31

Widziałam całe moje życie.
Różne obrazy z dzieciństwa i młodości.
Czułam ból.
Głosy z mojego wnętrza mówiły mi niezrozumiałe rzeczy...
Zatapiałam się w czarnym dymie.
Nie ,nie poddam się!
Chcę żyć!
Obrazy stały się czerwone i czarne.
Ocknęłam się i zwymiotowałam...krwią.
Nie byłam już w mieszkaniu Lucy.
-Dlaczego twój organizm odmawia przemiany?-głośno się zastanawiał.
-Co mi zrobiłeś?!-byłam roztrzęsiona tym co przed chwilą zobaczyłam.
-Chciałem cię zmienić w wampira ,ale jak widać jesteś inna niż wszyscy...tak jak ja...
Milczałam.
Dotknął mnie delikatnie po policzku.
-Nie martw się...pomieszkasz tu chwilę ze mną ,chcę się czegoś o tobie dowiedzieć.
Podniusł mnie i zaniusł na rękach do umywalki.
Żygnęłam jeszcze kilka razy...
Byłam bardzo osłabiona.
Widziałam wszystko przez mgłe.
-Masz miętówkę?-wybełkotałam chichocząc.
-Twoja krew pachnie lepiej niż perfumy Chanel.-puścił mi oczko.
Czułam się jakbym wzięła jakiś narkotyk.
-Jesteś taka piękna.-zaczął mnie dotykać.
Nie sprzeciwiałam się...byłam zbyt słaba by zrobić cokolwiek.
-Zadam ci kilka pytań.-ściągnął mi bluzkę.
-Skąd jesteś?-dobrał się do stanika.
-Z Sinkold.
-Masz rodziców?-odpiął go.
-Nie wiem.-zaśmiałam się.
-Jak to nie wiesz?-udawał ,że też go to bawi.
-Poprostu...
Złapał za moje piersi i zaczął je pieścić.
-Jest to dla ciebie niekonfortowe?
-Nie wiem.-znów zaczęłam się śmiać.
Czułam się okropnie...nie panowałam nad niczym.
Jake wstał jak wryty.Na jego twarzy pojawił się smutek.
-Przykro mi ,że do tego doszło ,ale czuję z tobą więź.-wyglądał na zawstydzonego ,zapiął mi stanik i nałożył bluzkę.Zachowywał się jakby nie był wcześniej sobą...było widać złość w jego oczach.
-Przepraszam.-wstał i wyszedł z pokoju.
Byłam zakręcona ,moja głowa bolała jak diabli...czułam się jakbym umierała...
Straciłam przytomność.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top