37
Moje nogi dziwnie mrowiły.
Zobaczyłam rozbłysk i poczułam się jakbym na nowo się narodziła.
Teraz widziałam wszystko wyraźnie i dokładnie ,a przedewszystkim mogłam oddychać.
Spojrzałam na moje nogi i zobaczyłam...ogon.
Był piękny...miał odcień błękitu przeplatanego zielonym.
Płynełam bardzo szybko ,aż wreście wypłyneliśmy na powierzchnie.
-Jake!-próbowała się z nim porozumieć ,lecz nic to nie dało.
Płynęłam w stronę plaży.
Położyłam Jake na brzegu i próbowałam go ocucić.
Z wyjściem na piasek mój ogon zmienił się w nogi.
-Jake obudź się!
Zaczęłam go reanimować.
Po kilku sekundach wypluł wodę i zaczął kaszleć.
-O Jezu tak się bałam.-przytuliłam go z całej siły.
-Co się stało?-był otumaniony.
-Zaczeliśmy się topić ,prawie umarliśmy gdyby nie fakt ,że przemieniłam się w syrenę.
Zrobił wielkie oczy.
-Czemu się topiliśmy?Przecież świetnie pływamy.
-Była burza.
Spojrzeliśmy na niebo jednocześnie ,lecz było bezchmurne.
-Naprawdę?-spytał z niedowierzaniem.
-Byłeś już jedną nogą w grobie!-nie wytrzymałam i krzyknęłam...musiałam jakoś wyładować energie.
Chwilę milczeliśmy.
-Nic ci nie jest?-spytał.
-Nic...jestem po prostu roztrzęsiona.
Przytulił mnie delikatnie.
-Dziękuję.
Zaczęłam płakać.
-Tak się o ciebie martwiłam.
Położyłam się obok niego.
-Żyjemy...to jest najważniejsze.
Jeszcze chwile wpatrywaliśmy się w siebie.
-Przypominasz mi ją.-przerwał ciszę.
-Kogo?-usiadłam na piasku.
-Sare...jesteś do niej podobna w każdym calu.Dlatego nie byłem dla ciebie obojętny i zabrałem cię wtedy do szpitala ,ponieważ czułem więź ,która dawno wygasła...
Spojrzałam mu w oczy.
Jego twarz przybliżała się do mojej...jego usta chciały mnie pocałować.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top