On ma poprowadzić refren, gdy Martin zacznie krzyczeć.
Nie wiem, czego się spodziewać. Myślałam, że byłam pod wrażeniem, słysząc to wykonanie na próbie, wielokrotnie, ale teraz? Kiedy adrenalina płynie nie tylko w żyłach chłopaków, wydaje mi się, że śnię. Jestem za kurtyną z piór, bo to nie dzieje się naprawdę. Zwolnienie rytmu, a potem głośne uderzenie, jego krzyk, pisk gitary, śpiew Cody'ego i... Reece już nie śpiewa. Milknie. Piosenka trwa dalej, ale to nie koniec, on dawno powinien zastąpić Marksa. Tylko że tego nie robi.
I w tym momencie zaczynam się o niego bać. Bo chociaż nikt nie zdaje sobie sprawy z tego, co mogło się stać, ja wiem. Chłopaki też wiedzą. Sonia dalej bawi się w najlepsze, kiedy ja po prostu czekam, błagając, by usłyszeć jego głos. Brad wiele powiedział nam o growlu, bo zna teorię krzyku dość dobrze. Mówił, że w ten sposób łatwo zrobić sobie krzywdę i właśnie tego się boję. Wpatruję się w Martina, który zmienia chwyty. Jego wzrok utkwiony jest w gryfie gitary, a on sam garbi się tak, jakby coś go bolało. Kiedy piosenka powoli przechodzi do końca, chłopak schyla się po butelkę wody i łapczywie połyka prawie połowę zawartości.
– Proszę, nie... – szepczę do siebie.
I właśnie wtedy piosenka się zmienia. Rozpoznaję pierwsze akordy True Friends, a przerażenie jeszcze bardziej mnie ogarnia. Na pewno nic się nie stało, na pewno ta przerwa była zamierzona. Do wejścia Reece'a zostają sekundy. Trzy. Dwie. Jedna...
Cisza.
Instrumenty cichną, sala powoli zalewa się w mroku, jakby brak dźwięków sprawił, że nadchodzi ciemność. Ciemność, której Reece się boi. Ale on wygląda na spokojnego, jakby nic się nie działo. Dennis wychyla się zza perkusji, przyglądając się przyjacielowi. Mam ochotę wejść na tę scenę i zapytać go, czy wszystko gra.
– Juliette, dlaczego on nie śpiewa? – Sonia łapie mnie za rękaw bluzy, ciągnąc za niego lekko. W jej oczach kryje się niepokój.
Ona się o niego boi. Powinna się o niego bać. Nie ja.
– Nie wiem.
Kolejne dwie sekundy sprawiają, że mam ochotę osunąć się na podłogę, a jednocześnie krzyczeć.
– Przepraszam, nie mogłem się powstrzymać. – Te słowa działają jak zapalnik.
Ale muzyka gra, zespół daje z siebie wszystko, a głos Reece'a Martina ponownie roznosi się po hangarze. W ciągu jednej chwili wystraszył mnie na śmierć i uspokoił mnie. Zupełnie tak, jakby nagle wziął mnie w ramiona. Ale to tylko moja wyobraźnia.
Zamykam oczy i wracam na swoje miejsce, zostawiając Sonię samą. Muszę ochłonąć.
~~~
Duster Balance niewątpliwie się postarali. Sama nie wiem, czy tę piosenkę napisał Noel Clark, czy może znalazł kolejnego naiwniaka, ale tekst i wykonanie łapią mnie za serce. Widok Carsona, który gra na pianinie, cichy rytm perkusji z samego początku i ledwo słyszalne riffy gitar... Chyba brak mi słow.
I'm just trying to breathe,
'Just trying to figure it out,
Because I build these walls
To watch them crumbling down' I said.
Z każdą jednak chwilą piosenka robi się ostrzejsza, głośniejsza. Chłopcy, którzy stoją obok mnie, wpatrują się w występ drugiego zespołu z rozchylonymi ustami. Reece jest najbliżej mnie. Mimowolnie zerkam na niego, chcąc wiedzieć, co takiego myśli o Lost It All. A on odpowiada na moje spojrzenie, zaciskając usta. Następnie kiwa głową, prawie niezauważalnie.
– Jest dobra – odpowiada na moje nieme pytanie.
I believe, that we all fall down, sometimes.
Can't you see, that we all fall down, sometimes.*
W tym czymś definitywnie jest jakaś magia. W tej piosence, chociaż spokojnej balladzie, skłaniającej publiczność do kołysania się w jej rytm, jest energia. Nigdy nie twierdziłam, że Duster Balance to słaby zespół, nigdy nie umniejszałam ich umiejętności. Tylko że teraz, na tydzień przed finałem, oni pokazują jakby kwintesencję tych umiejętności. A ja mam napisać dla nich następną piosenkę, a raczej ją skończyć.
Ostatnie nuty cichną, a tłum wiwatuje. Koncert oficjalnie się kończy. Odwracam się do chłopaków, którzy już wymieniają się spostrzeżeniami. Sonia, choć wygląda na znudzoną, stoi u boku Reece'a, pozwalając mu się obejmować. Ja trzymam się Dennisa, nie chcąc puścić go na krok.
– Co to było, Martin? – pyta Brad, odkręcając butelkę z wodą mineralną. – Coś ty próbował zrobić?
– Udowodnić ci, że znam się na rzeczy – syczy w odpowiedzi szatyn.
– Udowodnić? – Do rozmowy wtrąca się Cody.
– Odkąd pierwszy raz zaśpiewałem Lighthouse, ciągle powtarzałeś, że nie dam rady. – Martin przysuwa się bliżej blondyna. – Chciałem ci tylko pokazać, że jednak potrafię zrobić to, co zamierzałem.
Nie miałam pojęcia, że Brad w ogóle rozmawiał z Reece'em na temat krzyczenia. Nie wiedziałam, że w niego nie wierzył.
– To i tak było głupie z twojej strony. – Mam ochotę zapaść się pod ziemię, kiedy i ja dopowiadam swoje trzy grosze.
Wszystkie spojrzenia kierują się w moją stronę. Chcę uciec, ratunku, błagam!
– Głupie? – Brew wokalisty wędruje ku górze. – Nic mi nie jest, nic się nie stało.
Macham dłonią, porzucając temat. Co mu powiem? „Bałam się o ciebie, idioto"? Nic nie mogę powiedzieć, nie mogę zarzucić mu, że jego żart mnie zaniepokoił. Nie chciał źle, ale on nie zdaje sobie sprawy, że są osoby, które prawie zemdlały ze strachu o niego. Nie wie, że to ja jestem osobą, która byłaby gotowa stanąć na scenie przed tym całym tłumem, tylko po to, by upewnić się, że z nim wszystko dobrze.
Mechanicznie zerkam w bok, nie spodziewając się, że faktycznie kogoś tam ujrzę. Noel. Patrzy wprost na mnie, a potem lekko kiwa głową, wskazując na drzwi, prowadzące do wyjścia na zewnątrz. Podejmuję szybką decyzję. Muszę do niego iść, nie zostanę tu ani chwilę dłużej.
– Muszę lecieć. Dennis, zgadamy się potem – rzucam na odchodne i po prostu idę tam, gdzie zniknął Noel.
Nie chcę z nim rozmawiać, ale on jest moją wymówką do opuszczenia hangaru i wrócenia do domu. A ja naprawdę chcę być już w swoim pokoju. Poza tym nadal muszę przesłuchać płytkę od Reece'a. Pcham drzwi, a ciepłe, wieczorne powietrze wreszcie obejmuje mnie, odbierając mi dech.
– Jak idzie ci praca nad piosenką? – Jego głos przesiąknięty jest kpiną. – Wiesz co? Już myślałem, że ten twój Martin stracił głos.
Szatyn opiera się nonszalancko o budynek, śledząc mnie wzrokiem. Ja skupiam się na świetle latarni, ponieważ robi się już ciemno. Powinnam wracać.
– Skontaktujemy się, kiedy będzie gotowa – mówię oschle, ruszając w stronę ulicy. Nagle jego dłoń owija się wokół mojego nadgarstka, szarpiąc mnie mocno, bym przystanęła. – Noel – warczę, gromiąc go spojrzeniem.
– Pamiętaj, że robisz to dla siebie. A ja zamierzam ci się jakoś odwdzięczyć.
Nie odpowiadam, tylko wyszarpuję rękę z jego uścisku i odchodzę, nie odwracając się za siebie.
Mam zwyczajnie dość.
~~~
I still remember the day we met
I was hanging on your every word
I didn't think I would ever
let somebody into my world
Honestly, can't you see I'm on your side**
~~~
Wcale nie jestem już taka pewna, czy chcę przesłuchać tę płytkę. Boję się. Wiem, że to żałosne, ale czy Reece naprawdę musiał być dziś tak tajemniczy? Nie mógł powiedzieć mi, co zawiera ten dysk? Ja teraz siedzę tu jak idiotka i nie wiem, co robić. Wzdycham, kiedy uświadamiam sobie, że to przecież na pewno nic złego. Obracam krążek w dłoni, przyglądając mu się. Zero śladów markera, płytka jest nowa. Kładę laptop na poduszce obok mnie i wkładam płytę do dysku. Następnie zakładam słuchawki na uszy i opieram się o zagłówek, zamykając oczy, jak prosił Martin.
– Yhm... – Słyszę jego westchnięcie, więc automatycznie otwieram oczy. – Wiesz, czasami mam takie dni, w których mam mętlik w głowie. I wtedy staram się o tym napisać. A to, co usłyszysz, to... Efekt. Bezsenne noce może nie poszły na marne. – Daję głowę, że się uśmiecha. – Nie twierdzę, że zrozumiesz ten tekst, bo ja sam nie mam zielonego pojęcia, o czym tak naprawdę pisałem, ale... Stoimy na tej samej minie, Juliette, jeśli wiesz, co mam na myśli. Mój ojciec zawsze tak mówi i to chyba oznacza, że ty, jako tekściarka, będziesz tą osobą, która zadecyduje, czy ta piosenka nadaje się ... Sam nie wiem, dla zespołu? W każdym razie miłego słuchania.
Jestem zaskoczona. Naprawdę zaskoczona jego słowami. Mętlik w głowie i problemy z pisaniem... to brzmi tak znajomo. A bezbronny głos Reece'a sprawia, że mięknie mi serce. Topię się pod wpływem jego słów, nieśmiałości i tej jego wersji bez maski obojętności. Ufa mi. A gdyby mi nie ufał, nie otworzyłby się tak przede mną. Daję głowę, że to wiele go kosztuje. I cieszę się, że zdecydował się pokazać tę piosenkę akurat mnie.
Ponownie zamykam oczy, kiedy pierwsze dźwięki pianina rozlegają się w moich słuchawkach. Ta melodia... Nie znam jej, jest dla mnie tak kompletnie nowa, ale sprawia, że kraje mi się serce. Reece gra tak pięknie i przejmująco. Czekam tylko, aż będę mogła usłyszeć jego głos i zatracić się w nim. Czekam na moment, kiedy porwą mnie fale oceanu, a potem zatopią mnie w granatowej toni.
Tam, gdzie woda całuje gwiazdy.
All my lonely hours
spent on imagining
Why I just forgot my real name?
I've lost in the universe
and that's not funny
I can't start to daydream, I can't find our song
Jego głos. Tak ochrypły, cichy, który łapie moje serce w dłonie, a potem ściska je tak mocno, że krwawi jeszcze bardziej. Krwawi i krwawi, nie mogąc przestać. Chcę powtarzać to słowo: emocje, emocje, emocje. Bo właśnie tym przesiąknięta jest ta piosenka. Linia melodyczna jest piękna, jego głos jest piękny. Dlaczego on mi to robi? Przecież wie, że nie spisałabym tego utworu na straty. On nadaje się dla zespołu. Świat m u s i tego posłuchać. Reece nie może spalić tego tekstu i zapomnieć, że go napisał.
You taught them how to live alone
But I guess they forgot about self control
Dotykam dłońmi swojej twarzy, zastanawiając się, czy to moment, w którym zaczynam się wzruszać. Po omacku szukam telefonu, nadal wsłuchując się w ten tekst.
I don't wanna waste my lonely hour
I wanna use my voice, I wanna find our song
Escape through the silence, ash and dark
just because I have to find my way back***
Wybieram jego numer. Czuję niedosyt, chcę więcej. Ta piosenka to kilka wersów i refren, ale ja nie mogę powstrzymać tego pragnienia.
– Hej, Julie. Coś się stało? – Zawsze wita się w ten sposób.
– Nie, wszystko w porządku...
– To coś pilnego? – W tle słyszę głosy. – Sonia wpadła i jestem trochę zajęty.
No tak...
– Chciałam ci tylko powiedzieć, że przesłuchałam piosenkę. Ale nie będę ci teraz przeszkadzać. Porozmawiamy u Dennisa – odpowiadam, już odsuwając telefon od ucha.
– Dzięk... – Rozłączam się, nie czekając, aż skończy zdanie.
I teraz nie wiem, czy to odpowiedni moment, by zacząć płakać. Czy to odpowiedni moment, by śmiać się na głos? Włączam zapętlenie piosenki, a potem znów zamykam oczy i wracam do miejsca, które mogę dzielić razem z nim.
Do muzyki.
A/n: Jak obiecałam, ten rozdział jest najdłuższy. Dotychczas, ponieważ znajdzie się tutaj taki, który będzie miał około 6k słów, cóż, powodzenia dla tych, którzy nie lubią tasiemców. Wracając, mam nadzieję, że ten Wam się spodobał. Do napisania!
! Piosenki wspominane wcześniej: Guessing Games - Hunter Parrish/ Lighthouse - The Word Alive
* Kodaline - Honest
** Black Veil Brides - Lost it all
*** Piosenka jest mojego autorstwa, napisana na potrzeby książki. Wszystkie prawa należą do mnie, za kopiowanie... Cóż, są konsekwencje :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top