SEVEN
I would lie if it would make you want me
Push and shove until you love me
Don't just stand there watching
Rie Sinclair - No Escape
Jak grzecznie odmówić?
Dennis patrzy na mnie żałosnym wzrokiem i oczekuje odpowiedzi, której nie mogę mu dać. Tak bardzo chciałabym z nimi śpiewać, ale wiem, że nie mogę być ich kulą u nogi. Double Exposure powoli się wybija, a ja wróżę im świetlaną przyszłość na scenie. Zerkam na Reece'a, który mocno zaciska szczękę, patrząc na mnie nieodgadnionym wzrokiem.
– Przepraszam, ale nie mogę... – odpowiadam wreszcie, wlepiając wzrok w swoje buty.
Słyszę ciche westchnięcie ze strony grupy. Nigdy nie pomyślałabym, że jakiś zespół zaproponuje mi, żebym z nimi śpiewała, bo choć to jak wygranie losu na loterii, nie mogę odebrać nagrody. Istnieją trzy ogromne przeszkody, powstrzymujące mnie przed wyborem. Pierwszym z nich jest moja mama, która gdyby tylko dowiedziała się o tym, co jej córka robi po szkole, rozniosłaby mnie w drobny mak. Kolejnym jest mój lęk przed publicznym śpiewaniem, a trzecim - marzenia.
Od dzieciństwa chciałam tworzyć muzykę do filmów, sztuk. Właśnie dlatego trwałam i nadal trwam głównie w muzyce klasycznej lub tej delikatniejszej od rocka. To w tym kierunku zamierzam przecież pójść!
– Juliette, wiem, że się boisz, ale przecież strach trzeba przezwyciężać! – wtrąca się Brad.
– Chłopaki, ja...naprawdę jestem wdzięczna, że w ogóle o mnie pomyśleliście, że zainteresowały was moje teksty, ale nie potrafię... – Zawieszam głos, głośno przełykając ślinę. – Nigdy tego nikomu nie mówiłam, ale ja po prostu boję się śpiewać publicznie. Mam niemiłe wspomnienia, a za każdym razem, gdy próbowałam zaśpiewać przy kimś, kogo nie znam, zacinałam się. Przykro mi, ale ja naprawdę nie dam rady.
– Julie, ale przecież każdy z nas się czegoś boi. Lęk to nieodłączna część życia każdego człowieka. No spójrz, ja boję się samotności. Nienawidzę, gdy jestem sam w domu i zawsze wydaje mi się, że ktoś w nim jest. To też wiąże się ze wspomnieniami – zabiera głos Cody, tworząc dla mnie motywującą przemowę. – Dennis boi się nauczycielki matmy, bo zagroziła, że postawi mu jedynkę na koniec roku. Brad boi się kotów! – Cody wyrzuca ręce w powietrze, a blondyn kiwa głową w potwierdzeniu jego słów.
– Ja boję się ciemności... – słyszę cichy szept. Cały zespół zwraca się w kierunku Reece'a, który przygryza wargę i mocniej nasuwa okulary na nos.
– Stary, serio? – zadaje pytanie Dennis, a jego usta mimowolnie się otwierają.
Reece wzrusza ramionami z nikłym uśmiechem na twarzy.
– A niby dlaczego zawsze chcę, żeby na próbie paliło się światło? Dlaczego w Jazz Clubie uparłem się, żeby włączyli reflektory? Dlaczego zawsze, gdy wpadacie do mnie na noc, nigdy nie zasłaniam rolet, choć światła z latarni przeszkadzają wam w spaniu? – Chłopak bombarduje nas pytaniami, spoglądając na nas z lekkim wyrzutem. – Boję się ciemności i tego, co w niej jest. Dostaję ataku paniki, gdy wokół nie ma światła.
Posyłam mu pokrzepiający uśmiech, a on odwzajemnia go. Nigdy nie pomyślałabym, że Reece Martin może bać się ciemności. Zawsze sprawiał wrażenie nieustraszonego, a tu proszę...
– Naprawdę dziękuję, że mi o tym powiedzieliście, ale... – mówię, gdy Cody znów się wtrąca.
– Jeżeli zamierzałaś powiedzieć, że to niczego nie zmienia, to sobie odpuść, bo mam pewną propozycję. – Jego piwne oczy błyskają lekko. – Wiem, że może czujesz się tu trochę obco, Julie. My nie jesteśmy z tych, co odrzucają każdą osobę po kolei. Jesteś w zespole, Reece ci ufa, a to oznacza, że i my możemy to zrobić. Jesteś naszą przyjaciółką i tak, wiem, że te słowa możesz uznać za pochopne, bo znamy się od trzech dni, ale ja nie rzucam ich na wiatr. Kontynuując. Od dziś, każdy z nas będzie pokonywał swoje lęki. Będziemy się w tym wspierać, aż każde z nas pokona to, czego się boi. To jak?
Jego uroczą buzię rozświetla uśmiech.
Czy to możliwe, że ten zespół to miejsce, do którego naprawdę należę? Zawsze oglądałam ich, wiedząc, że chłopcy są dla siebie jak rodzina, ale teraz i ja zostałam otoczona ich skrzydłami.
– Umowa stoi? – ponawia pytanie Cody i wystawia rękę w nasz krąg.
Brad, Dennis i Reece idą za jego przykładem, a ich wzrok ląduje tylko na mnie. Tłumię szeroki uśmiech i wyciągam prawą rękę w przód.
– No i tak to widzę! – krzyczy Brad, gdy zaczyna nas wszystkich ściskać.
Delikatna i chłodna dłoń na moment splata się z moją, co tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że bycie częścią tego zespołu nie będzie tylko zwyczajnym wspomnieniem z liceum.
~~~
Sueño cuando era pequeño
Sin preocupación en el corazón
Sigo viendo aquel momento
Se desvaneció, desapareció *
~~~
Posiadanie zespołu to ogromna odpowiedzialność. Przecież to nieważne czy zespół jest tylko malutkim projektem, czy dużą, rozwijającą się jednostką. Niektórym grupom promocja zajmuje wiele lat, bo wymaga to od nich poświęcenia. Chłopcy są na nie przygotowani. Tylko czy ja jestem?
– Juliette, skup się, gdy do ciebie mówię! – Z transu wyrywa mnie głos mamy.
Stoi nade mną z posępną miną, zakładając ręce na piersiach. Znam ten wzrok, ona nienawidzi, gdy się zawieszam, gdy odpływam dokądś myślami. Zawsze powtarza mi, że to bardzo nieuprzejme względem osoby, z którą się rozmawia. Przepraszam ją i skupiam całą swoją uwagę na jej owalnej twarzy. Moja mama niewątpliwie jest piękną kobietą i choć jest już po czterdziestce, nie widać tego po niej. Gładka, rumiana skóra jej buzi jest zawsze wymalowana najdroższymi kosmetykami, jej włosy koloru cynamonu, sięgające brody są doskonale ułożone. Do tego ubiera się nienagannie.
– Tata wróci w poniedziałek. Ten jeden raz nie pójdziesz do szkoły – mówi dalej mama, zupełnie mnie zaskakując.
Kalkuluję mój kalendarz w myślach, oddychając z ulgą, że chłopcy mają próbę we wtorki, czwartki i piątki.
– Dlaczego nie chcecie powiedzieć mi, o co chodzi, mamo? – pytam, starając się nie zabrzmieć bezczelnie, bo moja rodzicielka jest na to uczulona. Ona wysyła mi tylko karcące spojrzenie, jak zwykle.
– Idę pracować, Sue jest u siebie – informuje mnie mama i przelotnie kładzie dłoń na moim ramieniu.
Wzdycham cicho. Czasami brakuje mi od niej tych zwyczajnych gestów, mówienia "kocham", "dobranoc". Wiem, że i ona była surowo wychowywana, stąd ja mam dokładnie tak samo. Nigdy nie próbowałam jej zmienić, bo wiedziałam, że Gwen Rivers już taka jest. Po siedemnastu latach dało się do tego przywyknąć. Może nie całkowicie zaakceptować, ale przywyknąć.
Razem z Presley idę do swojego pokoju, gdzie niemal natychmiast przebieram się w coś wygodnego i wędruję do łazienki, aby zmyć makijaż. Przemywam twarz wodą, pozwalając jej na skapywanie z moich rąk. Przeglądam się w lustrze i ciągle doszukuję się podobieństwa do mamy. Diamentowy kształt twarzy to pierwsza zauważalna różnica. Nie odziedziczyłam rysów twarzy od rodziców, tylko do babci ze strony mamy. Do tego dłuższe włosy koloru kakao. O oczach nawet nie wspominam. Ich szmaragdowy kolor nijak ma się do tego brązowego mamy, czy niebieskiego taty. Jestem inna, ale lubię to.
Z uśmiechem na ustach wychodzę z łazienki i siadam przy biurku, otwierając mój notes. Nagle przyszła mi do głowy nowa piosenka, ale mam wrażenie, że jeżeli zaraz jej nie zapiszę, ona na zawsze się ulotni. Rozpisuję czarny długopis i stawiam pierwsze kreski, cicho nucąc pod nosem.
Places, places
Get in your places
Throw on your dress and put on your doll faces
Everyone thinks that we're perfect
Please don't let them look through the curtains
Picture, picture, smile for the picture
Pose with your brother, won't you be a good sister?
Everyone thinks that we're perfect
Please don't let them look through the curtains**
Zatrzaskuję zeszyt, wiedząc, że to, co napisałam, jest prawdą jedynie po części. Chcę położyć się i dalej rozmyślać, bo to mój jedyny plan na piątkowy wieczór, ale przychodzi do mnie wiadomość z grupowego czatu Double Exposure, do którego zostałam dodana.
Brad Tanner:
Ktoś mi powie, jak zamierzacie oduczyć mnie strachu przed kotami?
Cody Marks:
Coś się wymyśli, ale ty nie możesz o tym wiedzieć, kołku!
Dennis Soler:
Jeżeli zamierzacie skonfrontować mnie z babką z matmy, to pourywam Wam ważne części ciała! Tobie nie, Juliette. Ciebie lubię.
Juliette Rivers:
Cieszę się, Denny. Swoją drogą, czy nie wystarczą korepetycje?
Brad Tanner:
A weź, spróbuj go do tego przekonać! Ten matoł myśli, że każdy, kto potrafi matmę, jest potworem! Prócz Reece'a.
Juliette Rivers:
To dlaczego on go nie nauczy?
Reece Martin:
Bo jego męska duma mu nie pozwala ;)
Dennis Soler:
Przepraszam bardzo, ale jesteś na mnie zbyt mądry, już to omawialiśmy!
Juliette Rivers:
Z kim masz matematykę?
Dennis Soler:
Z Hanksem, a co?
Juliette Rivers:
Bo myślę, że wiem, jak Ci pomóc.
Nagle przychodzi do mnie wiadomość z prywatnego czatu, więc minimalizuję drugie okienko.
Reece Martin:
Dzięki za wszystko, Julie.
Juliette Rivers:
Do usług ;)
Przestaję pisać i wskakuję do łóżka, zagrzebując się w miękkiej pościeli. Sen wkrótce nadchodzi.
~~~
Czuję czyjś mokry język na twarzy, od którego zaczynam się odpędzać. Próbuję zakopać się pod kołdrę, ale Presley nie daje za wygraną i ciągnie za pierzynę, próbując mnie spod niej wydostać. Śmieję się z jej determinacji i wreszcie poddaję się.
– Już dobrze, już dobrze, Pres. Już wstaję! – wołam i słyszę szczęknięcie uznania – Jak miło, że da... Camila? – Zauważam blondynkę, siedzącą przy moim biurku. – Co ty tutaj robisz? – pytam zaskoczona.
– Sue mnie wpuściła – odpowiada z szerokim uśmiechem. – Obiecałam, że cię nie obudzę, ale Presley bardzo chętnie mnie wyręczyła. Wpadłam, żeby wyciągnąć cię na plażę. Pogoda jest zabójcza! – woła.
– Jak zawsze w Australii, Cam – odpowiadam i wstaję, od razu zabierając się za przygotowywanie ubrań.
Dziewczyna nawija o tym, jak to koniecznie muszę zdradzić jej coś więcej o próbach zespołu, a ja właśnie szczotkuję zęby i przepłukuję usta wodą. Rezygnuję z pełnego makijażu, bo znając Camilę, będę musiała przeleżeć na słońcu cały dzień i nie tylko ja będę się tam topić. Pudruję sobie lekko buzię, żeby się nie świecić i pobieżnie smaruję usta błyszczykiem. Czy już wspominałam, że nie przepadam za wylegiwaniem się w upałach? Nie? No to powiem to teraz, tylko raz i wyraźnie: nienawidzę leżenia na plaży. Pomijam fakt, że w naszym klimacie szybko da się zmęczyć, moja skóra po prostu nie nadaje się na opalanie! Ilekroć wyjdę z domu bez kremu z ogromnym filtrem, moja skóra przypomina spieczone frytki! To cholernie denerwujące, ale bez względu na wszystko, lubię swoją bladość.
W drodze z łazienki smaruję się wspomnianym kremem i zakładam na nos okulary przeciwsłoneczne. Ubrana w krótkie szorty i bluzkę na cienkich ramiączkach, zakładam na głowę czapkę z daszkiem. Nie zamierzam stroić się na plażę. Pod spód założyłam zwykły strój, to wszystko mi wystarczy. Zapinam Presley na smycz, bo postanowiłam wziąć ją ze sobą. Schodzimy na dół, wesoło rozmawiając.
– Julie, dokąd się wybierasz bez śniadania? – pyta Sue i posyła mi troskliwy uśmiech, podając mi zapakowany lunch.
Dziękuję jej i razem z przyjaciółką wychodzimy z domu. Każdej soboty mama spotyka się ze swoimi przyjaciółkami w klubie golfowym, stąd teraz jej nie ma i mogę wyjść bez tłumaczenia się. Jako że nasz dom stoi przy samej plaży, mamy swój własny kawałek do dyspozycji, ale tutaj niewiele się dzieje. Razem z Camilą wolimy publiczne plaże, pełne ludzi, atrakcji.
– No to...chcesz powiedzieć mi coś o zespole? – zagaduje Camila i posyła mi perskie oko.
A/n Mam nadzieję, że rozdział się spodobał :) Po ostatniej długaśnej notce zostawiam Was tylko z piosenkami :)
*Alvaro Soler- Sofia
** Melanie Martinez- Dollhouse
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top