Podziękowania
Dokładnie w dzień Walentynek postawiłam tutaj ostatnią kropkę. Ile to minęło? Właściwie prawie dziesięć równych miesięcy. To około trzystu dni, siedem tysięcy godzin i mnóstwo oddechów. Teraz to wszystko wydaje mi się naprawdę niemożliwe. Tamtego majowego dnia rozpoczynałam pisanie Juliette, nie wiedząc, czy dam radę. Miałam wątpliwości, miałam inne projekty, a ta historia nie wydawała mi się być ciekawa. Nie wiedziałam, czego mam się spodziewać, a zarys był dla mnie ledwo widoczny.
Ale potem samo poszło, zaczęłam pisać i zakochałam się w tym opowiadaniu, które z czasem zyskało miano książki. I tak z projektu, który mógł w każdej chwili okazać się klapą, stworzyłam utwór, mający prawie czterysta osiemdziesiąt stron. W ciągu tych wielu miesięcy, mnóstwa rozdziałów, wydarzyło się wiele rzeczy. Najważniejszą z nich okazał się mój powrót do pisania piosenek. Kiedyś, dawno temu, komponowałam. Z czasem jednak to coś we mnie wypaliło się i przestało przynosić mi przyjemność. Minęło wiele lat i dopiero teraz, prywatnie, pisząc piosenki do nowej wersji Juliette, to coś wróciło. Nigdy nie doceniałam tego, co naprawdę lubię, zrobiłam to dopiero wtedy, gdy to straciłam.
Pierwszy raz w życiu właśnie tutaj przeżyłam naprawdę wiele. Dziewczyny, która z Was kiedykolwiek poczuła się tak, jak Julie? Miłość jest jak kolejka górska – dla jednych to zabawa, dla innych horror. Ciągle starałam się w jak najlepszy sposób pokazać ten rodzaj miłości, która może spotkać każdego. Szczególnie, kiedy jak Julie, jest się w ostatniej klasie liceum i stoi się przed wieloma wyborami. Wczuwając się w jej historię, czułam to, co ona i nie raz uroniłam tutaj łzę. Wiem jednak, że było warto.
Nie jestem w stanie wyrazić swojej wdzięczności. Zaczynając Juliette, nigdy nie spodziewałam się, że komukolwiek się spodoba. Tymczasem jest Was tutaj coraz więcej i wierzę, że nawet po zakończeniu książki, będziecie tu zaglądać. Zawsze zostawialiście miłe komentarze, wyrażaliście pochlebne opinie. Pompowaliście mi ego do rozmiarów balonika, ale na szczęście znalazły się też osoby, które zawsze sprowadzały mnie na ziemię.
Dziękuję Wam za to. Czas jest niesamowicie cenny, dostrzegam to każdego dnia, a wy przeznaczaliście na mnie kilka minut swojego życia, by zajrzeć do nowego rozdziału. Tworzyliście teorie, których nawet się nie spodziewałam, dzieliliście się nimi ze mną. Pierwszy raz w życiu ja sama tak bardzo przyzwyczaiłam się do swoich bohaterów, a wy podzieliliście moje uczucia – dziękuję Wam za to. Wczuwaliście się w historię i wiem, że nie jedna osoba także wylała trochę łez, szczęścia czy nieszczęścia. Dziękuję za to, że daliście mi szansę. Chociaż prawie połowa tej książki ma w sobie okropne błędy, machaliście na to ręką. Równie dobrze mogliście usunąć książkę z biblioteki i zapomnieć, że istnieje.
Chociaż wiem, że nie dam rady podziękować każdemu z osobna, są osoby, które szczególnie przyczyniły się do tego, by dać mi kilka słów pocieszenia, gdy pisanie kompletnie mi nie wychodziło, oraz pomóc mi osadzić historię w jak najbardziej realnym świecie. Paulina, dziękuję za wielokrotną pomoc, czytanie fragmentów rozdziałów i ocenianie, czy to w ogóle ma sens. Dziękuję za wsparcie podczas tworzenia grafik. Przepraszam, że jestem taką marudą i przystawiałam ci nóż do gardła, gdy coś nie wychodziło. Wiem, że łaziłam za tobą i wisiałam ci na ramieniu, oczywiście w przenośni, bo chciałam natychmiastowej opinii. Wiesz, że ja zawsze robię wszystko „na już". Dziękuję Annie Harp, rodowitej Australijce z Queensland, która zgodziła się wejść ze mną we współpracę i przenieść Was wszystkich do prawdziwego Brisbane, cierpliwie odpowiadając na mnóstwo moich pytań o życiu w Aussie. W wiadomościach prywatnych już dawno dostała mój dziękczynny monolog, ale nie mogę jej tutaj pominąć.
Nie byłabym też sobą, gdybym chociaż symbolicznie nie podziękowała tutaj swoim ulubionym artystom i zespołom, których piosenki wykorzystałam w Wattpadowej wersji książki. Wokalista mojego ukochanego składu Panic! At The Disco, Brendon Urie, jest moim idolem i kiedy tworzyłam Reece'a, on wiele razy przyczynił się do tego, by nadać mu wyrazu. Wszystkie piosenki, których słuchałam podczas tworzenia, a które są dostępne także dla Was, nieźle dawały mi kopa i pozwalały mi wczuć się w historię. Kiedyś pisałam w zupełnej ciszy, nie mogąc skupić się, kiedy muzyka grała mi gdzieś nad uchem, nawet jeśli od dziecka ją kochałam. Teraz nie wyobrażam sobie tworzenia bez niej.
Chciałabym zakończyć te podziękowania i oddać w Wasze ręce ostatnią część Juliette, ale nie mogę tego zrobić. Nie mogę jej opublikować, ponieważ nie wspomniałam tutaj o najważniejszej osobie. Nie znacie Go, ale to właśnie On przyczynił się do stworzenia tego projektu. Dzięki Niemu pomysł pojawił się ot tak. I od pierwszego zdania do ostatniego był aniołem stróżem tej historii. Dawał mi inspiracje, piosenki, które także tutaj znajdziecie. Był i nadal jest, pomagając mi każdego dnia. Dziękuję Ci, a chociaż ta opowieść jest dedykowana każdemu, gdybym tylko mogła, dedykowałabym ją Tobie.
Pamiętajcie, że strach należy pokonywać. Wiem, że ciężko jest zastosować do tych słów, ja też czasem nie potrafię się przemóc. Ale jeśli my sami nie zrobimy pierwszego kroku w przód, to jak udowodnimy innym, że warto? Robiąc coś dla siebie, pomagamy też innym. Nigdy nie ufajcie swoim strachom, ponieważ za nimi kryje się siła. Nie budujcie domków z kart i bądźcie szczerzy – kłamstwa, choć kuszące, zawsze mają krótkie nogi.
Życzę Wam wszystkiego co dobre. Szczęścia i sukcesów. Mam nadzieję, że spotkamy się w kolejnych częściach historii i razem pokonamy inne przeciwności losu. Nadszedł czas, by oddać głos kolejnej osobie, ale wraz z Jego pomocą, na pewno wrócę tutaj w dobrym stylu.
Dziękuję!
Lake.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top