50

-Oj twój koleżka nie żyje.-grała smutną.
Nie wiedziałam co się dzieje...łzy zaczęły lecieć mi po policzkach.
-Ale on jest wilkołakiem nie tak łatwo go zabić!-wykrzyczałam z nadzieją.
-To srebrno...już nic mu nie pomoże.-puściła mi oczko.
-Ty szmato.-uderzyłam ją w nos z pięści lewą ręką ,a prawą wyrwałam jej nóż z dłoni.
Z całej siły wepchnęłam jej sztylet w klatkę piersiową.
Upadła.
-Tristan!-podbiegłam zapłakana do niego.
-Proszę nie rób mi tego!Ocknij się!-położyłam jego głowe na moich kolanach.
Rana była ogromna...
Ostatnia nadzieja była w mojej mocy.
Dotknęłam jego torsu.
Ale nic się nie stało.
-Działaj do cholery!
-Działaj!-prawie nic nie widziałam przez łzy ,które wylewały się litrami z moich oczu.
Próbowałam jeszcze kilka razy ,lecz nic nie zdziałałam...
Poczułam rękę na moim ramieniu.
-Julie...on nie żyje.-zobaczyłam za sobą Luka.
-Co się tu stało?!-Deamon podszedł w naszą stronę.
Krzyczałam i płakałam jak małe dziecko.
Luke przytulił mnie mocno ,a ja wciąż ryczałam.

Obudziłam się na łóżku Luka.
-Luke.-zawołałam go ,lecz nie usłyszałam odpowiedzi.
Usiadłam na kolanach.
Do pokoju wszedł Deamon.
-Jak tam?-był zatroskany.
-Gdzie Luke?
-Pojechał zakopać zwłoki Tristana-wydukał.
Przypomniała mi się wczorajsza noc.
-O Boże...
Deamon usiadł obok mnie.
Zakryłam twarz dłońmi by nie zobaczył ,że jest ze mną tak źle.
Po chwili ciszy zapytałam ze wściekłością w głosie:
-Zabiłam ją?
-Kogo?
-Jade.
Oczy Deamona zabłysły...nic nie mówił.
-Wiem ,że ją znasz.-powiedziałam ostro.
Nadal się nie odzywał.
-Co cię z nią łączy?
-Miałem z Jade układ...
*****
Wiem ,że przerywam w najfajniejszych momentach ,ale bez budowania napięcia nie wiem czy byście tak oczekiwali kolejnego rozdziału xD

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top