EIGHTEEN

How'd you think I feel
when you call my name
You got me confused,
by the way I've changed

Cheryl Cole - Call My Name

Komu powierzyłabyś swój największy sekret? 

  Schodzę na niższe piętro, gdzie znajduję się sala malarstwa i nerwowo zaciskam palce na materiale mojej spódnicy. W drugiej ręce trzymam zeszyt do piosenek i przyciskam go do piersi, manewrując pomiędzy uczniami. Już z daleka widzę, że klasa jest otwarta, ale dzwonek jeszcze nie zadzwonił. Przyśpieszam kroku, chcąc jak najszybciej znaleźć się w bezpiecznym miejscu i usiąść. Spuszczam wzrok na swoje rude botki, pasujące odcieniem do swetra i wchodzę do środka, jednak podnosząc głowę. Na moim miejscu siedzi już Reece i przygląda się pracy. To na razie tylko baza, lekki kontur, ale jak na amatorkę muszę przyznać, że naprawdę nie jest taki zły.

– Nadaje się na powieszenie nad kominkiem? – pytam i staję obok chłopaka

– To zależy, czy go masz, zważając na nasz klimat – odpowiada, a następnie odwraca się do mnie i ściska mnie na przywitanie. – Zaczynamy?

Kiwam głową w odpowiedzi, a chłopak zwalnia mi miejsce i siada naprzeciwko. Próbuje odwzorować swoją poprzednią pozycję, a kiedy wreszcie mu się udaje, dzwoni dzwonek.

– Co to za lekcja, z której możesz się zwalniać? – pytam, zakładając kwiecisty fartuszek.

– Wuef. Nie ćwiczę, więc mogę spędzić te dwie godziny na czymś innym.

Ciekawość i współczucie zżerają mnie od środka. Nie powinnam go wypytywać, nie powinnam zdradzać, że go słyszałam, ale muszę wiedzieć.

– Reece, kilka dni temu ja... widziałam cię przed salą gimnastyczną. Wcale nie podsłuchiwałam, ale...

– Ale słyszałaś moją rozmowę z trenerem – kończy za mnie i wzdycha ciężko. – Zgaduję, że teraz pewnie zastanawiasz się, o co nam poszło.

– Poniekąd? – bardziej pytam, niż odpowiadam. – Ale nie musisz mi niczego wyjaśniać, to nie moja sprawa.

– Ale skoro już wiesz, to powinienem. No więc kiedyś często bywałem na treningach softballu*. Grałem na pozycji miotacza, ale czasem zastępowałem pałkarza. Wtedy trener powiedział, że mam do tego dryg i zaczął wysyłać mnie na zawody. Pewnego razu podczas meczu w Rockhampton** miałem grać na pozycji łapacza, czego właściwie nigdy nie robiłem. Uderzenie było tak mocne, że gdy złapałem piłkę do lewej ręki, wybiło mi bark. Przewieźli mnie do szpitala, nastawili, co trzeba i powiedzieli, że jeśli chcę wrócić, to czeka mnie rehabilitacja. Ale ja tak naprawdę nigdy nie chciałem wracać, bo sport to nie moja bajka. Odszedłem z drużyny i ćwiczyłem tylko po to, żeby znów móc grać na gitarze. A jak sama widziałaś, trener nie może pogodzić się ze stratą zawodnika. Nie raz mówiłem mu, że nie wrócę, bo czasami bark wciąż boli, ale on nadal uważa, że zbyt szybko się poddałem.

Przez chwilę milczę, przyswajając jego słowa. To wszystko wyjaśnia.

– Byłeś naprawdę zdenerwowany. Chciałam za tobą pobiec, ale... – zawieszam głos, bo nie chciałabym wyjść na desperatkę.

– Nie zauważyłem cię, przepraszam – mówi tylko i wpatruje się w okno.

Wypełniam kolorem jego bluzę i staram się jakoś odwzorować fakturę ciepłego materiału. Chcę skupić się na malowaniu, ale moje myśli wciąż kłębią się wokół jego słów.

– Kilka miesięcy temu miałam wypadek. Spadłam ze schodów i mocno się poobijałam. – Słowa opuszczają moje usta, a ja nie mogę się zatrzymać. – Lekarze powiedzieli, że porządnie stłukłam miednicę. Teraz też nie mogę ćwiczyć i kości nadal mnie bolą, gdy biegam albo wchodzę po schodach.

Reece odwraca się w moim kierunku. Na jego ustach błądzi blady uśmiech. Nie trwa to jednak długo, bo chwilę później znów wlepia spojrzenie w okno.

– Komu powierzyłabyś swój największy sekret? – pyta nagle, zupełnie zmieniając temat.

Musi minąć parę sekund, nim znaczenie jego słów do mnie dotrze. Mija kolejne kilkanaście, gdy zastanawiam się nad odpowiedzią. Camila jest moją przyjaciółką, ale mimo to, nie mogłabym powiedzieć jej dosłownie o wszystkim. Są rzeczy, o których nie ma pojęcia i zapewne nigdy się nie dowie. Cenię sobie swoją prywatność i naprawdę nie chciałabym wyciągać na światło dzienne każdego sekretu, który w sobie mam. Kłopot w tym, że poza Cam nie mam osoby, której mogłabym się zwierzyć. Bailey nie jest mi tak bardzo bliska, Sue nie utrzyma języka za zębami, a moja mama... ona nie rozumie, co to znaczy "tajemnica".

– Nikomu. Nie mam nikogo, komu mogłabym powiedzieć o czymś naprawdę poważnym – odpowiadam zgodnie z prawdą.

– A jeżeli coś ciągnęłoby cię do tego, by się komuś wygadać? Co wtedy? – drąży temat.

– Raczej napisałabym o tym piosenkę. No wiesz, mogłabym ją zaśpiewać, a nikt tak naprawdę nie wiedziałby, że coś wyznaję.

Reece uśmiecha się szerzej i więcej nie odzywa się ani słowem. Gdy lekcja dobiega końca, wołam nauczycielkę, by pokazać jej skończony portret. Kobieta patrzy na mnie z uznaniem, a potem gratuluje mi pracy. Jeszcze raz dziękuję Martinowi i żegnam się z nim.

Każde z nas idzie w swoją stronę.

~~~

Ostry zapach skoszonej trawy drażni mnie w nos i sprawia, że nie mogę przestać kichać. Camila wyciąga z torby kolejną paczkę chusteczek i wyciąga ją w moim kierunku. Pożyczam sobie jedną z nich i natychmiast rozkładam ją, by przytknąć ją do nosa i kichnąć. Jak zawsze, alergia nie ma dla mnie taryfy ulgowej. Czuję, że moje oczy puchną i ciągle łzawią. Chciałabym wyjść z ławki i zamknąć okno, ale w sali panuje taki gorąc, że nie pomagają nawet otwarte drzwi. Sięgam po teczkę i zaczynam się nią wachlować. Rozglądam się po klasie i dostrzegam grupkę innych osób, które wzajemnie próbują się jakoś ochłodzić. Dzisiejsza pogoda staje się dla mnie dobijająca. Nie dość, że klimatyzacja w szkole zepsuła się z jakiegoś dziwnego powodu, to jeszcze ta męcząca alergia na trawę!

Nagle ktoś puka do drzwi, ale nie zwracam uwagi na osobę, która przyszła na naszą lekcję. Jakaś dziewczyna ogłasza, że szkolna stołówka sprzedaje... no właśnie, co sprzedaje?

– Kirstin, dobrze się czujesz? – słyszę głos nauczycielki.

Kobieta zwraca się do szczupłej brunetki, która opiera się teraz o pierwszą ławkę i łapie się za brzuch. Uczniowie spoglądają na nią ze zdziwieniem.

– Juliette, pójdź z nią do pielęgniarki!

Znów jestem jedyną Julie w całej sali. Odsuwam krzesło i wstaję, zbierając z blatu ostatnią paczkę chusteczek. Podchodzę na przód klasy i łapię dziewczynę pod ramię. Dlaczego ja muszę to robić, a nie ktoś inny? Brunetka ściska mnie za rękę i robi małe kroczki w kierunku wyjścia. Gdy drzwi się za nami zamykają, czuję jeszcze większy żar, który panuje na korytarzu. Oszklone ściany są nagrzane i wpuszczają tutaj więcej słońca. Nie mam czym oddychać. Razem z pierwszoklasistką idziemy do gabinetu higienistki. Jesteśmy już niedaleko, gdy zaczynam ciężej oddychać.

– Juliette, wszystko gra? – słyszę słaby głos mojej towarzyszki.

Nie daję rady odpowiedzieć, bo przed oczami robi mi się ciemno. Chwytam się ściany i osuwam się na ziemię. Dziewczyna kuca przy mnie i schyla moją głowę w dół, ale to nie pomaga. Jak przez mgłę widzę, że łapie się za bolący brzuch i pędzi do jednej z klas. Zamykam oczy i upadam na lodowatą posadzkę.

~~~

As I look up from the ground

I see darkness all around

And I'm lost, but can be found up in the sky.

Goodbye.***

~~~

– Juliette, ocknij się wreszcie! – Słyszę warknięcie nad swoim uchem, więc gwałtownie otwieram oczy.

Wciąż jestem na korytarzu. Brunetka nadal trzyma się za brzuch i cicho sapie, zapewne z bólu. Nie ona jednak przyciąga moją uwagę, a Reece, który klęczy nade mną z butelką wody w ręce. Oddycha z ulgą i przykłada sobie picie do policzka, ochładzając się.

– Co ty tu... ? – pytam, wstając powoli.

– Przechodziłem korytarzem, spóźniłem się na lekcje. Kirstin mnie zobaczyła i po mnie przybiegła. Jak się czujesz? – pyta zatroskany i obejmuje mnie w pasie.

– Dobrze, to było tylko chwilowe, chyba się przegrzałam... Ona bardziej potrzebuje pomocy – mówię i wskazuję na dziewczynę.

Reece prosi ją, by ostatnie metry do gabinetu pokonała już sama. Powinien z nią pójść, a nie zajmować się mną. W prawdzie czuję się już lepiej, nadal trochę mi słabo, ale Kirstin naprawdę wygląda gorzej ode mnie.

– Chodź, zwolnimy cię z lekcji... – postanawia chłopak i wzmacnia uścisk, pomagając mi dojść do ławki.

Szatyn rzuca tylko, że idzie porozmawiać z nauczycielami, a ja opieram głowę o ścianę i robię kilka głębszych oddechów, odkręcając butelkę wody, którą mi zostawił. Chcę wyciągnąć telefon, ale przypominam sobie, że zostawiłam go w sali razem ze wszystkimi rzeczami. Spoglądam na zegarek, wskazujący godzinę dwunastą w południe. Mama jest teraz w wydawnictwie i nie ma siły, która mogłaby ją z niego wyciągnąć, a Sue nie ma prawa jazdy. Jestem więc skazana na samotny powrót do domu. Mija kilka minut, gdy Reece wraca razem z moim plecakiem przewieszonym przez ramię. W ręce trzyma także swoją torbę.

– Załatwione, możemy wracać, powiedzieli, że skontaktują się z rodzicami – mówi i pomaga mi wstać, a potem znów mocno mnie łapie i wychodzi ze mną na zewnątrz.

O dziwo, na dworze jest nawet chłodniej niż w szkole, ale to nie zmienia faktu, że upał jest dziś niemiłosierny. Powoli podchodzimy do mojego samochodu, a Reece odblokowuje zamek centralny kluczykami, które pewnie wcześniej wyciągnął z mojego plecaka.

– Poradzę sobie, naprawdę – rzucam.

On nie odpowiada tylko sadza mnie na fotelu pasażera i kładzie nasze plecaki na tylne siedzenie. Sam zajmuje miejsce kierowcy i przekręca kluczyk w stacyjce. Chłopak rusza, a mój samochód powoli wytacza się z parkingu szkoły, nabierając prędkości na głównej ulicy. Zamykam oczy tylko na moment, ale zaraz orientuję się, że drzwi obok mnie się otwierają. Nie jesteśmy jednak pod moim domem. Jesteśmy u Reece'a. Nie wiem dlatego, ale cała się spinam. Chłopak nie zwraca uwagi na moje zachowanie i bierze nasze rzeczy, a potem prowadzi mnie do środka. Z kieszeni spodni wyciąga pęk kluczy i otwiera drzwi. Już tutaj byłam i wiem dokąd mam pójść, ale nie będę tak po prostu chodzić po jego domu.

Nagle zza zakrętu wychodzi jakiś mężczyzna, zapewne pan Martin. Jego syn jest naprawdę do niego podobny. Mają ten sam kolor oczu, choć włosy ojca są czarne. Mają też podobną budowę ciała, są wysocy i szczupli.

Pan Martin patrzy na nas i posyła synowi dumne spojrzenie.

– To moja przyjaciółka, o której mówiłem przez telefon. Zemdlała w szkole, ale jej rodziców nie ma w domu, więc przywiozłem ją do nas – tłumaczy natychmiast.

Wcale nie mówiłam mu, że moich rodziców nie ma.

– Juliette Rivers – przedstawiam się.

– Anthony, tata Reece'a. Rozumiem, mam nadzieję, że czujesz się już lepiej? – pyta i uśmiecha się do mnie pogodnie. – Idźcie na górę, zrobię lemoniadę.

Kontynuujemy wędrówkę, a ja wciąż nie mogę uwierzyć, że przed chwilą poznałam tatę chłopaka, w którym jestem zakochana. Musiałam zrobić na nim fatalne wrażenie! Nie interesuje mnie nawet fakt, że wchodzimy do granatowego pokoju, w którym codziennie śpi i żyje chłopak, który trzyma mnie teraz za rękę. Jak w amoku siadam na jego łóżku i łapię się za skroń.

– Boli cię głowa? Kirstin mówiła, że upadłaś – pyta i siada tuż obok mnie tak, że nasze nogi się stykają.

– Nie, naprawdę, już wszystko gra. Ale Reece, dlaczego nie zawiozłeś mnie do domu?

Szatyn wzdycha i patrzy na mnie ze smutnym wyrazem twarzy. Wygląda tak, jakby ktoś właśnie przebił mu jego ukochany balonik z festynu.

– Wspominałaś, że nie rozmawiasz z mamą i tak sobie pomyślałem, że może nie chcesz wracać do domu. Wiem, to głupota i nie powinienem zabierać cię tutaj, ale...

– Jest w porządku, dziękuję.

Podnoszę rękę i kładę mu ją na ramieniu, delikatnie pocierając skrawek jego koszulki. Chłopak siedzi tak blisko, że gdyby nie fakt, iż jesteśmy tylko przyjaciółmi, to pomyślałabym, że chce mnie pocałować.

Ale on tego nie chce.

Nim moje serce zacznie przyspieszać, hamuję je tą pesymistyczną myślą.

– Dlaczego Kirstin pobiegła akurat po ciebie? Wiedziała, że się znamy? – zadaję kolejne pytanie.

– Mówiłem jej o tobie... – odpowiada, a ja walczę z mimowolnym otwarciem ust. – Po tej kłótni z trenerem podeszła do mnie i zapytała, czy wszystko ze mną dobrze. Nie chciałem z nią rozmawiać, ale wiesz, nie mogłem jej po prostu spławić. Wtedy zapytałem, czy cię gdzieś widziała i jakoś tak wyszło.

Uśmiecham się lekko.

Myślał o mnie. Pytał o mnie jakąś dziewczynę. Wolał być ze mną.

Żadna z tych rzeczy nie robi jednak różnicy. Czuję piekący ból w gardle i w sercu, ale nie daję po sobie poznać, że poczułam się gorzej właśnie przez niego. Chciałabym mu powiedzieć, chciałabym mu wyznać, że jestem zakochana, ale wiem, do czego to doprowadzi. On odsunie się ode mnie, a ja nie będę mogła spojrzeć mu w oczy.

– Odpocznij, Julie. Ja skoczę na dół po tę lemoniadę.

A/n: Mam nadzieję, że rozdział się spodobał! 

* softball - gra podoba do baseballu, ale rozgrywana na mniejszym boisku z większą piłką i lżejszym kijem. Jeden z narodowych sportów Australii.

** Rockhampton - miasto w stanie Queensland, znajdujące się mniej więcej 620 kilometrów od Brisbane. Znane jako "Miasto Byków" z uwagi na liczne ubojnie i zakłady przetwórstwa. Przez miasto przechodzi Zwrotnik Koziorożca. 

*** Hollywood Undead - From The Ground

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top