25
-Uciekłaś...-Deamon był zły.
-Chciałeś mnie zniewolić!
-Może...-uśmiechnął się jak ostatni idiota.
Luke złapał mnie za ręce i pociągnął.
Zaczeliśmy uciekać...
Deamon rzucił się za nami.
Wbiegliśmy na drugie piętro.
Deamon był bardzo blisko.
Luke zabarykadował drzwi szafką na ubrania.
-Skocz przez okno i ucieknij do lasu.-mówił szeptem by nikt nas nie usłyszał.
-A ty?
-Muszę coś zdziałać zanim on ci coś zrobi.
Deamon dobijał się z całej siły do drzwi.
Weszłam na parapet.
-Skacz!
-Luke...kocham cię.-skoczyłam.
Runełam z całej siły w krzaki...bolało.
Wstałam i chwiejnym krokiem zaczęłam iść w stronę lasu.
Głowa mnie bardzo bolała...obraz się zlewał...nic nie widziałam...straciłam przytomność...
Obudził mnie dźwięk...sama nie wiedziałam co to jest.
Gdy otworzyłam oczy ujrzałam ,że jestem w szpitalu...a obok mnie siedział mężczyzna.
Miał czarne włosy i męskie rysy twarzy ,jego oczy były błękitne jak niebo...był mega przystojny.
O czym ja myślę?!Przecież niedawno wyznałam miłość Lukowi...
-Obudziła się!-krzyknął do pielęgniarki.
Szybkim krokiem do mojego ,,łoża" podeszła niska ,starsza pani...wyglądała jak z bajki.
-Och kochaniutka...wystraszyłaś nas wszystkich ,ale wiedziałam ,że wyjdziesz z tego.-miała słodki głosik.
Pogładziła mnie po czole.
-Zostawiam was samych.-uśmiechnęła się i odeszła.
Mężczyzna bacznie mi się przyglądał.
-Jestem Jake.-ucałował moją rękę.
-Juliette.
-Uprawiałem jogging i zobaczyłem cię nieprzytomną...wzięłem cię na ręce i przyniosłem do szpitala.
-Dzięki.-uśmiechnęłam się lekko.
Do pokoju weszła inna pielęgniarka.
-Koniec odwiedzin ,jutro też jest dzień.
-Przyjdę o dziesiątej.-pocałował mnie w policzek...i wtedy zobaczyłam ,że na szyi miał ślad po ugryzieniu wampira...
******
Dodaję kolejny rozdział w gratisie xD
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top