21
-Że co?!
-Chcę być kimś więcej...teraz jestem nikim...
-Dla mnie jesteś wszystkim...
Brnęłam coraz bardziej w kłamstwa.
-Naprawdę?-był zdziwiony.
-Tak...
-Kocham cię...
O Boże!-nie teraz...
Moje myśli się kłębiły...
-Powiedz coś!-widziałam ,że żałuje tego co powiedział.
-Ja...mam już...kogoś...-nie wiedziałam co powiedzieć.
Był wściekły.
-Mówiłem ,że dla nikogo nic nie znaczę...zrobię to...przemienię się...
Zawsze miał bzika na punkcie istot magicznych ,co noc wywoływał duchy.
Teraz zaszło to za daleko.
Zniknął w ciemności.
Nie wiedziałam co robić...
Zauważyłam budkę telefoniczną.
Podbiegłam do niej.
W staniku miałam papierek ,który dała mi Lili.
Chciałam z kimś porozmawiać ,a ona była jedyną osobą ,z którą mogłam się podzielić przeżyciami ,chciałam wracać do Deamona ,lecz czułam się winna...
Wybrałam numer i usłyszałam sygnał.
-Halo?-usłyszałam głos Lili.
-Cześć.
-Julie?
-Tak...
-Wiedziałam ,że zadzwonisz.
-Proszę spotkajmy się.
-Gdzie jesteś?
-Nad brzegiem jeziora.
-Byłam tam dziś.
-Wiem.
Chwilowa cisza...
-Zaraz przyjdę.
Rozłączyła się.
Odstawiłam telefon.
Zobaczyłam w oddali jakiś cień...
Zaczęłam iść w jego stronę ,nie bałam się...jestem istotą magiczną ,Deamon mówił ,że nie tak łatwo mnie zabić.
Zaczęłam biec.
Cień przemieszczał się bardzo szybko.
-Zaczekaj!
Nie wyglądał na normalny ,był magiczny.
-Ej!
Zachaczyłam o coś i się przewróciłam.
Spojrzałam w górę i zobaczyłam to coś...
Była to peleryna ,a w niej był dziwny ,stary ,niski (chyba)człowiek.
Wydawał dziwny dźwięk.
-Kim jesteś?
Nie odezwał się.
Zaczął się świecić.
Wyciągnął palec ,był bardzo chudy i długi.
Chciał dotknąć mojego czoła ,lecz usłyszeliśmy huk.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top