15. Nie ma to jak porządne porwanie w biały dzień!
Przycisnęłam czoło do szyby, aby jeszcze ten ostatni raz przyjrzeć się mieścinie. W końcu nieprędko tu wrócę. Miałam tylko nadzieję, że Sonia przeczyta list, który do niej napisałam. Rano wprost nie mogłam się od tego powstrzymać.
"Droga Soniu,
W chwili, w której to czytasz zapewne wracam już do domu. Musisz mi to wybaczyć, ale obecna sytuacja mnie przerosła. Abym zdołała sobie to poukładać muszę wyjechać do miejsce, w którym się praktycznie wychowałam. Mogę Ci obiecać, że to nie jest nasze pożegnanie. Po prostu...
Będę dzwonić. To mogę Ci obiecać. Będę dzwonić do Ciebie i do... mojego rodzeństwa. Jednak muszę Cię prosić abyś zabroniła kontaktu ze mną twojemu pasierbowi. Zapewne wiesz dlaczego więc nie będę ci tego wyjaśniać. Zresztą nie mam na to siły.
Mogę Cię zapewnić także w jednym. Jeszcze się spotkamy. Nie mogę przecież zerwać kontaktu ze swoją prawdziwa mamą. Muszę Cię poznać... chcę Cię poznać. Potrzebuje czasu, a Ty pewnie to rozumiesz.
Z życzeniami zdrowia
Julia".
- Niezłe widoki - rzucił nagle Julian, przerywając milczenie.
- Tak, niezłe - zgodziła się.
Odwróciłam wzrok i spojrzałam w prawo. Julian ponownie się uśmiechał jakby uśmiech przywarł do jego ust i nie mógł się oderwać. Nie żeby mnie to dziwiło, zawsze się tak szczerzył. No może nie wtedy, kiedy zrobiłam coś, co mogło mu się nie spodobać.
- Dzięki za ratunek, chociaż muszę przyznać, że spodziewałam się... - urwałam składając dłonie na udach - że lepiej całujesz. Ten całus będzie mnie prześladować w najgorszych koszmarach.
- Mówiłem, że się odpłacę, pamiętasz? - w jego oczach błyszczały iskierki rozbawienia - Ja zawsze dotrzymuję obietnic.
- No racja. Obiecałeś zniszczyć moją kraciastą sukienkę i zniszczyłeś.
- Wyglądałaś w niej jak kolorowy pomidor.
Nabrałam powietrza gotowa na kontratak, ale musiałam mu przyznać rację. Ona rzeczywiście mnie pogrubiała, lecz kupiła ją dla mnie babcia i nie chciałam jej zasmucić, dlatego gdy zamierzałam po szkole do nich iść, najczęściej ją zakładałam. Inna sprawa, że to niezwykle wkurzało Juliana.
Wzruszyłam ramionami.
- Trzeba znajdować plusy sytuacji.
- Kolorowy pomidor to nadal kolorowy pomidor.
- Ale przynajmniej byłam oryginalna - ucieszyłam się, kiedy znalazłam coś, co skutecznie zamknęło mu usta.
Chłopak przewrócił oczami. Zapewne miał w tej chwili tysiące godnych kontrargumentów, lecz postanowił je zachować dla siebie. Choć postawa jego ciała wskazywała, że ma ochotę rzucić mi je pod nogi i chociaż próbować mnie pod nimi zmiażdżyć. Zupełnie jak za starych... dobrych czasów, gdy życie nie było aż tak trudne.
- Zniszczyłaś moje spodnie - wrócił do głównego tematu.
- A ty mój sweter - odparłam wypychając dolną wargę.
- W sumie racja, ale... to był tylko sok z czarnej porzeczki - uniósł brew jakby oskarżenie go o coś takiego było co najmniej bezpodstawne.
Otworzyłam usta, z których jednak nie wydobyło się żadne słowo. Byłam zaskoczona i zszokowana faktem, że to był on. Wcześniej sądziłam, iż to jakaś zazdrosna dziewczyna (było ich masę, ponieważ sądziły, że chodzę z Julianem i to dlatego tak często zwraca na mnie uwagę), która zwyczajnie chciała się za coś mścić.
Znaczy podejrzewałam Juliana, ale...
- Nie dało się go sprać!
- Oj tam...
Tym razem uśmiech chłopaka zmienił się na bardziej zadowolony z siebie. Wyglądał tak jakby wiele się natrudził, żeby spełnić swoje marzenie zniszczenia mi swetra. Zupełnie jakby nie spodziewał się AŻ takiego efektu.
- Jesteś z mafii? - zapytałam zmieniając temat i mrużąc oczy. Wolałam wiedzieć od razu, niż później paść na zawał, gdyby wyszło to w praniu.
Albo gdyby w drodze jednak kogoś zabili.
- Co? - Julian parsknął śmiechem, odwracając się całkowicie w moją stronę - Nie. Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy? - kiedy sugestywnie spojrzałam na jego czarną koszulę oraz czarne spodnie od garnituru, wyjaśnił - Wiesz co to NIT?
- Największa na świecie organizacja bezpieczeństwa i ochrony. Szkoli najlepszych i najzdolniejszych ludzi, aby chronili głowy państw, co ważniejsze rodu, imprezy, protestacje, i tak dalej.
- Dokładnie. Mój dziadek wraz z grupką przyjaciół z podstawówki ją założyli w roku dwa tysiące dwudziestym czwartym. W krótkim czasie pobili o głowę inne takie instytucje, głównie dzięki twojemu dziadkowi. Teraz wzajemnie sobie pomagamy. Wspieramy się jako założycielskie rodziny. To wielka odpowiedzialność.
- I tak wyglądacie podejrzanie.
- To ma odstraszać konkurencje, pierniczku.
Wydęłam wargi.
- Czemu powiedziałeś, że dzwoniłeś do mojego dziadka? To była prawda?
Julian spojrzał na swój telefon, na który coś przyszło, lecz nawet z tak bliska nie widziałam co, gdyż specjalnie podłożył ekran bardziej w swoją stronę.
- Dzwoniłem, gdy nie odpisywałaś na moje wiadomości. Lub wtedy, gdy mi się zwyczajnie nudziło i szukałem rozrywki, a ty zawsze mi jej dostarczałaś - rzucił na mnie okiem z lekkim uśmiechem na wargach. - Naprawdę cię lubiłem, wiesz? Nadal lubię, pierniczku. Hmm... Jak myślisz w jaki sposób ci, którzy ci dokuczali, nagle zmieniali zdania i przestawiali?
Szczęka mi opadła. Wreszcie po tylu minutach czekania na ten moment.
- Tylko ja mogę to robić.
- A więc to ty wsadzałeś mi do szafki te okropne karteczki! To prześladowanie, wiesz?
- Wcale nie! Poza tym... okropne? Moim zdaniem były świetne i pomocne! "Cześć, w tym swetrze wyglądasz jak Eskimos po porannej, zimnej kąpieli i suszeniu". To miało ci tylko pomóc w doborze innego. Takiego, w którym wyglądałabyś... korzystniej.
- Pff! - pominęłam ostatnie słowo, gdyż Julian zdawał się chcieć początkowo użyć innego - Był ciepły!
Chłopak zmarszczył brwi, podnosząc ponownie głowę.
- Wyglądałaś w nim naprawdę fatalnie. Serio - pokiwał głową. - A jeśli było ci tak strasznie zimno, to przecież zawsze mogłaś znaleźć sobie chłopaka.
- Jakbyś sądził, że to takie łatwe - parsknęłam.
- Bo to banalnie proste - odparł wzruszając ramionami.
- Mówisz tak, bo jesteś facetem.
- Julio, znalezienie sobie faceta jest proste i mówię ci to, ponieważ sam nim jestem - pochylił się w moją stronę. - Sam fakt sprzeczki przed autem, potwierdza moje słowa.
Mój uśmiech znikł. Wpatrywałam się w te ciepłe, brązowe oczy i nie miałam pojęcia co powiedzieć. Julian widocznie niezbyt dobrze orientuje się w temacie. Samo to, że dopiero teraz zauważyłam, iż Ettore zawsze wpatrywał się we mnie tak jakby coś kalkulował, mówił mi, że chłopak się myli.
- Ettore chciał mnie zaciągnąć do łóżka, a ja po prostu mu się wymknęłam - wyjaśniłam. - On nie starał się zostać moim chłopakiem. Ja bym nie chciała takiego chłopaka... - uciekłam wzrokiem w bok.
Julian przez chwilę milczał, nim nagle wyłączył telefon, rzucił go do kieszonki drzwi i przesiadł się na środek.
Kompletnie nie spodziewałam się po nim czegoś takiego. Po żadnym chłopaku. Żeby nagle zrezygnował z kontaktu ze światem?
- Przykro mi - powiedział, a po wyrazie jego oczu wiedziałam, że mówi szczerze. - Jak chcesz możesz popróbować ze mną.
- Co...? Czego mam z tobą popróbować? - i czemu mój wzrok nagle opadł na wąskie, ale ładne wargi Juliana?
- Jak to czego? - chłopak ponownie się uśmiechnął - Oczarowania chłopaka! Dzięki temu będziesz wiedzieć co robisz źle.
- Ta, a potem będziesz się ze mnie naśmiewać - prychnęłam. - Wolałabym nie.
- Oj, dawaj! Co ci szkodzi? - przyglądałam się chwilę kolanom Juliana, które stykały się z moim prawym. Przez materiał leginsów czułam przenikające do mojego ciała ciepło. Prawe ramię też sygnalizowało, że mam do czynienia z istną elektrownią cieplną.
Pierwsze co mnie zdziwiło to to, że nie mam ochoty się odsuwać, wręcz przeciwnie. Drugie - zaczęło mnie zastanawiać jak naprawdę całuje Julian. I czy mówił prawdę... ale jak tak na to wszystko z boku popatrzeć, to on jako jedyny nigdy mnie nie okłamał. Zawsze był ze mną szczery. No, może nie wtedy, kiedy mnie cmoknął w usta. Akurat to było straszne.
Uniosłam wzrok i wpatrzyłam się w te brązowe oczy, które pomału zaczęły przypominać mi czekoladę. Tylko nie byłam pewna czy byłaby to czekolada mleczna, czy bardziej gorzka, gdyż kolor oczu Julka, zmieniał się wraz z natężeniem światła. Co z kolei wydawało się fascynujące.
- Dobra.
I uwaga! Zaskoczyłam nie tylko siebie tymi słowami. Julian wyglądał jakby spodziewał się co najmniej tryliona argumentów przeciw jego pomysłowi. Zaraz, jednak jego oczy rozbłysły, a twarz się rozpromieniła. Przez co miałam nieodparte wrażenie, że zgadzanie się na propozycję chłopaka nie było moim najlepszym posunięciem.
Julian niebezpiecznie upodobnił się do złośliwego chochlika, skrzata lub elfa. Co nie powinno mnie specjalnie szokować, po tym co przeżyłam z nim w podstawówce. Przecież to był najprawdziwszy szogun!
- Serio? Ale super! - nawet nie ukrywał entuzjazmu. - No dobrze, to dajesz!
Z ciężkim sercem muszę przyznać, że zadziałałam zdecydowanie pochopnie. Zamiast to jakoś przemyśleć, dałam się zwieść elektrowni cieplnej, którą tylko tak mogłam zatrzymać przy sobie. Po tym "pożegnaniu" z rodziną, czułam dziwne zimno, które znikło, gdy Julian się przysunął.
A wracając do pochopnych decyzji... Tak obiektywnie patrząc - codziennie muszę podjąć jakąś bezmyślną decyzję. Inaczej chyba nie jestem wstanie przeżyć.
- Hmm... - mruknęłam lekko się rumieniąc. - To zazwyczaj faceci rozpoczynali podryw - przyznaję się.
- Julio, przecież jesteśmy tutaj sami. - przypomniał mi to, tak jakby to miało mi pomóc! - Poza tym nie zawsze to chłopak będzie zaczynać podryw. Co jeśli jest nieśmiały?
- Ty nie jesteś nieśmiały - zauważyłam wpatrując się w niego sceptycznie.
- Przypuśćmy, że jestem - zmusił się, żeby przybrać poważny wyraz twarzy, a ja mimowolnie zachichotałam. Wyglądał przekomicznie! - Julio! Skup się.
Ale, jednak sam też wyglądał na rozbawionego.
- Wyglądasz śmiesznie więc jak mam się skupić?
- Uch! - przewrócił oczami. Kontem oka spojrzał w stronę telefonu jakby obawiał się, że w czasie, gdy jest mną zajęty, może się coś stać.
Spoważniałam. Julian widocznie wziął sobie za cel honoru, odsunięcie ode mnie niechcianych myśli, ale przecież w ten sposób mógł okazać się niezbyt odpowiedzialny według swojego ojca. A widać było, że zależało mu na firmie. Bardzo. Nawet nie pamiętam, żeby kiedykolwiek był tak zaobserwowany na swoich dziewczynach, a co dopiero na firmie.
To wiele znaczyło. Może właśnie dlatego stał się taki poważny?
- Może powinieneś... - zaczęłam.
- Właściwie to od kilku lat nie brałem sobie urlopu - przyznał Julek. - Praca stała się dla mnie wszystkim - znów spojrzał w moją stronę, tym razem nie udając powagi. - Poradzą sobie jakoś beze mnie, w końcu muszę się zająć wnuczką Markuszewskich, która MA zamiar mnie poderwać.
Byłabym się roześmiała, gdyby nie ta jego mina. Tak jak gdyby mówił poważnie, że chcę go uwieść swoją osobą i, że mi się to uda. Więc albo przeceniał moje zdolności, albo sądził, że nie powinnam mieć z tym żadnych trudności.
I kiedy udało mi się zdobyć moje zaufanie? Jak to możliwe, że tak szybko je zdobył?
Przełknęłam z trudem ślinę, pod wpływem wyczekującego spojrzenia Juliana.
- Cześć?
- Ty mnie witasz czy co? - zapytał Julek lekko zbyty z tropu - Musisz być pewna tego co robisz.
- Jak mam być pewna, skoro nie wiem czy mnie nie wyśmiejesz?
- Julio - jęknął pocierając prawą brew - nie dobijaj mnie. Przecież nigdy tej pewności mieć nie będziesz!
- No więc właśnie - zamachałam dłońmi w jego stronę jakby nikt lepiej wytłumaczyć tego nie mógł.
- Uroda ci nie wystarczy do zdobycia chłopaka. Musisz jeszcze się trochę wysilić - kontynuował, nie zważając na moje słowa. - Faceci uwielbiają flirtować i lubią, gdy kobieta umie to robić, więc wysil swoje szare komórki, i zdobądź się na to.
Kiedy ja nie wiem jak! Dotąd czekałam, aż to sam zainteresowany zacznie mnie uwodzić i wtedy dopiero się wysilałam. Inny wypadek nie wchodził, po protu, w grę.
- Cześć, niezwykle podobają mi się twoje oczy - mruknęłam ze wzrokiem wbitym w dłonie.
Dobrze ci idzie! Miałabyś mega dużą szansę je poderwać - rzuciłam do siebie, w myślach, sarkastycznie.
- Możesz powtórzyć, bo chyba niedosłyszałem - Julian pochylił się odrobinę w moją stronę, ale nie odczułam tego jak naruszenie mojej przestrzeni prywatnej. Tak jak to miało miejsce w wypadku Ettora. Co było dość dziwne.
- Cześć - podniosłam hardo głowę. Jak już się zbłaźnić to na całego! - niezwykle podobają mi się twoje oczy. Chciałabym aby dzisiaj były wpatrzone tylko w moje.
Zrobiło mi się głupio.
Gdybym ja to usłyszała pewnie zrobiłabym minę typu: "Serio, próbujesz tego na mnie?". Ale Julian wyglądał na połowicznie usatysfakcjonowanego.
- Coś tak czuję, że ich od ciebie nie oderwę, pierniczku - chwycił zalotnie kosmyk moich włosów, zaczynając się nim bawić. Widocznie wgłębiał się w swoją rolę. - Wyglądasz zabójczo w tych obcisłych leginsach i startej koszuli.
- A ty dość podejrzanie - uznałam, że komentarz o jego ciuchach raczej się przyda, żeby zatuszować moje zdenerwowanie. Może nie czułam się osaczona, ale mógłby sobie darować tę rękę na moim kolanie. Serio, korona by mu nie spadła.
- Boisz się mnie?
- Raczej nie. Masz zbyt szczery uśmiech bym uważała, że jesteś wstanie mi coś zrobić. Bardzo mi się on podoba - dodałam szczerze. - Dlatego podeszłam. Niewielu potrafi przyciągać uwagę samym swoim uśmiechem, ale moją skutecznie przyciągnąłeś.
- Właśnie na to liczyłem - nagle się uspokoiłam, gdy wyszczerzył się w moją stronę. Wyglądał jak stary, dobry (co?!) Julian. - Na przyciągnięcie twojej uwagi, tylko nie byłem pewien czy jesteś sama.
- Chwilowo jestem.
- Chwilowo? - uniósł z rozbawieniem brew.
- Jeszcze może się to zmienić.
- No, ja mam nadzieję - pochylił się jeszcze bardziej.
Mój wzrok samoistnie padł na wargi Juliana. Nigdy wcześniej nie czułam aż takiej potrzeby, żeby kogoś pocałować, a nie zdarzyło mi się rzucać na ludzi tylko z tego jednego powodu. Teraz, zaś miałam na to ochotę.
Julian zdawał się czuć dokładnie to samo, bo nie odrywał spojrzenia od moich ust. Już miał zamiar się pochylić - nawet ja zdołałam się przysunąć - gdy nagle...
...Benjamin zahamował gwałtownie.
Pasy bezpieczeństwa wbiły mi się boleśnie w ciało, tak mną szarpnęło.
- Auć - jęknął Julian budząc się nagle z tego transu, w który wpadliśmy. Następnie pochylił się do przodu i zapukał w czarną szybkę, która uchyliła się odrobinę. - Co się dzieje?
- Ten baran przed nami, jedzie jak osioł! Próbowałem go wyminąć... - Benjamin wyraźnie był sfrustrowany.
- Chciałeś - poprawił spokojnie kolegę, Nikolas.
- ...ale z przeciwka co chwila jadą samochody!
- Rozumiem. - Julian odchylił się do tyłu, nim nieśmiało spojrzał w moją stronę i chrząknął. - Wydaje mi się - rzucił, gdy ciemna szyba ponownie się uniosła - że nie potrzebujesz żadnej pomocy. Cokolwiek walniesz facetowi pod nogi, twoje oczy zrobią resztę.
- A co z nimi nie tak? - zapytałam łapiąc łapczywie powietrze. Widocznie, kiedy Julian się pochylił, zapomniałam o oddychaniu.
- Nic. Są naprawdę ładne. Wciągają bez reszty - mówiąc to przesiadł się na swoje dawne miejsce. - Wybacz, muszę sprawdzić czy coś wybuchło podczas mojej chwilowej nieobecności.
- Jasne - wykrztusiłam.
Starałam się uspokoić moje szalejące serce. I udawać, że wcale się nie rumieniłam.
To był pierwszy komplement jaki usłyszałam od Juliana Rishy.
********
- Nadal się na mnie boczysz? - zapytał Julian wciąż skupiony na swoim laptopie.
- Ja? Ja miałabym się na ciebie boczyć? Ciekawe dlaczego? - prychnęłam.
- Ty mi powiedz. Ale może najpierw odłóż tą komórkę, bo obawiam się, że zaraz może wylecieć przez balkon. A to byłoby niefortunne dla kogoś, kto mógłby się przechadzać i oberwać twoim telefonem - rzucił spokojnie, kompletnie nieporuszony moim zachowaniem.
Jakby trzy godziny temu wcale nie zamierzał mnie pocałować... chociaż mogło właśnie tak być.
Przez to poczułam się nieco nieswojo.
Wybrałam numer, żeby rzeczywiście nie rzucić telefonem w Juliana, gdyż moja celność mogła sprawić, iż wyleci on w siną dal.
- Dziadku, Julian mnie porwał! - wyrzuciłam z siebie bez tchu. Niemożliwe było to, by babcia odebrała, ponieważ o tej porze najpewniej przygotowywała obiad.
- To nie porwanie, pamiętasz pierniczku? Po prostu przy okazji załatwiam swoje sprawy - Julian wzdychając, sięgnął do tylnej kieszeni dżinsów, nie odrywając wzroku od ekrany laptopa. Co chwila coś na nim pisząc. - A ty możesz mi w tym pomóc.
- Pomóc?
- Chcesz mu pomóc? - spytał ze zdziwieniem dziadek, przysłuchując się rozmowie. Jakkolwiek to robił. - Czy on chce ci w czymś pomóc? Nie to żebym was swatał, czy coś, ale obydwoje jesteście tacy słodcy w swoim towarzystwie.
Ciekawe czy w tej chwili wspominał "rodzinne" urodziny jakie mi zafundował w towarzystwie Juliana? Nie powiem, żeby to były moje najgorsze urodziny, ale na pewno babcia nie przewidywała bitwy na obrzucanie się tortem, który dla mnie przygotowała na moje szesnaste urodziny. To był jedyny czas, gdy dziadek zaprosił swoich "starych znajomych" wraz z ich wnukami do nas, do domu.
I od tamtego czasu nie widziałam Juliana.
Co było wielką szkodą, zważywszy na to, że wtedy jeszcze należał do patyczaków. Z pryszczami! A teraz... teraz wyglądał całkiem nieźle.
- Jemu - mruknęłam naprowadzając dziadka i przyglądając się jak Julian grzebie w portfelu.
- Masz - położył na biurku blaszkę. - Idź na zakupy. Kup sobie coś ładnego na mój koszt. Tylko niech idzie z tobą Benjamin.
- Dziadku! On teraz przekupuje mnie możliwością zakupów na swój koszt w Wenecji!
- A wie, że już zmiękłaś? - zapytał z rozbawieniem staruszek.
- Nie - wydęłam dolną wargę.
Można powiedzieć, że byłam wzruszona gestem Julka. Gestem, który mówił mi nie tylko, że nie ma obecnie dziewczyny, ale także, że nie jest świadomy tego, co oznacza przekazanie kobiecie swojej karty kredytowej.
- Co? - Julian spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
- To nie było do ciebie - burknęłam ze wzrokiem wbitym w blaszkę.
- Aaa - i wrócił do przyglądania się laptopowi. - To bierzesz, czy mam ją schować?
- Daj ją! - krzyknęłam rzucając się w stronę chłopaka.
Dziadek roześmiał się do słuchawki, zaś Julian tylko oszczędnie uśmiechnął.
- Ale pamiętaj. Benjamin idzie z tobą... i kup sobie jakąś wieczorową kreację, skoro tu jesteś pójdziesz ze mną na bankiet.
- On chce bym poszła z nim na bankiet - powtórzyłam z oszołomieniem.
- To źle? - spytał dziadek.
Czemu on dzisiaj co chwila zadaje pytania?!
- Chyba... nie wiem. A kod pin? - zapytałam capnąwszy złotą kartę - A! I czy ma jakiś ogranicznik?
- Ogranicznik? - zdziwił się Julian. Nagle spojrzał na mnie podejrzliwie - Nie?
Posłałam mu najśliczniejszy z moich uśmiechów.
- A pin?
- Julio uważaj - mruknął dziadek - przez twoje pytania, za chwilę zacznie się zastanawiać czy dobrze robi puszczając cię samą.
Dziadek za dobrze mnie znał.
- Cześć dziadku! Muszę kończyć - mruknęłam widząc jak Julian się waha.
- Powodzenia skarbie. Chociaż pewnie go nie potrzebujesz. Wydusisz z niego ten pin... aż mu współczuję - i dziadek się rozłączył.
Cóż nie planowałam nikogo dusić, ale jeśli Julian dał mi bezpodstawnie nadzieję...
- Julian?
- Ale nie ogołocisz mi konta? - spojrzał na swoją kartę.
- To zależy ile na nim masz... Ale nie zrobię tego! Kupię tylko tą sukienkę, buty i jakieś tam drobiazgi potrzebne mi do toalety. Słowo skauta! - przycisnęłam rękę do serca.
Ciekawe czy wiedział...?
Julian jeszcze chwilę przyglądał mi się, nim ostatecznie, niechętnie pokiwał głową.
- Muszę załatwić parę spraw więc nie mogę iść z tobą - powiedział ostrożnie. - Ale błagam nie zrujnuj mojego konta.
- Słowo! - pokiwałam skwapliwie głową.
Przecież jak zostawię mu tylko dziesiątaka to nie będzie bankrutem.
- Data moich urodzin - rzucił dalej mi się przyglądając.
- Serio? Niezbyt wyszukane... No nic! Idę się przebrać i lecę na zakupy.
- Julia! - zawołał Julian, rzucając się za mną do sypialni - Wiesz...? Auć!
Potoczyłam się do przodu, kiedy na mnie wpadł. W sypialni stało tylko jedno łóżko. Małżeńskie.
- Mamy jedno łóżko - wyszeptałam, łapiąc się za kolumienkę. Nasze rzeczy zostały przytaszczone i rzucone do tego pomieszczenia przez lokaja, przez co nie zdawałam sobie wcześniej sprawy, iż będę zmuszona spać z kolejnym facetem.
- Ooo. Wiedziałem, że o czymś zapomniałem ci powiedzieć - Julian podrapał się po głowie z zakłopotaną miną. Wyglądał w tej pozie zabójczo z tymi podwiniętymi do łokci rękawami koszuli.
- Och, no wiesz - parsknęłam - to tylko taka błahostka.
- Rodzice powinni byli nazwać się Sarkazm - prychnął Julian. - Ale możesz być spokojna. Przez dziadka jestem tradycjonalistą. Prześpię się na kanapie, pierniczku, nie ma powodu do obaw.
A już chciałam powiedzieć, że jest bankrutem!
Zaraz, jednak obejrzałam się na niego ponownie. Zrobiło mi się głupio, gdyż to on za to wszystko płaci. Przyjechał po mnie i "porażał" spojrzeniem wszystkich, którzy mi dokuczali. Poza tym Julian nie był Ettore. Nie wykorzysta faktu, że śpimy razem. On taki nigdy nie był.
- Przepraszam - nie wiedziałam, gdzie podziać spojrzenie. - Nie ma sensu żebyś przenosił się na kanapę, tym bardziej, że nie miałbyś się czym przykryć. Łóżko i tak jest duże. Pomieści nas oboje, nawet jeśli spalibyśmy na samym brzegu.
- Jesteś pewna? - zapytał. O dziwo nie czułam na sobie jego spojrzenia.
Czyżby był tak samo speszony?
- Jak nigdy - chrząknęłam. - A teraz czy mógłbyś? - zapytałam machając ręką w stronę drzwi. Chyba.
- Chcesz żebym skoczył przez okno? - Julian zachichotał, nieco rozluźniając atmosferę.
- Nie.. zresztą to bez różnicy. Chcę tylko żebyś wyszedł, bo chcę się przebrać.
- Mój pin...
- Co z nim? - spytałam grzebiąc w jednej ze swoich walizek.
- Wiesz jaki jest?
- Data twoich urodzin, nie? Tak powiedziałeś - znów się zarumieniłam, nie wiedząc dlaczego.
- Taaa... - w następnej sekundzie wyszedł.
A ja podejrzewałam, że się do tego uśmiechał.
*********
Ciemnowłosy, ciemnooki Benjamin spojrzał na mnie, gdy staliśmy przed sklepem z męską odzieżą. Wyglądał jakby miał wyzionąć ducha, a przecież miał tylko z dziesięć toreb! Specjalnie poupychałam resztę do tych większych, żeby miał lżej.
- Chodzimy już ze trzy godziny - stęknął.
Widać nie uczyli tej elity jak to jest chodzić za kobietami z zakupami. A powinni! Jaki inaczej mieliby stać się wytrzymali?
- Julian był zajęty - zauważyłam. - Jestem pewna, że potrzebował chwili dla siebie i jest niezwykle uradowany, iż znajduję się gdzieś indziej.
Nadal zastanawiałam się czy kupić coś dla chłopaka. Wprawdzie miał wielką walizkę, ale czy znajdzie się tam odpowiednia koszula? A może wziąć ten ciepły sweter w czekoladowym kolorze? Jakby go nie chciał, zawsze mogłabym go sobie wziąć...
No tak, ale jaki on ma rozmiar?
- Nie jestem niezwykle uradowany, że ciebie przy mnie nie ma - odezwał się znajomy głos.
Koło mnie Benjamin westchnął z niewysłowioną ulgą i nawet nie ukrywał tego, jak bardzo cieszy się na widok swojego kompana. Wsadził do rąk Nikolasa wszystkie torby, następnie rozcierając sobie dłonie.
- Julio - Julian stanął przede mną z ciężką do odgadnięcia miną. Niczym góra wisiała nad potokiem. - Naprawdę?
- Ale co? - niewinnie zaczęłam bujać się z pięt na palce, unosząc głowę, aby spojrzeć na młodego mężczyznę.
- W niecałe trzy godziny moje konto ciut zeszczuplało, może wiesz coś o tym? - zapytał złowieszczo spokojnie, zerkając na torby.
- Ja? Nieee...
Julian pokręcił z niedowierzaniem głową, wygładzając swoją czarną, przylegającą do ciała koszulę. Na koniec wsadził dłonie w ciemnoniebieskie dżinsy, w które była wpuszczona koszula. Wyglądał nieziemsko. Jeszcze gdyby nie patrzył na mnie tak jakby karcił dziecko, to byłoby super.
- O! Chcesz może zobaczyć co kupiłam? - spytałam chcąc przerwać ciszę - Albo możemy wejść do tego sklepu i popatrzeć...
- Niczego nie potrzebuję, za to mam nadzieję, że kupiłaś coś odpowiedniego na bankiet.
- Co do bankietu... Benjamin powiedział mi, że to będzie nie jeden bankiet, na który się wybierasz.
- Powiedział ci? - Risha uniósł brew i spojrzał karcąco na ochroniarzy. - Miałem zamiar później ci przekazać tę nowinę. Osobiście.
Pokiwałam głową, niepewna swoich uczuć. W czasie tej przechadzki po sklepach, stwierdziłam, że wcale nie gniewam się na Juliana za to, iż mnie tu zabrał. W ogóle się na niego nie gniewałam i to nie była wcale zasługa jego karty kredytowej. Właściwie to cieszyłam się, że pomógł mi - nieświadomie - zapomnieć na krótką chwilę o całym tym bajzlu.
Zaś to sprawiło, że zaczęłam się zastanawiać ile wie. Skoro dziadkowi jeszcze nic nie mówiłam, to on też nic nie powinien wiedzieć, ale jeśli mają tą "siatkę szpiegowską" to nigdy nie wiadomo, prawda?
- Ale tak, będziesz moją towarzyszką, ponieważ muszę mieć cię na oku, ze względu na pana Stefana. I mam nadzieję, że jesteś chętna by się tam ze mną udać - dodał. - Coś mi się chyba należy, skoro wydałaś dziś praktycznie ponad milion.
- Naprawdę tyle wydałam?! - otworzyłam szeroko oczy.
Oj!
- Zwrócę ci... - przymknęłam oczy - W przyszłości. Jakoś.
- Zwrócisz mi inaczej - skinął na naszych towarzyszy. - Pokażesz mi wszystko co kupiłaś. Zrobisz mi taki mini pokaz mody.
- Ale... - podrapałam się po policzku z zakłopotaniem - Kupiłam też bieliznę...
Julian zamrugał parę razy, nim odwrócił wzrok lekko się rumieniąc. Chyba tego się nie spodziewał. Pewnie sądził, że kupiłam wyłącznie sukienki lub inne bzdety.
To się zdziwił!
Pobiegłam za Julianem uśmiechając się.
- A jeśli kupiłam też walizkę? Przecież jej nie ubiorę!
- Ty zawsze masz ciekawe pomysły - Julek przewrócił oczami, zaraz jednak się uśmiechnął. - To będzie twoje więzienie jak będziesz niegrzeczna.
Ta, jasne!
Szliśmy w milczeniu, z tego rodzaju ciszy, która jest przyjemna. Dodatkowo Julian co chwila posyłał mi uśmiechy, które mówiły mi, że wcale nie jest zły, za to, że uszczupliłam mu konto. Mnie natomiast było wstyd. Nie spodziewałam się, że wpadnę w zakupowy szał. Nie było to moim zamiarem, ale stało się.
A teraz będę musiała zrobić mu striptiz... Znaczy pokaz mody!
Co mi też do głowy przychodzi?! Skąd ten striptiz?
Jak dobrze, że faceci nie umieją czytać w myślach. Gdyby Julian wiedział co przed chwilą pomyślałam, chyba zapadłabym się pod ziemię.
W miarę szybko dobrnęliśmy do hotelu, a potem do windy, w której niestety nie zmieścili się już Benjamin i Nikolas. Wobec czego wcisnęli torby Julianowi i z zadowolonymi minami, udali się do baru. Widać tak miał się zakończyć ich dzień.
- Jesteś głodna? - zapytał Julian, trzymając w obu dłoniach zakupy, a kciukiem z ledwością wciskając odpowiedni guzik piętra.
- Umieram z głodu - przytaknęłam przysuwając się do chłopaka, żeby przypadkiem nie stykać się z nikim innym.
Nie lubiłam ciasnoty. I nie lubiłam tłumu. Niektórzy ludzie za bardzo mnie przerażali, bym chciała znajdować się w tłumie osób, które zwykli się rozpychać.
- Au! - jęknęłam, gdy ktoś zdzielił mnie łokciem chcąc dostać się do wyjścia.
Julian również syknął i z niezadowoleniem spojrzał na wyświetlacz, na którym ukazane było dopiero drugie piętro, a my mieliśmy pokój na szóstym.
W końcu - na kolejnym piętrze - jakaś wyperfumowana, ruda kobieta w wieku pod trzydziestkę, z lisim futrem na szyi, pchnęła mnie na Juliana, żeby wytaszczyć na zewnątrz klatkę z jakimś stworkiem w środku. Widać ludzie w tym hotelu nie słynęli z uprzejmości.
- Przepraszam - wyszeptałam, kiedy wdepnęłam stopami na nogi Julka.
Chłopak chyba zdążył się przyzwyczaić, że depczę po nim i tylko się skrzywił. Następnie, gdy windą nieco zatelepało, aby utrzymać równowagę, położył ręce na moich biodrach.
Torby obiły mi się o nogi.
- To tylko... - zaczął spoglądając w dół, na moją twarz - na chwilę.
- Jeszcze jedno piętro - mruknęłam układając głowę na piersi Juliana. Skoro już i tak trzymałam w garściach jego koszulę, to co za różnica?
Dopiero teraz poczułam jaka jestem zmęczona. Najchętniej walnęłabym się spać zaraz po obiedzie, ale ten nieszczęsny pokaz wszystko psuł.
*****
Okręciłam się w długiej, połyskliwo- granatowej sukni wieczorowej. Miała wcięcie w talii, trójkątny dekolt i długie rękawy. Dodatkowo trochę tiulu, który nie przeszkadzał mi tak jak sądziłam, że będzie. Co więcej nie była aż tak przylegająca, a to duży plus.
Lekko się zachwiałam w wysokich obcasach, ale (na szczęście!) zdołałam utrzymać równowagę.
Julian wpatrywał się w moje odsłonięte ramiona.
- Jest naprawdę ładna. Pasuje ci - przyznał przyglądając się mojej twarzy. Potem się uśmiechnął rozbrajająco. - Muszę przyznać, że gdybym widział cię w niej gdzieś indziej, nie poznałbym cię. I zapewne szczęka by mi opadła.
- Teraz jakoś ci nie opadła - przewróciłam oczami.
- Bo nie masz na sobie wszystkich dodatków. No dobrze, pokaż mi drugą.
Westchnęłam. Pokazałam mu już wszystkie bluzki, spodnie i spódniczki, które kupiłam i pomału robiłam się zmęczona tym pokazem.
- Nie rób tak cierpiętniczej miny - parsknął Julian rozwalając się na kanapie. - To nie ja kazałem ci tyle kupować, ale następnym razem, gdy dam ci moją kartę, ustawię na niej limit.
- A więc zamierzasz mi ją dać?
- Nie galopuj tak daleko myślami - uniósł palec wskazujący. - Dam ci ją, gdy uznam to za całkowicie niezbędne. Albo wtedy, kiedy będę mieć cię dość - mruknął zrzędliwie, lecz widać było, że darmowy (praktycznie darmowy!) pokaz mody mu się podoba. - Ruszaj się! Za godzinę powinni przynieść nam kolacje więc nie mamy za dużo czasu.
Udałam się do sypialni, nie mając innego wyjścia.
Pośpiesznie zrzuciłam sukienkę i ułożyłam na łóżku. Sięgnęłam po kolejną wieczorową kreację, zastanawiając się po co właściwie kupiłam aż trzy. Po tym jak wrócę do domu, raczej nie będę miała okazji ich nosić. No chyba, że na weselach.
- Julian! - krzyknęłam siłując się z suwakiem - Musisz mi pomóc!
Julek potrzebował sekundy, żeby pojawić się w sypialni, błyskawicznie orientując się w sytuacji. Jedną ręką chwycił dwie połówki sukni, drugą - suwak. Przeszły mnie dreszcze, gdy jego palce przejechały po mojej skórze, ale nie dałam tego po sobie znać. Nie rozumiejąc swojej reakcji.
Ta sukienka była na ramiączkach; do bioder ściśle przylegała do ciała, rozszerzając się ku dołowi. Miała kilka warstw spódnicy, przez co nie byłoby mi zimno w nogi nawet gdybyśmy wracali pieszo. Miała kolor bladego różu. Kupiłam ją tylko dlatego, że w jakiś dziwny sposób pasowała do mnie. Może zwyczajnie podobały mi się fioletowe cekiny znajdujące się w górnej części sukni, kto wie?
Kiedy się odwróciłam do Juliana, ten wysoko uniósł brwi.
- Nie podoba ci się? - zapytałam unosząc głowę.
Czasami naprawdę byłam zła za to, że Julian jest sporo wyższy ode mnie. Tylko kiedy siedzieliśmy nie musiałam zadzierać głowy do góry, żeby spojrzeć mu w oczy.
- Źle, według ciebie, w niej wyglądam? Benjamin i kobieta z obsługi, mówili, że wyglądam w niej wspaniale. Co więcej babka dodała, że dzięki niej moje oczy nie wydają się takie szare...
- Wyglądasz cudownie - wyszeptał przyglądając mi się i przerywając mój lekko spanikowany słowotok.
Właściwie to nawet nie wiedziałam dlaczego tak martwię się tym, że któraś może mu się nie podobać. Ale może chodziło tutaj o to, że znów mógłby zabawiać się w konesera mody i wciskać mu karteczki z jawną krytyką.
A może istniał inny powód, o którym nie zdawałam sobie sprawy? Tyle, że dlaczego miałby istnieć? Julian jako dzieciak bywał wredny i złośliwy. Dokuczał mi.
- Jeśli się w niej pokażesz, będziesz najbardziej pożądaną kobietą do tańca. Każdy będzie chciał z tobą chociażby porozmawiać.
Nie potrzebowałam takich zapewnień. Wprawiały mnie w zakłopotanie, gdyż nigdy nie sądziłam, że kiedykolwiek usłyszę komplementy ze strony Juliana. Szczególnie jego. I teraz kompletnie nie wiedziałam co zrobić.
Inna sprawa, że powiedział tylko o pozostałym gronie facetów.
- Nie jestem wyborowym tancerzem - powiedziałam pesząc się.
- Ja tym bardziej - przyznał się chłopak, bujając się na stopach. Włożył ręce do kieszeni, wyraźnie nie wiedząc co z nimi począć. - Jestem raczej lewym tancerzem. Dlatego bardziej wolę rozmawiać z klientami, niż przychodzić na bankiety z kobietami.
- Więc czemu...?
- Ponieważ muszę mieć cię na oku i potrzebuję kogoś, kto w miarę skutecznie będzie odstraszać inne dziewczyny. - chrząknął, pośpiesznie zmieniając temat - No dobrze! Pokaż tę ostatnią i idziemy na kolację.
- Muszę? - jęknęłam - Zmęczyłam się tymi przebierankami.
- Hmm... - spojrzał za mnie na łóżko, na którym leżała prosta, błękitna sukienka bez ramiączek z marszczeniem na biuście. Nie miała żadnych ozdób, ale strasznie mi się spodobała. - Szczerze powiedziawszy chciałbym cię w niej zobaczyć, lecz rozumiem, że możesz mieć już dość. Niemniej cieszę się, iż zdałaś się na ekspedientki z wyborem sukni wieczorowych, bo gdyby nie... Auć!
Moja pięść idealnie wpasowała się w miejsce pod pachą Juliana. Z tego co słyszałam, gdy się tam uderzy z odpowiednią siłą, może naprawdę zaboleć.
- Za co to było? - zapytał Julek z naburmuszoną miną.
- Za twoją bezwzględną szczerość - burknęłam zakładając ręce na piersi. - Tak dla twojej świadomości potrafię się ładnie ubierać. Ale według mnie, wygląd to nie wszystko.
- A według mnie - ty po prostu boisz się ładnie wyglądać.
- Co za brednie! - zaczęłam siłować się z ręką, aby dosięgnąć zamka, ale ostatecznie musiałam skapitulować i poprosić o pomoc, której Julian chętnie udzielił, rozpinając zamek aż do końca.
Więc albo chciał sprawdzić kolor mojej bielizny, albo obawiał się, że nie dam sobie rady. Tak... jego wiara we mnie jest doprawdy zabójcza.
Wobec tego, że nie chciało mi się po raz kolejny przebierać, poszłam się umyć. Szybki prysznic odprężył moje ciało dostatecznie, bym bez słaniania się na nogach doszła do salonu. Opatuliłam się szybko szlafrokiem, szukając wzrokiem Juliana. Ponownie siedział na kanapie, jak podczas mojego "występu", ale tym razem miał na kolanach laptopa. Znowu.
Na stoliku przed nim leżały dwa talerze z kanapkami z szynką, serem i ogórkiem. Przy czym ogórek został ułożony tak, aby wyglądał jak uśmiech. Nie żeby coś, ale ten uśmiech był dość straszny w półciemnym pokoju.
- To co? Gotowa na spanie ze mną? - zapytał Julek, którego twarz od dołu oświetlał ekran.
- Nie będzie źle, jeśli nie będziesz chrapał i się do mnie przytulał.
- Nie wiem czy chrapię, ale co do przytulania, możesz się nie martwić. - posłał mi swój śliczny uśmiech - Zawsze zajmuję tylko jedną połowę łóżka.
- Serio? Ja zawsze rozwalam się na całym.
- To łóżko jest dość spore więc nawet jak zajmiesz środek, nie będzie mi to przeszkadzać. Ale jak spróbujesz zepchnąć mnie z łóżka to będę zmuszony do ostateczności - sięgnął po jeden z talerzy. - Chodź, nie wstydź się.
Bez wahania przyjęłam talerz. Nie zapowiadało się aż tak strasznie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top