58

Wspiełam się po ścianie i wygramoliłam na zewnątrz.
Ujrzałam rudą i Jake'a stojących na krawędzi dachu.
Próbowałam podkraść się bliżej ,ale Sara się odwróciła.
-Nie podchoć bo inaczej go zepchnę!
-Spokojnie...przecież on cię kocha ,nie chcesz mu zrobić krzywdy.-próbowałam negocjować.
-On nawet nie wie kim jestem!-zdjęła naszyjnik z siebie i zawiesiła go na szyi Jake'a.
-Sara?-spojrzał na nią z przerażeniem.
-Teraz cię zabiję.-uśmiechnęła się złowieszczo.-próbowała go popchnąć ,ale się nie dał.
Zaczęłam biec w ich stronę.
-Zostaw go!-skoczyłam na nią.
Uderzyła mnie w twarz ,a ja odwdzięczyłam się jej kopniakiem.
Ruda miała nade mną kontrolę...była silniejsza.
-Nie nawidzę cię Sara!-Jake z nikąt pojawił się za rudą i popchnął ją z całej siły w dół.
Przez chwilę nie dowierzałam co się stało...
-To już koniec.-obrócił się w moją stronę i mnie uściskał.
Adrenalina ze mnie zeszła ,a ja zaczęłam płakać.
-Dziękuję ,że po mnie przyszłaś.-wziął mnie na ręce.
W pewnym momencie zakręciło mi się w głowie i zemdlałam.

-Julie.-usłyszałam głos Lucy.
Spojrzałam najpierw w lewo potem w prawo.
-Jesteśmy w hotelu Marco?
-Już po wszystkim.-uśmiechneła się do mnie zmieniając temat.
W drzwiach pojawił się Luke.
Wstałam od razu na równe nogi ,by przywitać się z nimi ,lecz po pierwszym kroku upadłam na ziemie.
Spojrzała na moje nogi ,które nie były nogami...miałam ogon syreny.
-Co do cholery?!Przecież tu nie ma wody!-Luke podbiegł do mnie i pomógł mi się podnieść.
-Jak dobrze cię widzieć całą i zdrową.
-Tęskniłam za tobą.-uśmiechnełam się.
-Wezwałem Lil.-usłyszałam głos Deamona...nie był zadowolony.
Jego wyraz twarzy od razu wywołał u mnie poczucie winy.
-Usiądź.-Luke posadził mnie na łóżku.
-Skąd ja tu się wzięłam?-byłam trochę zdezorientowana.
-Jake cię tu przyniósł.
-A gdzie on jest?
Lucy spojrzała na Luka.
-Poszedł się przejść.-usłyszałam w głosie Luka strach.
Wiedziałam ,że to kłamstwo...
Chciałam coś powiedzieć ,ale usłyszałam pukanie do drzwi.
Deamon poszedł je otworzyć.
Usłyszałam tylko ich niezrozumiałe szeptanie.
Lucy pokazała gestem do Luka by wyszedł.
Czyli zostałyśmy tylko we trzy ,same dziewczyny.To chyba dobrze...
-Jak się trzymasz złotko?-od razu jak Lili weszła atmosfera się poprawiła.
Przytuliła mnie mocno i usiadła obok łóżka.
-Długo by opowiadać...przejdę do rzeczy mam ogon choć nie jestem w wodzie.
-To bardzo zły znak.
Nastała chwilowa cisza.
-Brałaś coś?-trochę mnie tym zirytowała.
-A wyglądam na taką?
-Chcę ci pomóc ,a nie się z tobą kłócić.
-Przepraszam.
-Czułaś się słabo ,lub kręciło ci się w głowie?
Od raz przypomniałam sobie to co się wydarzyło w zamku...
-Tak.
-Miałaś kontakt z czymś co by przeniosło truciznę do twojej krwii ,jakieś igły lub ostry przedmiot?
Po tym pytaniu wszystko stało się jasne...blondyn wkuł we mnie sztylet...na pewno był czymś nasączony.
-Wampir zaatakował mnie nożem ,od razu poczułam się jakoś dziwnie...potem zemdlałam.
-Pamiętasz jak wyglądał ten nóż?
-Miał dziwne rzeźbienia ,jakby głowy hydry.
Twarz Lili stała się smętna.
-On cię zmutował...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top