#4

Rozmowa z Luke'em cholernie mnie zmęczyła i nie miałam ochoty na dłuższe roztrząsanie tego wszystkiego. Przeprosiłam go i poszłam się położyć, nawet nie wiedziałam czy opuścił moje mieszkanie, czy został w środku. Jego wypowiedź utwierdziła mnie w tym, że nie powinnam rezygnować z dotychczasowego życia, oczywiście nie myślałam o tym poważnie, ale czasami nachodziły mnie takie myśli. Aczkolwiek zdałam sobie sprawę z tego, że nie poradziłabym sobie bez nich w moim życiu. Potrzebowałam ich i nie chciałam ich stracić, więc nigdy nie pozwoliłabym Michaelowi stanąć pomiędzy nami. Zresztą za kogo on się uważał, aby dyktować mi takie warunki?

Obudziłam się dosyć wcześnie i poczułam na sobie czyjś ciężar. Na początku trochę się przestraszyłam, ale domyśliłam się, że to Luke. Nie spodziewałam się, że zostanie u mnie na noc, bo nigdy tego nie robił i trochę się zdziwiłam. Kochałam go i cieszyłam się, że znajdował się w moim życiu, ale chyba powinnam z nim porozmawiać o jego zachowaniu. Nie byłam już tą samą dziewczyną, bo mojej psychice mogłam wiele zarzucić, jednak nie chciałam, by Luke obchodził się ze mną, jak z jajkiem. Jego wsparcie było dla mnie ważne, ale nie potrafiłam znieść tego, że traktował mnie jak porcelanową lalkę.

Nie chciałam go obudzić, więc próbowałam wydostać się z jego uścisku bezszelestnie, ale niestety przyciągnął mnie bliżej siebie. Kiedyś bardzo by mi się to podobało, ale obecnie czułam się przytłoczona. Powoli przyzwyczaiłam się do jego dotyku, ale nie do takiej ilości. Czemu nie mogło być jak dawniej? Tak wiele straciłam przez te wydarzenia i nie dawałam sobie z tym wszystkim rady. Tylko z kim powinnam o tym porozmawiać? Nie wiedziałam, jak do tego wrócić i komuś o tym opowiedzieć. Byłam sobą zawiedziona i cholernie źle się z tym czułam.

— Hej, skarbie, czemu już nie śpisz? — zapytał Luke, gdy się przebudził.

— Czemu zostałeś na noc? — oddałam pytanie, po prostu mnie to zastanawiało, niestety powiedziałam to z wyrzutem do niego, nie planowałam tego, ale tak po prostu wyszło. Mężczyzna podniósł się na łokciach i popatrzył na mnie z bólem w oczach.

— Przepraszam, nie wiedziałem, że nie mogłem, jeśli ci przeszkadzam, to już się zbieram i idę do domu — odparł smutno. Domyśliłam się, że myślał, że go odtrącam, ale to jakiś mechanizm obronny, nie panowałam nad tym, co mówiłam i do kogo.

— Luke, nie o to chodzi, ale chyba musimy porozmawiać — powiedziałam do niego i popatrzyłam w te jego przestraszone oczy. Czemu on wyobrażał sobie jakieś czarne scenariusze? Czy ja również się tak zachowywałam, jak on leżał w szpitalu? — Ogarnij się i zejdź na dół — dodałam i wysunęłam się z jego ramion, narzucając na siebie szlafrok.

Nie obejrzałam się już w jego stronę, tylko opuściłam sypialnię i zeszłam do kuchni. Wyciągnęłam z szafki dwa kubki i wstawiłam wodę na herbatę. Nie mogłam dłużej udawać, że nic się nie stało, musiałam stawić temu czoła, ale jak powinnam to zrobić? Czy miałam w sobie wystarczająco dużo siły, by zrobić krok do przodu? Pierwsze, co planowałam zrobić, to porozmawiać z Luke'em. Czułam, że miałam w nim wsparcie, ale czy on nie traktował tego jako odwdzięczenie się za moje poświęcenie? Nim się obejrzałam, to mężczyzna zajął miejsce przy jednym z kubków. Patrzył na mnie, ale w ogóle się nie odzywał, więc sama postanowiłam zacząć temat.

— Doceniam, że zawsze przy mnie jesteś — zaczęłam powoli, ważąc każde słowo. Nie chciałam, by to źle ode mnie odebrał, ale musiałam to w końcu z siebie wyrzucić. — Jednak uważam, że za bardzo obchodzisz się ze mną jak z jajkiem — dodałam po krótkiej pauzie.

— Judith, nie rozumiem, do czego zmierzasz — odpowiedział zmieszany.

— Wiem, że nie jestem już taka sama, jak kiedyś. Moja psychika jest zszargana niepożądanymi wydarzeniami, ale uważam, że powinnam iść naprzód, osaczasz mnie, Luke. Czasami mam wrażenie, że nie mogę przez ciebie oddychać.

— Wczoraj o tym rozmawialiśmy i co przez noc zmieniłaś zdanie i chcesz mnie zostawić? — Czemu w tym momencie tak bardzo mnie tym irytował? Przecież tego nie powiedziałam, to dlaczego wciąż do tego wracał?

— Nie rozumiesz mnie, Luke. Nie chcę cię zostawić, jestem z tobą szczęśliwa i widzę, że tworzymy wspaniałą parę, chodzi mi o to, że od powrotu nie odstępujesz mnie na krok. Czasami potrzebuję samotności, chociaż niekiedy się jej boję, ale potrzebuję przestrzeni. Wiem, że się martwisz, że nie chcesz mnie stracić, ale zrozum, że będąc ze mną przez całą dobę, nie pomagasz mi — wydusiłam w końcu z siebie.

Zastanawiałam się, czemu on nie rozumiał moich słów. Zdawałam sobie sprawę z tego, że oboje bardzo wiele przeszliśmy, ale to nie oznaczało, że musiał mnie pilnować przez cały czas. Myślałam, że czasami, jak pobędę sama, to uporam się z moimi demonami, ale wiedziałam, że to były złudne nadzieje. Wiele razy nachodziły mnie myśli, by wszystkim to wykrzyczeć, ale po co miałam o tym mówić? Nie lepiej zachować wszystko dla siebie i nie obarczać innych tym, co złe? Sama już nie wiedziałam, jak miałam postępować, a Luke mi to strasznie utrudniał. Jeden z niewielu o wszystkim wiedział i nie potrafił dać mi wyboru.

— Nie sądziłem, że uważasz mnie za natręta, przepraszam, że ci się narzucam — prychnął, czym znowu mnie zirytował. Z każdym dniem coraz trudniej było nam się porozumieć i nie bardzo wiedziałam, co to spowodowało.

— Ty w ogóle nie rozumiesz, co do ciebie mówię. Chyba będzie najlepiej, jak już dzisiaj sobie pójdziesz. Wybacz, Luke, ale ja nie mam siły.

Popatrzył na mnie zbolałym wzrokiem, ale opuścił moje mieszkanie. W końcu zostałam sama, chociaż się tego bałam, ale koniecznie potrzebowałam. Postanowiłam wyjść na spacer i zaczerpnąć świeżego powietrza. Chciałam przypomnieć sobie dawną siebie, znaleźć sposób, by zakończyć swoje cierpienie, ale czy potrafiłam to zrobić? Ciężko było mi się pogodzić z tym, co miało miejsce w Polsce, ale może tak musiało być? Może musiałam z kimś o tym porozmawiać i wtedy wszystko skończyłoby się dobrze? Mimowolnie nogi poniosły mnie do Meredith. Chwilę się zastanawiałam, czy w ogóle do niej wejść, ale nim się zorientowałam, to stałam pod jej drzwiami. Wzięłam głęboki oddech i zapukałam, ale czy byłam gotowa, by jej o wszystkim opowiedzieć?

— Judith, co się stało? — zapytała, gdy tylko mi otworzyła, ale natychmiast zrobiła mi miejsce, bym mogła wejść do środka.

Nie wiedziałam, czemu znalazłam się u przyjaciółki, myślałam, że było to zrządzenie losu, ale może zamierzałam wyrzucić z siebie ten cały ból, który nosiłam w sercu? Dlaczego chciałam tym wszystkim obarczyć Meredith? Nie powinnam tego robić, dlatego tak jak się tutaj pojawiłam, tak samo chciałam zniknąć, ale dziewczyna przytrzymała mnie za rękę. Popatrzyłam na nią, po czym odpuściłam i udałam się do jej salonu.

— Judith, do jasnej cholery, co się z tobą dzieje? Czemu chciałaś uciec? — wyrzuciła wkurzona. Wcale jej się nie dziwiłam, czułam, że przez te wszystkie wydarzenia strasznie się od nich oddaliłam. Patrzyłam na nią i nie potrafiłam wykrzesać z siebie żadnego słowa. — Nie wyjdziesz stąd, póki mi wszystkiego nie opowiesz — rzuciła szybko i poszła do kuchni zrobić nam coś do picia. Miałam szansę na ucieczkę, ale czy tego chciałam? Zanim się zastanowiłam, to przyjaciółka była już z powrotem.

— Nie wiem, po co tu przyszłam — oznajmiłam niepewnie.

Meredith westchnęła przeciągle i widziałam, że powoli kończyła jej się do mnie cierpliwość, ale naprawdę nie wiedziałam, po co do niej przyszłam. Na początku chciałam jej o wszystkim opowiedzieć, lecz gdy mnie wpuściła do środka, to szybko pożałowałam swojej decyzji. Nie chodziło o to, że jej nie ufałam, to jednak nie było takie proste, na jakie mogłoby się wydawać. Bardzo trudno wyrazić coś takiego w słowach i tym bardziej zastanawiałam się, jak miałam sobie z tym poradzić.

— Przecież się przyjaźnimy, dlaczego nie chcesz mi nic powiedzieć? — Popatrzyłam na nią i spuściłam wzrok.

— Bo to nie jest łatwe — wymamrotałam pod nosem.

Meredith usiadła bliżej mnie i mocno mnie przytuliła, na początku się wzdrygnęłam, ale po chwili odwzajemniłam uścisk. Wiedziałam, że przyjaciółka nie zrobi mi krzywdy, aczkolwiek nie potrafiłam nad tym panować. Dziewczyna zauważyła lekkie zawahanie z mojej strony, ale nie odsunęła się ode mnie.

— Judith, proszę cię, powiedz mi, co się z tobą dzieje. Boisz się dotyku, unikasz nas, ktoś cię skrzywdził? — Dziwiłam się, że nie słyszeli nic z wiadomości, ale dla mnie to było na rękę, bo przynajmniej nie atakowali mnie mnóstwem pytań.

— Tak — powiedziałam i spuściłam wzrok na swoje kolana. W tamtym momencie były dla mnie bardziej interesujące niż cokolwiek innego w tym pokoju.

Do fizycznej krzywdy nie zdążyło dojść, ale moja psychika znowu na tym ucierpiała. Znowu czułam się, jak wtedy, gdy Louis próbował mnie zgwałcić, ale niestety Patrick posunął się dużo dalej. Po raz kolejny owładnął mną ogromny strach o moje życie i ponadto Luke mógł ponownie zostać postrzelony. Zaczęłam myśleć, że przynosiłam pecha temu mężczyźnie i cholernie tego nie chciałam, ale jak miałam o wszystkim opowiedzieć Meredith. Czemu nie potrafiłam poradzić sobie z tym sama, tylko chciałam obarczać tym innych? Źle się z tym czułam, ale nie mogłam wciąż polegać wyłącznie na Luke'u. Musiałam w końcu zrobić coś ze swoim życiem, a powiedzenie wszystkim prawdy wydawało się najlepszym rozwiązaniem.

— Czemu nie chcesz mi nic powiedzieć? Wiem, że to już przeszłość i ci nie pomogę, ale może jak komuś o tym powiesz, to poczujesz się lepiej. — Meredith za wszelką cenę próbowała pociągnąć mnie za język.

— Nie będzie lepiej, nigdy nie będzie lepiej! — wybuchłam i wstałam ze swojego miejsca. — W Polsce znowu czułam się osaczona, rozumiesz? Patrick mnie znalazł, chciał mnie zgwałcić, przywiązał mnie do szpitalnego łóżka i rozerwał moje ubrania. Leżałam przed nim zupełnie naga i bezbronna, kompletnie zdana na jego łaskę. — Nie mogłam tego dłużej w sobie trzymać, po prostu wyrzuciłam to z siebie, jak z procy. — Po raz kolejny moje życie i życie Luke'a były zagrożone. On znowu mógł trafić przeze mnie do szpitala, rozumiesz? Nie wybaczyłabym sobie tego drugi raz. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że Patrick jest spokrewniony z Louisem i o wszystkim wiedział, rozumiesz? Oboje obrali sobie mnie za cel — wykrzyczałam z siebie, po czym upadłam na kolana i zaczęłam szlochać. Nigdy nie czułam się bardziej zraniona i obłąkana. Meredith padła przy mnie na kolana i płakała razem ze mną, mocno mnie przytulając.

— Judith, przepraszam, nie wiedziałam, przez co tam przeszłaś. Przepraszam, że naciskałam. Rozumiem już, czemu tak dziwnie się z Luke'em zachowujecie — mówiła przez łzy, wciąż trzymając mnie w swoich ramionach.

Dzięki Meredith zrozumiałam, że nie poradzę sobie z tym sama. Potrzebowałam pomocy i to najszybciej, jak było to możliwe. Nie dopuszczałam do siebie tych myśli, nie chciałam, by ludzie uznali mnie za wariatkę, ale nie dam rady wymazać tego z pamięci i żyć, jakby nigdy nic się nie stało. Już poprzedni rok okazał się trudnym do przebycia, codziennie plułam sobie w brodę, że Luke stracił przeze mnie tyle miesięcy. Żałowałam, że to nie ja byłam na jego miejscu. W tamtym momencie czułam, że pomoc jest mi niezbędna, o wszystko się obwiniałam i miałam same najgorsze myśli. Zaczęłam się nawet zastanawiać, czy nie popadałam w depresję, bo nie miałam chęci do niczego. Uświadomiłam sobie jednak, że nie potrafiłabym powiedzieć o tym wszystkim moim bliskim. Meredith to moja najlepsza przyjaciółka i pękłam przy niej, ale jak powinnam poinformować o tym pozostałych?

— Skąd mogłaś wiedzieć? Nie obwiniam cię o nic, sama jestem sobie winna.

— Co ty opowiadasz? Myślisz, że specjalnie zgotowałaś sobie taki los, przestań, nawet tak nie myśl. — Meredith się lekko oburzyła, podała mi rękę i poprowadziła na kanapę. — Nikt nie chciałby się znaleźć w takiej sytuacji jak ty, ale nie obwiniaj się, przecież nie wodziłaś ich ani nic z tych rzeczy. Razem jakoś to przetrwamy — dodała i popatrzyła na mnie.

— Nie wiem, czy w ogóle chcę to przetrwać. I proszę cię, nie mów o tym nikomu, poza tobą wie tylko Luke i ochroniarze.

— Judith, o czym ty mówisz? Chcesz pozbawić się życia?!

Meredith wydawała się przerażona tym pomysłem. Do tej pory tak o tym nie myślałam, chociaż jej pytanie dało mi do zastanowienia. Co by było gdybym zasnęła i więcej się nie obudziła? Tylko, czy miałabym na tyle odwagi, by pozbawić się życia? Sama nie wiedziałam i chyba na razie nie chciałam tego sprawdzać. Czemu nie istniała jakaś tabletka, która wymazywała pamięć? Wtedy mogłabym odzyskać swoje dawne życie, bez skaz na mojej psychice. Chciałabym dostać szansę, by zacząć wszystko od nowa, aczkolwiek nie wszystkie momenty miałam złe w swoim krótkim życiu. Uważałam, że niektóre rzeczy mogłabym zrobić zupełnie inaczej. Problemy z Patrickiem zaczęły się od tej pieprzonej restauracji, po co się wtedy wychyliłam? Jaka byłam głupia.

— Judith, odpowiedz mi. — Przyjaciółka nie dawała za wygraną i wciąż drążyła temat, a ja po prostu miałam już tego dość. — Chcesz się zabić?

— Nie, nie myślałam o tym — powiedziałam, gdy odchrząknęłam, bo nagle zaschło mi bardzo w ustach, dlatego napiłam się herbaty.

— Potrzebujesz pomocy, nie mojej, nie Luke'a, a psychologa lub psychiatry. Nie poradzisz sobie z tym sama. Obiecaj, że to przemyślisz — oznajmiła z naciskiem i patrzyła na mnie z wielkim wyczekiwaniem w oczach.

Co miałam zrobić? Nie chciałam się tak czuć, ale jak mogłam komukolwiek o tym powiedzieć? Przytaknęłam jej, bo tylko wtedy dałaby mi spokój. Rozumiałam, że się o mnie martwili, ale to wszystko nie było takie łatwe, jak im się wydawało. Te wydarzenia zniszczyły mnie, zabrały wszystko, na co pracowałam. Nie byłam już sobą, byłam wrakiem człowieka.

***

Co powiecie na kolejny rozdział?

Miłego dnia, kochani! 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top