47

-Luke ja cię przepraszam...namieszałam.-nie dał mi dokończyć ,pocałowaliśmy się namiętnie.
-Też cię kocham Juliette.
Poszliśmy na taras całując się.
Zaczęliśmy się rozbierać ,i dotykać.
-Bałem się o ciebie.
-A ja o ciebie.
Spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy.
Byliśmy już tylko w bieliźnie.
Luke zszedł ręką na dół i zaczął mnie obmacywać.
Byliśmy podnieceni ,ale nie dano nam dokończyć.
-Sorry ,że przeszkadzam ,ale potrzebuję ubrania.-Tristan podszedł do nas owinięty kocem.
-Naprawdę teraz?-Luke przewrócił oczami i zrobił wkurzoną minę.
Zaczęłam się ubierać.
-A tak wogóle to kto to-był zirytowany.
-Mój znajomy...zabrałam go bo zemdlał po transformacji z wilkołaka na człowieka...
-Idź do salonu.-rozkazał Tristanowi.
-A ty poczekaj na mnie.-dotknął mnie w policzek.
Zagryzłam dolną wargę.

-Co ty tu robisz?-obróciłam się i ujrzałam Deamona.
-A ty co tutaj robisz?!-powiedziałam szeptem by nikt nas nie usłyszał.
-Zobaczyłem jak wsiadłaś do mojego kabrio i odjechałaś.
-Jak tu dotarłeś w takim szybkim tempie?
-Jestem wampirem.-trochę się zirytował.
Z tego wszystkiego zapomniałam ,że jesteśmy istotami magicznymi...
-Teraz czas na twoje wyjśnienie.-był stanowczy.
-Ja eee...nie jesteś moim ojcem!
Wiem ,że źle postąpiłam ,ale teraz było mi to obojętne.
Odwróciłam się i chciałam odejść ,lecz Deamon złapał mnie za rękę.
-Nie mogę bez ciebie żyć.-widziałam w jego oczach jednocześnie miłość jak i wściekłość.
Luke wszedł na patio ,po jego minie było widać ,że usłyszał słowa Deamona...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top