14
Obudziłam się w chatce z drewna.
Dotknęłam mojej szyi , lecz nic tam nie wyczułam.
-Czy ja śnie?-zapytałam w myślach.
Do pokoju wtargnął Deamon.
-Jak tam kochanie?-miał flirciarski głos.
-Żyję , ale dzięki za troskę!-wykrzyczałm wkurzona.
I w tej chwili do pokoju wszedł mężczyzna , około 25 lat.
-To jest mag , Rick , zobaczy czy mi się przydasz.
Rick miał włosy w kolorze miedzi , był wysoki (większość istot magicznych jest wysoka), jego oczy miały kolor szmaragdu.
Przyznam , że był przystojny.
Odsunełam się kawałek do tyłu , lecz nic to nie dało.
-Zostawiam was samych , powiesz mi jeśli będzie warta tego wszystkiego...
Wyszedł.
-Witaj.-powiedział nieśmiało.
-Czego odemnie chcecie?
Byłam spokojniejsza , bo Rick wydawał się tak samo zaskoczony tym wszystkim jak ja...
-Chcę ci tylko pomóc.-uśmiechnął się lekko.
-Mogę?-zapytał nieśmiało(dlaczego wszyscy mają takie same podejście do tego...).
Podeszłam w jego stronę.
Złapał mnie za ręce.
Był silny.
-Chcę ci pomóc.-powtórzył.
Przyłożył rękę do mojego policzka.
Zaczęło kręcić mi się w głowie i tu film mi się urwał.
Obudziłam się w lesie , lecz to nie były moje halucynacje...obok mnie siedział...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top