57

Blondyn zatrzymał się w ostaniej chwili i spojrzał na Lucy.
Jade wbiła mi paznokcie w ramie ,uderzyłam się głową o ścianę ,która stała tuż za mną.
-Co ty tu robisz?!-teraz usłyszałam głos blondyna...zwracał się do Lucy.
-Jeśli mnie naprawdę kochasz pomożesz mi ją zabić.-wskazała na Jade.
Nie wiedziałam co o tym myślieć...skąd Lucy go znała ,a do tego miała go kochać?
Teraz Jade zaatakowała Lucy.
Wzięłam karabin ,który leżał na ziemi i wycelowałam w czarnulę.
Nacisnęłam spust.
I wtedy Jade obróciła Lucy tyłem.
Nie docierało do mnie co się stało.
Usłyszałam krzyki mojej przyjaciółki ,zobaczyłam mnóstwo krwii.
Zamknęłam oczy.
Wszystko działo się tak szybko...
Przeszyło mnie ciepło w okolicy brzucha.
Moim oczom ukazał się blondyn wkuwający we mnie sztylet.
-Zabiłaś ją!
Robiło mi się coraz cieplej.
-Julie!-usłyszałam głos Jake'a.
Spojrzałam w dół i zobaczyłam martwą Lucy...
Teraz słyszałam tylko krzyk agonialny blondyna.
Jade wyrwałam mu serce z zimną krwią.
Miałam mroczki przed oczami...
Czy ja umieram?Co się tu dzieje?Czy to ja zabiłam moją ukochaną przyjaciółkę?-w głowie piętrzyły mi się pytania.
-Ja nie mogę umrzeć!-wykrzyknęłam z całych sił.
Wyjełam nóż z brzucha i wbiłam go w serce Jade.
Spojrzałam jej w oczy i zobaczyłam pustkę...po prostu pustkę.
Jej ciało momentalnie zaczęło gnić ,aż w pewnej chwili rozpadło się w pył.
Zabiłam ją...nie czułam się z tym dobrze ,myślałam ,że jej śmierć rozwiąże wszystko...ale tak nie było.
Kątem oka zobaczyłam rudą ,która ciągnie Jake'a po schodach ,lecz teraz ważniejsza była Lucy.
-Co ja zrobiłam?!-podbiegłam w jej stronę.
-Lucy!Lucy!Wpakowałam w nią trzy kule...Co ja zrobiłam?!
-Nie rób mi tego!
-Co się tu kurwa stało?-otworzyła oczy.
Po tych słowach na mojej gębie pojawił się uśmiech.
-Jezu ,myślałam ,że nie żyjesz!-byłam wściekła i uradowana jednocześnie.
Przytuliłam ją.
-Roben?-jej twarz obróciła się w stronę blondyna.
Zobaczyłam jak łzy spływają jej po policzkach.
-Znasz go?-było to głupie pytanie ,lecz chciałam by Lucy opowiedziała mi o nim wszystko.
-To on mnie przemienił i obiecał mi miłość na wieki...kochałam go.-ostatnie słowa wykrzyczała.
Moja przyjaciółka wtuliła się we mnie.
Jej dłoń złapała za serdeczny palec Robena.
-Spoczywaj w pokoju kochanie.
-Przykro mi ,ale muszę zobaczyć się z Jake'iem ,Sara nie może go skrzywdzić.
-Rozumiem.-powiedziała bez uczuć.
-Wyjmiesz kule sama?
-Tak ,robiłam to już.Będę tu z Robenem...wierzę w ciebie ,że dasz sobie radę.-uśmiechneła się lekko.
-Kocham cię.-przytuliłam ją po raz ostatni i ruszyłam w górę zamku.

Przeszłam miliony schodków...jedyne co zwróciło moją uwagę to krew na ścianach.
Poczułam zimny powiew ,spojrzałam w górę i zobaczyłam drzwi umieszczone w dachu ,były otwarte...
*****
Trochę drastyczny rozdział xD

Szkoła ,szkoła i jeszcze raz szkoła...nie wiem jak wam ale mi dużo zadają.
Lubię chodzić do szkoły (przyjaciele,przystojniacy,beka, szybko mijający czas-to są właśnie pozytywy szkoły :P).
Piszcie w komentarzach ,do której klasy chodzicie :D

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top