FOURTY THREE
My secret side I keep
Hid under lock and key
I keep it caged but I can't control it
Cause if I let him out
He'll tear me up break me down
Skillet - Monster
Damy radę, prawda?
Po skończonych lekcjach idę do auli. Chłopaki dziś naprawdę muszą przysiąść do nauki fizyki, dlatego mamy tylko dziesięć minut na próbę. Gdybym w nich nie wierzyła, powiedziałbym, że nie dają rady zagrać True Friends na jutrzejszym występie, ale to przecież Double Exposure i jestem pewna, że się uda.
Odsuwam ciężką kotarę i wchodzę do środka, zbliżając się do pustej sceny. Czyżbym była pierwsza? Próba jeszcze się nie zaczęła, a jakimś cudem nie mam co marzyć o zaaranżowanej randce z Martinem. Moja wyobraźnia naprawdę czasami przesadza. Korzystając z chwili spokoju, wchodzę na scenę i siadam przy pianinie, delikatnie muskając klawisze pianina. Są gładkie w dotyku, ale pod opuszkami palców czuję małe zarysowania na ich powierzchni. To jednak w żadnym wypadku nie przeszkadza, a utwierdza w przekonaniu, że ktoś ciągle gra na nim gra. Koncentruję całą swoją uwagę tylko i wyłącznie na piosence, którą ostatnio dla siebie piszę. Gram z pamięci i wiem, że pewnie coś pomylę, ale tak się zdarza i to całkowicie normalne w procesie tworzenia. Gdy zaczynam grać, do głowy wpada mi także tekst. Postanawiam więc trochę zaimprowizować.
Anywhere, anytime
I would do anything for you
Anything for you
Yesterday got away
Melody stuck inside your head
A song in every breath*
Delikatnie uderzam w pedały pianina, ściszając oraz przedłużając dźwięki. Eksperymentuję z szybkością nowego utworu. Mój głos raz jest wysoki, a raz niski. Staram się osiągnąć efekt jakichś ozdobników. Gdy próbuję przejść do refrenu, zacinam się, bo nagle w głowie kończy mi się tekst.
– Ciekawa piosenka. Nowa? – Kiwam głową w odpowiedzi i wstaję od pianina.
Śpiewanie w obecności zespołu już mnie nie rusza, nie wstydzę się ich. Dennis od razu rusza do perkusji, mówiąc, że właściwie nie ma czasu do stracenia, a Brad i Reece wkrótce do nas dołączają. Cody także wskakuje na scenę i łapie za jedną z gitar. Postanawiam znów usiąść przy pianinie i z tamtej perspektywy przyjrzeć się pracy chłopaków. Opieram łokcie na kolanach i pochylam się do przodu. Widzę profil każdego z chłopaków, przypatrując się, jak ich szczęki ruszają się podczas śpiewania pierwszego refrenu. Grają z taką pasją, że brak mi słów. Zaczarowana oglądam, jak grają, przyłapując się na zawieszaniu wzroku na wokaliście. Ma na sobie czarne spodnie i dość obcisłą, białą koszulkę, na którą włożył jeszcze koszulę w granatową kratę. Przestaję patrzeć na niego dopiero wtedy, gdy instrumenty cichną.
– Damy radę, prawda? – pyta zza perkusji Dennis, a reszta przytakuje mu.
– Ludzie... – Odwracam głowę w kierunku Reece'a, który trzyma w rękach telefon i zaczyna czytać na głos. – Wyniki pierwszego występu bitwy kapel wyglądają następująco. Głosy publiczności wybrały najlepszą piosenkę, której twórcą jest zespół Duster Balance. Do zobaczenia wkrótce na kolejnym etapie.
– Niech to szlag – klnie głośno Brad.
Wiadomość od wytwórni kompletnie mnie szokuje. Przecież nasze Follow naprawdę się spodobało. Nie sądziłam jednak, że bardziej, niż piosenka naszych rywali. Dostać w tyłek już na samym starcie to wielki niefart.
– Przepraszam... – Przeprosiny Reece'a zbijają mnie z tropu.
– Chyba nie zamierzasz brać na siebie winy za coś, na co nie miałeś wpływu, nie? – pytam od razu, bo nie chcę uwierzyć, że on naprawdę do robi.
– Mogłem coś zrobić. – Odwraca się, lustrując wzrokiem moją sylwetkę.
Wstaję i robię kilka kroków w ich kierunku.
– Zostało nam aż sześć piosenek, a fakt, że teraz się nie udało, nie oznacza, że już nigdy się nie uda. To praca grupowa, pamiętasz? I to niczyja wina, że publiczność wybrała ich, a nie nas.
– Juliette ma rację. Przyjmij to na klatę, Reece – odzywa się Cody.
– Zapomniałeś, że on nie ma klaty, blondyneczko. – Brad nie może powstrzymać się od żartu.
– A chcesz się przekonać?! – warczy zaczepnie szatyn. – Założę się, że jest lepsza od twojej!
– Dawaj! – Chłopcy odkładają gitary, a Reece zaczyna odpinać guzik koszuli.
– No jak dzieci! – woła Dennis.
Zgadzam się z nim w stu procentach i podbiegam, o ile to możliwe w obcasach, do Reece'a, łapiąc go za ramiona i skutecznie powstrzymując go od kolejnego głupiego pomysłu. Martin jest naprawdę porywczy i łatwo go zdenerwować, co ciągle udaje się Bradowi. Obaj się podpuszczają, a teraz nie ma czasu na głupie zabawy. Chociaż jako dziewczyna, chętnie bym pooglądała. Zapewne spaliłabym się ze wstydu z powodu swoich policzków, ale co tam!
– Okej, powstrzymajmy się od szkolnego striptizu, na to przyjdzie czas jutro przed publicznością. Założę się, że dziewczyny padną na widok tego, co jest pod waszymi koszulkami, ale teraz mamy niewiele czasu, bo wy – wskazuję palcem na chłopaków – zaraz macie brać nogi za pas i jechać do domu, i grzecznie się uczyć. Zrozumiano? – Postanawiam spróbować techniki matkowania, bo może to na nich podziała.
– Nauczyłaś się od Reece'a, że każdą zabawę trzeba psuć? – jęczy Brad, a ja przewracam oczami.
– Tak, brałam u niego prywatne lekcje. A teraz jazda, gracie dalej czy może podwieźć każdego z was do domu?
Ramię Martina oplata mnie lekko w talii, słyszę, jak chłopak śmieje się pod nosem.
– Ja odpadam – woła perkusista. – Tekst jest super, wykonanie jeszcze lepsze. Nie mogę zawalić tej fizyki, wybaczcie.
Po kolei każdy z chłopaków stwierdza, że choć przegranie takiej wymagającej piosenki jeden raz jest niewystarczające, to jutro dają radę i w końcu wszyscy zbierają się do wyjścia. Chcę zrobić krok w tył i również iść, ale gdy to robię, uścisk, o którym zapomniałam, nagle się wzmacnia, skutecznie mnie uruchamiając. Reece trzyma mnie jedną ręką w talii, przyciągając mnie bliżej, a w drugiej trzyma gryf gitary, którą zamierzał schować. Nikt nie zwraca na nas uwagi, ale ja i tak mam wrażenie, że wszyscy na nas patrzą. Serce staje mi w piersi, gdy szatyn przygląda mi się badawczo, a potem znów bije w zawrotnym tempie, kiedy chłopak się uśmiecha.
– Jesteś wyższa – komentuje nagle.
– Odkryłeś Amerykę – odpowiadam w typowy dla siebie sposób.
– Wolałem, kiedy byłaś niższa.
– Nigdy nie byłam jakoś specjalnie niska! – protestuję od razu.
– To prawda, ale przyzwyczaiłem się, że nie sięgasz mi do głowy – chichocze, natychmiast obrywając ode mnie w nos. Łapie się za niego i posyła mi perskie oko. – Właśnie o tym mówiłem. Jesteś teraz niebezpieczna.
– Zawsze byłam. Nie mów, że o tym nie wiedziałeś. – Zakładam ramiona na piersiach, stukając obcasem w posadzkę.
– Pewnie – zagryza wargę – a w tych butach jesteś niebezpieczniejsza. I każdy się ze mną zgodzi. – Jego oczy wędrują gdzieś ku górze, gdy w międzyczasie na jego ustach pojawia się tajemniczy uśmiech. – Założę się, że nie dasz rady zejść w nim po schodach i któryś z nas będzie musiał cię znieść.
Parskam śmiechem, robiąc krok w przód. Adrenalina pozwala mi być tak blisko niego i wdychać zapach dezodorantu, którym pachnie.
– Myślę, że w takim wypadku to nie mógłbyś być ty, bo ledwo co trzymasz swoją gitarę. – Uśmiecham się zwycięsko, klepiąc chłopaka w mostek.
Pozostali śmieją się cicho, gratulując mi, że tym razem to ja go zgasiłam. Reece uśmiecha się szeroko, kręcąc głową ze śmiechem.
– Nienawidzę, kiedy muszę wam wszystko udowadniać! – oznajmia po chwili i w tym samym momencie czuję, że moje stopy odrywają się od ziemi.
Nim orientuję się, że chłopak łapie mnie pod kolanami, przerzucając swoje drugie ramię pod moimi plecami, jesteśmy na schodach. Wierzgam i krzyczę, prosząc go, by mnie puścił. Przecież mu wierzę! Ma siłę i da radę mnie znieść, tylko go podpuszczałam! Chłopaki krzyczą wesoło, że na pewno się potknie, a ja zaczynam się bać, że faktycznie to zrobi, bo wejście na scenę jest faktycznie strome. Zarzucam mu ręce na szyję i obejmuję go mocno, zamykając oko. On się potknie, on się potknie, on się potkanie! Gdy nagle podskakujemy, wczepiam się mocno paznokciami w jego bark, ale on nagle zaczyna się śmiać. Zgrywa się ze mnie!
– Okej, już udowodniłeś! – warczę ze śmiechem. – Teraz mnie postaw. No postaw mnie!
Zamiast tego on podrzuca mnie w swoich ramionach, co wywołuje mój kolejny pisk. Z kim ja się przyjaźnię! Zapominam na moment, że jestem dosłownie w ramionach kogoś, kogo kocham, bo skupiam się na tym, by wreszcie mnie puścił.
– Mam cię ugryźć? – pytam walecznie, a on rzuca tylko „dawaj" i odwraca głowę, robiąc mi dostęp do swojej szyi.
Naprawdę myśli, że to zrobię?
– Wymiękasz, Julie – śmieje się i w końcu stawia mnie na ziemi.
Od razu poprawiam spódniczkę i przeczesują ręką włosy, nie zaszczycają go najmniejszym spojrzeniem. Poudaję obrażoną, to zrozumie, że nie wymiękam.
– Mnie tak nie podniesiesz! – rzuca nagle Brad i rzuca się na chłopaka.
Reece próbuje go złapać, ale kończy się to tylko ich upadkiem. Po wczorajszym dniu brzuch boli mnie od śmiechu, więc tylko patrzę na te wygłupy.
– Podwieźć was może? – zwracam się z pytaniem w kierunku Cody'ego i Dennisa.
– Ja się skuszę – odpowiada szatyn i razem z nim opuszczam aulę, zostawiając w niej blondyna, który rozdziela tę dwójkę wariatów na podłodze.
~~~
Od razu po szkole rozmawiałam z Sue. Skoro już wie o zespole, wie też o Bitwie Kapel i występach. Problem w tym, że nie mogłam do końca powiedzieć jej, gdzie odbywa się ten jutrzejszy, bo za nic nie pozwoliłaby mi pójść do klubu. Musiałam ją okłamać. Robiłam to z ciężkim sercem, ale nie miałam innego wyjścia. Razem z Camilą uznałyśmy, że najlepiej będzie, jeżeli od razu po szkole pojadę do niej, mówiąc, że nocuję u przyjaciółki i w ten sposób uniknę wszystkich problemów, które mogą pojawić się na mojej drodze.
Właśnie pakuję się na jutrzejszy wieczór do Cam. Może to i lepiej, w sensie, w ogóle nie przyjść do domu i trochę odetchnąć od tego miejsca. Przemyślę niektóre sprawy na neutralnym gruncie i oderwę się od codzienności, oglądając w kółko te same filmy i jedząc karmelowy popcorn. Jestem gotowa obejrzeć znów „Ostatnią piosenkę", byle nie leżeć w swoim łóżku, patrzeć na sufit i myśleć o tym, jak dziś wygłupialiśmy się na próbie. Chociażby na moment nie chcę wspominać tego, gdy Reece niósł mnie w ramionach, a ja wtulałam się w niego w obawie przed upadkiem.
– Jeszcze tylko jeden występ i dwudniowy urlop od mojego idioty – szepczę do siebie i wpakowuję do torebki zeszyt do piosenek.
Reece delikatnie wiruje ze mną do naszej wspólnej piosenki, którą zaśpiewaliśmy po „rodzinnym obiedzie". Jego brązowe oczy utkwione są w moje. Kołyszemy się, a w jego objęciach jest mi tak dobrze, że nie chcę robić ani jednego kroku w tył. Jest mi z nim idealnie. Omiatam spojrzeniem jego garnitur, który ma na sobie, a potem od razu zerkam na swoją różową sukienkę. Uśmiechem się szeroko, co zostaje odwzajemniona przez szatyna.
– Tęskniłam za tobą, wiesz? – wyszeptuje w zagłębienie jego szyi i wtulam się w tamto miejsce, wdychając ostry zapach jego męskich perfum.
– Ja za tobą też. Wiesz, że cię kocham, prawda?
– Ja kocham cię jeszcze bardziej!
– Wiesz, że to tylko sen? – pyta, a moja mina szybko rzednie.
Otwieram oczy i wlepiam spojrzenie w okno. Czy nawet we śnie mój umysł musi przypominać mi o tym, że on nic nie czuje? Jakby nie mógł chociaż troszeczkę pofantazjować. Stanowczo za dużo realizmu jest w moich snach. Na powrót zamykam oczy, błagając, by już nic mi się nie śniło.
By on wreszcie przestał mi się śnić.
A/n: Mam nadzieję, że rozdział się spodobał.
* Alan Walker - Sing me to sleep
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top