FOURTY EIGHT
I never thought a sunrise
Could burn more than a midnight without you
Already paying for tonight
Head spins like a carousel, over and over
Lauv - Reforget
Więc to koniec?
Czuję się dziwnie. Mam wrażenie, że gdzieś w moim wnętrzu siedzą dwie osoby. Jedna z nich niesamowicie cieszy się wylotem do Stanów, właściwie zapominając o ważnym występie, a ta druga, siedzi samotnie i ciągle odwleka moment prawdy, której nie chce poznać. Boi się, że proste słowa na zawsze skomplikują coś, co już jest skomplikowane. Tamta druga osoba jest wykończona psychicznie i fizycznie, nie ma siły, by wstać i przejść obojętnie obok tego, który zadaje jej tyle cierpienia. Nie ma siły się postawić, nie jest wystarczająco asertywna, nie jest odważna. Zachowuje się jak tchórz, marząc o ucieczce.
Obserwuję osobę, która w ciągu ostatniego miesiąca nagle podskoczyła z poziomu „nieznajomy mijany na korytarzu" na „przyjaciela". Notuję w myślach gesty chłopaka, jego zachowanie, kiedyś dla mnie niezrozumiałe i obce, a teraz zwyczajne, typowe.
– Kiedy ludzie traktują cię tak, jakby im nie zależało, uwierz im... – Ciche westchnięcie po mojej prawej stronie trochę mnie rozprasza, usilnie starając się wyplątać mój umysł z niekończących się refleksji. – Nigdy nie sądziłam, że na Pintereście można znaleźć aż tyle depresyjnych cytatów. Co sądzisz?
– Mam wrażenie, że większość z nich odnosi się w tej chwili do mnie – odpowiadam szczerze, mając w pamięci jeszcze kilka smutnych tekstów o miłości, które przed chwilą przytoczyła mi Camila. – Nie nadajesz się na pocieszacza.
– Jak mówiłam, wolę już poławiać kraby. Ty swojego misia do przytulania już masz, tylko że on jeszcze o tym nie wie. – Nie mam siły już protestować i przewracać oczami. – Weź się wreszcie w garść, podejdź do niego i z nim porozmawiaj. Skoro tak bardzo chcesz, żeby wiedział, że wyjeżdżasz, to nie odkładaj wszystkiego na ostatni moment. Trzymasz chłopaków w niepewności, bo czekają na ciebie na próbach, a ty nie masz zamiaru na nie iść i pisać nowej piosenki.
– Zgoda – rzucam niedbale, wstając z betonowego murku i otrzepując czarne spodnie z dziurami na kolanach. – Ale najpierw powiem o tym chłopakom.
– Kolejność mnie nie interesuje, chcę tylko, żebyś mu powiedziała. Lecę na chemię, spotkamy się za godzinę?
– Na następnej przerwie spróbuję zaciągnąć ich w jakieś miejsce i w spokoju im wszystko wytłumaczyć. Lepiej trzymaj za mnie kciuki. – Camila uśmiechnęła się pocieszająco i powolnym krokiem odeszła w stronę budynku szkoły, pozostawiając mnie samą.
~*~
Czekając na chłopaków przed salą gimnastyczną, w myślach po raz kolejny powtarzam sobie cytat, znaleziony gdzieś w odmętach profilu, o którym wspominała wcześniej Cam.
„Jeśli by cię chciał, byłby tam.
Jeśli by cię chciał, nigdy nie miałby co do tego wątpliwości.
Jeśli by cię chciał, wybrałby ciebie..."
Uroiłam sobie wcześniej w umyśle, że dzięki tym słowom popatrzę na niego racjonalnie. Ktoś, kto spisał tę myśl, miał rację. Gdyby on tylko mnie chciał.
Nagle na końcu korytarza pojawia się szalona trójka. Cody i Dennis żywo o czymś rozmawiają, a Brad powoli idzie za nimi, klikając palcami w ekran swojego telefonu. Uśmiecham się lekko, dodając sobie otuchy. Witam się z chłopakami, którzy rozsiadają się wygodnie na ławce.
– Reece postanowił się spóźnić? – pyta Cody, uśmiechając się kpiąco.
– On nie wie, że was tu ściągnęłam. Przepraszam za te podchody, ale chcę wam o czymś powiedzieć.
– W takim razie mów, bo po tym wstępie zaczynam się bać. – Dennis zachęca mnie do mówienia.
– Historia jest dość długa, a my nie mamy zbyt wiele czasu. W skrócie – wzdycham – złożyłam papiery na uniwersytet w Stanach Zjednoczonych i komisja rekrutacyjna chce mnie usłyszeć.
– Czekaj, łączę fakty. – Brad unosi palec w górę. – Boisz się występu i chcesz nas poprosić o pomoc?
– Strach przed grą to jedno. Chodzi mi bardziej o to, że na przesłuchanie muszę przylecieć osobiście. Jutro wieczorem mam samolot do Nowego Jorku.
Chłopcy spoglądają po sobie, ale na ich twarzach maluje się niezrozumiała radość i ulga.
– Czekaj, złożyłaś papiery na Juilliard? – pyta Cody, a ja kiwam głową. – Boże, dziewczyno! Gratulacje!
Blondyn szybko wstaje z ławki i przyciąga mnie do siebie w morderczym uścisku. Nie zważając na łamiące się kości, również go obejmuję i wtulam się w jego klatkę piersiową. Nagle czuję, że ktoś jeszcze obejmuje mnie od tyłu, więc odchylając lekko głowę, zauważam, że chłopcy postanowili zrobić sobie ze mną grupowy uścisk. Dusząc się od silnego zapachu zmieszanych ze sobą dezodorantów, wyplątuję się z objęć i uśmiecham szeroko. A nie mówiłam?! Wiedziałam, że oni zareagują na to pozytywnie.
– A teraz do rzeczy, nasza cudna tekściarko – pstryka palcami Dennis. – Gdzie Reece?
– Nie wiem, najpierw chciałam powiedzieć tylko wam. Mówiliście, że on jest taki nerwowy i...
– Nie no, ogarniamy – mówi Brad. – On jest specyficzny i chyba woli trawić niektóre informacje na osobności. W końcu nie wiadomo, co mu przyjdzie do tego pustego łba.
– Kiedy zamierzasz mu powiedzieć? – Dennis mierzy mnie czujnym spojrzeniem.
– Zamierzałam zrobić to później, ale... – Chłopak szybko mi przerywa.
– Nie czekaj z tym, Juliette. Skoro powiedziałaś nam, powiedz też jemu. On nie lubi być „tym drugim", a w dodatku, wiem po sobie, że lepiej jest coś powiedzieć od razu, niż potem czekać. Jest w auli.
Dziękuję im za to, że przyszli, za taką reakcję i natychmiast udaję się pod wskazane miejsce, trzymając się za pierś, bo ciągle wydaje mi się, że moje serce zaraz ją opuści.
– Soler i te jego mądrości życiowe. Paulo Coelho w Double Exposure! – słyszę za plecami śmiechy chłopaków i sama też uśmiecham się do siebie, nie przerywając morderczego spaceru.
~*~
Reece siedzi na wysokim krzesełku pośrodku zawalonej sceny i brzdąka na gitarze. Jego usta poruszają się z wolna, ale nie wydobywa się z nich żaden dźwięk. Idą prosto do niego, czując na sobie jego wzrok. Liczę schody, by się o nie potknąć, w końcu stając na płycie sceny. Szatyn odwraca głowę w moim kierunku, a riffy gitary powolutku cichną, przytrzymane przez zgrabne palce. Staram się zachowywać, jakby to wszystko nie było tak wielką sprawą, ale w rzeczywistości czuję, że wszystko się we mnie łamie.
– Hej, Julie – wita się i zagryza wargi.
Spuszczam wzrok z jego ust, bo w ten sposób nigdy nie będę wystarczająco skupiona.
– Gdzie zniknęliście? Szukałem was po całej szkole. – Wstaje z krzesła i odkłada gitarę na podłogę, uważając, by jej nie uszkodzić.
– Rozmawialiśmy na sali – odpowiadam i wreszcie unoszę głowę, spoglądając w brązowe tęczówki. – Masz czas?
Reece nie odpowiada od razu, tylko skanuje mnie wzrokiem od góry do dołu, a potem zagryza mocno szczękę i przytakuje. Robię głęboki wdech i powoli wydycham powietrze.
– Ja... – wzdycham, kręcąc głową na boki.
– Już po raz drugi chcesz mi o czymś powiedzieć, ale nie potrafisz. – Chłopak podchodzi do mnie i łapie mnie za ramiona, uśmiechając się lekko. – Nieważne co to takiego, ja nie osądzam, tylko słucham, zrozumiano?
Niestety tak...
– Jutro wieczorem wylatuję do Nowego Jorku, żeby przejść przesłuchanie do Juilliard. Nie mówiłam ci o tym wcześniej, bo sama nie wiedziałam, czy się zdecyduję, ale klamka zapadła – mówię na jednym wdechu, obserwując jego reakcję.
Źrenice chłopaka najpierw rozszerzają się do granic możliwości, a potem zwężając, sprawiając, że Reece wygląda mrocznie w tym półmroku, który zawsze tu panuje. Jego uścisk na moich ramionach nagle staje się bolesny.
– Dlaczego akurat Juilliard? – pyta przyciszonym głosem.
– Zawsze chciałam tam studiować i się rozwijać.
– Nie rozumiem, dlaczego kurczowo trzymasz się klasyki, skoro wyraźnie widać, że twoje oczy błyszczą, gdy z nami grasz. – Jego słowa zwalają mnie z nóg.
Jak...?
– Dlaczego twierdzisz, że to nie moja pasja? Nie bądź głupi, nie możesz po czyichś oczach stwierdzić, czy to rzecz, którą faktycznie chcę robić w swoim życiu.
Reece zaczyna głośniej oddychać, a jego dłonie opuszczają moje ramiona i zaciskają się w pięści. Spodziewałam się raczej wyrzutu typu „dlaczego mi nie powiedziałaś", a nie jakiejś dziwnej agresji i próby wyperswadowania mi tego, co kocham.
– To udowodnione naukowo – zapiera się.
– Muzyka klasyczna jest moją pasją i tylko z nią wiążę przyszłość – zaznaczam wyraźnie, nie mogąc zrozumieć jego toku myślenia. – Zespół jest tylko...
– Tak, wiem, tylko zabawą. Ale dla mnie jest całym światem.
Po tych słowach chłopak kręci głową, ukrywając masę uczuć za maską obojętności. Pierwszy raz miałam okazję widzieć, jak ją przywdziewa i nagle orientuję się, że mimo iż poznałam ją już nie raz, nagle wydaje mi się zupełnie inna. Jakbyśmy w jednej chwili stali się obcymi dla siebie ludźmi.
– Więc to koniec? – pytam jeszcze, błagając, by mój głos się nie łamał. – Teraz wyjdziesz i będziesz na mnie obrażony, bo traktuję klasykę poważnie i chcę wyjechać?
– Zastanów się na moment, Juliette – warczy groźnie, więc robię pół kroku w tył, tracąc zmysł mowy. – To tak naprawdę nigdy się nie zaczęło, skoro tego nie czułaś. Jeżeli byłaś uwiązana z Double Exposure tylko po to, by po prostu tutaj być i sam nie wiem, czerpać satysfakcję z tego, że jesteś w jakimś zespole, to nigdy nie byłaś na naszej drodze. Nic nie musi się skończyć, bo nic się nie zaczęło.
– Mylisz się! Zespół był dla mnie tak samo ważny, jak moje prywatne projekty!
– Dobrze powiedziane, Julie. On „był" ważny. Rób, co chcesz, ale mojego błogosławieństwa nie dostaniesz. Nie, dopóki będziesz się okłamywać. Znam cię i wiem, że tak naprawdę...
Następnie w wielkiej auli słychać tylko odgłos mojej dłoni, która uderza w jego policzek. Zamieram. Naprawdę to zrobiłam? Naprawdę go uderzyłam?
Unoszę wzrok, napotykając lodowate, ale nagle zmartwione spojrzenie chłopaka, który trzyma się za policzek. Nie potrafię powstrzymać potoku łez, który ciśnie mi się do oczu i zaczyna skraplać się po mojej twarzy. Gdy Reece zauważa, że płaczę, otwiera lekko usta, jakby dopiero co wyszedł z amoku i zorientował się, jak bardzo mnie zranił.
– Nie masz racji, Reece – zaczynam, nie kryjąc się więcej z tym, że mój głos jest zniekształcony przez płacz. – Zupełnie mnie nie znasz i wygląda na to, że przyjąłeś do zespołu kogoś, o kim nie miałeś zielonego pojęcia. Nie jestem tą, za którą mnie miałeś.
– Julie, ja... – Jego nagły protest wydaje się tak idiotyczny, że znów mam ochotę go uderzyć.
– Powiedziałam, co miałam powiedzieć, ty również. – Ścieram kilka łez z policzków. – Skoro uważasz, że to wszystko nawet się nie zaczęło, to lepiej będzie, jeżeli pożegnam się z tobą teraz.
– Daj mi coś, do cholery, powiedzieć! – krzyczy, gdy zaczynam się odwracać.
– Miałeś swoją szansę, Martin. Ale ja też się pomyliłam i wzięłam cię za kogoś innego, wiesz?
Nie zważając na chłopaka, którego pozostawiam na scenie, wybiegam z auli, szybko przebierając nogami i gdy tylko opuszczam to miejsce, osuwam się po drzwiach, zanosząc się płaczem. Powoli uświadamiam sobie, że właśnie w tej chwili go straciłam. Wyszłam, odcinając się od niego i pozostawiłam to, na czym mi zależało. Tak nagle staliśmy się tylko dwoma osobami, które kiedyś tak świetnie się dogadywały. A pomyśleć, że ja bałam się jego odrzucenia z powodu wyznania mu miłości. Byłam głupia, bo to właśnie wiadomość o Juilliard nas podzieliła. Wciąż nie wiem, dlaczego on tak bardzo chciał pokazać mi, że popełniam jakiś błąd, ale mam dość myślenia. To skończone.
Niestety nic nie trwa wiecznie, to chyba najmniej bolesna lekcja, której możemy doświadczyć w ciągu największych katuszy po drodze. Ja właśnie się o nią potknęłam i poczułam aż za dobrze, co to znaczy stracić osobę, którą się kocha. Po raz drugi, o wiele mocniej.
Podrywam się z podłogi, gdy słyszę ciężki kroki po drugiej stronie drzwi, o które się opieram i biegnę przed siebie, chcąc wydostać się z tego miejsca.
Nowy Jork jest, był i będzie moją ucieczką. Tylko tak mogę znieść ten ból, który sprawia, że przed moimi oczami robi się ciemno.
~*~
Hold me now I need to feel You
Show me how to make it new again
There's no one I can run to
And nothing I could ever do
I'm nowhere if I'm here without You
~*~
Pakując walizkę w środowy poranek nadal mam przed oczyma moją kłótnię z osobą, którą przecież wciąż kocham całą sobą. Drapię się po głowie i bezsilna, siadam na zimnej podłodze. Wiadomości z poprzedniego dnia nie dochodzą do mnie. Najpierw tak bardzo cieszyłam się, że mam wsparcie Camilii i chłopaków, a potem wszystko się posypało, dosłownie w jednej chwili. Powiedzieliśmy dużo, zrobiliśmy zbyt dużo. Uderzyłam go, a on wbił mi nóż w plecy. Najgorsze jest to uczucie zawodu. Ja zawiodłam jego, on zawiódł mnie. Zaufałam mu. Nigdy nie chciałam ufać jakiejś przypadkowej osobie, ale on... nie mogłam mu się oprzeć. Nigdy tak naprawdę, może poza jednym razem, nie skrzywdził mnie świadomie. Nigdy nie wiedział, ile cierpienia mi wyrządza, bo nie wiedział, co się ze mną dzieje. Ale wczoraj, wiedział, co robi. Wiedział, że jego słowa bolą, wiedzą, że jego odrzucenie jest niczym tona kopniaków wymierzona prosto w mój brzuch. Jego spojrzenie sprawiało, że czułam się tak, jakby mnie pobił.
Nie mogę obwiniać tylko jego, bo ja też zawiniłam. Zakochałam się i zaufałam mu. Nie jestem pewna, czy okazuje się, że to był zły wybór, ale z pewnością ta relacja jest gorsza od mojej i Noela.
– Jesteś pieprzonym dupkiem, którego tak bardzo kocham! – uderzam pięścią w otwartą walizkę.
Wczoraj wypłakałam już wystarczająco dużo, teraz już nic mi nie zostało. Sięgam po telefon i włączam naszą wspólną konwersację, by po raz ostatni przyjrzeć się jego ostatniej wiadomości, która sprawiła, że chciałam wyjechać jeszcze szybciej.
Reece Martin:
Przecież nie chcemy stracić siebie nawzajem...
Gdy kończę czytać te kilka słów, wyłączam telefon i chowam go w torbie podręcznej.
Cieszę się, że o tym wiesz, Reece. Pytanie tylko... Czy powinniśmy walczyć o tę „przyjaźń", czy może dać sobie spokój? Bo ja niestety mam świadomość, że szybko ci wybaczę, postępując naprawdę idiotycznie, a tego bym nie chciała...
– Dlaczego za każdym razem musisz mieć rację. Ja nie chcę cię stracić...
You are oxygen
on a late night drive
To clear my head when hope has passed me by
You are gravity
when I'm upside down
You help me find my way back to the ground
And this is why
You're everything good
everything true
When all the world is fading
You're everything new
You are my eyes
when I can't see
When all the world is broken
You will always be
Everything good
A/n: Prawie wypłakałam sobie oczy podczas pisania tego rozdziału, a piosenki "Ashes" nie pomagały. To znaczy, pomagały, ale... wiecie, o co mi chodzi. Mam nadzieję, że obecni czytelnicy "Juliette" nigdy nie zlinczują mnie za te targanie emocjami, a ci, którzy dopiero nimi zostaną, nie dołączą się do tej akcji. Mam nadzieję, że ten rozdział, mimo wszystko, się podobał!
* Ashes Remain - Without You
** Ashes Remain - Everything Good
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top