30# Podróż
Juli
- Nareszcie wakacje! Jak fajnie!
- Dla ciebie w sumie od jakiegoś czasu. - Zauważył to Alex.
Powiedziałam to głośno? Zresztą nie ważne.
Nie wiedziałam co odpowiedzieć.
Więc zamilczałam.
W końcu rozstałam się z przyjaciółmi i razem z Maxem poszliśmy do domu.
Gdy przyszłam od razu przebrałam się w normalne ciuchy.
Wtedy w progu stanął tata.
- Juli! Zejdź proszę na dół. Twój brat i siostra już są.
Byłam ciekawa, o co mu chodzi, ale po jego minie wnioskuje, że to coś dobrego.
Tak więc, gdy siedzieliśmy już wszyscy przy stole, Danny oznajmił:
- Ja i mama stwierdziliśmy, że w te wakacje pojedziemy na Hawaje.
Fajnie! Bardzo lubię Hawaje! Co prawda nie lubię się opalać, ale kąpać już tak!
-A kto jedzie? - Spytał rodziców Max.
- Otóż na pewno ja z Sam, oraz wy. Ev ty też jedziesz! - Poinformował Danny.
- No nie... - Skomentowała Eve.
- A czemu na pewno? - Zapytałam.
- Bo są jeszcze dwa miejsca wolne. - Wyjaśnił.
- Możecie wybrać te dwie osoby, ALE wy wszyscy musicie się zgodzić. - Dodała mama.
- No to mam pierwszą propozycję. Czy może pierwszą osobą być moja dziewczyna? - Spytał.
- Ja jestem za! - Odparłam.
Jednocześnie razem ze mną Eve krzyknęła:
- On ma dziewczynę?!
Sam i Danny nie wiedzieli co jej odpowiedzieć, więc Ev skierowała się do mnie.
- Ty ją znasz? - Zapytała.
- Tak, to Allie. - Odparłam.
- O to ja też jestem za! - Krzyknęła.
Allie i Eve nawet się lubią, bo obie uwielbiają modę.
- A więc mamy pierwszą osobę. A drugą? - Spytał tata.
- moja BFF! - krzyknęła, ale nikt się nie odezwał.
- Ja jej nie znam. - Odparł na swoją obronę Max.
Ja przemilczałam.
- Jeśli nie znajdzie się nikt inny, to może pojedzie. - Odpowiedział tata.
- To może Alex? - Spytałam.
I tak jak u Ev, była u mnie cisza.
Ale ja byłam sprytna.
- Max? Ty nie chcesz? Będziesz miał chłopaka do towarzystwa, a Allie bardzo lubi Alexa. - Przekonywałam.
I udało się. Podniósł rękę. Jeszcze Ev. Na nią też miałam sposób.
- Wiesz, co? Szkoda, że nie pojedzie... To takie ciacho... - Powiedziałam.
- Ciacho? To też chcę, żeby jechał!
I w taki sposób moi przyjaciele jadą. Na szczęście oboje mogli i się zgodzili.
~~~
Następnego dnia poszliśmy na lotnisko. Mama i Tata szukali, do którego wejścia mamy się udać, Allie i Max flirtowali ze sobą, Eve czytała czasopismo, a ja i Alex rozmawialiśmy popijając kawę.
Kiedy rodzice wrócili, udaliśmy się wszyscy do wejścia. Po za nami nikogo nie było, bo wzięliśmy prywatny samolot. Ta maszyna była dziadka Vlada, więc nawet nie musieliśmy za bardzo płacić. Tylko za paliwo, jedzenie, ogrzewanie. Za pilotów zapłaciliśmy mniej, oraz nie zapłaciliśmy nic bonusowego.
Kiedy wsiedliśmy do samolotu, okazało się, że z tyłu każdego siedzenia znajdował się mały ekranik. Co oznaczało, że można było oglądać coś przez słuchawki, albo grać w gry.
Nigdy nie byłam w samolocie. W sumie Ev i Alex też nie. Max był tylko raz, a rodzice parę razy. Natomiast Allie leciała nim co roku.
Ponieważ mieliśmy cały samolot dla siebie, nie było problemu gdzie chcemy usiąść.
Samolot był piękny. Miał takie jakby dwa pokoje. Pierwszy to była jadalnia.
Wyglądała mniej więcej tak.
Tam, gdzie były cztery miejsca siedzieliśmy kolejno: Max, Allie, Ja i Alex, a na przeciwko mama, Ev i tata. Eveline siedziała raz na przeciwko mnie, raz na środku, raz na końcu. Ponieważ samolot miał mnóstwo gier, rodzice wpadli na pomysł byśmy pograli. Dlatego pograliśmy między innymi w Dixit, Double, karty, jakieś gry planszowe, Alias, czyli gra dziewczyny vs chłopacy, oraz Bang!, czyli coś w rodzaju Mafii, tyle, że trochę inaczej. Tam masz parę żyć, specjalność (karty) , postać (która ma 1 moc) i nie możesz strzelać byle gdzie tylko tyle, na ile pozwala ci broń. Najsłabsza to możesz tych obok siebie, no chyba, że mają mustanga, czyli są oddaleni. Ale mniejsza.
Jak nie graliśmy, to byliśmy w innym pokoju. W pokoju numer dwa.
Który lepszy?
1.
Czy
2.
Któryś z tych.
Siedziałam w pokoju na łóżku.
Wtedy podszedł do mnie tata.
- Hej, Juli. - Przywitał się.
- Cześć. - Odpowiedziałam.
- Polecimy sobie? - Zapytał.
- Gdzie? - Odpowiedziałam pytaniem.
-Tam. - Mówiąc to wskazał na okno.
-Mamy wyjść z samolotu?! - Krzyknęłam zaskoczona.
- Nic ci nie będzie. Będziemy za nim latać. Będziemy nadążać. Po za tym to jest przyjemne. Ten wiatr we włosach... To jak?
Zgodziłam się. Po chwili lecieliśmy razem rozkoszując się blaskiem słońca...
- I co? Fajnie, Ju? - Zapytał mnie Danny i dodał z pewnością w głosie. - Mówiłem, że ci się spodoba.
-Tak... - Odparłam.
...Tu jest pięknie...
Wtedy nagle poczułam się dziwnie. Zaczęłam latać niżej i nie mogłam się podnieść.
Zaczynałam panikować. Kątem oka popatrzyłam na Danny'ego. On też nie mógł latać wyżej.
Zdesperowana popatrzyłam na niego. Przybliżyliśmy się do siebie i z całej siły podlecieliśmy do samolotu. Udało się i po chwili już w nim byliśmy.
- Co to było?! - Krzyknęłam.
Musiałam rozładować emocje.
-Nie wiem. Ale musimy uważać. Nie używajmy mocy jeśli nie musimy. - Stwierdził zestresowany Danny.
Potem poszedł poinformować Sam o zaistniałej sytuacji. Postanowiliśmy także, żeby nie mówić nic reszcie.
Nie potrzebnie panikowaliby.
Lecieliśmy parę godzin aż w końcu samolot zaczął lecieć w dół.
- Co się dzieje? Czemu lecimy w dół? - Zapytał zdenerwowany Max.
- Juli. Czujesz to? - Wtrącił się ojciec.
-Tak samo, jak przy naszym lataniu! - Odpowiedziałam Danny'emu.
On przytaknął tylko głową.
- Czyli my nie tracimy moce, tylko ktoś, jakoś to robi. - Mówiąc wskazałam na cały samolot.
- Nie czas na gadanie! Zaraz się rozbijemy! - Krzyknął pilot, który właśnie przybiegł.
- Co się stało? - Spytał Danny.
- Nie wiem... Na początku wszystko było dobrze, do czasu, gdy nagle jakaś siła zaczęła ciągnąć nas w dół. Usiłowałem naprawić kurs, ale to coś było za silne. Mamy uszkodzony ster i silnik. - Wyjaśnił.
- Ja nie chcę umierać! - Zaczęła histeryzować Ev.
- Nikt tu nie umrze. Gregor, są spadochrony ? - Spytała mama, pilota.
- Trochę ich jest, ale niektóre są uszkodzone. - Oznajmił.
Pilot wyciągnął wszystkie spadochrony.
Allie zaczęła przekładać. Po chwili pokazała na jedną z utworzonych przez niej kupek i poinformowała:
- To są te dobre!
- Skąd wiesz? - Zaciekawił się Max.
- Jesteś pewna? - Zapytał jednocześnie z moim bratem, pilot.
-Tak, zaufajcie mi. - Odparła.
Niestety sprawnych było tylko sześć.
Eve i Allie szybko założyły spadochrony, pilot też. Mama, Max i Alex długo się upierali ze mną i z Danny'm, ale kiedy przypomnieliśmy im, że mamy moce, brat i przyjaciel odpuścili i założyli spadochrony.
Wszyscy wyskoczyli i zostałam tylko ja, Danny i Sam.
- Mamo, teraz ty! - Krzyknęłam, bo gdybym powiedziała normalnie nie usłyszałaby.
- Nie. Przecież wy też macie jakieś problemy. Masz założyć ten spadochron! - Rozkazała mi mama.
Brakowało czasu, ale moja mama nie zamierzała się poddać.
Ja zresztą też nie, więc wpadłam na pewien pomysł.
Wleciałam w ciało mamy opętowując je. Danny zmarszczki brwi, ale się nie odezwał.
Nie spodobało mu się to, ale z drugiej strony wiedział, że tak będzie najlepiej.
Mama założyła spadochron, a w zasadzie ja.
Wyleciałam z niej.
- Co jest? Julietto! Czy ty mnie opętałaś?! - Powiedziała wkurzona mama.
Skrzywiłam się.
Nigdy nie mówiła tak na mnie, no chyba, że była na mnie zła.
- Sorki. -Powiedziałam, zamknęłam oczy i wypchnęłam mamę z samolotu.
Ona zaczęła spadać i otworzyła spadochron.
Będę miała wielkie kłopoty. Mam przechlapane.
-Normalnie za to dostałabyś szlaban, wiesz? - Zauważył Danny.
- Wiem... - Odpowiedziałam.
Zostaliśmy sami w samolocie. Tata pobiegł do kabiny pilota. Chciał, żeby jak najmniej ucierpiało, więc starał się dobrze wylądować. Ja natomiast wzięłam mój plecak i włożyłam do nich telefony, jedzenie, picie, jakąś broń i ubranie, na wypadek gdyby tacie nie udało się delikatnie wylądować i przemieniłam się w Ju.
Wtedy pobiegłam do kabiny pilota.
Danny starał się trochę wyhamować, ale i tak za szybko zbliżaliśmy się w stronę ziemii.
Kiedy byliśmy już bardzo blisko, szybko wylecieliśmy z samolotu.
Plus był taki, że samolot nie wybuchł. Minus, że trochę się poturbował.
Dotknęłam ziemi. No i tego się nie spodziewałam. Na dole leżał chyba z metr śniegu!
- Czemu tu jest śnieg? - Spytałam.
-Wywywygląda nna ttto, że wylądddowaliśmmmy www Grennnnlandii. - Skomentował Max trzęsąc się z zimna.
- Ja jestem nawet odporny na zimno, ale wy nie. W samolocie może ocalało trochę ubrań, ale trochę zajmie nam czasu ich szukanie. - Poinformował tata.
Przemieniłam się w Juli. Ściągnęłam plecak.
- Nie pomyślałam, że wylądujemy w tym miejscu, ale mam jakieś ubrania. - Powiedziałam.
Po chwili wszystkim zrobiło się trochę cieplej. Max nałożył szarą bluzę, mama czapkę i czarną kurtkę, Allie lekki różowy sweter, Alex czarny długi rękaw z narysowanym wilkiem, Ev różowo żółtą kurtkę, pilot miał już na sobie polar, a ja ramoneskę.
Tata nie potrzebował i choć byłam ciekawa czemu, nie zapytałam.
Zrobiło się ciemno więc poszliśmy spać. Dann'emu udało się wyciągnąć kołdry i śpiwory, my położyliśmy się na podłodze w samolocie, a ognisko tuż za wyjściem nam grzało.
I tak zasnęliśmy.
__________________________________
Ciąg dalszy nastąpi!
I co o tym myślicie?
Kto stoi za tym dziwnym wypadkiem?
Słów: 1423
Next: jutro
To bye!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top