#24
Po wyjściu od mamy byłam bardziej skołowana niż zanim do niej przyjechałam. Siedziałam w samochodzie i rozmyślałam o tym wszystkim. Nie rozumiałam tego, co działo się w moim otoczeniu. Myślałam, że informacja o Louisie to jedyna niespodzianka, jaka czekała mnie w najbliższej przyszłości, jednak bardzo się pomyliłam. Po zapewnieniu Adeline, że pomoże Luke'owi, zamierzałam opuścić jej gabinet, ale zatrzymała mnie, mówiąc, że była jeszcze jedna kwestia, którą powinnyśmy przedyskutować. Zainteresowałam się tym i zostałam, ale kolejne rewelacje ponownie wbiły mnie w fotel. Mój ojciec kontaktował się z managerem mamy, by dostać do niej bezpośredni kontakt. Zdziwiłam się tym faktem, no bo ludzie przez cały czas miał nas kompletnie gdzieś.
Mama pokazała mi kilka maili od niego i nie mogłam uwierzyć w to, co tam przeczytałam. Kochany tatuś poprosił o moje zdjęcia z dzieciństwa i możliwość odwiedzenia nas w Nowym Jorku. Byłam zaskoczona jego zmianą i nie bardzo rozumiałam, co się za tym kryło. W Polsce dosadnie dał mi znać, że nie zamierzał mnie poznawać. Przyjęłam to do wiadomości i nawet nie chciałam więcej próbować. Bardzo dużo czasu zajęło mi, by go odnaleźć, a on tak po prostu stwierdził, że nie byłam istotna w jego życiu, bo miał syna i dobrze mu tak było. Dlaczego teraz? Co się zmieniło?
Pytałam Adeline, co zamierzała z tym zrobić, ale była równie skołowana, co ja. Nic dziwnego, bo koleś nie odzywał się szmat czasu, a nagle pragnie uzyskać kontakt. Jaki on miał w tym cel? Niestety nie ufałam już ludziom, więc było to dla mnie dziwne, że chciał przylecieć. Byłam święcie przekonana, że musiał mieć w tym ukryty cel. Nie planowałam oceniać go przez taki pryzmat, lecz z mojej strony nie zasłużył na więcej. Potrzebowałam go w swoim życiu, gdy byłam młodsza, obecnie miałam swojego faceta, który wspierał mnie we wszystkim, dlatego teraz w ogóle nie odczuwałam jego braku.
Tego dnia miałam pojechać jeszcze do studia, żeby omówić z Michaelem odpowiednie kwestie, ale po tych wszystkich rewelacjach zwyczajnie nie miałam siły. Poprosiłam Camerona, żeby zawiózł mnie prosto do domu, bo nawet nie chciało mi się z nikim rozmawiać. Napisałam tylko wiadomość do producenta, że musimy przełożyć spotkanie, o dziwo nie zdenerwował się tym faktem.
Nie chciałam być niegrzeczna, ale po cichu liczyłam, że Luke wyszedł już do stadniny. Musiałam sobie to wszystko przemyśleć, bo nie potrafiłam sobie z tym poradzić. W zasadzie to trochę brakowało mi moich przyjaciół, lecz nie wiedziałam, w jakim stopniu Luke byłby gotowy się z nimi spotkać. Potrzebowałam przyjaciółki, więc zanim dojechaliśmy na miejsce, to wysłałam wiadomość do Meredith.
Ja: Hej, masz teraz chwilę czasu? Mogłabyś do mnie wpaść?
Meredith: Hej, właśnie kończę zajęcia, mogę być za 20 minut.
Ja: Super,to czekam za Tobą.
Cameron przez całą drogę się do mnie nie odzywał, chyba rozumiał, że potrzebowałam chwili spokoju. Byłam mu za to wdzięczna, widziałam jednak, że zerkał co jakiś czas w moim kierunku. Nie zamierzałam tego komentować.
Po dotarciu pod kamienicę zaproponowałam mu, by wszedł na herbatę, ale odmówił i wolał zostać w samochodzie. Tak cholernie tego nie rozumiałam, ale nie miałam siły się kłócić. Zresztą zaczęłam się zastanawiać, czy ochrona nie powinna stać pod moimi drzwiami, lecz co ja tam wiedziałam? Poza tym nie chciałam straszyć sąsiadów, więc w sumie dobrze, że zostawali na dworze. Było mi jednak głupio, że tyle czasu musieli spędzać w aucie i zapewne jeść tylko zamówione posiłki. Żałowałam, że nie mogłam się zebrać, żeby codziennie ugotować jakiś obiad. Chyba musiałam to zmienić, bo naprawdę było mi szkoda chłopaków, lecz nie wiedziałam, jak pogodzić próby, nagrywanie i jeszcze gotowanie. Jedynym rozwiązaniem było założenie organizera, ale to u mnie nigdy się nie sprawdzało.
Przebrałam się w moje ulubione dresy, bo po prostu było mi w nich najwygodniej. Próbowałam się czymś zająć, żeby w ogóle nie zastanawiać się nad tym, co usłyszałam od mamy, ale na niczym nie mogłam się skupić. Dziwnie czułam się ze świadomością, że ojciec szukał kontaktu. Po wizycie w Polsce pogodziłam się z myślą, że nigdy go nie poznam i zdziwiłam się, że jednak postanowił zmienić zdanie.
Pół godziny później usłyszałam dzwonek do drzwi. Podeszłam do nich i najpierw jak zwykle sprawdziłam przez wizjer. Na szczęście po drugiej stronie znajdowała się Meredith. Dlatego szybko wpuściłam ją do środka i poczekałam, aż się rozbierze. Wiosna zbliżała się wielkimi krokami i każdy zamieniał już grubsze ubrania na lżejsze, ale wiadomo, że pogoda lubiła płatać figle.
— Czego się napijesz? — zapytałam, przechodząc już do kuchni.
— Dzisiaj poproszę kawę — odparła i zajęła miejsce przy wyspie kuchennej.
Zajęłam się przygotowywaniem gorących trunków, a w międzyczasie wyciągnęłam ciastka. Byłam wdzięczna Luke'owi, że zaopatrzył nas w odpowiednie zakupy spożywcze, bo dzięki niemu miałam czym częstować przyjaciół. Sama nigdy nie biegałam po sklepach, bo wygodniej było mi zamawiać gotowe jedzenie. Wiedziałam, że musiałam zmienić swoje nawyki, ale to było dosyć trudne, zważywszy na to, że tyle czasu mieszkałam bez współlokatorów.
— Co w szkole? Jak wasze zajęcia? — zapytałam, bo w sumie dawno nie rozmawialiśmy o studiach.
— Daj spokój. Wielkimi krokami zbliżamy się do zakończenia i wykładowcy nie dają nam chwili wytchnienia. Co chwila jakieś próby, sprawdziany, powoli zaczynam mieć tego dość.
— Wcale ci się nie dziwię, pewnie też bym miała — wyznałam i postawiłam filiżanki na wyspie i zajęłam miejsce obok przyjaciółki.
— U ciebie jest ten plus, że umiesz pisać własne teksty, więc nie miałabyś takiego problemu, jak większość z nas — mruknęła niezadowolona.
— Dziwi mnie to, że szkoła tego nie uczy. Skoro przygotowują nowych muzyków, to chyba powinni o tym pomyśleć — powiedziałam o swoich przemyśleniach.
— Raczej nie uważają, że każdy z nas zostanie gwiazdą z mnóstwem fanów. Tobie się udało, bo zobaczył cię producent, a poza tym jesteś naprawdę dobra w tym, co robisz.
— Tak? I zobacz, do czego mnie to doprowadziło...
Naprawdę byłam wdzięczna za szansę, którą dostałam, ale czasami żałowałam, że znalazłam się w niektórych miejscach. Oczywiście zwiedziłam kawałek świata, lecz jakim kosztem? To wszystko doprowadziło do tego, że bałam się wyjeżdżać poza obręb Nowego Jorku i nie byłam z tego dumna. Chciałam z tym walczyć, ale to wcale nie było takie łatwe. Mogłam się oszukiwać, że przepracowałam już całość, jednak było jeszcze wiele rzeczy, które spędzały mi sen z powiek.
— Judith, sama wiesz, że życie nie jest kolorowe.
— Coś o tym wiem. Meredith, czy wy wiedzieliście o Louisie? — zapytałam prosto z mostu, musiałam to wiedzieć.
Przyjaciółka przez chwilę zamilkła i tylko na mnie patrzyła. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, co jej milczenie oznaczało. Nie mogłam ich za to winić, bo równie dobrze sama mogłam zobaczyć wiadomości. Nie byłam zadowolona z faktu, że każdy to przede mną ukrywał, ale rozumiałam, że martwili się o mój stan psychiczny.
— Przepraszam, że nie powiedzieliśmy ci prawdy, ale Michael nam zabronił.
— Jak to wam zabronił? Czy on już oszalał do reszty?!
Z irytowałam się wypowiedzią Meredith, bo po jaką cholerę Michael wtrącał się w nasze relacje? Mimo że był moim producentem, to nie uprawniało go, by mieszać w moim życiu prywatnym. Co on zamierzał tym osiągnąć? Nie mogłam dłużej usiedzieć w miejscu, dlatego zaczęłam przemierzać pokój. Wkurzało mnie, to, że Michael nie szanował moich decyzji, przecież nie byłam już małą dziewczynką.
— Nie gniewaj się, Judith. Michael chciał zobaczyć, jakie zamiary ma Louis, dopiero wtedy postanowił ci zobrazować sytuację.
— Tak? I myślisz, że to najlepsze rozwiązanie? Nie pomyślał o tym, jakbym przypadkiem zobaczyła go na mieście. Uważasz, że zachowałabym się racjonalnie? Nie sądzę.
— Wiem, co czujesz. Louis dostał drugą szansę, dlatego myślę, że nie zbliżyłby się do ciebie — oznajmiła, jakby opowiadała mi swój wczorajszy dzień. — Uważam, że wolałby nie ryzykować powrotu do więzienia — dodała i uśmiechnęła się delikatnie.
— Nie wiem, co mam o tym myśleć, to dosyć trudne dla mnie — odparłam i usiadłam z powrotem koło Meredith.
Dziwił mnie jej spokój. Czy ona naprawdę nie widziała zagrożenia? Bałam się, że Louis może ponownie zaatakować, ale nie tylko mnie, a także Luke'a. Zastanawiałam się, czy mój ukochany o tym wiedział. Nie zamierzałam się jednak z nim o to kłócić, bo już wystarczająco dużo mieliśmy problemów w naszym życiu. Tylko czy byłam na to wszystko gotowa? Myślałam, że na razie zamknęłam ten rozdział na długi okres, ale bardzo się z tym pomyliłam.
W zasadzie wciąż nie mogłam zrozumieć, dlaczego wypuścili go na wolność. Sądziłam, że za postrzelenie człowieka dostaje się większy wymiar kary. Co prawda nie zabił go, ale Luke stracił przez niego pół roku. Żałowałam, że nie zgłosiłam jego napaści na mnie na policję. Może wtedy nie wyszedłby tak szybko. Czy to była moja wina, że nie chciałam przez to przechodzić przed obcymi ludźmi? W sumie nie zdążył wyrządzić mi fizycznej krzywdy, tylko psychiczną, to czy funkcjonariusze potraktowaliby to zawiadomienie poważnie?
— Judith, co cię jeszcze gryzie? — zapytała Meredith, gdy dalej się do niej nie odzywałam.
— Generalnie zrobiłam coś za plecami Luke'a i nie wiem, czy on to zrozumie — odparłam niechętnie.
Wiedziałam, że moje działania były podyktowane jego dobrem, ale bałam się, że Luke mógł to opacznie zrozumieć. Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, żeby spiskować przeciwko niemu, lecz wiadomo, że ludzie mają różne myśli i nie zawsze dadzą się przekonać. Dlatego postanowiłam powiedzieć o tym Meredith.
— Co takiego zrobiłaś?
— Rozmawiałam z mamą na temat jego kariery. Sam zaczął rozglądać się za jakimiś castingami, to pomyślałam, że mama mogłaby mu w tym pomóc — wyznałam szczerze. — Mam okropne wyrzuty sumienia, że przeze mnie nie skończył szkoły i nie dostał dyplomu, ale on naprawdę jest utalentowany, a wiesz, że Adeline ma lepsze kontakty w tym świecie — dodałam i popatrzyłam na swoje nogi, bo bałam się spojrzeć w jej oczy.
— Rozumiem, że chciałaś dla niego dobrze, ale Luke może pomyśleć, że sam nie potrafi nic osiągnąć. Powinnaś z nim jak najszybciej o tym porozmawiać.
— Czyli uważasz, że popełniłam błąd, idąc z tym do mamy? — zapytałam zrezygnowana.
— Nie nazwałabym tego błędem, ale jednak powinnaś najpierw o tym porozmawiać z Luke'em, zanim to zrobiłaś — powiedziała i posłała mi pokrzepiający uśmiech.
***
Rozmowa z Meredith dała mi bardzo dużo do myślenia. Wcześniej uważałam, że to bardzo dobry pomysł, ale po dłuższym zastanowieniu faktycznie mogłam urazić tym Luke'a. Po wyjściu przyjaciółki jak na szpilkach czekałam za Luke'em. Nie mogłam się go doczekać, bo tak bardzo chciałam, żeby zrozumiał moje działania. Tylko czy powinnam od niego tyle wymagać? Liczyłam, że nie skończy się to kolejną kłótnią, bo to naprawdę w ogóle nie było nam potrzebne.
Gdy w końcu dotarł do domu, to nie potrafiłam na niego spojrzeć, mało tego, nie wypowiedziałam żadnego słowa. Luke patrzył na mnie dziwnie, ale nie komentował mojego zachowania. Zaczęłam się zastanawiać, jak minął mu dzień. Czułam, że nie poszło wszystko po jego myśli, bo również nie był skory do rozmowy. Wiedziałam, że nie mogłam tego odkładać w nieskończoność, dlatego poszłam do kuchni i zrobiłam nam herbatę. Później z kubkami usiadłam obok Luke'a i patrzyłam na niego.
— Czy ty chcesz mi o czymś powiedzieć? — zapytał trochę zirytowany.
— Tak jakby — odparłam niewyraźnie.
— Judith, błagam cię. Nie jesteś już dzieckiem, nie umiem czytać w twoich myślach.
Czułam, że był na coś zły i wiedziałam, że ta rozmowa tylko pogorszy tę sytuację, ale chyba nie miałam innego wyjścia.
— No mów — nalegał, co nie pozwalało mi zebrać myśli.
— Zrobiłam coś, z czego możesz nie być zadowolony — powiedziałam i spuściłam wzrok.
Luke musiał usiąść przodem do mnie, bo nagle zobaczyłam jego kolana przy swoich. Nie potrafiłam na niego spojrzeć, dlatego złapał mój podbródek i podniósł głowę. Od razu zamknęłam oczy, nie chciałam widzieć jego rozczarowania moją osobą.
— Judith, do jasnej cholery! — krzyknął, na co się wzdrygnęłam. — Patrz na mnie, jak ze mną rozmawiasz — dodał już spokojniej.
Otworzyłam oczy i patrzyłam na niego, chociaż nie byłam na to gotowa.
— Byłam u mamy — zaczęłam, bo to było najłatwiejsze zdanie do wypowiedzenia. — I rozmawiałam z nią o twojej sytuacji, poprosiłam, żeby ogarnęła ci jakiś casting — dodałam na jednym wdechu.
Luke automatycznie mnie puścił i wstał ze swojego miejsca, ciągnąc się za włosy. Nawet nie patrzył w moją stronę, ale wiedziałam, że był cholernie zły, co w ogóle mi się nie podobało. Naprawdę chciałam dla niego dobrze, jednak on chyba tego nie rozumiał. Jak miałam wytłumaczyć mu moje pomysły?
— Jak mogłaś to zrobić?! Uważasz, że sam do niczego się nie nadaję?! — krzyczał i walnął pięścią w ścianę, co mnie zmroziło.
— Co ty za głupoty opowiadasz? Przecież wiesz, że zrobiłam to po to, żeby ci pomóc, a nie zaszkodzić — odparłam wkurzona.
— Prosił cię ktoś o tę pomoc?!
— Skoro tak stawiasz sprawę, to w porządku. Nie będę ci się już wpierdalać w życie — powiedziałam smutno.
Wzięłam telefon, ubrałam się i wyszłam z mieszkania, trzaskając drzwiami. Słyszałam tylko, że Luke za mną wołał, ale nie zamierzałam się zatrzymywać. Zabolały mnie jego słowa i to cholernie. Dziwiłam się jego zachowaniem, ale jeśli tak mnie potraktował, to nawet nie miałam ochoty z nim rozmawiać.
Nie kłopotałam się, żeby powiadomić Camerona o moim spacerze. Doskonale widziałam, że automatycznie wyskoczył z samochodu i ruszył za mną. Nie oglądałam się za nim, tylko zmierzałam w stronę Central Parku, potrzebowałam pobyć chwilę sama. Ochroniarz chyba wyczuł mój nastrój, bo cały czas trzymał się w znacznej odległości. Czy ja naprawdę zrobiłam aż taką okropną rzecz, że zasłużyłam sobie na takie traktowanie z jego strony?
Trzymałam telefon w ręku i zaciskałam na nim palce z wściekłości, bo cały czas dzwonił i dzwonił. Miałam ochotę wywalić go do śmieci, ale szkoda urządzenia, więc włączyłam tylko tryb samolotowy. Potrzebowałam spokoju. Nie zamierzałam z nim rozmawiać i powinien to uszanować.
Po dotarciu do parku znalazłam najbardziej oddaloną ławkę i po prostu na nią usiadłam, patrząc w niebo. Może to nie była jeszcze odpowiednia pogoda, żeby tak się rozsiadać, ale miałam to gdzieś. Najwyżej będę leczyć przeziębienie – pomyślałam i głęboko westchnęłam. Kątem oka zauważyłam, że Cameron ustał niedaleko ławki obok jakiegoś drzewa i przyglądał mi się uważnie.
Sama nie wiedziałam, co wyczytał z mojej mimiki twarzy, ale chyba nie był gotowy, żeby do mnie podejść. Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać i mężczyzna raczej zrozumiał ten przekaz. Cały czas patrzyłam w niebo i powoli się uspokajałam. Nagle jednak usłyszałam, jak Cameron rozmawiał z kimś przez telefon. Docierał do mnie tylko jego głos.
— Wyluzuj, nic jej nie jest. Cały czas mam ją na oku.
Nie słyszałam tylko jego rozmówcy.
— No człowieku, jest ze mną! — krzyknął i walnął ręką w drzewo.
Zainteresowałam się tym, bo ewidentnie ktoś nie dawał mu spokoju. Miałam tylko nadzieję, że to nie Luke. W zasadzie to nie wiedziałam, czy miał konkretne informacje, który z ochroniarzy dzisiaj się mną opiekuje. Cameron w końcu skończył rozmowę i z wahaniem podszedł do mnie. Popatrzył, po czym zajął miejsce obok na ławce.
— Rozumiem, że nie chcesz o tym rozmawiać, ale ten idiota wydzwania do wszystkich twoich ochroniarzy. Przed chwilą dostałem opieprz od Josha, że jak to możliwe, że jesteś sama gdzieś — powiedział i czekał na moją reakcję.
— Wydzwania do was, bo włączyłam tryb samolotowy. Przepraszam za kłopot.
— Luz, kwestia przyzwyczajenia, ale wydaje mi się, że Luke nie da ci spokoju, póki z nim nie porozmawiasz.
— Próbowałam, uwierz mi, próbowałam — odparłam zrezygnowana. — Chodźmy gdzieś na kawę, nie mam ochoty jeszcze wracać do domu — zaproponowałam i wstałam z ławki, czekając na jego ruch.
Cameron przystał na moją propozycję.
***
Nie wiem, czy to już nie przedostatni rozdział. Zobaczę, jak wyjdzie następny.
Bardzo długo na niego czekaliście, ale nie mogłam się przemóc, żeby go dokończyć.
Miłego dnia!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top