SECOND DAY
Two steps forward, one step back
With you on my shoulders it's not fast
But I will get there someday
Might be slower, but we'll have stories
When we're older!
Hard days, but we got one another!
Walk Off The Earth - We Got Love
A ja to zignorowałam...
Gdy podczas dzisiejszego śniadania jeszcze raz spytałam tatę, czy podrzuci mnie do Central Parku, gdy będzie jechać na spotkanie firmowe, które nagle mu wypadło, trochę powzdychał, ale wreszcie się zgodził i dlatego kieruję się teraz na główną polanę, żeby tam znaleźć choć odrobinkę spokoju.
Pogoda ciągle dopisuje, ale wiedząc, że nie ma sensu piec się w długich spodniach, ubrałam zwykłe szorty i koszulkę z krótkim rękawem, więc teraz czuję się naprawdę dobrze. Tak sobie myślę, że chciałabym zobaczyć Nowy Jork późną jesienią, kiedy na chodnikach zalegają kolorowe dywany z liści, a ludzie wokoło poowijani są w długie, puszyste szale, przemierzając ulicę z kubkiem gorącej herbaty. Nowy Jork podczas zimy również musi być piękny - calutki okryty warstwą białego śniegu, który wydaje skrzypiący odgłos, gdy się po nim chodzi. Pewnie fajnie byłoby zobaczyć jarmark świąteczny, pięknie przystrojone witryny sklepów i boską choinkę na Rockefeller Center.
Święta w Australii to nie to samo, co w Europie czy Ameryce Północnej. Obchodzimy je w środku lata, nie mamy śniegu i klimatu. Ale chwila, chwila. Dlaczego myślę o świętach, podczas gdy będąc w Stanach mam teraz to swoje wymarzone lato?
Wdycham cicho i mijając wielu obcokrajowców, wchodzę na soczyście zieloną trawę, i zajmuję miejsce pod cieniem jednego z większych drzew. Opieram głowę o korę, wsłuchując się w różne odgłosy. Poza mnóstwem ptaków, które ćwierkają wesoło, słyszę również roześmiane głosy dzieci, goniących się na placu zabaw niedaleko. Słyszę rozmowy wielu osób, przyciszoną muzykę, która dobiega z oddali i gdy tylko wytężę słuch, także dźwięk klaksonów. Coś w tym jest. Ta mieszanka dźwięków ma w sobie coś szczególnego.
To pewnie spodobałoby się Martinowi.
Zła na samą siebie, wyciągam z kieszeni telefon. Nie podoba mi się to, że nie mogę porozmawiać ze swoimi przyjaciółmi, bo różnica czasu tak bardzo nie jest nam na rękę. Jedyne, co mogę zrobić, to napisać wiadomość do któregoś z nich. Mój wybór pada na perkusistę.
Juliette Rivers:
Hej, Dennis. Mam nadzieję, że koncert poszedł albo pójdzie Wam fantastycznie. Trzymajcie się!
Tak jak myślałam, odpowiedź nie nadchodzi, co znaczy, że chłopak pewnie od dawna śpi. Postanawiam włączyć jakąś muzykę. Owszem, zamierzałam słuchać odgłosów natury, ale gdy tak po tym pomyślę i dłużej się zastanowię, to wcale mnie nie uspokoi. Potrzebuję czegoś mocniejszego, czegoś, co mnie rozbudzi i weźmie ze sobą wszystkie negatywne emocje. Nie bez powodu klikam w ikonkę ulubionego albumu All Time Low i ustawiam piosenki na losowe przewijanie. Gdy w niewielkich słuchawkach, które w pędzie wkładam do uszu wybrzmiewają pierwsze nuty Kids in the dark, od razu się uśmiecham.
Here we are at the end of the road
A road that's quietly caving in
Come too far to pretend that we don't
We don't miss where we started
Looking back, I see a setting sun
And watch my shadow fade into the floor...*
Alex Gaskarth wykonał dobrą robotę przy pisaniu. Gdyby tylko wiedział, że właśnie w tej chwili dzięki tej piosence siedzę tutaj i nie zrywam sobie włosów z głowy, może byłby z siebie dumny. Lubię interpretować siebie i swoje uczucia z piosenki innych artystów. Czasami, pomimo tego, że piszę od wielu lat, nie daję rady uporządkować myśli w słowa, ale odnajduję siebie w innych utworach. To zabawne, że ludzie wzajemnie potrafią podnieść siebie na duchu, nawet o tym nie wiedząc.
Jak on, prawda?
Czasami chciałabym wyciągnąć swój mózg i nagadać mu do rozumu. Jakkolwiek to brzmi.
~*~
Idąc ulicą w kierunku Grand Central Terminal i ciągle sprawdzając telefon z włączoną mapą miasta, mijam ogromne skupisko ludzi. Trochę obawiam się, że w tym tłumie pomylę kierunek i ani nie zobaczę stacji metra, ani nie wrócę do domu, bo właśnie stamtąd miałam wziąć taksówkę pod hotel. A jeżeli nie wrócę, kredyt zaufania u taty pójdzie na marne. Specjalnie wyszłam wcześniej z Central Parku, gdzie naprawdę odpoczęłam i nawet napisałam kilka wersów piosenki, by mieć w zapasie kilkanaście minut na ewentualne zatrzymywanie się, by zrobić zdjęcia, ale nie przewidziałam, że zatrzymają mnie ludzie.
Przystaję i dopiero wtedy orientuję się, skąd wzięło się to zbiegowisko. Pośrodku utworzonego okręgu stoją muzycy - jedna dziewczyna, trzymająca w dłoniach gryf kontrabasu i trójka chłopaków z gitarami i oraz niewielkim bębnem. Jednemu z nich towarzyszy także pies, który wesoło merda ogonem. Zwierzak natychmiast przypomina mi o Presley.
Szukam drogi wyjścia już od momentu, gdy uliczni muzycy zaczynają grać, ale gdy wydaje mi się, że skądś znam tę melodię, przystaję i podchodzę kilka kroków w przód. Robię wielki wdech, gdy słyszę pierwsze właściwe akordy do piosenki, którą kiedyś tak bardzo uwielbiałam i zawsze chciałam nauczyć się ją grać. To był jedyny czas, kiedy chciałam wymiatać na gitarze, ale nigdy do tego nie doszło. Mimo wszystko, dla Let Her Go mogłam się poświęcić.
Well you only need the light when it's burning low
Only miss the sun when it starts to snow...
Zadziwiające, jak kiedyś postrzegałam ten tekst, a jak robię to właśnie w tym momencie, zgadzając się z każdym słowem, wyśpiewywanym przez wysokiego bruneta, który zamykając oczy, tak bardzo przypomina mi Reece'a.
Only know you love her when you let her go
Uśmiecham się lekko. Czy nie to właśnie czuję? Dostrzegam, jak bardzo kogoś kocham, nie będąc przy tej osobie?
Only know you've been high when you're feeling low
Only hate the road when you're missing home
Only know you love her when you let her go
And you let her go...
Wraz ze zwrotkami, zaczynam się lekko kołysać, w głowie wyśpiewując tekst, który znam na pamięć. Może wykonanie nie zakrawa na ideał, gitary wymagają dostrojenia, a głos jednego z wokalistów jest zbyt ochrypły jak na tak delikatne wykonanie, ale występ ulicznych muzyków i tak sprawia, że nie mogę się ruszyć. Jestem przyspawana do podłoża i o dziwo, wcale nie chcę stąd iść.
Coś podpowiada mi, że jeśli nie przestanę w tej chwili zamartwiać się o to, czy zdążę do hotelu na czas, to po prostu stracę coś ważnego.
Gdy jeden z wokalistów, właściciel bujnej, rudej czupryny przewiesza sobie gitarę przez ramię i podchodzi do gapiów, wyciągając w ich kierunku dłoń, uśmiecham się jeszcze szerzej. Kilka osób przyjmuje propozycję współuczestnictwa w tym wydarzeniu i wesoło wychodzą przed szereg, śmiejąc się w głos, śpiewając i tańcząc.
Ten magiczny Nowy Jork.
W pewnej chwili wydaje mi się, że śnię. Jak to możliwe, że ci wszyscy ludzie, wokół któryś stoję, również zaczynają śpiewać i tańczyć? Czy to nie o tym wspominał kiedyś Brad, powołując się na zasadę Bollywood'u?
Gdy wytatuowana dłoń wokalisty nagle ląduje na moim widoku, unoszę wzrok. Chłopak nie przerywa śpiewu, ale brązowymi oczami zachęca mnie, bym dołączyła się do nich. Uśmiecham się przepraszająco, rzucając, że lepiej nie. Kłopot w tym, że on nie daje za wygraną i mimo moich protestów, łapie mnie za rękę, ciągnąć mnie w środek rozśpiewanego tłumu.
– Błagam, nie! – bełkoczę.
Nie dam rady, przecież nie chcę, żeby ci wszyscy ludzie mnie widzieli. Najem się tylko wstydu.
– Nie bój się, daj się ponieść! – woła do mnie rudzielec i łapie mnie za drugą dłoń, tak że teraz nie mogę już uciec.
Muzyka zdaje się być coraz głośniejsza, a może to tylko adrenalina, która buzuje w moich żyłach i sprawia, że zaczynam szybciej oddychać.
– Ale... – Chcę zaprzeczyć, gdy brunet obejmuje mnie ramieniem, zupełnie ignorując, że przecież mnie nie zna.
– Zaśpiewaj z nami, dziewczyno!
Moje nogi same mnie niosą, gdy wtapiam się w tłum i zaczynam podrygiwać. Nie mówię, że nie potrafię tańczyć. Chyba każdy potrafi się dostosować, prawda? Ja też to robię. Z nieśmiałym uśmiechem kręcę się niedaleko wokalisty, który czujnym wzrokiem obserwuje, czy wciąż tutaj jestem. W pewnej sekundzie, śpiewane myśli opuszczają moje usta i orientuję się, że dołączam się do wszystkich, spełniając prośbę bruneta.
Only know you love her when you let her go
And you let her go...**
Gdy muzyka z wolna cichnie, a ludzie zaczynają klaskać, nie mogę nadziwić się, że po raz pierwszy w życiu zrobiłam coś... tak szalonego. Moje życie właściwie nigdy dotąd nie obejmowało takich akcji, więc nie mogę uwierzyć, że to wydarzyło się naprawdę. Dosłownie chwilkę temu.
Śmieję się razem z tłumem, który powoli zaczyna się rozchodzić. Jedni nadal nucą pod nosem, wyrażając swoją opinię na temat tego występu, a inni po prostu udają się w wir tego, co robili wcześniej. Sama też chcę to zrobić, bo w końcu już czas na mnie, ale gdy poprawiam sprzączki swojego plecaka, wokalista podchodzi do mnie.
Trochę kojarzy mi się z Carsonem, przyjacielem Noela. Kiedyś już wspominałam, że chłopak od zawsze był aroganckim bucem, ale ogólnie rzecz biorąc, rozmawiałam z nim nie raz i miał swoje momenty. Chociaż chłopakowi, który podchodzi do mnie brakuje kolczyka w wardze i tatuaży na bicepsie, jego włosy mają identyczny odcień, a i oczy są bardzo podobne. Czyżby pan Tobias miał swojego sobowtóra za oceanem?
– Było aż tak źle? – zagaduje mnie, uśmiechając się szeroko.
– Dzięki, że mogłam w tym uczestniczyć. Jesteście nieźli – odpowiadam nie na temat, omijając niewygodne dla mnie rejony.
– Oho, ciekawy akcent. Skąd jesteś? – Do chłopaka zbliża się także kontrabasistka. Pozostali widocznie nie są zainteresowani i głaszczą szczekającego psa.
– Z Brisbane...
– To kawał świata stąd – komentuje blondynka. – Co sprowadza cię do Centrum Wszechświata? – Unoszę brwi, po raz pierwszy słysząc tę nazwę. – No do Nowego Jorku.
Wychodzę na idiotkę.
– Juilliard – mówię dość niepewnie i żeby zająć czymś ręce, łapię się za ramiączka plecaka.
– Nasz uniwerek? Żartujesz! Ryan się tam uczy!
Brunet uśmiecha się do mnie sympatycznie. Więc to on studiuje na Juilliard. Nie przeszłoby mi przez myśl, że uliczni muzycy mogą mieć coś wspólnego z renomowaną szkołą muzyczną, ale im dłużej nad tym myślę, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że ten chłopak ma talent.
– Tak przy okazji, jestem Ava. – Dziewczyna wyciąga do mnie dłoń, którą po chwili ujmuję, również się przedstawiając. – Może będziecie mieć ze sobą zajęcia?
– Młoda, jeszcze nie straciłem głosu, pozwól, że sam będę mówił – zwraca się do dziewczyny, ale potem znów zerka w moim kierunku. – Przyleciałaś na przesłuchanie czy zaczynasz rok?
– Przesłuchanie – wzdycham. – Trudno jest się tam dostać?
Chłopak wzrusza ramionami, a na jego twarzy pojawia się grymas zastanowienia, gdy próbuje ująć myśli w słowa.
– Co roku na Juilliard aplikuje około trzech tysięcy chętnych, a w zeszłym roku komisja przyjęła tylko setkę.
Ciche westchnienie samo opuszcza moje usta, a blondynka trzepie chłopaka w ramię.
– Nie strasz jej, bracie. Słuchaj, Juliette. Juilliard jest dla wybrańców, ale jak dla mnie, nie trzeba tam studiować, żeby coś osiągnąć, pamiętaj o tym.
– A jeżeli to moje marzenie? – pytam, bo ciekawi mnie jej tok myślenia. – Przecież marzenia trzeba spełniać, tak?
– Trzeba, ale nie kosztem skrzywienia psychicznego, którego się tam nabawisz – żartuje w odpowiedzi.
– Ava – jęczy chłopak. – Chociaż raz mogłabyś się przymknąć i nie wygadywać głupot. Wracając do tego, co mówiłem. Ciężko jest się dostać i potem naprawdę musisz trzymać fason, ale wiele się tam nauczysz. I spełnisz marzenie, a widzę, że bardzo ci na tym zależy.
– Hola, hola. Ty też chciałeś spełniać marzenia i teraz żałujesz, Ryan! – Blondynka wtyka palec w żebra swojego brata.
– Żałujesz, że poszedłeś do Juilliard? – Nie rozumiem go.
– Na drugim roku zdałem sobie sprawę, że nie tego chcę od życia. Ale wiesz, ktoś słono płaci za moją naukę, więc tego nie rzucę.
Jego słowa powoli dobijają się do mojego umysłu, robiąc mi z mózgu papkę. Co jeżeli Reece miał rację? Ta myśl rozbija mnie na milion małych kawałków, przyprawiając mnie o ciarki.
– Nie bój się, Juliette. Jeżeli ta szkoła naprawdę tak wiele dla ciebie znaczy, to nie przejmuj się tym, że jakiemuś tam idiocie nie poszczęściło się w życiu. Po prostu tam pójdź i zrób wszystko, żeby cię przyjęli.
Ryan ma trochę racji. W dwóch sprawach. Bo może faktycznie popełnię błąd, idąc tam?
– Weź, to nasza wizytówka. Możesz też odwiedzić naszą stronkę na Facebooku. Musimy lecieć, ale będziemy trzymać za ciebie kciuki.
Słowa Avy nie docierają do mnie od razu. Mija kilka chwil, nim dziękuję jej za małą karteczkę, a potem żegnam się z tym dziwnym rodzeństwem i idę w swoim kierunku. Juilliard jest wymagający, wiem o tym od zawsze. Tyle, że nigdy nie pomyślałabym o tym, że pójście tam mogłoby przynieść fatalne skutki. Tu nie chodzi nawet o stratę pieniędzy.
Chodzi o to, że Reece Idiota Martin mógł mieć cholerną rację.
A ja to zignorowałam.
A/n: UWAGA! Te trzy rozdziały były kiedyś częścią one-shota "Nowojorski sen", który został ściągnięty z Wattpada. Rozdziały nie miały znajdować się w głównej części, jednak podjęłam decyzję o tym, by umieścić wszystko w jednym miejscu. Mam nadzieję, że wam się spodobają!
* All Time Low - Kids In The Dark
** Passenger - Let Her Go
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top