16. Bankiet

Julian ścisnął krzepiąco moją dłoń schowaną pod jego ramieniem. Widocznie nawet on widział, że się denerwuję. Nigdy nie byłam na żadnym wielkim, wystawnym przyjęciu więc bałam się, iż zrobię coś, co zdyskredytuje NIT.

- Może powinieneś był wziąć kogoś... pewniejszego i obeznanego w takich imprezach? - zapytałam ściskając w wolnej dłoni sukienkę, kiedy wspinaliśmy się po schodach prowadzących do wielkiego domu. Oczywiście dom znajdował się przy kanale i dostać się do niego można było tylko gondolą albo własną łódką.

- Spokojnie. Dasz sobie radę - chłopak podał zaproszenie lokajowi w (a jakże!) liberii.

Na każdym kroku można było wyczuć tu bogactwo.

- Nie wolno ufać bogaczom - wyszeptałam.

- A jednak mi ufasz - zauważył Julian, gdy stanęliśmy w kolejce prowadzącej z drzwi do środka. Widocznie każdy najpierw musiał zostać przywitany przez gospodarza. - Wystarczy, że dalej będziesz tak ładnie wyglądać, uśmiechać się i trwać przy moim boku aż do końca impreza. Ach! No i odstraszać wszystkie babska, które byłyby chętne podejść. Mogę dać ci słowo, że pójdę z tobą nawet do toalety, żebyśmy się nie rozdzielali, co ty na to?

Roześmiałam się, gdy tylko to sobie wyobraziłam. Sama wizja była zabawna.

Przez to o mało nie weszłam w kobietę w purpurze przede mną.

- Przecież tam będzie najwięcej kobiet! Chcesz iść prosto do ich legowiska?

- Za tobą wszędzie - przyrzekł z ręką na sercu i komiczną miną.

Ponownie zachichotałam, zwracając na siebie uwagę kobiety przede mną. Obrzuciła mnie wywyższającym spojrzeniem znad wachlarza. Jej zimne, niebieskie oczy sprawiły, że po kręgosłupie przeszły mnie ciarki.

Typowa baba z kasą.

Z lekkim przerażeniem spojrzałam na Juliana. Właśnie z takimi ludźmi będę siedzieć pół wieczora. Na szczęście miałam ze sobą Julka.

- Nie zwracaj na nią uwagi, to hrabina - mruknął mi do ucha chłopak. - Od roku próbowała wyswatać mnie ze swoją córką. Bezskutecznie. A teraz zjawiam się ze zjawiskową kobietą u boku i jest zwyczajnie o to zła.

Zdobyłam się na słaby uśmiech, ponownie podchodząc. Nareszcie weszliśmy całkiem do środka, gdzie kręte, szerokie schody prowadziły z balkonu wprost na pełen przepychu, biało- złoty hol u dołu. Z freskami na ścianach i suficie! Oraz z kolumnami doryckimi wokół tego kulistego pomieszczenia z trojgiem drzwi.

- Robi wrażenie, co? - zapytał Julian opierając lewą dłoń o marmurową barierkę. - Pierwszy raz byłem tu z ojcem pięć lat temu. Wtedy też zdecydował się całkowicie wprowadzić mnie do biznesu. Nauczyłem się przekonywać ludzi do tego by wybierali nas za ochroniarzy. Nauczyłem się uważnie słuchać ich potrzeb i wymagań ludzi. Ale jakoś nigdy nie mogłem zrozumieć co sprawia, że tak bardzo lubią się wywyższać. Niektórzy z nich są przecież niezmiernie głupi! Sama się przekonasz.

- NIT z każdym dniem ciekawi mnie jeszcze bardziej - przyznałam wpatrzona w profil chłopaka.

- Jestem szczerze zdziwiony, że dziadek ci o nas nie mówił - wyznał spoglądając na mnie kątem oka. - Słuchaj w nocy... wydawało mi się, że płakałaś.

Odwróciłam wzrok.

Myślałam, że zasnął! Tylko dlatego pozwoliłam sobie na płacz, gdy wspominałam słowa Sonii i Paola. Chyba przyzwyczajenie się do całej tej sytuacji zajmie mi dłużej niż sądziłam.

- Ja... - przegryzłam wargę - to skomplikowane.

- Wiesz, że jak coś możesz ze mną porozmawiać? - zapytał.

Z jego twarzy dało się wyczytać, że naprawdę jest zmartwiony i chce pomóc. Że mu na tym zależy. Może żałuje tego co robił w szkole i w ten sposób chciał się zrewanżować? Albo... albo byłam jedyną jego koleżanką, co było dość prawdopodobne, gdyż nikt do niego nie pisał. Przynajmniej nikt spoza firmy.

Mimo to zawahałam się. Niby ufałam Julianowi, no i wydawał się nie mieć złych intencji, ale przygoda z Ettore nauczyła mnie, że nie można być tak do końca niczego pewnym. Nawet jeśli dziadek za nim przepada.

- Dzięki.

- Naprawdę wiem jak to jest nie mieć z kim porozmawiać o czymś, co cię dręczy - powiedział rozglądając się. - Zresztą... wiesz o co mi chodzi.

Wiedziałam. Oczywiście, że wiedziałam. Stracił w przeszłości swoich dziadków ze strony matki. Bardzo to przeżył, choć udawał, że nic mu nie jest. A ja w ramach dziecięcego współczucia chciałam mu pomóc, tak jak on teraz chciał mi, lecz wtedy Julek udawał, iż to śmieszna propozycja, bo nic mu przecież nie było.

Ha. Kto by pomyślał, że teraz zachowam się dokładnie tak samo jak on?

- Jak przetrawię to sama, to powiem ci o co chodzi - zdecydowałam.

- Czyli kupić chusteczki? - włączyła się jego praktyczna strona, gdy o kilka kroków zeszliśmy w dół - Żebyś nie musiała chodzić do łazienki i potykać się co rusz o dywan przed łóżkiem?

- Powiedz mi czemu nie spałeś? - zirytowana odbiłam pytanie.

- Ponieważ nie spałem dotąd z kobietą i była to dla mnie nowa sytuacja. Nie bardzo wiedziałam czy zignorować twój płacz - choć znając ciebie udawałabyś, że wszystko w porządku i tylko wpadło ci coś do nosa. Czy też jakoś zareagować.

Zamrugałam.

- Ty nie...?

- Tak myślałem, że to najbardziej cię zainteresuje - parsknął.

Chyba, że liczył na to, iż kolejka magicznie przyśpieszy i te dwie osoby przed nami się rozpłyną. Przynajmniej ja bym się o to modliła, gdyby ktoś mi zadał takie pytanie. W takim momencie.

- Nie.

- Czyli jednak jesteś gejem? - błagam tylko nie to! Przecież ten niezwykły uśmiech, nie może zniknąć, gdy on umrze! Albo te oczy...

- Uch! - jęknął przecierając dłonią twarz - Ale ty się na to uwzięłaś! Nie, nie jestem gejem. Lubię kobiety, tylko bardziej wolałem zająć się pracą, niż szukać podrywek bez grama mózgu. Lub po prostu mam duszę romantyka i szukam tej konkretnej dziewczyny - wzruszył ramionami. - A jeśli chcesz bym ci to udowodnił, to proszę bardzo.

Julian oparł się plecami o balustradę i przyciągnął mnie do siebie. Potykając się o własne nogi, padłam prosto na jego twardy tors. Bez najmniejszego zrozumienia (mózg znów mi się wyłączył), podniosłam głowę i już miałam zapytać co on najlepszego wyrabia, gdy poczułam wargi Julka na swoich. Całował mnie nieco niepewnie i delikatnie, zaś kiedy odpowiedziałam na to pocałunkami, rozchylając wargi (co wydawało mi się niezwykle naturalne, jakbym już kiedyś całowała się z Julkiem), chłopak pogłębił pocałunek. Był zachłanny.

Mogłam tak stać, obejmować Juliana, pozwalać mu się obejmować i całować wiekami. Ale ktoś koło nas, chrząknął z rozbawieniem.

A ja przypomniałam sobie, że w te zwariowane wakacje, znów całuję się z - praktycznie - nieznajomym.

Tyle, że tym razem wydawało mi się to całkiem naturalne. I nie czułam tylko i wyłącznie pociągu fizycznego jak w wypadku Ettora. Czułam coś więcej, czego nie mogłam zrozumieć.

Tak jak nie mogłam zrozumieć tego, że świat był dziwny. Mój dawny "wróg" był przeze mnie obcałowywany. Ze wzajemną zachłannością!

Rumieniąc się, zeszłam prosto do śmiejącego się gospodarza, który przywitał się z nami po włosku, klepiąc z zadowoleniem Juliana po plecach, tak mocno, że chłopak aż pochylił się do przodu. Gospodarz był potężnym mężczyzną o ciepłych, zielonych oczach, łysinie i przyjaznym uśmiechu na okrągłej, pulchnej twarzy.

Wydawał się nie przejmować faktem, że ma na sobie przyduży, stary frak, zaś goście garnitury. Być może właśnie w ten sposób chciał się wyróżnić. Lub być widoczny w tłumie.

- Miło cię znów widzieć, młodzieńcze! - zawołał tubalnie. - Tym razem przyprowadziłeś dziewczynę - pocałował mnie w dłoń. - Wiesz, młoda damo, ile to dziewczyn próbowało go usidlić? Masa! Ale cieszę się, że padło na ciebie. Wydajesz się, moja droga, odpowiednia. Cicha i spokojna... Jestem Edgar!

- Julia - przywitałam się nieco przygnieciona pod ciężarem słowotoku gospodarza. No i pocałunku. Może i Julian nie całował nie wiadomo jak wspaniale, ale... wydawał się zwyczajnie dawno nie praktykować całowania. Mimo wszystko potrafił ustami zmiękczyć mi nogi.

- Julia?! Jak Julia Kapuleti! Julia i Julian - zaklaskał. - Wspaniale, wspaniale. Wejdźcie, później was złapię, gołąbeczki!

Risha ciut przytłoczony i zażenowany tym wylewnym przywitaniem, pociągnął mnie w stronę środkowych drzwi, gdzie rozdawali szampana. Podziękowałam, kręcąc głową. Nie chciałam pić, za to Julian wziął dwa kieliszki, z czego jeden wypił od razu i pusty odstawił.

- No więc... - zaczął - Usatysfakcjonowana?

- Cóż bez winy mogę zdać relację dziadkowi, który chyba oczekiwał, że kiedyś dowiemy się co z tobą nie tak.

- Twój dziadek nie będzie zbyt zadowolony, że cię pocałowałem - mruknął ciągnąc mnie w stronę największego skupiska mężczyzn. - Jest zdania, że jestem pracoholikiem, który... któremu może czegoś brakować. - pochylił się do mojego ucha szepcząc: - Tak mi powiedział, gdy pytałem o ciebie. Tyle, że mi niczego nie brakuje... prócz doświadczenia w relacjach damsko- męskich, ale z tobą nigdy nie było problemu. - spojrzał mi w oczy, kiedy byliśmy ze dwa metry od jego celu. Oszołomienie brało już nade mną górę. - Gdybyś była facetem, wybrałbym cię na kumpla.

Uniosłam wysoko brwi.

Nie no, na takie wyznanie to ja latami czekałam! Nie to żebym się nie cieszyła. Przynajmniej wiedziałam, że ten śliczny uśmiech i te oczy nie przepadną wraz z odejściem Juliana (nie żebym planowała jego pochówek!).

Na pewno nie spodziewałam się tego ostatniego zdania. To tak jakbym w jakiś sposób została przez Julka wyróżniona i to mnie jakoś dziwnie cieszyło. Aż serce skakało mi radośnie w sercu.

Ale też byłam zła, że udowodnił mi, że woli kobiety akurat na mnie... choć z drugiej strony babci na pewno by się spodobał. Stał się ułożony, spokojny, uśmiechnięty, czarujący i zdecydowanie nie przeszkadzałoby mu czekanie z uprawianiem miłości (jak to dziadek mówi) aż do ślubu. Chociaż go nie planowałam!

Z trudem opanowałam chęć dotknięcia palcami warg.

- Dobry wieczór panowie! - zawołał po włosku Julian do grupki mężczyzn - Pragnę przedstawić moją towarzyszkę, Julię - objął mnie ramieniem w pasie, przejeżdżając dłonią po połyskliwym, ciemnym materiale pierwszej sukienki jaką mu wczoraj pokazałam.

- Witam - zmusiłam się do uśmiechu, choć wolałabym porozmawiać z Julianem o tym pocałunku. Chciałam wiedzieć czy przypadkiem nie był na pokaz, choć chłopak zdawał się być raczej szczery ze wszystkim co robił. - Miło mi - powtarzałam za każdym razem, gdy ściskałam czyjąś dłoń.

Mężczyźni byli w wieku mojego dziadka - podchodzili pod siedemdziesiątkę. Wszyscy, jednak byli bardziej poważni od niego i zdecydowanie bardziej majętni. Dodatkowo byli w szytych na miarę garniturach, w których prezentowali się szykowniej od niego.

Mimo to każdy z nich uśmiechnął się do mnie uprzejmie, choć ten uśmiech nie dochodził do oczu.

- To stare grzyby, co? - mruknęłam dyskretnie do Juliana.

- Tylko im tego nie mów, bo się jeszcze obrażą jak ich żony. Chyba nie chcemy żeby strzelili focha? - odmruknął chłopak.

Omal nie zachichotałam, rozbawiona słowami Julka, który jakby się odprężył, gdy nie zeszliśmy na temat samego pocałunku. A właściwie mojej opinii o tym jak całuje (może ma kompleksy, czy coś?). W każdym razie ja też go nie zaczepiałam, ponieważ nawet z praktyką u Ettora, nie wydawało mi się bym była w tym mistrzem.

I tak Julian gadał po włosku z mrukliwymi staruszkami, a ja od czasu do czasu nakłaniałam ich do zmiany zdania słodkim uśmiechem lub szampanem. Byli bardziej skorzy do zmiany, gdy w ich dłoniach pojawiał się magicznie kieliszek.

Początkowo nie byli zbyt chętni i skorzy do sponsorowania czy też skorzystania z NIT. Co zmieniło się wraz z nastaniem wieczora i lekkim upojeniem. Nie to żebym chciała ich upijać! Po prostu, kiedy z Julianem upewniliśmy się, że moje metody działają, opornym kazał mi wciskać uśmiechy lub kieliszki.

Widocznie dotąd siłował się z nimi słowami i różnymi innymi sposobami perswazji, która działała wraz z upływem czasu. A tu proszę! Znalazła się szybsza metoda.

Nie żebym takie przekupstwo dla NIT mnie zadowalało, ale... skoro Julkowi zależy...

- Brawo - pochwalił mnie Julian, gdy udaliśmy się w stronę bufetu. - Przekonaliśmy ich wszystkich! Są skorzy albo nas sponsorować, albo skorzystać z naszej firmy.

- Chyba twojej - poprawiłam go rozglądając się po sali, z której mieliśmy wyjść. Wyglądała dokładnie tak samo jak hol. Przytłaczająco - W zasadzie to nie powinieneś jakoś mieć tego na papierze?

- Później się podpiszą - chłopak pocałował mnie w czubek głowy. - Skoro twój dziadek nie chce cię wprowadzić do firmy, ja to zrobię.

- Nie musisz! - nie chciałam litości ani pracy w firmie, której nawet nie znałam. - Jestem kucharką, pamiętasz?

- To da się połączyć, pierniczku. Zresztą sam ci później wyjaśnię - wprowadził mnie do sali równie przytłaczającej swoją wielkością i bogactwem, aż zatęskniłam za prostotą domu Sonii, czy też dziadków.

- Jedzenie - wyszeptałam widząc przy oknach, po drugiej stronie sali szwedzkie stoły. Tyle, że najpierw musieliśmy przecisnąć się przez stoliki dla gości.

- Też muszę coś zjeść, inaczej się za szybko upiję.

Spojrzałam sceptycznie na Juliana. Zdążył wypić trzy kieliszki alkoholowego szampana i nawet nie chwiał się na nogach. Ja pewnie już dawno nie potrafiłabym ustać na szpilkach, gdybym nie zrezygnowała z picia.

Złapałam Julka za rękę i przeciskając się koło stolików, pociągnęłam do stołów. Dopiero teraz po godzinie namów, mogłam coś zjeść i nie bać się momentu, w którym głośno zaburczy mi w brzuchu. Już od samego wciągania brzucha, aby powstrzymać protest żołądka, miałam ochotę odetchnąć.

- Julio, poczekaj - odwróciłam głowę w stronę chłopaka, nieco zwalniając.

Julian wpatrywał się w kogoś, kto siedział dwa stoliki od nas. Była to zgraja młodych mężczyzn w drogich garniturach, którzy głośno o czymś dyskutowali po francusku. Zaś Julek zdawał się ich znać, gdyż miał minę typu: "Chodźmy się przywitać! Wreszcie ktoś znajomy!".

- To może ty zajmij miejsca, a ja skoczę po coś na ząb? - zapytałam - Chcesz coś?

- Weź mi cokolwiek co weźmiesz sobie. Chyba, że będzie to sałatka - posłał mi dziękczynne spojrzenie.

- Okej.

Kiedy wyswobodził dłoń z mojego uścisku, poczułam dziwną pustkę. Ręka od razu mi się ochłodziła, a ja miałam dziwną chęć pobiegnięcia za Julkiem, byleby dalej grzał mnie swoim dotykiem.

Potrząsnęłam głową, żeby pozbyć się tych myśli i ruszyłam żwawo w stronę stołów. Przez nikogo niezaczepiana, nałożyłam na dwa talerze po kilka ciast (bo oczywiście tylko one były serwowane, jakby to, że każdy powinien zjeść w domu kolację było normalne).

- Ooo! - moje oczy zalśniły, gdy zauważyłam kakaowe babeczki z czekoladą.

I je nałożyłam, nim chwyciłam widelczyki, ruszając w stronę Juliana ze zdobyczami.

Risha siedział ze swoimi znajomymi, śmiejąc się i płynnie rozmawiając po francusku. Widocznie miał dużo lepszy talent do języków, niż ja...

Nieśmiało stanęłam koło wolnego krzesła, nagle zawstydzona ilością ciasta na talerzach. Młodzieńcy mogliby pomyśleć... Właściwie co mnie to interesuje? W końcu zawsze miałam czyjeś zdanie, na temat mojego pochłaniania jedzenia, gdzieś.

Niespodziewanie mężczyźni umilkli, widząc mnie. Julian odwrócił się i uśmiechnął do mnie. Właściwie odsunął mi krzesło pomagając usiąść, od razu mówiąc towarzyszą kim jestem. Jedyne co zdołałam zrozumieć to własne imię.

To, jednak nie sprawiło, by mój uśmiech stał się pewniejszy.

- Masz - postawiłam przed Julkiem talerz. - Tylko to wyglądało ciekawie i jakoś znajomo. Może coś mi zasmakuje i zdołam się dowiedzieć z czego zostało zrobione...

- Tylko ciasta rozstawili? - zdziwił się chłopak, wyciągając szyję, aby zajrzeć na szwedzki stół.

- Tylko - przytaknęłam. - Julek? Czemu oni się tak na mnie gapią?

Wszyscy czworo nieznajomi wbijali we mnie wzrok jakbym była intruzem, którego jednak starają się zaakceptować. Zupełnie tak jak to robią przyjaciele chłopaka, gdy ten oświadcza, że znalazł sobie dziewczynę.

- Ponieważ pierwszy raz pokazuję się z dziewczyną. Są zwyczajnie tobą zaciekawieni.

Wydęłam dolną wargę, jakoś wątpiąc w naiwne słowa Juliana.

- Jak mnie przedstawiłeś? - dopytywałam.

- Tak jak gospodarzowi - spojrzał na mnie jak na idiotkę , znad widelczyka. - Wyluzuj. Przecież cię nie zjedzą!

Na ten temat również miałam odmienne zdanie.

*********

Okazało się, że miałam rację! Czterech kumpli Juliana - gdy ten udał się do toalety, uznając, że jestem bezpieczna - wpatrywało się we mnie jakby mieli zamiar mnie przepytać. Jak to robią niekiedy w filmach, w ciemnych pokojach z lampą wycelowaną prosto w twarz.

- Kim jesteś? - jeden z nich zadał to pytanie po włosku.

Z trudem przełknęłam kawałek babeczki, który nagle stracił smak.

Byli gorsi niż banda dziewczyn przesłuchująca nowego chłopaka swojej psiapsióły.

- Julia?

- Udajesz głupią?

- To już było niegrzeczne - parsknęłam. - Jestem tylko koleżanką Julka, nikim więcej.

- Julka? - trzeci z nich od prawej, uniósł wysoko lewą brew - Samo to mówi mi, że jesteście blisko.

- Jako zwykli koledzy! Słuchajcie, ja nie jestem...

- Pocałował cię na schodach - zauważył czwarty, przerywając mi.

- Racja... - zaczęłam ostrożnie - Ale tylko dlatego, że chciał mi udowodnić, iż nie jest gejem. To wszystko, przysięgam!

- Nie odstępuje cię na krok - nie dawali za wygraną.

- Co za uparte gnojki - mruknęłam po polsku, nim ponownie przeszłam na włoski. - Obiecał mi to, ponieważ pierwszy raz jestem na... tak wielkiej imprezie. Słowo skauta!

Co?

Serio, im też chcesz wcisnąć to kłamstwo?

I w sumie dlaczego? Przecież właśnie tak było!

Uch! Właśnie dlatego nie znoszę tłumów i zostawania samą w obcym towarzystwie. To za bardzo stresujące.

Wbiłam zdesperowany wzrok w ostatni kawałek babeczki, nagle tracąc apetyt. I chyba modląc się do tego kawałka o pomoc oraz rychły powrót Juliana, który jednak nie wracał.

Czyżby zgubił się w toalecie?

Mężczyźni w tym czasie odbyli krótką naradę wojenną po francusku, nim ponownie na mnie spojrzeli. Aż zaczęłam się pocić ze zdenerwowania. Potarłam zimną dłonią kark, wmuszając w siebie jedzenie.

- Przypuśćmy, że ci uwierzyliśmy, ale to dalej jest podejrzanie - przyznał drugi chłopak. - Julian praktycznie co minutę na ciebie zerka jakby bez tego nie mógł oddychać.

- Co by oznaczało, że jesteś jego dziewczyną - dokończył pierwszy.

- Dziewczyną? - parsknęłam. Odchrząknęłam - Nie... my nie! My się znamy od dziecka i raczej dotąd sobie przeszkadzaliśmy, niż myśleliśmy o związku.

Normalnie jak na przesłuchaniu!

Gdzie ten Julek?!

Zaraz tu z nerwów się zsikam.

Czułam się po prostu jak pod ostrzałem, a nie lubiłam się tak czuć. Nie, bez sprzymierzeńca.

Ale wiedziałam, że fakty przemawiają przeciwko mnie. Za dużo było tu zbiegów okoliczności, a samo to, że Julek rzeczywiście co chwila na mnie spoglądał jakby zastanawiał się czy nie zrezygnować z rozmowy z przyjaciółmi na moją rzecz...

Taa, innymi słowy byłam w czarnej dupie.

- Słuchajcie, my naprawdę nie... - mój zrozpaczony wzrok padł na chłopaków. Chłopaków, którzy zaczęli się śmiać, wybijając mnie z pantałyku.

- Jaja sobie z ciebie robimy!

- Widzieliście jaką minę zrobiła?

- Wyluzuj - mówili przez siebie.

Z tej ulgi miałam ochotę się popłakać.

I zabić ich za to, że mnie tak wkręcili.

Sama nie mogłam zdecydować co bardziej chciałam zrobić. Ale na szczęście uratował mnie od tego Julian, padając ciężko na krzesło koło mnie. Następnie walnął ramię na oparcie mojego i uśmiechnął się wesoło.

- Coś mnie ominęło? - zagaił.

- Masz naprawdę fajną koleżankę - rzucił jeden z chłopaków. - Trochę za bardzo emocjonalnie podchodzi do pewnych rzeczy, lecz jest całkiem niezła.

- Cała Julia - Julek pomasował moje ramię koleżeńskim gestem.

Który zarejestrowały uważne spojrzenia czwórki jego kumpli. I już wiedziałam, że ten cały wybuch śmiechu był przeznaczony jedynie dla Rishy. Nie mówili poważnie, że się ze mnie nabijali, oni naprawdę uważali, iż ciągnie nas do siebie.

Z tego wszystkiego miałam ochotę się napić czegoś mocniejszego, niż sok pomarańczowy, gdyż chłopcy byli znacznie gorsi od dziewczyn, które znałam.

- No, musimy już iść, załatwiać interesy.- powiedział po chwili Julian, wyczuwając napiętą atmosferę.

Co oznaczało, że chłopcy domyślili się, że ja się domyśliłam ich fortelu. Przez co wzbudziłam w nich lekki podziw, lecz dalej mieli mi za złe, że zabieram ich "jednego z paczki".

Zaraz, jednak dotarło do mnie co zrobił Julek. Mianowicie utwierdził ich w przekonaniu, że naprawdę coś między nami się dzieje skoro wybrał moje towarzystwo, zamiast ich. Oczywiście, że tak pomyśleli. Szczególnie, iż Julian podkreślił słowa: "załatwiać interesy".

Jasne.

Chłopcy na pewno pomyśleli, że zwyczajnie uważa mnie za ważniejszą od nich.

Taaak, to sobie znalazłam nowych znajomych, którzy wprost przepadają za mną. To aż czuć w powietrzu - to nasilenie miłości skierowane w moją stronę.

- Było miło - wymamrotałam wstając, gdy tylko Julian się podniósł. - Oni mnie nie lubią - dodałam po polsku, zmuszając się do uśmiechu.

Chłopcy, których imion nie zapamiętałam, szczerzyli się do mnie nad wyraz obłudnie przyjaźnie. Wyglądali przy tym jak czające się na swoją ofiarę, wygłodniałe hieny, czekające na najmniejszy błąd.

Byłam niezła w zjednywaniu do siebie ludzi.

- Bzdura! - Julek objął mnie ramieniem w pasie prowadząc spokojnym sprężystym krokiem w stronę wyjścia z bufetu. (Zapewne to też namierzyli wzrokiem!) - Uwielbiają cię!

- To jest nad wyraz widoczne - rzuciłam sarkastycznie.

Chłopak spojrzał na mnie bez zrozumienia, ale zaraz wzruszył ramionami. Widocznie zwalał moje słowa na to, iż zostawił mnie samą, choć obiecywał, że tego nie zrobi. Lub myślał, że zwyczajnie źle odczytuję zachowanie jego znajomych, co z jego strony było najbardziej prawdopodobne. I pewnie właśnie tą opcję wybrał.

Zapewne ja na jego miejscu zrobiłabym dokładnie to samo. Tyle, że za karę zostawiłabym go w kobiecym towarzystwie na przynajmniej pół godziny. Tak, aby zrozumiał jak to jest przejść "przyjemną" rozmowę z obcymi. A potem powiedziałabym, że zwyczajnie kolejka się dłużyła.

- Teraz pójdziemy po podpisy - oznajmił Julek wprowadzając mnie do pustego holu.

- A gdzie masz papiery? - chyba ich nie schował pod koszulą, co?

- Och! - spojrzał na mnie roziskrzonymi oczami, wyraźnie podniecony możliwością wprowadzenia mnie w jakąś istotną sprawę. - NIT jakiś czas temu wymyślili na to sposób. Stworzyli nową funkcję w telefonie i inny rysik, niż te, które tak ostatnio promują - te cienkie, kolorowe. Dzięki temu muszę tylko wejść na tę funkcję, wyszukać pusty formularz, a oni muszą się podpisać na moim telefonie. Podpisy pod konkretnym formularzem wprowadzone zostaną od razu do systemu i gotowe. Bo widzisz - kontynuował, a ja zdałam sobie sprawę, że stanęliśmy i, że słucham Julka z wyraźnym zainteresowaniem - łażenie z tonami umów jest zbyt... niewygodne. Poza tym teczki łatwo ukraść, a tak masz już wszystko w systemie w łatwy i poręczny sposób. Został tyle razy wytestowany, że wiadomo, iż nie zawiedzie.

- Interesujące.

- Co nie? Gdy tylko dowiedziałem się o tym projekcie, byłem pierwszym, który chciał go wytestować w terenie - Julian widocznie dopiero się rozkręcał. - Wszyscy byli zdziwieni tym sposobem, najbardziej nasi nowi klienci. Niektórzy podchodzili do tego sceptycznie i trzeba było się naprawdę namęczyć, żeby ich przekonać, Ale teraz nie ma z tym najmniejszego problemu, ponieważ cała śmietanka towarzyska już wie o tej funkcji. A, że została wielokrotnie wykorzystana, są pewni co do jej skuteczności.

- Nawet staroświeccy staruszkowie?

- Nawet oni! - przytaknął gorliwie z szerokim, prze- szczęśliwym uśmiechem na twarzy. Cieszyło go to, że jestem zainteresowana i podzielam jego zdanie, co do "cudowności" tej funkcji.

- Robi wrażenie. Chyba cię wynajmę, żeby ją wytestować - uśmiechnęłam się. - Mogę cię wynająć?

- Pff. A stać cię? - w jego brązowych oczach pojawiły się złośliwe iskierki.

- Och, nie wierzę żebyś był droższy niż dziesięć złotych za godzinę.

Zachichotał.

- Tak nisko wyceniasz moje umiejętności?

- Mogę niżej, jeśli chcesz - mój uśmiech się poszerzył.

Przez myśli przemknęło mi jedno - że cieszę się, iż tu jestem, z Julkiem. Oraz to, że gdyby mnie pocałował, nie miałabym ochoty go odpychać. W końcu w jakiś sposób znałam go. A skoro poznałam jego najgorszą stronę (chyba), to może czas poznać tą lepszą?

- To boli - jego usta zmieniły się w podkówkę. - Moja duma cierpi z każdym twoim słowem, co w związku tym zrobisz?

- Poślę ci uśmiech i pójdę sprawdzić, czy jest ktoś chętny ze mną zatańczyć - odpowiedziałam radośnie.

Julian znów się roześmiał, nim zwrócił wzrok na wejście do sali, w której byliśmy na samym początku. Wtedy nagle spoważniał, tracąc ten młodzieńczy, pociągający urok. Znów stał się odpowiedzialnym biznesmenem, który zna swoje główne zadanie.

- Później zatańczymy - obiecał mi. - Najpierw interesy. W końcu właśnie dla nich się tutaj pojawiliśmy.

Nawet nie chciałam się odwracać, żeby sprawdzić na co spojrzał. Czy też na kogo, ponieważ musiał być to ktoś, kto wzbudzał w Julianie ogromny respekt i, który był dla niego albo ważny, albo chciał zyskać szacunek tego kogoś, tak bardzo, że był gotowy zrezygnować z kontynuowania przekomarzania się ze mną.

Wobec czego wolałam nie wiedzieć kim owy ktoś jest.

*********

Julian zdołał przekonać mnie bym znów użyła swoich "sztuczek", aby przekonać jeszcze kilku staruszków. W tym tę purpurową hrabinę, która nie była przychylna mojemu rzekomemu "związkowi" z Julkiem.

- Już północ - wyszeptałam kładąc policzek pod obojczykiem chłopaka, gdy bujaliśmy się w takt spokojnej muzyki.

Tak, byliśmy tak wyborowymi tancerzami, że jedyne na co było nas stać to parę wolnych obrotów i bujanie się. To drugie było dla mnie o tyle korzystne, że mogłam bezkarnie przytulać się do Julka z głową przytkniętą do jego ciała i ziewać przez nikogo niezauważona.

- Co, chcesz uciec tak, jak Kopciuszek?

- Nie mam pantofelków, nie wybiegłam nim nastała północ, a ty nie jesteś księciem - zauważyłam sennie.

- Fakt. Tyle dobrego, że nie będę musiał za tobą biec, bo szczerze powiedziawszy - nie chciałoby mi się. - po chwili kontynuował: - Zawsze byłem zdziwiony, gdy mama czy babcia czytały mi tę bajkę, że młoda dziewczyna wraca tak późno z imprezy, goniona przez faceta, który nie wiadomo jakie miał wobec niej zamiary. Że też miał siłę po przetańczeniu z nią całego wieczoru...

Uśmiechnęłam się leniwie.

Ciekawie wnioski jak na tę godzinę.

- A potem nie mógł jej ani znaleźć, ani poznać - dorzuciłam. - Pewnie alkohol trzymał go na nogach.

- Też tak sądzę - ułożył podbródek na mojej głowie. - Jeśli będę miał dzieci, nie będę opowiadać im tej bajki. Powinni ją zakazać.

- W takim razie wiele innych bajek także, ale - przesunęłam dłonie po ramionach Julka, łącząc je na karku Juliana - na tym polega dzieciństwo. Przecież dziecko nie zauważa takich rzeczy. Ważna jest sama przygoda.

- Niby tak - mruknął umieszczając dłonie na środku moich pleców, delikatnie przejeżdżając palcami po moim kręgosłupie. Dostałam przez to ciarek. - Ale później dzieciak się rozczarowuje rzeczywistością. Rodzice dają im nadzieję na bajkowe życie, które rozpływa się wraz z wiekiem.

Odchyliłam się odrobinę, aby spojrzeć na Julka. Alkohol był jedynym co trzymało go na nagach - zupełnie jak księcia z bajki - gdyż nie pił nic innego. Jednakże dalej w jego oczach widziałam inteligencję, nie zaćmioną wypitym winem. Czyli musiał mieć mocną głowę (albo zwyczajnie przyzwyczaił się do alkoholu).

- Ktoś ci powiedział, że masz duszę romantyka?

- Moja mama, lecz brzmiało to trochę sarkastycznie, bo waliłem takie uwagi, gdy czytała mi bajki - odparł z cieniem uśmiechu na wargach. - Zawsze mówiła: "Masz duszę romantyka, zupełnie jak twój ojciec". A potem gderała jak to jej się oświadczył na urodzinach mamy rodziców z myślą, że to zabije babcię.

Zachichotałam.

- Naprawdę?

- Tak - przytaknął odgarniając mi z twarzy kosmyk włosów, pozostawiając w tamtym miejscu, które dotknął ciepłe ślady. - Tata w takich momentach uśmiechał się dumnie, co potwierdziło, że naprawdę zrobił to specjalnie. I sądził, iż to mu się uda.

- Zwariowana rodzinka - skomentowałam.

- O tak - Julian uśmiechnął się do wspomnień. - To były czasy.

Zamrugał, skupiając na mnie wzrok. W jego spojrzeniu zauważyłam niezmierzone pokłady dobra, ciepła i przyjaźni skierowane na moją osobę.

Uśmiechnęłam się do niego, próbując zrozumieć dlaczego tak na mnie patrzy. Zupełnie tak jakby zależało mu na mnie. I jakby liczył, że jest to odwzajemnione uczucie.

- Naprawdę lubię twoje towarzystwo - rzucił Julek. - Jesteś oderwaniem od ponurej rzeczywistości. Jesteś prawdziwa... Żałowałem, że nasz kontakt się urwał. Zawsze dzięki tobie mogłem liczyć na jakąś rozrywkę słowną. W NIT wszyscy są tacy sztywni, poważni i kompletnie nie rozumieją moich dowcipów.

- Wiesz dlaczego? - zmarszczyłam nos - Ponieważ wcale nie są śmieszne.

- Ej! Nie kłam! Ty się z nich śmiałaś!

- Wcale, że nie - prychnęłam rozglądając się dyskretnie po tańczących parach. - Zwyczajnie robiło mi się ciebie żal. Gdy się z nich nie śmiali, robiłeś płaczliwą minę pod tytułem: "Zaraz się rozbeczę", więc się nad tobą litowałam. Lecz dalej uważam, że są bez sensu. I wcale nie bawią - uniosłam palec wskazujący, aby potwierdzić swoje słowa.

- Ty po prostu ich nie rozumiesz.

- Uważasz, że jestem głupia? - wytrzeszczyłam na niego oczy z rozbawieniem. Kolejny się znalazł!

- Ty to powiedziałaś, Julio, nie ja, ale cieszę się, że zgadzamy się w tej kwestii - posłał mi łobuzerski uśmiech, który tak bardzo do niego pasował, że aż się na niego zapatrzyłam.

Poczułam nagłą, silną potrzebę by poznać Julka. Chciałam wiedzieć jak dokładnie myśli, jak reaguje na różne rzeczy, co lubi. Chciałam nadrobić stracony czas i żałowałam, że tak bardzo pragnęłam od niego uciec w przeszłości. Okazał się doprawdy interesującym, fascynującym facetem, który ma potencjał w całowaniu.

I niekwestionowaną licencję na przytulanie. Julek - w przeciwieństwie do Ettora - nie tulił się do mnie tak mocno jakby obawiał się, iż nie zdoła mnie zatrzymać. Jakby pragnął samego kontaktu fizycznego.

- Wprowadź mnie do NIT - usłyszałam własny głos. - Trzeba zmienić tych gburów. I nie chcę... nie chcę urywać znów, z tobą, kontaktu. Widać, że tracisz beze mnie rozum.

- Mówisz serio?

Na twarzy Juliana walczyło ze sobą kilka uczuć i wcale ich nie ukrywał. Widziałam radość, ekscytację, niedowierzanie oraz coś, co dziadek zwykł nazywać: "pragnieniem ponownego zapewnienia". Dodatkowo Julek wyglądał zupełnie tak, jak ktoś, kto chce się do kogoś przytulić, bo tak bardzo się cieszy z usłyszanej nowiny.

- Całkowicie serio.

- Chcesz ze mną pracować? Odlot!

Zdębiałam.

- Chodziło mi...

- Od jakiegoś czasu ojciec próbuje mnie przekonać, że potrzebuję partnera, który będzie mnie hamować - mówił z przejęciem. - Lecz żaden z tych, których proponował nie przypadł mi do gustu i raczej nie podołałby zadaniu, ale ty to co innego - Julek gadał jak najęty. - Ty zawsze potrafiłaś zapanować nade mną i ustawić, choć nigdy nie dawałem tego po sobie poznać. Co z kolei ułatwi mojemu ojcu zadanie - skoro chce żebym miał partnera, to zgodzi się na ciebie. A już w szczególności, gdy powiem, że to ty jesteś wnuczką pana Stefana.

- No tak, ale nie wiem...

- Wszystko ci wyjaśnię - kontynuował, ponownie mi przerywając. - Zobaczysz, praca tylko momentami jest nudna, czasami jednak dają całkiem fajną robotę do wykonania. Lecz nie uważam, żeby to był jakiś problem, w końcu będziemy razem więc każda fucha będzie fajna.

Entuzjazm Juliana był tak zaraźliwy, że aż się uśmiechnęłam. Co prawda nie byłam do końca przekonana, iż to dobry pomysł, byśmy razem pracowali, ale póki co, nie zamierzałam sprowadzać chłopaka na ziemię. Tym bardziej, że chciałam z nim pracować - tak podpowiadało mi serce.

- Ale moja kariera kucharska... - przypomniałam sobie. Przecież było to coś, co kochałam.

- Och... - na chwilę zmarkotniał, zaraz jednak znów się rozpromienił. - Mówiłem ci już, że to jakoś da się połączyć! Zobaczysz, da się.

A ja chciałam w to wierzyć. W tą idealistyczną wizję Julka.

- Nie to się dopiero uda - poprawiłam go, zarabiając tym samym całusa w czoło.

- Jeszcze dziś powiadomię tatę - zdecydował.

- Już? - zaczęłam panikować. Nie chciałam, żeby Julek kłócił się z ojcem o mnie. Poza tym wydawało mi się, że to sporo za wcześnie, przecież musiałby najpierw wprowadzić mnie do firmy, wyjaśnić wszystko...

- Oj, nie bój się. Jestem pewny, że wszystko w mig załapiesz. Moim głównym zadaniem jest pilnowanie oddziałów naszej fili i branie udziału w uroczystościach, w których robię dokładnie to co dziś - nakłanianie ludzi. Dzięki sponsorom oferujemy swoje usługi również szkołom czy też skromniejszym imprezom. Na co zawsze pozostawiamy jakiś budżet. Mój ojciec zajmuje się właśnie nim, prócz prowadzenia firmy, ale gdybyśmy na przykład zainwestowali w jakąś restaurację - mielibyśmy dodatkowy zysk, który moglibyśmy zainwestować właśnie w szkoły. To właśnie z nich najczęściej rekrutujemy kandydatów, więc to by tylko pomogło.

Dzięki temu co powiedział Julian, wiedziałam kto w tej firmie jest największym marzycielem. Zapewne to Julek wpadł na pomysł w inwestowanie w szkoły, bo wcześniej o niczym takim nie słyszałam. W telewizji informują ludzi o tym jak ważne imprezy są chronione przez NIT, ale nigdy nie było wzmianki o szkołach, ani "biedniejszych" imprezach.

Co z kolei prowadziło do kolejnej konkluzji - ojciec Rishy cenił syna bardziej, niż ten byłby skłonny uwierzyć.

- No i zawsze firma mogłaby tam chodzić na smaczne obiady!

- A skąd wiesz jak gotuję?

- Jestem pewny, że te palce umieją więcej niż wytykanie mi błędów - powiedział klepiąc mnie po prawej ręce. - Poza tym twój dziadek kiedyś - kiedy uczułaś się na kucharkę, a ja wpadłem z prośbą od dziadka - dał mi część tego co przyniosłaś z zajęć. Powiedział, że to twoje dzieło.

- I tak po prostu zjadłeś?

- Cóż... - Julek zrobił zakłopotaną minę - tego nie twierdzę... - posłał mi nieśmiały i niepewny uśmiech jakby bał się mojej reakcji na to, co zamierzał mi powiedzieć. - Mogłem czekać, aż pan Stefan zacznie jeść swoją część i wtedy spróbować swojej?

Posłałam mordercze spojrzenie Julianowi, licząc, że pod nim zacznie przynajmniej się dusić. Niestety nic takiego nie nastąpiło.

- Uważasz, że chciałabym kogoś otruć?

- Nie! - zaczął gwałtownie kręcić głową - Skąd! Po prostu obawiałem się... że mogło ci coś nie wyjść...

- Wiesz, właśnie przypomniałam sobie, dlaczego tak bardzo cię nie znosiłam. Twoja wiara w moje umiejętności jest wprost zabójcza.

- Bez uraz, ale miałem prawo coś takiego przypuszczać, kiedy dopiero zaczynałaś się uczyć - prychnął. - Nie musiałaś być od samego początku w tym mistrzem. Nie możesz być we wszystkim idealna, nie wystarczy, że jesteś ładna...

Julek urwał w pół zdania, a mnie opuściła nagła złość. Nigdy nie spotkałam się z czymś takim. To było dziwne, że w pobliżu Juliana odczuwałam tak silne uczucia i tak wiele emocji.

- Uważasz, że jestem ładna??

I czemu to teraz takie ważne?

- To było... jedynie... - chłopak wziął głęboki wdech, nieświadomie przyciągając mnie bliżej siebie - Ja... Tak, jesteś ładna. Tak jak niektóre dziewczyny w sali.

Czyli tylko na taki komplement mogę liczyć.

- Dzięki. Zupełnie jak te ładne dziewczyny, też uważam, że jesteś przystojny - powiedziałam lokując wzrok na obojczyku Julka.

- To się w tej kwestii zgadzamy - rzucił chcąc rozładować napięcie. Po czym uświadomił sobie jak blisko siebie jesteśmy, ale mi to w żaden sposób nie przeszkadzało. Mogłam bujać się tak z chłopakiem, ciałem przy ciele, gdyż (jak to już mówiłam) był istną elektrownią cieplną.

Julian chrząknął, gdy ułożyłam głowę ponownie przy jego obojczyku.

- Chcesz już wracać?

- Jeśli ty chcesz już iść to spoko - odparłam. - Tym bardziej, że twoje perfumy alkoholowe przestały mi przeszkadzać.

- Mam ci przypomnieć, że w naszym pokoju też jest barek? Skoro tak bardzo podobają ci się moje perfumy...

- Julianie Risha jesteś idiotą.

- Idiotą, którego lubisz i, którego z chęcią całowałaś - w głosie chłopaka czaiło się zadowolenie i wcale nie starał się tego ukryć.

- Wydawało ci się - no i, panie i panowie, czas na rumieńce!

- Oj, nie sądzę, Julio. Wczepiłaś się we mnie jak rzep i całowałaś mnie równie gorliwie, a potem, gdy ktoś chrząknął miałem wrzenie, że niezwykle ci to przeszkadzało - zapewne w tym momencie uśmiechnął się zuchwale. - Julio, ty CHCIAŁAŚ mnie DALEJ całować, mój ty pierniczku. Ciekawy jestem, ile razy przemknęło ci po głowie, czy aby mnie nie złapać za fraki i nie pocałować kolejny raz?

Kilka.

- W ogóle - zacisnęłam palce na jego karku.

- A mnie się zdaje, że wpatrywałaś się w moje usta - kontynuował niezrażony.

- Właśnie, zdaje ci się.

- Wiedziałaś, że ci, którzy chcą ukryć prawdę zawsze zaprzeczają? Ale reakcje ich ciał są niezmienne i przeczą zapewnieniom.

- Kiedy ja... - zaczęłam czując jak serce mi wali.

- Spokojnie. Wierzę ci - odparł beztrosko Julek. - Też WCALE nie chciałem cię pocałować kolejny raz, tylko wzrok jeszcze tego nie przyjął do wiadomości i dlatego wpatrywałem się w twoje usta.

- No dokładnie - przytaknęłam, zdając sobie sprawę, iż palce Juliana wbijają się w moje plecy.

Widać oboje byliśmy fenomenalnymi kłamcami.

I obydwoje chcieliśmy zrobić coś, czego teoretycznie zrobić nie powinnyśmy. W końcu mieliśmy zostać partnerami w firmie! A ja się uśmiechałam jak głupia!

Tej nocy zdarzyły się dwie rzeczy.

Pierwsza - zaufałam Julianowi całkowicie i bezwzględnie.

Druga - opowiedziałam mu o rodzinie i sytuacji z Ettore, choć to ostatnie zrobiłam niechętnie.

I prawie zdarzyło się jeszcze coś - chciałam pocałować Julka, ale obydwoje się spiliśmy w swoim pokoju. Zaś moja głowa nie była tak wytrzymała jak Rishy, więc zamiast go pocałować - zasnęłam z głową na ramieniu kolegi.

Taaak, właśnie to planowałam zrobić.

A miałam unikać alkoholu! Pięknie dotrzymuję swoich obietnic. (Jak dobrze, że nie obiecałam sobie nie unikać chłopaków, bo to mogłoby się źle skończyć).

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top