36# Nadciągają kłopoty

                        Juli

Znalazłam się w domu.

Kim oni byli?

Przemieniłam się w Juli i zaczęłam wchodzić schodami do pokoju,  wciąż myśląc o tamtym zdarzeniu.

Przecież to bez sensu.  Mieli mnie na wyciągnięcie ręki.  Lepszej okazji nie mogli sobie wymarzyć,  więc czemu tak po prostu zniknęli?  Czemu zmarnowali taką szansę?  Może ktoś im w tym przeszkodził? Chociaż,  nie wydaje mi się.  Danny i ciocia to nie byli,  bo od razu rozpoczęliby walkę,  a ja od razu usłyszałabym ich. Dziadek Vlad też nie,  bo po pierwsze jest dosyć daleko od nas,  a po drugie też usłyszałabym go.  A więc albo to tajemniczy zbawca,  albo nikt mnie nie uratował,  tylko tamten się wycofał.  Ale czemu?  Po co?  Jaki był powód?

Tak rozmyślałam,  że nie chcący wpadłam na tatę.

- Oj sorki. - Przeprosiłam i obeszłam go.

- Wszystko dobrze?  Wydajesz się być mocno zamyślona. - Zauważył.

- Ta...  Jest spoko... - Powiedziałam zamykając temat.

Chyba nie przekonałam go,  ale nic nie powiedział.

Weszłam do pokoju i po kilku minutach wszedł ojciec.

- Juliette.  Wiem,  że  ostatnio było ciężko.  Musiałaś opanować moc,  przez nią źle spędziłaś ostatnie parę dni na Grenlandii.
Może zrobimy coś razem. Mam pomysł.  Choć na paintballa. Ty,  ja, może Alex i Max. To co? - Zaproponował mi Danny.

Może faktycznie powinnam zając czymś głowę?

- W sumie, czemu nie.

Odpowiedziałam i już po chwili znaleźliśmy się przed paintballem laserowym razem z wspomnianym Alexem i Maxem, oraz (o dziwo) z Allie i Ev.

- Dobra.  Dzielicie się na dwie drużyny. Szybko!  Zaraz wchodzicie! - Krzyknął do nas jakiś pan.

Trochę wynikło awantury,  co do podzielenia.  Na początku miało być,  że ja,  tata, Alex,  ale szybko Allie i Ev zaczęły narzekać,  że my mamy większe szanse,  bo mamy dwa pół duchy.  Pomimo zaprzeczenia nie dało się ich przekonać.  Dlatego po nie małej awanturze w końcu zdecydowaliśmy,  że zagramy dziewczyny na chłopacy.

Kiedy zagraliśmy już parę rozgrywek,  (zremisowaliśmy), postanowiliśmy wracać do domu.

Kiedy szliśmy dyskutowaliśmy o tym kto by wygrał.  Najbardziej zaangażowana w tę rozmowę była Allie,  Ev i Max. Od czasu do czasu do rozmowy wtrącał się też Danny.

- Jeszcze chwila i byśmy wygrały! - Oburzyła się moja siostra.

-Raczej przegrały. - Stwierdził brat.

- My przegrałybyśmy? Mówisz serio?  To my wygrywaliśmy przez dłuższy czas. - Odparła Allie.

- Bo dawaliśmy wam fory. - Przekonywał Max.

- Tak jasne. - Prychnęła Ev.

I na tym się skończyło. Podczas walczenia ja i Danny okazaliśmy się najlepsi.  Prawdopodobnie to dlatego,  że mamy prawie codziennie doczynienia z duchami i dzięki temu staliśmy się i w tym lepsi. Najgorsza w sumie była Ev. Ale jak widać,  to ją nie powstrzymało przed awanturowaniem się o wyniku gry.

Rozstaliśmy się z Allie i Ev,  która poszła do jej domu.

Potem Max postanowił pójść do Alexa,  bo czemu nie,  dlatego i z nimi pożegnaliśmy się chwilę później. Kiedy byliśmy już blisko domu,  oboje poczuliśmy duchozmysł i wtedy,  jak na potwierdzenie,  wyłonił się pan Dziwo. Znowu?! Ugh!

- Witam Ju i Danny. Masakra ile trzeba było czekać,  aż będziecie sami.

- Daruj sobie. Nie jesteś duchem. Więc znowu masz pomagiera?! - Spytałam lekko wkurzona.

- Coś w tym stylu. To wasz koniec! - Krzyknął Pan Dziwo.

Danny już chciał go zaatakować,  gdy nagle,  on się cofnął.

- O nie.  To nie ze mną walczycie.  Tylko z nim. - Poinformował nas i wtedy zza ściany pojawił się jego pomocnik.  Ten sam,  co poprzednio.

[ Zdj ]

Zerknęłam na Danny'ego.  Był bardziej wkurzony i zdenerwowany niż zwykle.

- Sopel! Co z nim zrobiłeś?! - Krzyknął.

- To jest Sopel?  Ten dobry? Ten,  który ci pomógł?  Ten,  o którym opowiadałaś? - Spytałam zaskoczona.

- Tak,  to on. - Odpowiedział Danny,  ale zbywając mnie z dalszych pytań.

                     Danny

Kiedy ja i Juli wracaliśmy,  pojawił się Pan Dziwo.  Po minie Ju wywnioskowałem,  że już go spotkała.  Tylko kiedy?  Z zamyślenia wyrwał mnie jej głos:

- Daruj sobie. Nie jesteś duchem. Więc znowu masz pomagiera?! - Spytała.

Pomagiera?

- Coś w tym stylu. To wasz koniec! - Krzyknął Pan Dziwo.

No to zbiera się walka.  Zaatakowałem go,  ale on uniknął ciosu.

- O nie.  To nie ze mną walczycie.  Tylko z nim. - Rzekł i wtedy pojawił się Sopel.

Zaskoczyło mnie to i rozzłościło.  Sopel nie jest zły.

- Sopel! Co z nim zrobiłeś?! - Krzyknąłem.

- To jest Sopel?  Ten dobry? Ten,  który ci pomógł?  Ten,  o którym opowiadałaś? - Dopytywała się Ju.

Widocznie nie rozpoznała go.  Nic dziwnego,  po za (jak widać)  jej poprzednim razem,  nie widziała go nigdy.  Widocznie nie przedstawiono jej go.

- Tak,  to on. - Odparłem, tonem zmuszając do skończenia wypowiedzi.

Nie chciałem jej zbyć,  ale to nie czas na pytania.  W mojej głowie kłębiły się pytania.

Jak to się stało,  że Sopel jest po jego stronie?
Czemu akurat on?
Po co on?
Co się stało między Ju,  a nimi?

Te pytania najbardziej nie dawały mi spokoju.

Wtedy Sopel nas zaatakował.  Zaczęliśmy walczyć.

Nikt nie wygrywał,  bo choć nas było więcej,  to nie chcieliśmy mu robić krzywdy.  Pod tym względem Pan Dziwo nieźle pomyślał.

W połowie walki zauważyłem,  że wspomniany człowiek ma słuchawkę. Po chwili westchnął zrezygnowany i powiedział rozzłoszczony do siebie.

- Nie wierzę!  Znowu!  Ta kobieta jest nie możliwa! Ale jeszcze trochę i nie będę musiał się jej słuchać. 

Po chwili przekrzywił usta,  po czym wziął słuchawkę i rzucił nią.

- Idziemy! - Krzyknął do Sopla,  po czym zniknęli.

A ja byłem zaskoczony.

- A więc dlatego poprzednim razem się ulotnił...  - Skomentowała Ju,  co tylko bardziej mnie zaciekawiło co się wtedy wydarzyło.  I kiedy.

                        ???

Przypominałam plan moim wspólnikom.

- Wszystko jasne?! - Zapytałam.

- Tak. - Krzyknęli chórem.

- Zaprezentujcie! - Rozkazałam i po chwili zaczęli prezentować.

- Teraz Pan Dziwo. -  Wywołałam.

Ale nie podszedł.  Co jest?

- Gdzie on jest?! - Wrzasnęłam.

Moi pracownicy z przerażeniem w oczach milczeli.  Tylko Nick odważył się odpowiedzieć.

- Nie ma go, kotku.  Podobno poszedł z Soplem na dwór.

- Nie mów tak do mnie!  Nie jestem twoim kotkiem!- Okrzyczałam go i walnęłam plaskacza.

Wtedy wróciliśmy do tematów.

Czasami żałuję,  że dałam go jako pomocnika. Jest strasznie uparty i fałszywy. On i Nick są jedynymi,  którzy mnie się nie boją,(nawet Skalker się mnie boi), ale Nick przynajmniej mi jest oddany,  na swój sposób. 

Doskonale wiedziałam, co chciał Dziwo zrobić.  Westchnęłam.

- Zastąp mnie. - Poprosiłam wspólnika.

A ja poszłam do pokoju,  który był dźwiękoszczelny.  Na moje usta cisnęły się mocne słowa.

Każdy z pomocników ma mikrofon i słuchawkę,  do komunikacji.  Ale nie wiedzą,  że posiadają również kamerkę i lokalizator. Popatrzyłam na jego kamerkę.

Tego się obawiałam.  Walczy z Danny'm i Ju! A jakby tego było mało,  to Sopel walczy!  Ju może go nie znała,  ale Danny już tak,  więc przez niego cały plan może się zawalić!

- Panie Dziwo! Co ty do cho**** robisz?!  Masz ich zostawić natychmiast! Widzę cię tutaj za pięć minut!

Już miałam się rozłączać,  gdy powiedział:

- Nie wierzę!  Znowu!  Ta kobieta jest nie możliwa! Ale jeszcze trochę i nie będę musiał się jej słuchać. 

- Słyszałam to! Minuta! - Krzyknęłam i przerwałam rozmowę.

Po chwili na kamerce zobaczyłam,  że wyrzuca słuchawkę.  Ten człowiek jest nie możliwy.

Wróciłam do sali.  Przynajmniej ten debil już tu był.

- Zmiana planów.  Nie możemy czekać.  Zaczniemy już teraz.

__________________________________

Ciąg dalszy nastąpi!

Zbliżamy się do finału!  Już niedługo dowiecie się kim jest nasz wróg!

No to,  co?

Słów: 1154

Next: jutro

Cya!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top