FOURTY FOUR
I was relieved, like a weight off my shoulders
I was ok, it would soon be all over
So why am I stuck here filled with doubt?
Måns Zelmerlöw - Wrong Decision
Mógłbym poznać twoje imię?
Wychodzę z samochodu swojej przyjaciółki, zostawiając torbę z rzeczami w środku. Nie mogę doczekać się wieczoru, występu i naszego spotkania. Naprawdę muszę się dokądś wyrwać i liczę, że tam po prostu się wyluzuję. Może nawet uda mi się namówić Camilę na obejrzenie jakiegoś innego filmu, wtedy będę w niebie. Blondynka klika w guzik na breloczku, a auto wydaje z siebie charakterystyczne brzęknięcie. Obie idziemy na lekcje.
- Mam nadzieję, że wpadniesz na występ, co? - zagaduję ją, gdy tylko orientuję się, że dziewczyna nie rozpoczyna rozmowy.
- Powiedziałam już mamie, że po szkole idziemy do kina, więc niczego dziś nie stracę - odpowiada z szerokim uśmiechem na ustach i obejmuje mnie ramieniem. - Jak wyszła piosenka? Będę zachwycona?
- Jest trochę inna niż wszystkie - tłumaczę, spuszczając wzrok na swoje buty. - Mnie się podoba, pasuje do chłopaków.
- Powiesz, jak się nazywa?
- Dowiesz się wieczorem. - Klepię ją w ramię, nie chcąc już z góry zdradzać jej wszystkiego.
Od razu po wejściu do szkoły żegnamy się i rozchodzimy się w dwie różne strony. Mój dzisiejszy plan znów trochę się pozmieniał, bo wypadła mi druga lekcja, jaką jest biznes. Ponoć nauczyciel złapał gumę w drodze do pracy i musiał wezwać lawetę. Taką wiadomość dostałam od osoby, która chodzi ze mną na zajęcia, więc nie wiem, ile prawdy jest w tej historii. To nie zmienia jednak faktu, że z całego serca dziękuję temu czemuś, co przebiło oponę. Nie życzę mu źle, ale lepiej mieć okienko w trakcie lekcji, niż spędzić bite osiem godzin ucząc się czegoś nudnego. Zazdroszczę niektórym placówkom, w których lekcje trwają od poniedziałku do czwartku, mają szczęście. Z drugiej strony...
- Jak się ma moja maskotka? - Szeroki uśmiech rozświetla twarz chłopaka, który nagle znajduje się po mojej lewej.
- Nawet nieźle - nie kłamię, wstałam dziś prawą nogą. - A ty? Sporo się wczoraj nanosiłeś.
- Bardzo śmieszne - kwituje chłopak i marszczy lekko nos. - Jesteś lekka, mógłbym cię nosić cały czas. Tylko - masuje się po karku - Brad mnie trochę poturbował, gdy tak na mnie skoczył.
Puszczam uwagę o noszeniu mnie mimo uszu, bo wiem, że na myślenie o jego słowach zmarnowałabym wiele czasu. Analizą zdań zajmę się później.
- Sam przecież mówiłeś, że dasz radę go unieść - chichoczę.
- Powiedziałem, że dam radę cię podnieść, Juliette. Nie chłopaka, który waży więcej ode mnie. - Jego usta przybierają ten kpiący uśmieszek.
- I tak dałabym radę zejść po tych schodach, wiesz o tym? - Unoszę brew i spoglądam na niego z ukosa.
Chłopak przygryza tajemniczo wargę, próbując powstrzymać uśmiech. Gdy zatrzymujemy się pod moją klasą, Reece nachyla się do mnie, ale zastyga w bezruchu tuż nad moim uchem, jakby myśląc, co ma powiedzieć. Trwa to tylko kilka sekund, ale ja czuję, jakbyśmy stali tam przez wieczność. Okropnie długą wieczność, w której jestem zakochana. Ta „wieczność" z nim to naprawdę cudowne miejsce.
- Pewnie, że wiem - szepcze i odchodzi.
Nagle. W tym samym momencie po prostu odchodzi i nawet się nie odwraca. Jakby wcale mnie tam nie było, jakby moje serce wcale nie biło tak głośno, jakby wcale go nie słyszał. Bo obawiam się, że słyszał, jak szybko bije moje serce. Liczę tylko na to, że uzna to za zwyczajną reakcję na niepokój. A niech mnie, niech uzna to za cokolwiek, byle nie domyśli się, że to po prostu cały on tak na mnie działa.
Bo wtedy samodzielnie zrobię sobie amputację tego głupiego serca.
I dam mu je w prezencie, a co mi tam!
Będę oryginalna.
~*~
- Bycie twoim szoferem uznaję za najgorszy zawód świata. Wolałabym już zostać poławiaczką krabów! - skarży się Camila, gdy proszę ją jeszcze o podjechanie pod kawiarnię.
- Wybacz, że ktoś poprosił mnie o przywiezienie kawy.
- Gdybym ja cię o to poprosiła, musiałabym sama po nią pójść i wziąć jeszcze jedną dla siebie! - Jej uwaga wcale nie sprawia, że się złoszczę, wręcz przeciwnie, wybucham śmiechem.
Chyba na tym polega prawdziwa przyjaźń, prawda?
Blondynka przewraca teatralnie oczami i skręca pod Symposium Cafe. Szybko wysiadam z auta i proszę przyjaciółkę o zaparkowanie przed klubem, który znajduje się dosłownie kilkanaście metrów stąd, a sama wchodzę do środka. Wnętrze urządzone jest w dość klasycznym stylu, eleganckie, ale luźne. Ściany i podłoga to idealne dopasowanie piaskowych kafli, które optycznie powiększają niewielką kawiarenkę. Podchodzę do lady i kątem oka zerkam na niewielką lodówkę, w której znajduje się wiele ciast i innych smakołyków. Ślinka cieknie na sam widok.
- Dzień dobry, witamy w Symposium, co podać? - Głos kelnerki sprowadza mnie na ziemię.
- Cztery małe kawy z mlekiem. I Reese's. - Uśmiecham się na samo wyobrażenie miny mojego przyjaciela.
Amerykańskie ciasteczka, które kupiłam, od zawsze mi się z nim kojarzą. Wprawdzie literki nie do końca zgadzają się z imieniem Martina, ale to akurat najmniejszy szczegół. Czekam kilka chwil i gdy tylko odbieram swoje zamówienie, płacę, a potem wychodzę z kawiarni, śpiesząc w stronę klubu. The Triffid to kolejne miejsce, w którym nigdy nie byłam, ale z Camilą czuję się pewniej i równie pewnie wchodzę do środka.
Mijam kilku pracowników i cudem przedostaję się do samego wnętrza, które totalnie zapiera mi dech w piersiach. Hangar jest po prostu ogromny. Scena, na której przygotowuje się zespół, jest na drugim końcu hali, oświetlonej fioletowymi, granatowymi i czerwonymi kolorami, które są poniekąd barwami Double Exposure. Idziemy dalej, przyglądając się wysokiemu sklepieniu, balkonikowi nad wejściem, gdzie znajduje się oświetleniowiec i dźwiękowiec, a także prawdopodobnie zarząd klubu. Akustyka jest tutaj wspaniała, Cody tylko lekko szarpie za struny gitary, a dźwięki rozchodzą się idealnie, trafiając w serca przyszłych fanów. The Triffid jest tysiąc razy lepszy od malutkiego Jazz Clubu. Jak urzeczona zostawiam Cam, która zajmuje miejsce niedaleko sceny, opierając się o barierki i podchodzę do chłopaków. Ich zwyczajem przed występem jest picie kawy, zdecydowanie. Stawiam kubki na niewielkim stoliczku i wołam, że dostawa dotarła. W torebce trzymam jeszcze opakowanie Reese's, przeznaczone specjalnie dla ich czwórki.
Nie chcę im przeszkadzać, bo kilka osób już wchodzi do klubu, a zaraz za nimi wejdzie przecież ten cały tłum. Głupio mi, że zostawię Camilę samą pod sceną, ale nie czułabym się tam komfortowo, a jako członkini zespołu, mogę posiedzieć tutaj. Chłopcy podbiegają do mnie i idą się jeszcze przygotować. Wiem, że kręci się tutaj Noel i jego kumple, ale postanawiam się tym nie przejmować. Gramy jako pierwsi, a potem mogę się stąd zmyć i nie słuchać Clarka.
Zerkam na Reece'a, nerwowo pocierającego dłonie o materiał spodni z dużymi dziurami na kolanach. Wygląda całkiem nieźle i tak... rockowo. Najbardziej jednak podoba mi się ten tatuaż. Przez moment zastanawiam się, czy do niego podejść, ale w końcu to robię. Chcę życzyć mu powodzenia przed koncertem, bo jakby nie patrzeć, to nie tylko jakaś tam Bitwa Kapel, a prawdziwy koncert, który wiele znaczy dla zespołu.
- Zdenerwowany? - pytam, dotykając jego ramienia.
- Tylko trochę. Widziałaś, ile ludzi przyszło? To jakieś czary! - Szczerzy się szeroko.
Wychylam się za kurtynę, cała hala powoli się zapełnia. Ale jakoś się nie dziwię, przecież jeżeli ktoś jest dobry w tym, co robi, to ma fanów, prawda?
- To na pocieszenie - mówię i wyciągam z torebki paczkę ciasteczek.
Reece zerka na pomarańczowe opakowanie, a rozczulający uśmiech, który pojawia się na jego twarzy, sprawia, że miękną mi nogi. Patrzy na mnie takim wzrokiem, jakby właśnie zobaczył szczeniaczka.
- Dziękuję, Juliette. Ale mam nadzieję, że buziaka w policzek też dostanę, co? - Mruga do mnie i w tym samym czasie już wiem, że gdyby nie przyciemnione światło, widziałby wielkie rumieńce na moich policzkach.
- Mogę cię co najwyżej kopnąć. - Uśmiecham się, a on przewraca oczami, schylając się do mnie i nadstawiając policzek w moim kierunku.
- Tam jest ciemno, jakoś musisz mnie przekonać. - Podpuszcza mnie!
- Wtedy pozostali będą zazdrośni. - Wzruszam ramionami z niepewnością.
Reece prosi tylko o zwykłe, przyjacielskie cmoknięcie go w policzek, a ja panikuję. No ładnie. To przecież jedyna taka okazja! Rusz się, Juliette!
- Nie powiemy im.
Jego szept sprawia, że adrenalina rozpala się w moich żyłach. Prawdopodobnie już nigdy nie będzie mi dane zrobić tego jeszcze raz, bo po pierwsze: nie pozwoli mi na to i po drugie: ja sama nigdy nie będę taka odważna. Nabieram powietrza i ciesząc się, że nie muszę stawać na palcach, zbliżam usta do jego policzka. Świat zatrzymuje się na moment, gdy moje usta delikatnie muskają jego skórę, a nos trąca kość policzkową. Walczę z ochotę, by zamknąć oczy i po prostu wtulić się w chłopaka. Odsuwam się z lekkim uśmiechem, czerwieniąc się jak pomidor. Najgorsza w tej sytuacji jest zwykła reakcja Martina. Czasem ciągle muszę upominać się, że te gesty tylko u mnie sprawiają, że całe moje ciało jest miękkie jak gąbka. Muszę przypominać sobie, że tylko ja dostaję palpitacji serca, bo on jest... niewzruszony. Jakby całował go kamień, ktoś zupełnie przypadkowy, jego mama. Żadnych specjalnych uczuć. To ciągle okropnie boli, ale nie zważając na cierpienie, tylko tak mogę być blisko i jednocześnie daleko od kogoś, kogo kocham.
- Powodzenia? - bardziej pytam, niż życzę, bo jego wzrok przebija mi serce.
- Jeszcze to wygramy... - Wzrusza ramionami i poprawia okulary, a potem jeszcze raz do mnie mruga i odchodzi w kierunku chłopaków.
Może pewnego cudownego dnia w zupełnie innej czasoprzestrzeni on coś do mnie poczuje? Może ta fantazja kiedykolwiek przekroczy progi wyobraźni? Powiedzenie „trzeba mieć cele, a nie marzenia" tu zdecydowanie się nie sprawdza. On nigdy nie był i nie będzie celem, bo to przecież rzecz, do której dążymy. Nie dążę do tego, by siłą sprawić, aby Martin mnie pokochał. Zamykam oczy, by pozbyć się niechcianych myśli, które pewnie na dobre zepsują mi humor i siadam na wzmacniaczu.
Już za kilka chwil rozpocznie się koncert.
~*~
I refuse to look back thinking days were better
Just because they're younger days
I don't know what's 'round the corner
Way I feel right now I swear we'll never change*
~*~
Od głośnej muzyki powoli jest mi niedobrze i trochę boli mnie głowa, ale nie narzekam, bo Double Exposure robią coś wspaniałego. Nie ma słów, którymi opiszę, jak bardzo cieszę się, że mogę tutaj być. Stoję obok rzędu krzeseł, przy którym siedzą jacyś mężczyźni nadzorujący koncert i podrygam w rytm każdej z piosenki. True Friends, jak dla mnie, okazała się strzałem w dziesiątkę, ale po pierwszym razie wiem, że nie mogę zignorować drugiego zespołu.
O wilku mowa.
Duster Balance kręcą się gdzieś po drugiej stronie sceny, także oglądając występ moich przyjaciół. Zauważam Noela, który rozmawia o czymś z Carsonem i Lloydem, a także tego piegowatego gitarzystę. Nigdzie nie widzę jednak ich perkusisty.
I już wiem dlaczego.
Tajemniczy blondyn stoi niedaleko mnie, przyglądając mi się. Uśmiecham się do niego lekko, nie do końca wiedząc, dlaczego ciągle na mnie patrzy. Chłopak odpycha się od ściany, o którą się opierał i wsuwając dłonie do kieszeni spodni, powoli do mnie podchodzi.
- Cześć - rzuca lekko.
Jego głos jest trochę zachrypnięty i głęboki, ale jednocześnie cudownie przyjazny.
- No hej - odpowiadam i przygryzam wargę, bo zastanawiam się, czy chłopak podejmie następny krok w rozmowie.
- Na ostatnim koncercie też cię widziałem. Jesteś dziewczyną któregoś z nich? - pyta, głową wskazując w kierunku grającego zespołu.
Chciałabym.
- Nie, jestem tylko tekściarką.
- Wiem, że wcześniej na mnie patrzyłaś i tak sobie pomyślałem - robi się ciekawie - mógłbym poznać twoje imię?
Sposób, w jaki mnie o to pyta sprawia, że postanawiam nie zachowywać żadnych ogródek.
- Juliette.
- Jestem Silas. - Chłopak uśmiecha się, ukazując dwa niesamowicie słodkie dołeczki.
W jego ciemnoszarych oczach odbijają się światła reflektorów, ale to i tak nie zmienia faktu, że jego tęczówki są naprawdę interesujące. Mają coś w sobie.
- Wasza pierwsza piosenka strasznie mi się podobała, wiesz? - Drapie się po karku, jak to czasem robi Reece, gdy jest nerwowy. - Może to trochę za wcześnie z takimi propozycjami, ale może wyszłabyś kiedyś ze mną na kawę?
Mimowolnie otwieram usta ze zdziwienia.
- Albo po prostu zapomnij, że pytałem, Juliette - śmieje się cicho
- To nie tak, że nie chcę. - Sama nie mogę się nadziwić, że to robię. - Chętnie z tobą pójdę, jeśli tylko znajdę czas.
Brwi blondyna unoszą się w chwilowym zdziwieniu, ale już za moment chłopak uśmiecha się szeroko. Silas sprawia dobre pierwsze wrażenie, pomimo tego, jak patrzył na mnie w zeszłym tygodniu. Jego wzrok był czujny, tajemniczy i ciężki. Teraz jest naprawdę przyjacielski i ... wesoły.
- Muszę już lecieć, ale to mój numer. - Silas prędko wyciąga w moim kierunku jakąś karteczkę.
Był przygotowany na to, że się zgodzę?
- Dzięki - Przyjmuję ją i jeszcze raz się uśmiecham. - Powodzenia.
Przyda się nie tylko jemu...
~*~
Koszulka Dennisa lepi się do jego ciała, gdy chłopak schodzi ze sceny. Domyślam się, że gra na perkusji w tak szybkim tempie jest naprawdę męcząca. Reece połyka mnóstwo wody, zwilżając gardło, a Brad i Cody opadają na krzesła. Grali naprawdę długo i zrobili wielkie show, zagrzewając publiczność, która darła się wniebogłosy. Piosenka na Bitwę wypadła wspaniale, jeżeli mogę tak powiedzieć i koncert był generalnie udany. Drepczę do moich chłopców, nie zważając na drugi zespół, który zaczyna grać. Wiem, że nie powinnam tego robić, ale chcę jak najszybciej im pogratulować i mieć to z głowy. A przede wszystkim, nie chcę dziś słuchać śpiewu Noela. Doskonale słyszę tekst piosenki, ale i tak wolę tam nie patrzeć. Dla świętego spokoju.
- Odwaliliście kawał dobrej roboty, chłopcy! - Uśmiecham się do nich szeroko i przystaję za krzesłem Cody'ego, obejmując chłopaka za szyję.
On sam łapie mnie za dłonie i posyła zmęczony uśmiech, gdy kładę głowę na jego ramieniu.
- Marzę tylko o tym, żeby skopać dupę Duster - śmieje się blondyn.
Zapada cisza, gdy wsłuchujemy się w tekst piosenki. Jest dość depresyjna, ale zespół wpadł na dość dobry pomysł, żeby zagrać rockową balladę.
My friends are so depressed
I feel the question
Of your loneliness
Confide..., 'cause I'll be on your side
You know I will, you know I will
Nagle moją uwagę przykuwa Camila, która do nas biegnie. Uśmiecham się w jej stronę, zastanawiając się, jak to się stało, że ochrona ją tutaj wpuściła.
- Julie, organizujemy dziś z chłopakami takie spotkanie-nocowanie w domu Cody'ego. Może też wpadniesz? - pyta nagle Brad i oblewa sobie twarz wodą mineralną.
- Umówiłam się już z Camilą...
- Dlaczego mówisz o mnie? - Blondynka pojawia się tuż obok.
- Brad zaproponował mi, żebym wpadła do Cody'go, ale w końcu miałyśmy się...
- Nie! Spokojnie, możecie ją ze sobą brać. - Moja mina musi wyrażać tysiąc słów.
- Pozwolisz, żeby Juliette jechała z nami? Oddasz ją nam na całą noc? - chichocze Dennis, a ja dopiero po chwili orientuję się, jak musiało to zabrzmieć.
- Oj tam, już i tak miała nocować u mnie, a tak spędzicie trochę czasu razem, wiecie, o co chodzi, typowa integracja. Rivers, będziesz grzeczna, prawda?
- Ja tam nie wiem, co jej wpadnie do głowy - odzywa się Reece, uśmiechając się tajemniczo.
- Zamknij się, Martin! - warczę na niego ze śmiechem, a potem zakładam ręce na piersi, patrząc przyjaciółce w oczy. - Mówiłam ci, że cię nienawidzę?
- Jeszcze mi podziękujesz - szepcze. - Tylko nie odpadnij jako pierwsza!
Czy ja mam jeszcze jakieś zdanie na ten temat?
Bo chyba jednak z góry jestem przegłosowana.
„Wyobraźnia nauczyła mnie przez tragedię
aby wyzwolić pokój"
A to zdanie z kończącej się piosenki Duster, najbardziej zapada mi w pamięć.
A/n: Wreszcie udało mi się wstawić rozdział! Remont powoli dobiega końca, jeszcze tylko muszę skręcić meble #silnainiezależna. Od pierwszego września rozdziały na pewno będą pojawiać się troszkę rzadziej, ale musicie mi wybaczyć, w końcu szkoła jest ważna. Chyba. Mam nadzieję, że rozdział się spodobał, a już przede wszystkim Reece i Silas 8)
*OneRepublic - Kids
** Red Hot Chili Peppers - My Friends
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top