17. Odwiedziny ekipy Rish oraz dziadka
Sytuacja mojej lekkiej głowy do alkoholu nie poprawiła się po kolejnych dwóch bankietach, na których byłam z Julianem. Ale przynajmniej Risha nie mógł się jeszcze dodzwonić do ojca w sprawie mojej kandydatury na jego partnera. Co z kolei oznaczało, że nie pokłócą się teraz, o to dlaczego nie powinnam nim być.
Nie sądziłam bym była wstanie całkowicie hamować Juliana. Nie po ostatniej imprezie, na której dopingowałam go, by w końcu uderzył faceta, który chciał mnie bezwstydnie obłapiać w czasie tańca (ja nie mogłam tego zrobić, gdyż dałam słowo Julianowi, że nie wdam się w żadną bójkę). Dochodziło do tego, jeszcze to, że jakaś wyjątkowo wścibska babuleńka, chciała byśmy udowodnili jej skuteczność broni, wykorzystywanej przez NIT, na kryształowym żyrandolu bezczelnego gospodarza.
Była na tyle wścibska, że łaziła za nami i gadała, przeszkadzając nam, aż Julek nie pokazał jej, że NIE ma przy sobie broni.
Chociaż to akurat był ciekawy epizod, tym bardziej, że znów widzieliśmy się z jego przyjaciółmi. Na szczęście obyło się bez kolejnego przesłuchania.
No i podziwiałam wytrwałość w dążeniu do celu tej starowinki. Widać nie przepadała za chudym, oglądającym się za młodymi kobietami, panu wystawnej rezydencji.
- Jestem zmęczona - wyjęczałam ze stopami wetkniętymi pod uda Julka i głową na oparciu kanapy, która była naprawdę wygodna. Przez co wolałam nie znać jej ceny.
- Ja też, wczorajszy wieczór był najgorszy - mruknął, bez entuzjazmu przerzucając pilotem kolejne kanały. - Przynajmniej Benjamin i Nikolas świetnie się bawią.
Och, w to nie wątpiłam. Oni przynajmniej nie musieli chodzić na bankiety i użerać się z ludźmi, którym kasa tylko w głowie. Mogli robić co chcieli, choć najprawdopodobniej było to jakże wyszukane pijaństwo. No, ale jak przez chwilę mogli sobie poholować...
- Jak tam głowa? - spytał Julek, spoglądając na mnie.
- Bywało lepiej, lecz aspiryna działa, więc nie jest aż tak źle - mruknęłam poprawiając na sobie brązową bluzkę z nadrukiem: "Życie jest tylko jedno, wykorzystaj je!". W tej chwili nawet nie chciałam w to wątpić. - A ty?
- Mam mocną głowę do alkoholu.
- I dlatego wczoraj śpiewałeś: "Mam ochotę cię pocałować"? - zapytałam z lekkim uśmiechem. - Świetna piosenka, tak w ogóle. Co prawda miała tylko jedną zwrotkę, ale jest chwytliwa i szybko wpada w ucho.
- Ha, ha, ha - mruknął, przewracając oczami. - Śpiewałem to jedynie po to, abyś się wreszcie uśmiechnęła. I podziałało więc nie...
Pochyliłam się w stronę Julka, przyciskając brzuch do kolan, a kolana do ramienia chłopaka. Wpatrywałam się przy tym w niego z przymrużonymi oczami jakbym szukała fałszu w jego słowach. Przy czym wiedziałam, że kłamał.
- Twoje ciało mówi mi, że łgarz.
- A mi twoje mówi, że jest ci zimno - uniósł nieporuszony brew.
- I tak wiem swoje - rzuciłam, pozwalając włosom opaść na kolana.
- Jak na szatynkę brakuje ci zdroworozsądkowego...
Urwał, gdy przechyliłam się i pocałowałam Juliana w usta. Chciałam to zrobić już dwa dni wcześniej, nim zasnęłam, ale cóż. A potem zabrakło mi odwagi. Teraz, jednak nie mogłam się powstrzymać, po prostu czułam i pragnęłam całować Julka.
Podczas , gdy całowanie z Ettore było tylko przyjemne, całowanie Juliana było... Hmm... czymś więcej. O wiele więcej.
Chłopaka zatkało jedynie na dwie sekundy, po nich lewą rękę - tę najbliżej mnie - objął mnie w pasie, zaś drugą ułożył na moim policzku. Ten pocałunek różnił się od poprzedniego i nie dlatego, że wtedy nie spodziewałam się go. Tym razem wiedziałam dlaczego wszystkie nerwy w moim ciele płoną pod jego dotykiem. Już jako dzieciak mi się podobał - po prostu pragnęłam Juliana ze wszystkim co, by mi dał. Nieważne, że właściwie nie znałam tej jego dorosłej wersji.
- Julia - wyszeptał między pocałunkami.
- Mhm...? - uwiesiłam się rękoma jego szyi.
- Twoje kolano - usta Juliana ułożyły się w uśmiech, tuż przy moich wargach - wgniata mi się w żebra. Powiem ci, że to niebywale niewygodna pozycja do całowania, nie żebym narzekał, że się wprost na mnie rzuciłaś.
Jęknęłam.
Musiał akurat teraz?
Kiedy się odważyłam w końcu to zrobić?!
- Wow... ty się rumienisz... - Julian jeszcze bardziej się wyszczerzył. - Spokojnie. Jak zabierzesz to kolano, będę mógł cię znów pocałować. Co prawda w zeznaniach, u twojego dziadka, przyznam, że to ty się na mnie rzuciłaś, a ja nie miałem możliwości obrony...
Prychnęłam wyswobadzając się z objęć Julka. Tylko facet potrafiłby zniszczyć taką chwilę! Doprowadzając kobietę do skrajnego zawstydzenia i chęci mordu za to, co mógł powiedzieć.
Naprawdę chciał zwalić na mnie winę? I do tego zeznawać mojemu dziadkowi co się wydarzyło? Przecież jesteśmy dorośli, do cholery!
- Julio - Julek chwycił mnie za rękę, ciągnąc z powrotem na kanapę. Dokładniej na swoje kolana. - Słodko się oburzasz, tak w ogóle.
- Puść... - moje powieki opadły w tempie ekspresowym, kiedy Julian mnie pocałował. Już nie chciałam nigdzie uciekać.
Odrobinę się przemieściłam, siadając wygodniej okrakiem na kolanach chłopaka. Zarzuciłam mu ręce na szyję, gdy Julek odgarnął mi włosy za prawe ucho i ulokował tam rękę, kciukiem pieszcząc policzek.
- Wybacz, wyszedłem z wprawy - znów wyszeptał.
- Julek, zrób coś da mnie.
- Wszystko - i znów ten łobuzerski uśmiech!
- Zamknij się.
Całowaliśmy się tak może z pięć minut, gdy nagle moje dłonie zaczęły pozbawiać chłopaka bluzki. Na co Julian ochoczo przystał, pomagając mi w tym. Następnie, aby mnie skutecznie znieczulić, przeszedł pocałunkami do mojej szyi i obojczyka, pozwalając dłonią błądzić po moim ciele. Ciele, które intensywnie reagowało na jego dotyk, przyjemnymi dreszczami.
Lekko zadrżałam, kiedy ściągnął ze mnie bluzkę. Nie miałam pojęcia czy to ze zdenerwowania, ekscytacji, czy z zimna.
- Jesteś śliczna - wyszeptał mi do ucha Julek, a mnie nagle zrobiło się nieznośnie ciepło. - Jesteś taka śliczna, Julio - szeptał czule.
Z moich ust wydarł się jęk i byłam na to zła. Jakim prawem...
Wszystkie myśli pierzchły, kiedy chłopak zszedł pocałunkami niżej i zaczął szukać palcami zapinki od stanika.
Mój oddech przyśpieszył, jakby nie wystarczyło samo to, że serce miało ochotę wylecieć mi z piersi.
Niespodziewanie zadzwonił telefon. Oboje drgnęliśmy.
Zarumieniłam się pod wpływem wzroku Juliana, jego zaczerwienionych policzków i rozszerzonych źrenic.
Zagryzłam dolną wargę, opuchniętą od całowania, kiedy chłopak przejechał dłonią po brązowych, rozczochranych włosach (moje dzieło!). Jego czekoladowe oczy wpatrzone były hipnotycznie w moje.
- Nie odbieraj - wyszeptałam.
- Jesteś pewna?
Wiedziałam o co pytał.
Gorliwie pokiwałam głową. Nigdy nie znalazłabym lepszego chłopaka, z którym równie chętnie chciałabym pójść do łóżka, ten pierwszy raz.
- Jak nigdy w życiu.
Przejechał delikatnie dłonią po moim policzku, znów pochylając się w moją stronę i całkowicie ignorując telefon. Po raz pierwszy odkąd znów pojawił się w moim życiu.
Ręce Julka sprawnie rozpięły mój stanik, odkrywszy w jaki sposób to zrobić. Już samo to potwierdziło mi, że rzeczywiście nigdy wcześniej nie miał z nimi styczności. Co poniekąd było dziwne.
I właśnie w momencie, gdy chciał mnie pozbawić tej części mojej garderoby, ktoś załomotał w drzwi.
- Niech ich szlak weźmie! - warknął chłopak, odwracając wzrok w stronę drzwi.
- Szefie! Twój ojciec, dziadek i pan Stefan jadą do nas windą!
Mój mózg chyba nie pracował za dobrze.
Jak ktoś mógł jechać do nas windą? Przecież oni byli w Polsce!
- Co? - wyszeptał Julian całkowicie sztywniejąc. Natrafił na moje spojrzenie - Musimy... Twój dziadek mnie zabije, jeśli zobaczy cię w takim stanie.
Spojrzałam w dół za jego spojrzeniem. Stanik ledwo się trzymał na moich ramionach, odrobinę odkrywając piersi, zaś troczki dresów Julka były rozwiązane. Co zapewne było moim dziełem. Pod nimi rysowało się wyraźne wybrzuszenie, które wskazywało na to, że był, przynajmniej tak samo jak ja, podniecony.
- Musisz się ubrać - chłopak drżącymi dłońmi zapiął niezdarnie mój stanik, rozglądając się za naszymi bluzkami. - Nie mogą zobaczyć nas w tym stanie - ponownie przeczesał włosy dłonią. Czyżby to był jego trik nerwowy? - Oni wszyscy by mnie zabili.
- Julek, mam ci przypomnieć, że jesteśmy dorośli? - zapytałam zakładając ręce na piersi.
Skąd u mnie ta nagła odwaga? Przecież w głowie miałam istny mętlik! Ledwo logicznie myślałam, nadal skupiając się na tym do czego mogło dojść.
- A ja mam ci przypomnieć, że chcemy zacząć razem pracę? Albo, że to będzie trzech wściekłych facetów, którzy uznają, że pierwsze co mi do głowy przyszło to uprawianie, z tobą, seksu? Zapewne pan Stefan już wszystko im wyjaśnił! Uznają, że wykorzystałem biedną dziewczynę... - słabo dodał: - Dodatkowo nie mam gumki... - wytrzeszczył na mnie oczy. - Świetnie, to byśmy się wpakowali!
Zbladłam.
Miał rację, nieważne jak bardzo chciałabym zaprzeczać.
- Ale jestem bezmyślny - mruknął wkładając mi bluzkę, jakbym sama nie była wstanie tego zrobić.
Nie musiał wiedzieć, że nie byłabym.
- Wcale nie - zaprzeczyłam. - Poniosło nas.
- Julio - spojrzał na mnie z przejęciem - ja nie byłbym wstanie się opanować. Kompletnie zapomniałem o zabezpieczeniu - założył swoją bluzkę, dalej pozwalając mi siedzieć na swoich kolanach. Przy czym wydawało się, że uważnie nasłuchuje. - Dotąd nie musiałem się tym zbytnio martwić. Uciekałem od kobiet, które... na mnie działały, lecz w twoim wypadku, nie chciałem - poprawił moją bluzkę.
- Więc... - wstałam pośpiesznie, słysząc kroki na korytarzu. - Podobam ci się?
- Cholernie - odpowiedział szczerze. - Jak jeszcze żadna.
*******
Dziadek wiedział od razu, kiedy nas zobaczył, że coś było na rzeczy. Nawet uśmiechnął się wesoło do Julka, który odebrał to w zupełnie inny sposób, niż powinien. Co niespecjalnie mnie dziwiło. Staruszek potrafił być straszny.
Dziadek był wysokim, chudym człowiekiem, o szpakowatych szaro- czarnych włosach i grubych brwiach. Jego ubrania wisiały na nim jak na wieszaku, jak zawsze, gdy próbował ubierać się elegancko. Nawet metody babci w szyciu, temu nie zaradziły.
Mimo to szedł pewnym, sprężystym krokiem, godnym młodego człowieka. Tak samo wyglądały jego radosne, zielone oczy i ciepły uśmiech, który posyłał niemal każdemu.
Nie rozumiałam co tutaj mogłoby przerazić Julka, który był o wiele lepiej zbudowany, silniejszy, młodszy, seksowny..
Okej, Julio za daleko wybiegasz myślami.
Znów dostałam dreszczy, kiedy czekoladowy wzrok Juliana padł na mnie. Wydawał się być niepewny, gdy ściskał z wahaniem dłoń mojego dziadka. Zaś przerażony, kiedy staruszek powiedział mu coś szeptem do ucha.
Mój wzrok padł na dwóch pozostałych mężczyzn, stojących przy drzwiach, kilkanaście kroków ode mnie i tylko kilka od Julka i dziadka. Oboje byli podobni do Juliana - mieli brązowe oczy i włosy. Tym co ich różniło był wiek, uśmiech oraz masa mięśni.
Mężczyzna w wieku mojego dziadka był dość niski, praktycznie mojego wzrostu - metr sześćdziesiąt sześć. Miał okrągłą twarz z szerokim, lekko strasznym uśmiechem i złośliwymi błyskami w oczach. Wyglądał jak chochlik, gdy przybierał tak palcami po nogach odzianych w sportowy dres.
Drugi mógł mieć około pięćdziesiąt lat. Był w szykownym, czarnym garniturze i czerwonym krawacie. Zamiast okrągłej twarzy, miał bardziej kwadratową - zupełnie jak Julek - i surowy wyraz twarzy, nieznoszący sprzeciwu. Jego oczy były równie poważne, zaś przy nich nie widziałam zbyt wyraźnych zmarszczek, które sygnalizowałyby, że dużo się uśmiecha.
Zapewne najbardziej Julian bał się jego reakcji na zastanie nas w sytuacji dość jasnej.
- Julia! - dziadek uściskał mnie entuzjastycznie - Nabrałaś rumieńców, to dobrze! Poznaj mojego najlepszego przyjaciela - staruszek pociągnął mnie w stronę "złośliwego chochlika" , a że byłam nadal w lekkim szoku w żaden sposób się nie zapierałam. - To właśnie jest Janek. A ten sztywniak, to jego syn, ojciec Juliana - Wiktor.
W życiu nie słyszałam tak poważnego imienia.
Obejrzałam się na Julka, który zrobił kilka kroków w naszą stronę, rzucając mi nerwowe spojrzenia, które w żaden sposób nie poprawiały mojego samopoczucia.
- Cześć młoda - pan Jan potrząsnął energicznie moją dłonią. - Aleś ty ciepła! - przy tym ostatnim słowie, posłał wnukowi oczko.
Na szczęście pan Wiktor zdawał się nieświadomy tego, co dla tych okropnych staruszków było jasne jak słońce. Stał sztywno wyprostowany i spoglądał na mnie jakby się zastanawiał, z której strony nadejdzie atak. Co z kolei oznaczało, że dziadek chwalił się mu, moimi wyczynami. A to nie powinno mnie dziwić, gdyż notorycznie wypytywał mnie w tamtym czasie o moją "bójkę" w pracy.
- Dzień dobry - wytarłam o szare, materiałowe spodnie, spoconą dłoń nim podałam ją mężczyźnie. - Miło mi pana poznać.
- Słyszałem o tobie. Wiele.
Zachichotałam nerwowo.
- To dobrze czy źle? - zapytałam z sercem w gardle.
- Myślę, że dobrze - zdobył się na wygięcie kącika ust ku górze, następnie utkwił nieruchome, przerażające spojrzenie w synu. W tym momencie współczułam Julianowi. Być pod takim ostrzałem, to nic przyjemnego. - Przyjechałem, ponieważ pewien z klientów, prosił mnie o pilne spotkanie. Myślę, że ma to związek z przyszłym ślubem jego córki z jakimś tam ważnym bachorem. A te dwa zasuszone pryki uparły się żeby przyjechać ze mną. Ponoć mają tu jakieś sprawy...
Pan Wiktor znów spojrzał na mnie, a ja poczułam za sobą kojącą obecność Julka, którego dłoń wylądowała pod ramieniem mojego dziadka, który dalej mnie obejmował jakby bał się, że zniknę. Oczywiście chłopak nie mógł odpuścić sobie okazji, aby jego ręka wylądowała niedaleko mojego tyłka.
- Miło cię poznać, dziecko, mam nadzieję, że jeśli porwę na chwilę Juliana, się nie obrazisz.
- Jak wróci w jednym kawałku, to nie - żart wyszedł z mojego gardła szybciej, niż byłabym wstanie go w sobie zdusić.
Pan Wiktor zamrugał lekko zdezorientowany, a drgnął, kiedy staruszkowie zaczęli się śmiać.
- On tylko wygląda tak strasznie - pan Jan uderzył syna pięścią w ramię, przez co zaczęłam się obawiać, iż coś sobie złamał. ale na to nie wyglądało, a prócz zdumionego, lekko skonsternowanego wzroku swojego syna, nic mu nie było. - Wikuś jedynie tak groźnie wygląda, wgłębi to potulny baranek. Po prostu nie wie jak reagować na twoją obecność, młoda...
- Ojcze - syknął "Wikuś".
- Nie przejmuj się! - kontynuował niezrażony niczym, pan Jan - Chłopak wróci cały - spojrzał na mnie znacząco. - Wikuś niczego mu nie urwie.
I już wiedziałam dlaczego tak dobrze dogadują się z moim dziadkiem. Utwierdził mnie w tym dodatkowo fakt, że obaj przybili sobie piątki jak jacyś nastolatkowie opowiadający sobie przekomiczny żart, który rozumieją tylko oni.
Pozostała trójka - włącznie ze mną - stała wpatrując się z zażenowaniem w ziemię.
- Julianie - pan Wiktor chrząknął - chodźmy do mnie.
- Niedługo wrócę - chłopak szepnął mi do ucha. - Potem porozmawiamy.
To "porozmawiamy" było bardziej przerażające niż dotychczasowe bycie na celowniku tych dwóch żartownisiów.
- Przy okazji skoczę do sklepu - dodał muskając wargami moją skroń. Zarumieniłam się jak piwonia.
Co nie uszło uwadze pana Jana, który uśmiechnął się jakby właśnie dostał wystrzałowy prezent urodzinowy. Jego brązowe oczy pojaśniały ekscytacją. Mimo to cierpliwie czekał do momentu trzaśnięcia drzwiami, aby wyrzucić z siebie:
- Nie jest gejem!
- Mówiłem, że trzeba było już dawno zaaranżować ich spotkanie! - krzyknął w tym samym czasie dziadek, po czym mnie puścił i zaczął się przyjacielsko klepać z panem Janem. Cofnęłam się. - Było widać już dawno, że leci na moją wnusię!
A ja stałam oniemiała przy tych wariatach.
- A widziałeś jakie rzucała Julkowi spojrzenia?! - zawołał rozradowany Jan, zupełnie jakby mnie z nim nie było.
- Trzeba ich porządnie zeswatać! - zawołał równie entuzjastycznie dziadek.
- Przecież już nam się udało! Oni wyraźnie na siebie lecą, moja ty mordo!
- Co...? - wykrztusiłam, ponownie się cofając, aby być najdalej od staruszków jak się da.
- Trzeba będzie dać im trochę czasu bez Wiktora, żeby im nikt nie przerywał - paplał dalej dziadek. - To nam się naprawdę udaje.
- Och nie! - pan Jan spojrzał na mnie z łobuzerskimi iskierkami w oczach - Ona to wszystko słyszy.
- To chyba jasne, nie jestem głucha.
Obaj mężczyźni z szatańskimi wyrazami twarzy, odwrócili się w moją stronę. Jako, że nie miałam żadnej drogi ucieczki, uśmiechnęłam się nerwowo i zaczęłam bujać na nogach, rozglądając się po pokoju.
Niemniej próbowałam poukładać sobie w głowie, posłyszane informacje.
Jedno było jasne - od lat chcieli nas zeswatać. I oboje uważają, że przynajmniej połowa mężczyzn na świecie jest gejami.
Nadal, jednak nie mogłam pojąć dlaczego tak bardzo zależało im na tym, bym była z Julianem. Uważali go za najlepszego kandydata, czy jak?
- No dobrze - pan Jan ponownie zabrał głos, gdy przyglądałam się swoim fikuśnym, ciepłym, czerwonym skarpetkom w białe gwiazdki. - To powiedz, zaliczył kolejną bazę? - nie czekał, jednak na odpowiedź. - Zawsze mnie zastanawiało dlaczego Julek zrywa z dziewczynami i dlaczego na tapecie swojego telefonu ma wasze zdjęcie z twoich urodzin. A potem przyłapałem go jak rozmawia ze Stefanem o tobie i dotarło do mnie, co musimy zrobić. Twoja prośba o przyjazd, nam w tym pomogła i stąd moje pytanie. Miał niecałe cztery dni, więc?
Mrugałam zaskoczona szczerością pana Jana. Dodatkowo nie miałam pojęcia co odpowiedzieć, a moje bezradne spojrzenie na dziadka niewiele dało. I on z zaciekawieniem wbijał we mnie wzrok jakby oczekiwał, że zwierzę się tym dwóm prykom z mojego życia uczuciowego. Nawet babcia ma więcej taktu!
- A co planujecie już za nas życie? - wyrzuciłam z siebie.
- Wszystko po kolei, mała - uspokoił (?) mnie dziadek Julka. - Najpierw dzieciak, później reszta.
Szczęka mi opadła.
Że co?!
Oni nie mówią poważnie!
- Dzia... - zamarłam widząc, że dziadek wcale się nie zgorszył. Wręcz przeciwnie - dalej czekał na odpowiedź! - Wyście powariowali?! Nie możecie się tak mieszać w czyjeś życie. Jestem dorosła i...
- Wyraźnie sama nie dajesz sobie rady z facetami, skarbie - dokończył dziadek. - Dlatego postanowiliśmy wam pomóc, a że i tak macie się ku sobie.
- Ale to jeszcze nie powód!
- Od dawna wiedziałem, że Julek się w tobie zadurzył. Już jako dziecko niezwykle był tobą zainteresowany - dodał pan Jan. - Z tego co opowiadał Stefan, wynikało, że nie znosiłaś go, lecz zawsze jakoś na niego wpadałaś. Z tego wynika, że musiałaś lubić jego towarzystwo.
- Co? - zaczęłam kręcić głową, ale zaraz zdałam sobie sprawę, że facet ma rację. Nigdy nie zgłosiłam nauczycielką, iż Julek mi dokucza. Nawet zabroniłam dziadkowi w to ingerować, mówiąc sobie, że jestem na tyle dorosła, iż sobie z tym gamoniem poradzę. W końcu tak robiły kobiety, nie? - Nie byłam w nim zakochana!
-Widzisz?! - oczy dziadka zalśniły - Nie była! Powiedziała, że nie była!
Miałam wrażenie, że jakimś cudem wylądowałam w wariatkowie. Obaj zachowywali się jak dzieci, ponownie się ściskając i skacząc z radości.
Uderzyłam się dłonią w czoło.
- Przecież... Ej! Nie twierdzę, że...
- Trzeba wywlec stąd Wikusia - przerwał moje jąkanie, pan Jan. - Niech się razem wyszaleją, nasi kochani młodzi.
Wy...
No po prostu świetnie!
Te stare, pomarszczone pryki chcą ingerować w moje życie. I w Julka. Tak jakbyśmy nie byli wstanie sami się nim zająć! Gorzej niż jakieś plotkujące, zgorzkniałe staruszki. Gorzej niż tych czworo francuskich chłopaków!
Potarłam lewą dłonią policzek, aby pozbyć się rumieńców.
- Nie możecie ingerować w nasze życie.
- My nie ingerujemy, skarbeńku - dziadek posłał mi uśmiech. - My jedynie pomagamy wam zrozumieć, że już czas.
- Czas na co? Na wtykanie nosa w nie swoje sprawy? - prychnęłam.
- Czas na to byście zrozumieli, że na siebie lecicie - wyśpiewał pan Jan z niekończącym się entuzjazmem.
Ponownie walnęłam się ręką w czoło.
Jak nic wylądowałam na oddziale psychicznie chorych na głowę.
- Nareszcie! - wykrzyknął dziadek, gdy ktoś pojawił się w pokoju. Przez palce zauważyłam, że to Julian. Ze zdezorientowaną miną, błądził spojrzeniem ode mnie, do staruszków i z powrotem. - Właśnie mieliśmy wychodzić, ale nie chcieliśmy zostawiać Julii...
- Ależ ja chętnie.... - zaczęłam, lecz mi przerwano.
- ...samej. Gdzie Wiktor?
- W pokoju? - rzucił Julek niepewnie. Widocznie nie tylko ja zauważyłam, że te stare pryki są groźne dla otoczenia. - Przynajmniej tam był, kiedy wyszedłem od niego dziesięć minut temu.
- Och! - dziadek Juliana ruszył tanecznym krokiem do drzwi - Trzeba się dowiedzieć czy nie potrzebuje pomocy.
- Pomocy? - chłopak uniósł wysoko brwi.
- Tak. Może potrzebuje atrakcyjnej asystentki? Jak myślisz, Stefanie, nadawałbym się?
Z szeroko otwartymi oczami, spojrzałam na Julka. Nawet nie chcąc sobie tej potworności wyobrażać. A jednak!
- Pewnie! - zawołał radośnie dziadek, zamykając za sobą drzwi.
- Chcę wiedzieć...
- Nie! Uwierz mi, nie chcesz - pisnęłam.
Julek pokiwał głową, z rezerwą wpatrzony w drzwi.
- W ogóle wygląda na to, że mam dziś wolne. Ojciec ulitował się nad nami, po tych ciągłych bankietach - rzucił chłopak dla odmiany spoglądając na kanapę. Ciekawe czy myślał o tym, co się prawie stało.
- Rozmawiałeś z nim o... naszej współpracy? - spytałam dziwnie cienkim głosem.
- Powiedział, że o tym pomyśli.
Uśmiechnęłam się. Czyli Julek przedstawił swoje plany ojcu. Nie miałam pojęcia czy to dobrze, czy źle.
*******
Do obiadu nie poruszyliśmy kwestii porannego zdarzenia. Parę razy próbowałam zacząć tę rozmowę, lecz tchórzyłam w kluczowym momencie otwierając usta. Julian też nie pomagał - wodząc za mną wzrokiem i ucieczką do komputera.
- Twój dziadek powiedział, że masz moje zdjęcie na tapecie telefonu - rzuciłam niezobowiązująco, przeglądając Facebooka na telefonie. Kiedyś musieliśmy zacząć tę rozmowę, która nurtowała nas oboje, a czas dwóch godzin po obiedzie, wydawał się idealny.
- Ach tak? - usłyszałam.
Boże daj mi siłę!
- Tak.
- Rozumiem.
- Powiesz coś więcej?
- Otruję staruszka przy nadarzającej się okazji.
Miałam ochotę walnąć telefonem w Juliana. Przecież on sam obiecał mi tę rozmowę! A teraz nagle postanowił z niej zrezygnować? Nie żebym była jakąś fanką takich "poważnych" rozmów, ale milczenia nie cierpiałam bardziej.
- Ju...
- To było z naszej strony bardzo nieodpowiedzialne - przerwał mi pocierając palcami oczy, następnie odwrócił się w stronę kanapy, na której siedziałam. - Osobiście nie pochwalam tak szybkiego postępowania, lecz kiedy... Rozumiem dlaczego ludzie nie są wstanie się powstrzymać, kiedy takie coś się dzieje. - pokręcił głową. - Niemniej...
- To dzieje się za szybko? - zapytałam wstrzymując oddech.
- T... - Julek urwał wbijając we mnie swoje niesamowite, czekoladowe oczy. - Teoretycznie tak, ale nie potrafię przestać o tobie myśleć i o tym co mogło się stać.
- Mhm. Wiedziałeś, że właśnie do tego dążą nasi dziadkowie? - spytałam cicho, opierając się brzuchem o oparcie kanapy, aby wyraźniej widzieć Juliana.
Moja sprytna zmiana tematu, zbiła na chwilę Julka z pantałyku.
- Serio?
- Tak - wzniosłam oczy ku sufitowi. - Głównie o zeswatanie nas, ale to też było w ich planach.
"Cholernie. Jak jeszcze żadna" - jego słowa odnośnie mojego pytania, dalej kołatały mi w głowie Nie miałam pojęcia co z nimi począć. Co prawda byłam zachwycona faktem, że podobam się komuś, kto mi się podoba, lecz także przerażona. Moje dotychczasowe związki kończyły się ekstremalnie szybko. Juliana - z tego co powiedział jego dziadek - także. Istniało wielkie prawdopodobieństwo, że nasz ewentualny związek nie przetrwałby zbyt długo.
Z drugiej strony istniało duże prawdopodobieństwo, że nam się uda.
- Podziwiam ich wytrwałość w dążeniu do czegoś, co im się nie uda - prychnął, a mnie serce zamarło. Czyli on... nie czuł do mnie tego co ja zaczynałam?
- Nie? - z trudem odgoniłam łzy.
- Nie - przejechał językiem po dolnej wardze, nim wstał ruszając w moją stronę. - Wiesz dlaczego? Ponieważ już dawno się w tobie zadurzyłem.
Zdecydowanie pchnął mnie na kanapę, z pociemniałymi oczami. Kiedy pochylił się nade mną, serce waliło mi jak oszalałe, zaś na skórze miałam dreszcze.
Julian nie czekał i nic więcej nie mówił, tylko pocałował mnie z o wiele większą namiętnością niż dotychczas, gdy pozbawialiśmy się kolejnych warstw swojej garderoby. Na co gorliwie przystałam. Pragnęłam Juliana bardziej niż kogokolwiek na ziemi. I wydawało mi się to tak samo naturalne jak oddychanie.
- Będę delikatny - obiecał schodząc pocałunkami na moją szyję, pieszcząc jednocześnie dłońmi moje ciało.
Tym razem nie byłam mu dłużna. Badałam dłońmi co się dało, jęcząc przy każdej jego pieszczocie.
I chciałam więcej . Coraz więcej.
********
Przeciągnęłam się, odwracając na bok, aby spojrzeć z zadowoleniem na śpiącego koło mnie Julka. Głowę miał odwróconą tyłem do mnie, włosy rozczochrane, zaś kołdra zsunęła mu się aż do bioder. Przez co mogłam podziwiać mięśnie na jego plecach.
Dotąd chodziłam z raczej chudymi chłopakami, wyróżniającymi się urodą. Kto by przypuszczał, że spodoba mi się umięśniony chłopak o pospolitej urodzie i zabójczym uśmiechu?
Julian dotrzymał obietnicy. Był nad wyraz delikatny i czuły. Początkowy ból, wynagrodził mi rozkoszą.
Cicho zsunęłam się z łóżka, zarzucając na siebie szarą bluzkę Julka. Idąc do salony, gdzie mogłam w małej lodówce zgarnąć coś do jedzenia, zabrałam do wyrzucenia trzy zużyte prezerwatywy.
Z krakersami znalezionymi w szafce nad lodówką, siadłam ostrożnie na kanapie. Nadal byłam lekko obolała i wolałam nie wykonywać zbyt gwałtownych ruchów.
Chrupiąc, uśmiechałam się na myśl o seksie z Julkiem.
- Tutaj jesteś - Julek wyłonił się z sypialni w samych dresach, ukazując całą potęgę jego wyrzeźbionej klatki piersiowej. - Nie słyszałaś, że to nieładnie tak uciekać z łóżka?
- Byłam głodna - rzuciłam potrząsając paczuszką.
- I dlatego zabrałaś moją bluzkę? - siadł obok mnie, zarzucając mi ramię na barki.
- Była najbliżej, poza tym pachnie tobą - wyszczerzyłam się, cmokając chłopaka w usta.
- Kradzież to kradzież - oznajmił bawiąc się moimi włosami.
- Obawiam się, że to nie była kradzież - powiedziałam wesoło, wpatrując się w odprężoną, zrelaksowaną twarz Juliana. - Przespałeś się ze mną. Trzy razy. Więc mogłam zgarnąć coś, co było najbliżej mnie i nie należało do mnie.
- Co do tego... - chłopak oblizał wargi - Jak się czujesz? Nie zrobiłem ci przypadkiem krzywdy? - drugą ręką przeciągnął po moim policzku jakby bał się, że mógł za bardzo myśleć o sobie.
- Jestem trochę obolała, ale z tego co mi wiadomo, jest to zupełnie normalne - odparłam podtykając Julkowi pod nos krakersy. - Głodny?
- Może zamówimy jakąś kolację, co? Już dawno się ściemniło, a to raczej nie jest zbyt pożywne.
- Pff... Mam ochotę na naleśniki z czekoladą!
- Coś jeszcze? - zapytał przechylając się i naruszając moją przestrzeń osobistą. Jego dłoń zaczęła podciągać bluzkę.
- I sok pomarańczowy - dodałam niewzruszona. - Przyhamuj odrobinę, Julek. Chyba, że chcesz mnie wymęczyć.
- Właściwie... - urwał, gdy zadzwonił telefon.
Mój telefon.
- Serio, teraz? - Julek zgarnął przedmiot ze stolika i mi go podał. - To Sonia.
- Och... - oddech mi przyśpieszył, złapałam chłopaka za rękę, gdy zamierzał się dyskretnie ewakuować. - Zostań, proszę.
- A nie będę cię rozpraszać?
- Jak będziesz, to cię uderzę, zgoda?
Risha przewrócił oczami z rozbawioną miną, a ja patrząc na jego spokojną postawę ciała, odebrałam.
- Cześć... Soniu - z tymi słowami przytuliłam się do Julka, który przyjął to z lekkim zaskoczeniem. - Stało się coś?
- Właściwie mama nie wie, że zgarnęłam jej telefon - w słuchawce usłyszałam dziewczęcy głos.
- Alessia?
- Mama mówiła, że... pokazała nam twój list - nastolatka westchnęła w słuchawkę. - Powiedziała, że potrzebujesz czasu, jak i my wszyscy, ale chciałam wiedzieć czy z tobą wszystko w porządku?
- Tak - na moich ustach wykwitł nieśmiały uśmiech. - Ze mną wszystko dobrze... siostrzyczko - dodałam z wahaniem.
- Ooo! - Alessia zapłakała - Tak bardzo chciałam to usłyszeć! Matteo i Lorenzo dopiero do tego wszystkiego dochodzą. Wciąż rozmawiamy o tym co powiedziała mama... Matteo nawet chciał wygrażać się Julkowi, że jeśli coś ci zrobi, to on zrobi mu to samo.
Zaśmiałam się, a przytulający mnie chłopak - parsknął głośnym śmiechem.
- Ojej! - byłam pewna, że dziewczyna w tym momencie się zarumieniła. - To wy...
- Nie chciałam być z tym sama - wyjaśniłam.
- Cześć Alessia - rzucił Julian wesoło do telefonu. - Możesz śmiało przekazać bratu, że raczej nie chce brać tego dosłownie.
- Och.. bo wy... - zająknęła się. - Przekażę! I tak od samego początku było pewne, że nie byłby wstanie cię pokonać. Mimo to dalej nie mogę uwierzyć, że jesteście sami!
- Cóż...
- Tak w praktyce, nie byliśmy - wyznał za mnie Julek. No super, teraz przedrzeźnialiśmy dziadków! - Ale - uchwyciłam czułe spojrzenie Rishy skierowane w moją stronę - już jesteśmy.
- Czekaj, co?
Pokrótce wyjaśniliśmy sytuację, pomijając fakt, że długi czas żeśmy się nie widzieli. Następnie poprosiłam by przekazała to tylko Sonii i - ewentualnie - Paolo. Na razie chciałam żeby moja matka wiedziała jak się sprawy mają, i przy okazji nie stresować chłopaków, którzy czuliby się w obowiązku chronić moją... cnotę.
- A jak tam Sonia? - zapytałam.
- Płakała jak wyjechałaś. Chodziła przybita po domu i mruczała pod nosem, że mogła od razu ci powiedzieć, ale potem ojciec mówił, iż przez to nie zdołałaby cię w żaden sposób poznać... Teraz jest trochę lepiej, lecz nie wygląda najlepiej. Ostatnio była u lekarza, który powiedział, że został jej - Alessia wzięła drżący oddech - najwyżej rok.
- Ooo... - wyszeptałam. - Przekaż jej, że ją odwiedzę. Jestem jeszcze we Włoszech, bo Julek musiał załatwić jakieś sprawy, więc ewentualnie moglibyśmy podjechać...
- Byłoby cudownie! - pisnęła - Możesz być spokojna o Ettora. Mój niebywale wspaniały brat - powiedziała kpiąco - wyjechał.
Ulga, która po mnie spłynęła była wręcz nie do opisana. Cieszyłam się, że przynajmniej z nim nie będę musiała się zmierzać.
- No dobrze, nie będę zabierać wam więcej czasu.
- I słusznie, bo powinniśmy w końcu zjeść kolacje - rzucił Julek. - Nie to żebym cię pośpieszał.
- Spoko, rozumiem - Alessia się roześmiała. - Chcecie się sobą nacieszyć.
- W sposób dosłowny.
- Julek! - zawołałam zawstydzona.
- Do zobaczenia - rzuciła w tym samym czasie nastolatka.
- Do zobaczenia - powtórzyłam z nią.
- Cześć, szwagierko! - zawołał Julian.
Kiedy wyłączyłam się i spojrzałam na chłopaka ze zdezorientowaniem, ten uśmiechnął się cwaniacko.
- No co?
- Szwagierko?
- Skoro już jesteśmy razem, to czemu nie? - cmoknął mnie w czoło.
- Jesteśmy?
- A nie? - uniósł pytająco brew, przejeżdżając palcami po moim nagim udzie - Wątpisz w to, że jesteśmy razem? Po tym wszystkim? - sugestywnie spojrzał w stronę sypialni.
- Nie.
Julek cmoknął mnie w czubek nosa, nim rozejrzał się za telefonem. Znaczy podejrzewałam, że za nim, ponieważ wcześniej mówił coś o zamówieniu kolacji. No i odrzucił mój telefon na kanapę.
- Skończyły się - mruknęłam z zaskoczeniem wpatrzona w opakowanie krakersów. Julian się na nie nie skusił, ale i tak uważałam za dziwne, iż tak szybko zniknęły.
Normalnie magia.
- Skoro jesteś takim łasuchem, to się nie dziwię - wychylił się, aby sięgnąć po telefon stacjonarny leżący na stoliku niedaleko mnie. - A więc naleśniki z czekoladą?
- Koniecznie - przytaknęłam.
- Porcja dla trzech osób?
Zastawiłam się chwilę, nim wzdychając odparłam:
- Tak, ale nie myśl, że jestem grubasem.
- Nigdy.
W czasie, gdy Julek rozmawiał z obsługą w sprawie naszej kolacji, przyglądałam się chłopakowi. Zastanawiało mnie jedno - skoro nie był moim wyśnionym, wymarzonym chłopakiem, to czy to oznaczało, że to ten, z którym powinnam być? A może nic nie znaczyło?
Jedno było pewne - zakochałam się.
Nie wiem kiedy i dlaczego, ale zdecydowanie się zakochałam w Julianie Rishy.
- No i załatwione! Będą za kwadrans.
- Szybko. Julek? - zmarszczyłam brwi - Skoro jesteśmy razem...
- Taaak?
- ...to jak mamy wzajemnie pracować? Znaczy to miałoby sens, gdyby... znaczy i tak pojawialibyśmy się tylko na imprezach, lecz co jeślibym cię rozpraszała albo coś? No i co z tą restauracją?
- Julio... na razie o tym nie myśl. Jakoś się to ułoży.
Znając jego ojca byłam przeciwna jego zapewnieniom.
- Oj! Rozchmurz się - kiedy się uśmiechnął, pocałowałam go w usta. Chciałam wierzyć w jego wizję, ale rzeczywistość mogła okazać się przeciwna naszym zamysłom. - Mmm... A to za co?
- W naszym związku będziesz największym marzycielem - oznajmiłam dotykając policzka chłopaka. Mojego chłopaka. - Poza tym nie muszę cię całować, mając jakiś powód.
Cmoknął mnie w usta.
- Wmawiaj sobie. Zawsze kiedy czegoś chcesz, wypychasz dolną wargę.
- Naprawdę?
- Tak - przytaknął.
- A więc chciałam cię zwyczajnie pocałować, ponieważ mój chłopak bardzo mi się podoba.
- Serio? - przez moją skórę przemknęły dreszcze.
- Bo jest w miarę inteligentny, zabawny, ma boski uśmiech i głowę pełną marzeń. A żeby twojemu egu nie było przykro, dodam, że jesteś także przystojny.
- Czuję się niedowartościowany - Julek starał się nie uśmiechnąć, ale jego oczy zdradzały mi wszystko - cieszył się z komplementów.
- A jak mam cię dowartościować?
- Och, no wiesz... - zmierzwił włosy - możesz dodać, że jestem zdumiewający, fantastyczny, czarujący...
- Więc dodaję wszystko z powyższych, licząc przy tym, że skończysz wymieniać jaki to jesteś cudowny. Świat nie zniósłby idealnego Juliana Rishy...
Zaczęłam się śmiać, kiedy połaskotał mnie w bok.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top