FOURTY SIX
They said there was no way
But they forgot the black hole in the sky
Yesterday is nothing
I have half a life to rewrite
Flying into this future
Starset - The future is now
Chyba powinienem się tu zabunkrować
Brad
Ociężałym krokiem powoli wchodzę po schodach, udając się do swojego pokoju na piętrze. Bracia zbiegają na dół, kręcąc mi się pod nogami i nieomal przewracając mnie na drewniane stopnie. Klnę pod nosem, żeby nikt mnie nie usłyszał, bo w naszym domu panuje kategoryczny zakaz używania brzydkich słów. Każdy, kto go złamie, musi wykonać jakąś ciężką pracę domową. Mnie nie tak dawno przypadło koszenie trawnika, czego szczerze nienawidzę, bo nie mogłem się powstrzymać i jakieś słówko wymsknęło mi się trochę zbyt głośno. Od teraz ciągle powtarzam sobie w myślach, że jeżeli się zdenerwuję, mam wyznawać swoją złość w ciszy, by nikt nie słyszał. Zdążyłem się także przekonać, że ściany mojego domu mają przeokropnie gumowe uszy i niebiańsko długi język, czego skutkiem było przymusowe zamiatanie strychu przeze mnie i Dennisa, który akurat u mnie był. Mama jest naprawdę konsekwentna w tych sprawach, więc skoro nie dała wytchnienia mojemu przyjacielowi, bez oporów wymyśli mi coś gorszego, a zdaje mi się, że trzeba zająć się pomalowaniem fasady od strony ogrodu. Naprawdę nie chciałbym tego robić.
Wracam do pokoju, przewracając oczami na dzikie krzyki Jaxona i Rydera, którzy zapewne znów kłócą się o to, który z nich będzie dziś wybierał grę na konsolę. Uwielbiam soboty, ale najgorsze w całym dniu jest to, że nie tylko licea mają wolne. Żałuję, że na świecie nie istnieją żadne „hotele dla dzieci", gdzie mógłbym podrzucić tę dwójkę i nie pisnąć mamie ani słowa. Kurczę, jasne, że by się zorientowała, a ja najprawdopodobniej skończyłbym zakopany pod rabatką, ale tam miałbym przecież spokój! Rozważę tę możliwość.
– Brady, co tak wcześnie? – Łapię za klamkę, ale głos ojca sprawia, że muszę wstrzymać się przed wejściem do swojego pokoju. – Impreza już się skończyła? Jest dopiero ósma rano, a ty już na nogach?
– Tak jakoś wyszło – wzdycham. – Reece zwinął się z Juliette z samego rana i dokądś pojechali, właściwie nawet nam nie mówiąc, Dennis musiał wracać, zająć się siostrą, a mnie boli głowa.
– Świetnie, czyli możesz pomóc mi w...
– Mam naprawdę dużo nauki i nie czuję się zbyt dobrze. – Zaczynam wycofywać się do pokoju, powoli otwierając drzwi – Może kiedy indziej.
Tata wzrusza ramionami i gdy zaczyna schodzić na dół, natychmiast wpadam do swojego bunkra i zamykam drzwi. Od razu pędzę do swojego łóżka na antresoli i zakopuję się w pościeli, zamykając oczy. Nie chce mi się przebierać, nie chce mi się grać prysznica i marzę tylko o tym, żeby dospać jeszcze trochę. Chyba tak jak Cody nie jestem rannym ptaszkiem, więc marzę o tym, by zamknąć oczy i nie obudzić się przed dwunastą. Przewracam się na drugi bok, spod przymrużonych powiek oceniając, czy mój pokój to już pobojowisko, czy dopiero niewielki artystyczny bałagan, ale muszę stwierdzić, że niestety nawet największy huragan nigdy nie wywołał takich zniszczeń. Gdy tak patrzę na te wszystkie ubrania rozrzucone na podłodze, stosy książek i gitarę, na której wisi jakaś moja koszulka, sen sam przychodzi.
~~~
Czasami wydaje mi się, że ktoś podgląda mnie, gdy śpię. Kiedyś myślałem, że mam jakiegoś stalkera albo – co gorsza – stalkerkę, która jest fanką zespołu i zamierza rzucić się na mnie w ciemnym zaułku i porwać mi kępkę włosów, żeby potem sklonować mnie w swoim tajemniczym laboratorium w swojej piwnicy, ale to chyba najmniej realny scenariusz. Słyszałem kiedyś, że w nocy przyglądają nam się duchy, dajmy na to, jeżeli budzimy się przypadkiem około trzeciej nad ranem, to oznaka tego, że jakaś dusza na nas spoglądała. Jeżeli w swoim pokoju mamy krzesło, to ono zawsze powinno stać tyłem do naszego łóżka, bo w ten sposób zapraszamy potencjalnego podglądacza do tego, by tam usiadł. Wiem też, że dzieci, może mniejsze od Jaxa i Rydera widzą duchy – może moi bracia są na to za starsi, ale mentalnie to oni wciąż są bobasami, których trzeba przewijać, więc nigdy nie wiadomo. Wracając, nawet teraz wydaje mi się, że ktoś na mnie patrzy. Przez lekki sen czuję czyjś świdrujący oddech i daję głowę, że słyszę oddech. Nie boję się duchów, bo w nie wierzę i wiem, że to tylko bujda, wyobraźnia, ale człowiek potrafi nakręcać samego siebie. Niby coś nas nie obchodzi, niby się nie boimy, ale jeżeli będziemy tak to sobie wmawiać, bo potem sami uwierzymy, że to prawda. To teoria sprawdzona przez samego Brada Tannera i wykorzystana, by straszyć Reece'a.
Nigdy nie zapomnę jednego z naszych nocnych spotkań, gdy naprawdę padnięci po całym tygodniu nauki spotkaliśmy się u Dennisa. Było naprawdę ciemno i szybko odpadliśmy, zostawiając włączony telewizor. Obudziłem się tamtej nocy i zobaczyłem, że w telewizji leci jakiś głupi program o pogromcach duchów. Mój szatański umysł wymyślił plan wystraszenia Reece'a. Wtedy nie wiedziałem na pewno, że on boi się ciemności, ale zaczynałem się domyślać, bo był jakiś dziwny, gdy gasiliśmy światła. W każdym razie obudziłem Cody'ego i Dennisa i razem z nimi zacząłem wybudzać męczonego Martina, który w nocy ledwo co kontaktował. Nie miał okularów, więc był ślepy jak kret i gdy tylko skapnął się, że jest teoretycznie sam w pokoju, w telewizji leci jakiś straszny program i słyszy dziwne dźwięki, to jego mina była nie do opisania. Ja siedziałem wtedy w szafie, a Dennis krył się za perkusją. Cody leżał przykryty kocem tak, że nawet nie było go widać, ale gdy zaczęliśmy przedstawienie, a Reece zaczął pytać, co robimy, prawie się zdradziliśmy. I tak najlepszym momentem było, gdy Martin nadepnął na niewidzialnego Cody'ego, a ja i Dennis wyskoczyliśmy z ukrycia. Cody jęczał wtedy z bólu, bo pan ślepy stanął mu na dłoni, a nasza ofiara zrobiła nam wyrzuty i przy okazji okazało się, że Reece zna tyle przekleństw, że to się w głowie nie mieści.
Wspomnienie tamtego dnia wybudza mnie do reszty, gdy znów chce mi się śmiać, widząc przed oczyma przerażonego i jednocześnie potwornie wkurzonego Martina. Szybko otwieram oczy i tym razem to ja krzyczę, nawet nad tym nie panując. Zdziwienie odrzuca mnie do tyłu, więc tyłem głowy uderzam o ścianę, a podglądacze uciekają w popłochu, zeskakując z antresoli.
Chyba powinienem się tu zabunkrować.
– Czego?! – krzyczę, odkrztuszając, by pozbyć się chrypki.
– Mama kazała cię obudzić – odpowiada mi Ryder i głupio śmieje się pod nosem, gdy ja masuję obolałe miejsce i sprawdzam, czy przypadkiem nie rozwaliłem ściany.
– Która godzina? – pytam samego siebie i schodzę na dół, przyglądając się niewielkiemu budzikowi, który stoi na biurku pod antresolą.
Trzynasta, no to pięknie. Jestem o jedną godzinę w plecy. Teoretycznie się wyspałem, ale pewnie znów będę musiał położyć się po północy. No cóż. Wypycham braci za drzwi i idę pod prysznic. Domyślam się, że mama nasłała na mnie tę dwójkę tylko dlatego, że obiad jest już gotowy. I jeśli mam być szczery, żołądek zaczyna trawić sam siebie, więc bardzo chętnie zejdę na dół.
Gdy gotowy ubieram na siebie przypadkowe krótkie spodnie i jakąś czystą czarną koszulkę bez rękawów, wychodzę z pokoju i pędzę na górę, licząc, że rodzinka nie zjadła wszystkiego. Oddycham z ulgą, gdy na stole w salonie leży jeden talerz z typowo amerykańskim stekiem. Uwielbiam jeść i tę czynność zaliczam pod swoje hobby. Jestem w stanie ciągle coś przeżuwać i jest mi z tym super dobrze. Siadam na kanapie i nachylam się nad stół, gdy rodzice dosiadają się obok mnie, a za chwilę w pokoju zjawiają się także dwa diabły.
– Mam do ciebie prośbę, Brad – mama odzywa się po chwili ciszy. – Jedziemy z tatą na zakupy i chcielibyśmy, żebyś miał oko na braci... – Otwieram usta, by zaprotestować, tak z przyzwyczajenia, ale przerywa mi jęk Jaxona.
– No kurde, znowu?! – marudzi i mija kilka sekund, nim orientuje się, co powiedział.
– Jaxon! – Bomba wybucha prawie od razu. – Jak ty się wyrażasz? Rozmawialiśmy o tym, zero brzydkich słów! Nie będę tego tolerować! Zostajecie w domu pod opieką brata! – Rodzicielka odwraca się w moją stronę. – Dzisiaj ty znajdź dla nich jakąś nauczkę.
– Dla nas? Ale co ja zrobiłem? – pyta żałośnie Ryder.
– A kto nie powiedział nam o złej ocenie z biologii, co? – Ojciec unosi brwi w tym geście „no co teraz powiesz" i wypycha usta w przód.
– No, ale...
– Żadnego „ale", chłopcy. Nie wolno przeklinać, ja już znajdę dla was coś do roboty. – Uśmiecham się szeroko, zacierając dłonie. – Będziemy się świetnie bawić.
Bezradne miny moich braci sprawiają, że wybucham gardłowym śmiechem. Jestem fatalnym starszym bratem, ale kocham to z całego serca.
~~~
– Czekaj, czekaj! Jeszcze tam nad prawym kołem! – wołam do blondynów, nadzorując ich karę z super wygodnego leżaka.
Początkowo zamierzałem dać im farbę i dwa pędzle, i kazać malować, ale późnej stwierdziłem, że to może nie skończyć się dobrze, więc wymyśliłem, że diabły umyją mój samochód. Gdyby rodzice nie pojechali swoim, mieliby więcej roboty, ale mój Ranger* i tak jest wystarczająco duży dla nich dwóch, więc niech znają moją dobroć. Siedzę trochę jak na szpilkach, bo kocham swój samochód i boję się, że któryś coś zarysuje, ale liczę, że ich siedmioletnie mózgi pracują dobrze i ogarniają, że za takie coś im się dostanie.
Dennis Soler:
Zgaduję, że chcesz ich zmęczyć, prawda?
Śmieję się cicho z wiadomości przyjaciela, bo ma rację. Niech się zmęczą, to będą spokojniejsi.
Brad Tanner:
Czytasz mi w myślach, ale nigdy mi nie dorównasz.
Cody Marks:
Robicie konkurs na to, który jest gorszym starszym bratem? Czekajcie, mogę się dołączyć?
Dennis Soler:
Ale ty jesteś młodszym bratem, więc się nie liczysz.
Cody Marks:
Nagnij zasady, chcę się zabawić.
Juliette Rivers:
Nie macie serc :/
Cody Marks:
Gdybyś miała rodzeństwo, zrozumiałabyś, o co chodzi.
Juliette Rivers:
Mam was, to wystarczy.
Brad Tanner:
Będziesz znęcać się nad Reece'em?! Mogę ci pomóc!
Dennis Soler:
Popamięta nas!
Reece Martin:
Wszyscy moi przyjaciele są świrami
Przyjmij to spokojnie
Poczekaj, aż spytają cię, kogo znasz
Proszę nie rób żadnych gwałtownych ruchów
Nie znasz połowy poniżanych...
Brad Tanner:
Czyś ty właśnie napisał o nas piosenkę?
Reece Martin:
Nie. Nie znasz tego? :v
Dennis Soler:
A za to też ci się oberwie!
Reece Martin:
Kto tu ostatnio oberwał, co? XD
Cody Marks:
Fakt, Denny. To byłeś ty!
Dennis Soler:
To było wtedy. A teraz przeciągnę Julie na swoją stronę i już nikt cię nie obroni!!
Juliette Rivers:
A mogę coś powiedzieć na ten temat?
Reece Martin:
Nie.
Juliette Rivers:
Super.
Cody Marks:
Na gołe klaty czy jakoś tak?
Juliette Rivers:
Gdyby było jeszcze na co popatrzeć...
Reece Martin:
Zdrajczyni.
Zaczytany w rozmowie nie orientuję się nawet, kiedy bracia już spłukują moje auto z mydlin. Może Reece miał rację, pisząc ten krótki tekst. Jesteśmy świrami, znęcamy się nad rodzeństwem, śmiejmy się z siebie, straszymy wokalistów i tak dalej, ale jesteśmy też najlepszymi przyjaciółmi i w sumie ta czwórka, bo nawet Julie, zaliczają się pod moją drugą rodzinę. Bez nich nie byłbym tym samym Bradem, nie robiłbym tego, co robię. Uśmiech sam wpełza na moje usta, gdy przewijam naszą konwersację, czytając ją jeszcze raz.
– Cholera jasna, nie wlewaj wody do środka! – krzyczę, gdy kątem oka zauważam, jak Jaxon otwiera drzwiczki i wężem ogrodowym oblewa tapicerkę.
– Brady! – Mama staje w bramie ogrodu.
Dzięki, diabły. Ja też was uwielbiam...
A/n: Mam nadzieję, że spodobał Wam się drugi rozdział z perspektywy Tannera. Przy okazji teraz poznajecie go jeszcze bliżej. No tak, on nadal nie cierpi swoich braci i uwielbia im dokuczać tak samo, jak oni jemu. To takie błędne koło, bo wzajemnie kopią pod sobą dołki, ale to fajne. No i oby spodobała wam się też konwersacja :)
* Brad jeździ Fordem Ranger
** Twenty One Pilots - Heathens
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top