59
-Że co?!
-Są dwa wyjścia ,albo ulegniesz przemianie i wyjdzie ci to na dobre ,albo umrzesz.
Po tych słowach przeszedł mnie dreszcz po ciele.
Spojrzałam na Lucy...była tak samo zdziwiona i przerażona jak ja.
Lili usiadła na łóżku tuż obok mnie.
-Mogę zobaczyć co wtedy się stało?-zapytała niespodziewanie.
Kiwnęłam głową.
Jej dłonie dotknęły moich skroni.
Ciemność.
Zobaczyłam przed sobą blondyna wkuwającego we mnie sztylet...przeżywałam to samo co za pierwszym razem.
Przeszył mnie ból.
Widziałam wściekłość i rozpacz na twarzy Robena.
Teraz cała akcja rozgrywała się w zwolnionym tempie...
Zobaczyłam każdy szczegół tej chwili.
Nadeszła ta chwila jak Jade wyrywa serce Robena.Jej twarz ,,mówiła" ,że nie robi tego pierwszy raz.
Krew...mnóstwo krwi.
-To nóż telepaty...tak jak podejrzewałam.-z mojego umysłu warwał mnie głos Lili.
-I co teraz się z nią stanie.-Lucy złapała mnie za rękę.
-By nie umrzeć musi nauczyć się pewnych umiejętności syren...by zakończyć przemianę będzie musiała kogoś zabić.-powiedziała wprost.
-Już raz zabiłam i nie czuje się z tym dobrze ,a co do tego by zabić drugi...nie dam rady.
-Albo odbierzesz komuś życie ,albo tobie zostanie ono odebrane.
-Nie zabiję nikogo!
-Musisz!-Lucy spojrzała mi głęboko w oczy.
Po moich policzkach popłynęły łzy.
-Musisz brać codziennie jedną tabletkę ,po niej ogon zamieni się w nogi.-podała mi drewniane pudełko.
-Ile mam czasu?
-Coś około tygodnia.
-Tygodnia?!-Lucy wstała na równe nogi.
-Przykro mi.-Lili pocałowała mnie w czoło i wyszła.
-Muszę skontaktować się z Jake'iem.-wzięłam tabletkę do ust.
-Idę z tobą!
-Zostań tu i powiadom o wszystkim chłopaków.
-Jeśli tego chcesz.-Lucy posmutniała na twarzy.
Poczułam mrowienie w ogonie.
-Ta tabletka działa!-zrobiła pierwszy krok w stronę drzwi.
Pobiegłam do pokoju gdzie siedzieli chłopcy.Mieli nietęgie miny.
-Słyszeliście?
-Jadę z tobą.-Luke podszedł do mnie i złapał za moje dłonie.
-Bądź przy bracie ,on cię potrzebuje.-powiedziałam mu do ucha.
-Weź mój samochód.-Deamon rzucił mi kluczyki do auta.
-Muszę znaleść Jake'a ,on mnie nauczy być syreną ,wrócę tu jak tylko będę mogła.-uśmiechnęłam się lekko.
-Uważaj na siebie.-Luke pocałował mnie delikatnie w usta.
Wybiegłam z domu.
Pierwszym miejscem ,do którego pojadę będzie jego dom.-pomyślałam.
Uruchomiłam samochód Deamona i odjechałam.
^^^^
-Jake?-drzwi do jego domu były otwarte.
Przeszłam się po cały domu ,ani żywej duszy.
Usłyszałam jakieś pstrykanie.
-Jest tu kto?
Brak odpowiedzi.
Szłam w stronę piwnicy ,tam dźwięk stawał się coraz głośniejszy.
Otworzyłam delikatnie drzwi i ujrzałam Jake'a pijącego whysky.
-Dlaczego się nie odzywałeś?!Wystaszyłeś mnie.
-Zabiłem ją.-powiedział półtrzeźwy.
-Jakbyś tego nie zrobił to ona by cię zabiła.
-Ja wiem ,ale ja ją naprawdę kochałem...dlaczego ona mi to zrobiła?-miał łzy w oczach gdy to mówił.
-To już nie była ona ,Jade ją zmieniła ,była jej zabawką.
-Dlaczego jej to zrobiłem?
Rozmowa z nim po pijaku nie była nieczym przyjemnym.
-Chodź ze mną na góre.-uśmiechnęłam się lekko.
Wstał z wielkiej łaski i złapał mnie pod pachę.
Czułam od niego mocny zapach whysky.
-Wszystko będzie dobrze.
Burknął coś niezrozumiałego pod nosem.
Szliśmy na górę po schodach ,lecz nie było to takie łatwe jak się wydawało...kilka razu upadliśmy ,śmiejąc się z samych siebie.
-Jest już późno chodź spać.-zaprowadziłam go do ,,mojej" sypialni.
Położyłam go ledwie przytomnego na łóżku ,sama zdięłam buty i ułożyłam się obok niego.
-Jak dobrze ,że cie mam Julie.-poczułam jego rękę na moim biodrze.
Odwróciłam się do niego twarzą.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top