Happy Meal® i "zabawka"

Znalazł w końcu ten moment, lecz czasu było bardzo mało. Teraz albo nigdy. Chciał to zrobić na spokojnie, ale sytuacja zmusiła go do zupełnie innego podejścia. Ruszył ku niej. Niby nie duża odległość ich dzieliła, ale jednak trochę musiał się nachylić. Położył swoje ręce na jej policzkach, zamknął oczy i zaczął się pocałunek.

Już nie miał odwrotu. Albo ją to wytrąci z pantałyku i zakończony jej furię, albo dostanie w pysk za nachalność. Wszechobecne ręce Judy nagle stanęły w miejscu, po czym opadły na ziemię. Uszy jej się podniosły i delikatnie drżały. Również zamknęła oczy i chwilę później objęła jego szyję.

Carl się odsunął i oboje spojrzeli się na siebie. Oboje czerwoni jak buraki.

Carl: "Spokojniejsza? Przepraszam jeszcze raz za ten idiotyczny żart."

Judy: "Tak." westchnęła. "Przeprosiny przyjęte. Nie mogłeś wiedzieć skoro znamy się ledwie dwa dni."

Carl: "Dwa dni pozbawione nudy. Ciągle coś robimy źle, coś czego nie zamierzaliśmy ale z jakiegoś powodu nam to pasuje. Czy to dobre podstawy do bliskiej znajomości?" zaczął kręcić.

Judy: "Nie wiem jak ty, ale ja zamierzam mieć powtórkę." rzekła pół żartem, pół-serio.

Pomogła mu w tym trochę, przyciągając go do swoich ust. Carl przestał po pewnym czasie i spojrzał na nią zdziwiony.

Carl: "Powtórka? Czemu?"

Judy: "Bo dobrze całujesz." zaśmiała się i wstała z podłogi. "Chodź. Nie chcę siedzieć w tym domu dłużej niż muszę." i ruszyła ku drzwiom znikając chwilę później za nimi.

Carl siedział jeszcze chwilę oszołomiony tym co się wydarzyło. Judy bezustannie go zaskakiwała. Raz się peszyła jak przy tamtym zbliżeniu na rogu ulicy w Tundrówce, by innym razem rzucać się i wpijać w jego usta. Nie rozumiał tego, ale mu się to podobało. Jego serce biło szybciej z emocji. Wychowanie mówiło mu, by się nie śpieszyć w tych sprawach. Jednak gdy ją całował, czuł się dziwnie. W dobrym tego słowa znaczeniu.

Zrozumiał wtedy, że nauka dobrego wychowania to suche fakty. Sprawdzają się w większości przypadków, ale nie dotyczą wszystkiego. Jego relacja z Judy była... mocno nietypowa. Stwierdził, że lepiej będzie jeśli, jak to mówią: nie będzie walczył z nurtem, a popłynie wraz nim. Wstał powoli z ziemi. Strzepnął kurz ze spodni. Podszedł do drzwi i spojrzał na chwilę na miejsce gdzie siedzieli.

Przed oczami miał tą sytuację, na której wyobrażenie, uśmiechnął się.

Carl: "Oj Judy. Z tobą będzie bardzo ciekawie."

Judy: "Idziesz, czy padłeś tam na zawał?" usłyszał jej krzyk z góry, wyraźnie w prześmiewczym tonie.

Zaśmiał się pod nosem i ruszył do góry. Wyszedł z piwnicy z powrotem na główny korytarz. Usłyszał jakieś krzątanie się na górze. Spojrzał na szczyt schodów i nieco głośniej się zapytał czy ona tam jest.

Judy: "W sypialni. Na wprost od schodów." odkrzyknęła mu.

Szedł po schodach, patrząc na zdjęcia zawieszone na ścianach. Były tam fotki zarówno Judy, jak i Nicka. Jedno było zrobione zaraz po imprezie przyjęcia Nicka do policji. Ciekawiło go to. Musiał się coś więcej dowiedzieć. Wszedł do sypialni, a tam Judy starała się sięgnąć walizkę z górnej półki szafy. Próbowała stanąć na palcach, lecz na marne. Była za mała w stosunku do mebli przystosowanych dla lisa.

Carl podszedł po cichu do niej od tyłu, złapał ją w pasie i podniósł do góry. Zaskoczona tym, pisnęła po czym spojrzała co się stało. Jej wzrok spotkał się z jego chytrym uśmieszkiem.

Carl: "Pomyślałem, że ci pomogę Milady."

Uśmiechnęła się do niego w podzięce i sięgnęła po walizkę. Gdy tylko ją wyciągnęła z półki, Carl delikatnie ją postawił na ziemię. Judy otworzyła walizkę, potem szafę i zaczęła pakować rzeczy do walizki. Właściwie to zagoniła, go do roboty choć ten chciał się trochę poobijać. Nie z lenistwa, a z powodu rozmyślań. Utwierdzał się w przekonaniu, że musi się jej jakoś odpłacić za to co zrobił. Nie miał jednak na to czasu, bo Judy zarzucała go kolejnymi bluzkami, spodniami, sukienkami innymi ciuchami, które on miał złożyć.

Carl: "Kim jest ten lis z obrazków?" zapytał w przerwie od nalotu dywanowego ciuchów, bo Judy zastanawiała się, czy potrzebny jej będzie kolejny top.

Zatrzymała się w miejscu jak zabawka której wyjęto baterię. Z wyciągniętą ręką w której trzymała wieszak z topem. Drugą zamierzała zdjąć go z wieszaka. Już nawet łapała za materiał, ale go puściła, a obie ręce opuściła.

Judy: "To jest... Nick." szybko zdjęła ciuchy i podała go mu.

Carl: "Współlokator? Przyjaciel?" pytał dalej, składając.

Judy wyczuła, że pytania się nie skończą. Chciała o nim nie myśleć, ale Carl wciąż rozwijał ten kłębek, który ona chciała, aby został zwinięty i nie było jak go rozwinąć. Sama jednak dała mu nitkę do ciągnięcia. Odwróciła się i podeszła do niego. Przykucnęła przed nim, mając walizkę za swoisty bufor bezpieczeństwa. Spojrzała na swoje ręce, a dokładniej na pierścionek, którym w tym momencie kręciła dookoła palca. W pewnym momencie przestała, westchnęła, zdjęła go i pokazała Carlowi. Patrzyła na niego przez oczko, skupiając wzrok na pierścionku.

Judy: "To był ktoś więcej. Dał mi ten pierścionek. Był trochę jak ty. Zabawny do bólu, ale jak trzeba było być poważnym, potrafił stanąć na wysokości zadania. Zapytał się nawet jak na oświadczynach, czy będę jego dziewczyną, dając mi właśnie to. Matka również dobrze go wychowała." spojrzała na Carla tylko kilka razy.

Carl: "A więc między gatunkowa para?" uniósł brew z zaciekawieniem.

Judy: "Nie wiedziałeś. Chyba wszyscy w mieście i w okolicach to wiedzą. Gdzie byłeś? W lesie?" sama była zdziwiona jego brakiem informacji.

Carl: "Jeżeli mówisz o brazylijskim lesie tropikalnym to tak. Ale to nieważne."

Judy: "Nie mówmy już o nim. Połóż to na stoliczku. Tym po lewej stronie łóżka." wskazała na miejsce.

Carl wziął od niej pierścionek i poszedł do stoliczka. Przyjrzał się najpierw biżuterii.

Carl: "Co się stało, że zerwaliście? Jeśli dobrze rozumuję to chyba było wam dobrze. Co nie?" rzekł po czym odłożył pierścionek.

Judy nic nie odpowiadała. Wróciła do pakowania. Zostawiając Carla z tym pytaniem, samemu sobie. Poszła jeszcze tylko po odznakę, którą schowała do kieszeni, zasunęła walizkę i wyjechała z nią z pokoju, ostatni raz spoglądając na pierścionek. Carl nic więcej nie mógł zrobić, jak tylko pójść za nią. Wziął od niej walizkę i zniósł ja na dół. Judy mozolnie stawiała krok za krokiem po drewnianych schodach, gładząc ręką ścianę, jakby żegnała się z tym miejscem na zawsze.

Wyszli z domu, a Judy zamknęła drzwi i odłożyła zapasowy klucz na swoje miejsce. Carl patrzył jak Judy przybita idzie w stronę auta. Tak jakby nagle odechciało jej się żyć. Otworzył jej drzwi, zamknął, gdy już wsiadła i wpakował walizkę do bagażnika. Wsiadł za kółko i ruszył. Chciał coś zapytać Judy lecz ta wędrowała głową za oddalającymi się wspomnieniami i dawnym życiem.

Carl: "Uśmiechnij się. Mamy piękny dzień. Może pojedziemy coś zjeść? Lody albo coś? Hmm?" rzekł po kilku minutach jazdy, gdy czekał na zielone.

Judy spojrzała do niego i przetarła twarz by zapomnieć o tym co było.

Judy: "Sama nie wiem."

Carl: "No... muszę jakoś ci wynagrodzić ten mega wybuch złości w pralni i odwieść twój umysł od tych wszystkich "planów" na... uszkodzenie mnie." spojrzał proszącymi oczkami. Końcówka jednak ciężko przeszła mu przez gardło.

Judy: "Plany? Nieważne. Jak tak bardzo chcesz mi to wynagrodzić to dawaj do Maka. A co?"

Carl: "Tak niezdrowo i tłusto. Nie wspominając, że to trochę takie... przepłacanie za to co dostajesz."

Judy: "Chcesz mi wynagrodzić, czy nie?" złapała go za słówka.

Carl: "Dobra. Nie czepiam się. Twój wybór."

Kilkanaście minut później

Carl: "Poszukaj nam miejsca. Ja pójdę zamówić."

Judy: "A wiesz co ja chcę zjeść?"

Carl: "Spróbuję zgadnąć. Najwyżej zamówię ponownie. Okej? Na pewno trafię za pierwszym razem."

Judy: "Proszę bardzo. Wróżbito Macieju. Czyń magię." zażartowała sobie z niego, wycofując się do tyłu po czym się obróciła i usiadła na kanapie i patrzyła na niego, jak sędzia na zawodach.

Carl uśmiechnął się do niej i poszedł do kolejki. Spiął się trochę bo nie wiedział co wziąć. Drapał się po karku czując na nim jej świdrujące spojrzenie. Obejrzał się, a ona natychmiastowo przestała i wyjęła telefon.

Nadeszła w końcu kolej Carla. Wziął dwie sałatki, dwie Cole i na deser dwa lody z sezonową polewą. Odebrał kwitek i czekał. Stanął między dingo, a policjantem, który pewnie zgłodniał na patrolu. I jeden, i drugi odebrali swoje zamówienia, a jego jeszcze się robiło. Opóźnienie było głównie z powodu chwilowej awarii maszyny. Dostał jednak wszystko co chciał, a w ramach przeprosin dostał jeszcze ciastko z nadzieniem jabłkowym.

Podziękował serdecznie i wracał do stolika. Droga którą przyszedł była zajęta przez masę kolejkowiczów, więc ruszył nieco naokoło.

Carl: "Proszę bardzo Milady. Sałateczka, Cola i lód z polewą Owoce Leśne."

Judy: "Mogła być mrożona herbata, ale chyba wybaczę tę pomyłkę." odparła z uśmieszkiem.

Carl nie czekał długo z asem schowanym w rękawie.

Carl: "Przewiduję, że dostanę coś jednak za to oto ciasteczko. Świeżutkie i cieplutkie."

Judy: "No za to, na pewno dostaniesz nagrodę. Ja je uwielbiam." podekscytowana złapała go za barki i dała buziaka w policzek.

Carl:"Aż tak bardzo?" zapytał, ale nie zdążył skończyć, bo ta już je pałaszowała.

Judy: "Nawet nie wiesz! Idź po drugie. Proszę."zrobiła słodkie oczka.

Carl: "No nie wiem." zaczął się chytrze zastanawiać.

Judy szybko się do niego przysunęła, jednym palcem przekręciła jego głową w swoją stronę i wymierzyła mu długiego całusa w usta.

Judy: "Proszę." ponowiła prośbę odsuwając się od jego twarzy o kilka milimetrów.

Carl: "Będziesz mi musiała później wyjaśnić tę dziwną miłość do tych ciastek." mówił wstając.

Po takiej zachęcie był cały w skowronkach. Minął po drodze policjanta siedzącego kilka metrów od nich, ale ten wyglądał jakby się zaciął. Carl pomyślał sobie, że może myśli nad jakąś sprawą policyjną, więc wybaczył jej brak odpowiedzi.

Dosłownie chwilę zajął mu powrót. Zdziwił go fakt, że mundurowy gdzieś zniknął, a przypominał sobie, że przed sobą miał nawet nie zaczęte zamówienie. Rozejrzał się dookoła, ale nigdzie go nie widział. Zgłupiał do reszty. Przewidziało mu się, czy tak się rozmarzył od nagrody sprezentowanej mu przez króliczkę. Wzruszył ramionami i wrócił do niej.

Podczas, gdy jedli Judy opowiedziała mu zabawną historię. Kiedyś jak była mała, jej rodzice zabrali ją do takiego fast-fooda. Tam dali wolną rękę do wyboru. Powiedzmy bo chcieli aby dzieci zdrowo się odżywiały, więc kusili, by wziąć jabłuszko. Judy tupała nogą, jak to uparta ona, i chciała innego. Kłóciła się rodzicami na cały lokal, aż jakimś cudem doszli do kompromisu i dali jej wziąć właśnie ciastko z nadzieniem jabłkowym. Tak jej wtedy zasmakowało, że truła im gitarę tylko po to, by znowu móc je skosztować.

Bonnie w pewnym momencie starała się robić właśnie takie ciastka tylko, że w wersji domowej. Mieli z nią pewien spokój, ale to tylko zmniejszyło częstość wypadów do Maka. Potem nadszedł czas akademii policyjnej i służby i już nie miała tyle czasu. Carl był zadziwiony szczegółowością tej historii. Jej entuzjazm udzielił się również jemu. Sam również na jej prośbę opowiedział o swoim "jedzeniowym obiekcie westchnień".

Opowiedział o makowcu jego mamy. Podczas, gdy inni moczyli lub sparzali mak, jego mama tylko zalewała wodą i pozwalała nieco mu wykiełkować. Mówiła wtedy, że tak się wydobywa najlepszy smak, że jest on unikalny. Od jego historii zaczęli ze sobą swoistą wojnę. Czyja rodzicielka robi jakąś potrawę najlepiej pod słońcem.

Przegadali tak ze sobą długi czas. Głodniejąc po drodze i biorąc kolejne zamówienia. Judy w pewnym momencie spojrzała na czas w telefonie. Pokazywał on godzinę dziewiętnastą. Dokończyli to co mieli i wyszli, udając się do Carlowego bentleya. Judy już sprawniej wstukała adres pod którym mieszkał jej braciszek.

Kilkanaście minut później już byli na miejscu. Judy chwilę poczekała na Carla niosącego jej walizkę. Chciała ją wziąć, ale nie pozwolił jej na to. Twierdził, że nie jest to dla niego problemem czy ciężarem. Kłamał bo nie rozumiał jak tylko parę ubrań może tyle ważyć. Czyżby napakowała tam cegieł jak nie patrzył, myślał sobie. Nie dawał jednak po sobie tego poznać. Judy otworzyła mu drzwi i powiedziała mu na które piętro ma ją zataszczyć.

Gdy weszli na to piętro, Judy mówiła mu o swoim bracie. Spojrzała wtedy na drzwi do jego mieszkania. Drzwi były uchylone, a zamek wyłamany. Instynkt policjanta kazał jej chwytać za broń, ale ta była w środku. Zwolniła w obliczu tego faktu. Musiała do tego podejść mądrze i rozsądnie, a nie z impetem. Nie wiedziała w końcu czy włamywacz nie siedzi ciągle w środku oraz czy jest uzbrojony. Dała Carlowi sygnał, aby był cicho.

Podeszła do drzwi, delikatnie je popychając. Cichutko zaskrzypiały i otwarły się na oścież delikatnie uderzając klamką o ścianę. Wytężyła słuch, ponieważ w środku panowały egipskie ciemności. Puściła ECHO, ale nikogo tam nie było. Co dziwniejsze i bardziej przerażające, nie widziała brata w środku. Widząc gdzie jest włącznik światła, nacisnęła przycisk, ale nic nie dał.

Puściła kolejne ECHO i zobaczyła, że nie ma żarówki. Cały salon wyglądał jakby przeszło po nim tornado. Fotel do góry nogami, dziury w ścianach, telewizor wisiał pod kątem, cały roztrzaskany, drewniany stolik do kawy złamany w pół... i coś na nim było. Coś czego nie mogła zidentyfikować. Wyjęła telefon i włączyła latarkę. Dała ją Carlowi, aby poświecił na coś przykrytego kocem.

Cokolwiek było przykryte, wyglądało przerażająco znajomo. W niektórych miejscach miało duże czerwone koła. Miała teraz mnóstwo pytań.

Gdzie jest jej brat?

Czy jest cały?

Kto się włamał?

I najważniejsze.

Co jest pod przykryciem?

Złapała za róg i trzęsącymi dłońmi, ściągnęła ten koc. Momentalnie oczy w słup. Serce zaczęło walić tak mocno, że chciało wyrwać się z piersi. W ułamku sekundy łzy już leciały ciurkiem.

Jedna za drugą.

Nie wierzyła, że jest to możliwe.

Ten stan.

Wiedziała jedno. Tylko czysta dzikość mogła do tego doprowadzić.



Hejo hejo Z tej strony Kilokero1

Nikt się nie spodziewał ze strony Judy hiszpańskiej inkwi-zycji... Moment. Czy hiszpańska inkwizycja mnie sPOLSATowała. Tego się nie spodziewałem.

Przejdź do książki Nick Bajer - nie poddam się. Rozdział "Szklane serce".

Rozdział bez błędów interpunkcyjnych i składniowych jest sponsorowany przez :D

Przypominam też o kilku rzeczach :

1. Konkurs z rozdziału : "Akcja, wybuchy i... poranna rutyna"

2. Facebook'owa strona : https://web.facebook.com/Kilokero11/

3.Komentujcie bym miał jakiś feedback o tym co uważacie, że jest okej, a co nie za bardzo.

4.Nie zapomnijcie wytknąć wszelkie błędy typu : literówki, ortografy czy interpunkcję lub nieścisłości (to tyczy się również innych rozdziałów) Będę je systematycznie naprawiał.

Bye bye

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top