Śmiech przez łzy

...go pocałowała. Prosto w usta. Carl kompletnie się tego nie spodziewał. Zafundowała mu kolejną porcję ogłupienia. Trwało to tylko chwilę, po czym odsunęła głowę, aby spojrzeć na niego. Widziała jak patrzy tępo. Zachichotała leciutko na widok Carla, próbującego pojąć, co się dzieje. Trochę mu to zajęło, ale dała mu czas. Obejmował ją z otwartymi ustami. Zupełnie jakby chciał coś powiedzieć, ale nie wiedział co. Musiała mu pomóc.

Judy: "To za ratunek, mój bohaterze." po czym dała mu drugiego.

Carl: "A ten za co?" zapytał ponownie zaskoczony.

Judy: "Chciałam to zrobić. Źle?" uniosła brew.

Carl: "Oczywiście, że nie. Po prostu... wiesz. E... najpierw chciałaś wszystko między nami na spokojnie, a teraz..." zaczął tłumaczyć, kręcąc głową we wszystkie strony, szukając słów.

Judy: "Kobieta zmienną jest. My umiemy zaskakiwać. Tak samo życie. A teraz..." pstryknęła go w nos.

Judy: "Jeśli mógłbyś?" zapytała zaplatając ręce na piersi.

Carl: "Co? Nie rozumiem." spojrzał na nią z tajemniczym uśmieszkiem wymalowanym na twarzy.

Judy rozplotła ręce i podniosła jedną dłoń na wysokość twarzy, a potem palcem wskazała, by spojrzał się na dół. Królik spojrzał na nią. Nie wiedział co chce od niego. To znaczy wiedział, że ma spojrzeć w dół, co zrobił i wtedy...

W tym momencie jego policzki przybrały kolor cegły. Ciemno czerwone policzki przebijały się przez jego brąz futro. Paliły go, a uszy stanęły na sztorc. Patrzył się chwilę po czym szybko zasłonił oczy i poderwał się z ziemi. Obrócił się do niej plecami i po omacku szukał wyjścia z łazienki.

Carl: "Przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam..." powtarzał wychodząc jakby mu się płyta zacięła.

Judy dorzuciła tylko śmiech z jego reakcji. Zrobiła to wszystko, by zobaczyć jego reakcję. Dżentelmena, który pierwszego dnia znajomości zobaczył ją nago. Śmiać jej się chciało, ale również się dziwiła. "Takie" żartowanie nie było jej naturą. Prędzej coś takiego zrobił by... on. Szybko odgoniła myśl. Nie chciała wracać do czegokolwiek związanego z nim. No może oprócz pracy.

Wstała i zaczęła się wycierać w ręcznik przyniesiony przez Carla. Gdy była już sucha ubrała się z powrotem w ciuchy brata. Musiała coś z tym zrobić. Nie będzie przecież pożyczać od niego ciuchów bo a) ledwo znalazł te, b) te i tak nie pasowały, c) nie będzie kupować nowych. Musiała dzisiaj się wybrać do domu po co najmniej kilka par. Obawiała się jednak konfrontacji. Ta jednak nadeszłaby prędzej, czy później. Musiała w końcu wrócić do pracy. Tam nie będzie mogła tego uniknąć.

Ubrana i gotowa, by kontynuować dzień, wyszła z łazienki. Zobaczyła Carla leżącego na brzuchu, na kanapie. Słyszała tylko jak w kółko powtarza jaki to wstyd. Nawet nie zareagował na jej wyjście.

Judy: "Hej. Coś się stało?" zapytała z uśmieszkiem, podchodząc do niego.

Usłyszała tylko stłumione "mhm".

Judy: "Zachowuj się jak dorosły."

Carl: "Jestem dorosły tylko... Tam w łazience wyszedłem na jakiegoś debila. Nie pomyślałem, że możesz mieć coś przeciwko mojemu zachowaniu. Intymność przede wszystkim, a ja... po prostu zjebałem. Sorki za przekleństwo. Złamałem zasady dobrego wychowania i smaku, i ogólnie, nie będę miał nic przeciwko jeśli tutaj się skończy nasza znajomość. To wszystko przeze mnie." wstał z kanapy i nieco się oddalił od niej.

Nie patrzył jej w oczy, ani nawet na nią. Wstyd zżerał go od wewnątrz. Judy tylko pokręciła głową. Podeszła do niego od tyłu i objęła. Głowę usadowiła na jego barku.

Judy: "Jak już ma być czyjaś wina to moja. Trochę się zabawiłam. Jak się poznaliśmy, mówiłeś o swoim dobrym wychowaniu i tak dalej. Przez cały czas traktowałeś mnie jak damę. To naprawdę rzadkie w dzisiejszych czasach. Mogłabym sama cokolwiek zrobić, aby do tego nie doszło. Zakryć się czy coś. Ty nawet nie patrzyłeś tam. To ja cię zmusiłam, byś to zrobił. Po prostu, przy tobie czuję się jakoś naturalnie." oparła głowę o jego policzek.

Carl: "Szczwany królik." odparł, kładąc rękę na czubku jej głowy.

Judy: "Głupiutki królik." rzekła odklejając się od niego.

Judy: "Pomożesz mi w czymś? Jak masz czas oczywiście."

Carl: "Proś o co chcesz M'Lady." obrócił się do niej i teatralnie ukłonił.

Judy: "Masz auto?" zapytała, dostając kiwanie głową, że tak.

Judy: "Muszę zabrać kilka rzeczy ze swojego mieszkania, potem zawiozę to do mieszkania brata."

Carl przytaknął i już zbierali się do wyjścia. Zamknął drzwi i poszli do windy. Wsiedli i zjechali nią do podziemnego parkingu. Mijali przeróżne auta z wyższej półki, aż dotarli do Bentleya Continental. Połyskujące czarne nadwozie było wypolerowane na wysoki połysk. Można było się przejrzeć. Carl wyjął z kieszeni klucze i otworzył auto, którego światła błysnęły przez sekundę. Przednie światła od razu się włączyły, zupełnie jak te zamontowane pod progami, aby rozświetlić teren przy aucie.

Carl otworzył Judy przednie drzwi tak, by mogła siąść jako pasażer. Gdy to zrobiła, zamknął drzwi i ruszył na miejsce kierowcy. Judy była pod wrażeniem auta. Skórzane obicia w kolorze écru komponowały się z ciemnymi, pokrytymi żywicą, drewnianymi wstawkami. Wszystko było zrobione idealnie, wręcz z mistrzowską precyzją. Oderwała się od podziwiania, gdy Carl zamknął swoje drzwi.

Położył klucze w korytku przed dźwignią zmiany biegów. Judy spojrzała się na niego zdziwiona.

Judy: "Czy klucze nie są potrzebne, aby odpalić auto?" zapytała chcąc zrozumieć czemu on robi inaczej.

Carl się uśmiechnął i pokazał jej palcem, aby prze chwilkę nic nie mówiła.

Carl: "Silnik. Start." rzekł głośno i wyraźnie.

Wtedy dla Judy, zaczęła dziać się magia. Zegary przed Carlem rozbłysły, silnik się włączył. Tak samo jak ekran na desce pośrodku auta, ukazując symbol marki auta. Judy na przemian lustrowała wzrokiem chłopaka i ekran.

Carl: "Bynajmniej mi go nie ukradną." odparł rozbawiony po czym wrzucił bieg, wycofał, a potem ruszył alejką podziemnego garażu.

Wyjechał z garażu, wcześniej kiwając stróżowi na powitanie. Zapytał się Judy, gdzie ma jechać, a właściwie to poprosił ją o wpisanie adresu do GPS. Carl ruszył i jechał powoli ulicami Tundrówki, dając czas króliczce na ogarnięcie technologii. Judy również sądziła, że będzie to trochę trwać, lecz system był nawet intuicyjny. Kilka minut i już po aucie rozbrzmiał komunikat, gdzie mają jechać.

Po kilku minutach wjeżdżali właśnie do Starej Sahary. Judy się wielce zastanawiała nad jedną sprawą. W pewnym momencie nie wytrzymała i musiała zadać to pytanie.

Judy: "Skąd ty masz na to wszystko pieniądze?" wskazała na wnętrze auta, ale wiadomo było, że nie tylko o to jej chodzi.

Carl: "Haracze. Skoki na banki. Czasem jakieś szwindle finansowe." rzekł z miną pokerzysty, ruszając na zielonym świetle.

Judy: "Zabawne. A tak na serio?" ponownie ją rozbawił.

Carl: "Produkcja narkotyków. Handel bronią." odparł luzacko, oparłszy się jedną ręką na szybie drzwi.

Judy mina zrzedła choć dalej starała się uznać to za jego żart. Mówił to z taką pewnością porównywalną tylko do Todda albo byków z Bractwa Broni.

Judy: "Ty tak na serio? Tak serio, serio?" obróciła się, jak tylko mogła w jego stronę.

Widziała tylko twierdzące kiwnięcie, a twarz miał jak z litej skały. Nie widziała, aby drgnął mu nawet choć jeden mięsień. Myśli w jej głowie zaczęły szaleć. Serce przyśpieszyło do niebotycznych wartości. On jej mówi coś takiego, a ona siedzi z nim. W jednym aucie. Porwana? Szybko, nie dając po sobie poznać, zaczęła szukać gdzie ma pistolet. Nie mogła go znaleźć. Oczy jej się otwarły szeroko. Kaburę zdjęła u brata w mieszkaniu.

Judy: "Możesz się zatrzymać. Muszę szybko coś kupić. Właśnie tutaj." nie była to genialna wymówka, ale... zadziałała.

Carl znalazł miejsce i zaparkował. Judy już złapała za klamkę. Drzwi jednak się nie otwierały. Wpierw robiła dobrą minę do złej gry z tego faktu lecz im mocniej się starała tym mniej jej się chciało udawać.

Judy: "Wypuść mnie jeśli możesz." odparła mocno podminowana sytuacją, spoglądając na niego.

Carl: "Nie mogę tego zrobić Judy." zabrzmiał jak robot powtarzający rozkaz pana.

Spojrzał na nią i zaczął się nachylać. Ona zaś odsuwał się od niego. Otwarcie drzwi nagle stało się mało ważne. Obecny priorytet? Nie dopuścić go do siebie.

Judy: "Czemu?" dało się czuć strach w głosie.

Zaczynała mieć naprawdę złe przeczucia odnośnie tego co się stanie. Co raz bardziej zaczynały się pokrywać ze wspomnieniami z porwania.

Carl: "Bo nie dotarłem do punktu kulminacyjnego... A właściwie to jednak tak. Jesteśmy kwita." uśmiechnął się do niej, spojrzał w lusterka czy może wyjechać i ruszył dalej, zostawiając Judy bez wyjaśnień.

Ta kompletnie zidiociała. Tak bardzo próbowała zrozumieć co się właśnie stało, że kompletnie odpłynęła myślami. Nie zauważyła nawet, że już od dwudziestu minut stoją pod domem. Jej byłym domem. Z rozmyślań wyrwał ją głos Carla, który otworzył jej drzwi i czekał. Ta szybko się skupiła i wyszła z auta. Zdjęła bluzę i wrzuciła ją do auta zanim Carl zamknął za nią drzwi.

Judy: "Jesteśmy kwita?"

Carl: "Żarcik za żarcik. Jesteś przecież policjantką." uśmiechnął się do niej.

Judy: "Te teksty, ta twarz i w ogóle, to był jeden wielki żart."

Carl: "Tak za ten żarcik w łazience." pomiział ją po głowie.

Judy nie wytrzymała.

Judy: "Ty kretynie jeden, ty. Wiesz jak się kuźwa bałam. Myślałam, że to porwanie, że kolejny raz jestem porywana." zaczęła go bić po ramionach ze złością w oczach.

Carl: "Hej. Spokojnie. To był żart. Jakie porwanie? Czekaj chwilę. Jak to znowu?" zapytał się już z troską.

Walnęła go ostatni raz, a potem odepchnęła na auto i dziarsko ruszyła do domu. Carl poszedł za nią. Szukała kluczy po kieszeniach, ale je również zostawiła u brata. Na szczęście, obok drzwi postawili jakiś czas temu kwiatka w podwójnej doniczce. Jedna wsadzona w drugą. Tam był zapasowy klucz do domu. Otworzyła drzwi i zniknęła we wnętrzu, trzaskając drzwiami co zatrzymało królika w miejscu. Carl wszedł powoli do środka.

Zaczął powoli rozglądać się po mieszkaniu, co rusz wołając ją. Nikt mu nie odpowiadał. Zaczął nasłuchiwać. Usłyszał ciche obelgi dochodzące gdzieś z dołu, z piwnicy. Skierował się tam. Zszedł po schodach kierując się za płaczem. Zobaczył uchylone drzwi zza których wylewał się snop światła. Wszedł do środka. Małe pomieszczenie z pralką i linkami zawieszonymi pod sufitem.

Judy siedziała oparta o pralkę. Głowę schowała pomiędzy kolanami. Usiadł obok niej i jedną ręką ją objął. Króliczka starała się barkiem dać znać by ją zabrał, ale on dołożył drugą, którą jakoś wcisnął tak, aby móc ją objąć. Judy jeszcze chwilę wierzgała targana złością. Przytulił ja do siebie i dal chwilę.

Carl: "Wyjaśnisz o co chodzi? Jeśli chcesz oczywiście."

Nie dostał żadnej odpowiedzi. Cierpliwie czekał, aż do pewnego momentu.

Judy: "Ja się przestraszyłam jak cholera! Mój zawód jest bardzo niebezpieczny, bo nie jestem normalnym policjantem! Pewnej nocy zostałam porwana. Z tego domu! Z łóżka w którym spałam! Z łóżka w którym spałam z... byłym. To był jeden z naszego gatunku! Todd! Zamknął mnie gdzieś pod ziemią w atrapie tego domu! Dosłownie mnie paraliżował albo raził prądem za niesubordynację! Chciał, abym go kochała! Za wszelką cenę! Tak mu dobrze szło, że miał mnie w swojej garści! Puścił muzykę i już robiłam to co chciał!" tu już miała dość jakiegokolwiek wyjaśniania.

Carl nie dowierzał temu co usłyszał. Czuł się... głupio to za mało powiedziane. Czuł się okropnie za ten jak na początku mu się wydawało mały żarcik. Nie wiedział, że tak ją zranił. Nie chciał tego. Tak bardzo chciał to cofnąć, ale już nie mógł. Zostało mu tylko naprawienie tej sytuacji.

Carl: "Nie wiedziałem. Przepraszam cię. Jest mi naprawdę, ale to naprawdę głupio. Jestem kompletnym idiotą."

Judy wyrwała się z uścisku i spojrzała mu w oczy, łapiąc go za fraki.

Judy: "To teraz wiesz i tak. Jesteś kompletnym imbecylem! To co dla ciebie było żartem dla mnie było zalążkiem odnowienia koszmaru. KOSZMARU! Nawet nie wiesz jak to jest być sparaliżowanym. Nic nie możesz zrobić. Dosłownie nic. Oddychasz. Czujesz krew pulsującą w żyłach. Czujesz jak jedzenie rozpuszcza się w żołądku. Jak płynie przez jelita. A ciało. Nie reaguje. Kiedy nie możesz się ruszyć zaczynasz czuć wszystko ci się dzieje w twoim ciele. Oczy się nie ruszają. Patrzysz w jeden punkt. Jeden wyraźny punkt, wielkości pazura! Nie wiesz jak to jest być rażonym prądem. Jak napina się każdy mięsień. Jak chcą się kurczyć mimo, że twoje ciało wrzeszczy, że więcej nie zniesie. Ten ból. Raz za razem. Przy każdej okazji. Zrobiłeś coś źle. Kara! Zrobiłeś coś nie tak. Kara! Zrobiłeś coś dobrze. A tak profilaktycznie... No zgadnij co. Kara! Tak więc następnym razem sobie tak nie żartuj, albo skończysz tak marnie, że cię rodzona matka nie pozna!" wydarła się pod koniec dorzucając kolejne siarczyste obelgi i... kilka planów, jak by to miało się ziścić.

Carl był lekko przestraszony, szczególnie końcówką tego monologu, ale wiedział, że zasłużył sobie na niego. Nie mógł nawet sobie wmówić, że rozumie jej ból, bo tak było. Nie rozumiał. Judy jednak nie przestawała się wściekać. Im więcej mówiła tym bardziej nakręcała swoją wściekłość. Carl wpadł wtedy na pewien radykalny pomysł.

Podczas gdy króliczka nieprzerwanie się pieniła, kręcąc głową na wszystkie strony i machając zamaszyście rękami, on czekał na dobry moment. Na to okienko, które mógł wykorzystać. Nie był pewien czy chce to zrobić, ale po szybkiej ocenie sytuacji i kalkulacji ryzyka, uznał, że to będzie ta rzecz. Rzecz, która pomoże mu naprawić tę sytuację.

Hejo hejo Z tej strony Kilokero1

Nikt się nie spodziewał ze strony Judy hiszpańskiej inkwi-

Rozdział bez błędów interpunkcyjnych i składniowych jest sponsorowany przez :D

Przypominam też o kilku rzeczach :

1. Konkurs z rozdziału : "Akcja, wybuchy i... poranna rutyna"

2. Facebook'owa strona : https://web.facebook.com/Kilokero11/

3.Komentujcie bym miał jakiś feedback o tym co uważacie, że jest okej, a co nie za bardzo.

4.Nie zapomnijcie wytknąć wszelkie błędy typu : literówki, ortografy czy interpunkcję lub nieścisłości (to tyczy się również innych rozdziałów)

Bye bye


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top