#23

Poprzedni dzień był dla nas wyjątkowo trudny, dlatego nie dziwiłam się, że Luke tak szybko odpłynął do krainy Morfeusza. Ja nie mogłam jakoś zasnąć, dlatego wzięłam gitarę wraz z notesem i zeszłam do salonu. Nie liczyłam na jakieś natchnienie, ale musiałam pchnąć swoją pracę do przodu, w końcu tego oczekiwał ode mnie Michael. Krążek sam się nie skończy, a ja nie mogłam dłużej uciekać przed swoim przeznaczeniem. Usiadłam na kanapie i skupiłam się na swoich myślach. Po chwili w mojej głowie zaczął tworzyć się tekst, który idealnie opisywał mój stan.

W całym tym zamieszaniu straciłam gdzieś swoje „ja". Wciąż pytałam siebie: „gdzie jesteś?", lecz odpowiedzi zawsze było brak. Byłam zagubiona, jak biedna dusza błąkająca się we mgle.

Droga, którą idę, nie jest łatwa, ale powoli szukam siebie. Szukam w swoich wspomnieniach, marzeniach, pragnieniach. Szukam siebie, bo tak jest łatwiej, szukam, bo mam cel.

Zapisałam go od razu i zaczęłam tworzyć akordy, które powodowały moje wzruszenie. Nawet nie zorientowałam się, kiedy po moim policzku spłynęła pojedyncza łza. To był dla mnie znak, że powinnam się już położyć. Zostawiłam gitarę i notes, po czym wróciłam do sypialni i zajęłam miejsce obok Luke'a.

***

Obudziłam się, gdy mężczyzny nie było już w pokoju. Słyszałam, jak krzątał się na dole, ale nie chciało mi się wstawać. Nie mogłam jednak zbyt długo się wylegiwać, bo miałam kilka spraw do załatwienia.

Z ciężkim trudem podniosłam się z łóżka i wybrałam sobie rzeczy, po czym udałam się do łazienki. Cały czas rejestrowałam pukanie garnków i innych przedmiotów kuchennych. Zastanawiałam się, co Luke robił w tej kuchni, ale i tak najpierw postanowiłam wziąć prysznic i dopiero do niego zejść. Dobrze, że czuł się jak u siebie. Bałam się jednak, że ten stan mógł nie potrwać zbyt długo.

W toalecie spędziłam co najmniej pół godziny, dlatego gdy odświeżona zeszłam na dół, to zobaczyłam stół w kuchni gęsto zastawiony jedzeniem. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom, bo przede mną znajdowały się gofry, naleśniki oraz jakieś owoce. Ze zdumienia przecierałam powieki i stałam z otwartą buzią.

— Bo mucha ci zaraz wleci. — Usłyszałam nagle i spojrzałam w stronę Luke'a, opierał się o blat z filiżanką kawy w ręku i zadziornym uśmiechem.

— Przecież nie mieliśmy nic w lodówce, jak zrobiłeś takie śniadanie? — zapytałam zdezorientowana.

— Usiądź i zacznij jeść, bo za chwilę wszystko będzie zimne, mam nadzieję, że będzie ci smakować.

Spojrzałam jeszcze raz na mężczyznę, a potem na stół, po czym zajęłam przygotowane dla mnie miejsce. Zastanawiałam się, o której on musiał wstać, żeby iść do sklepu i jeszcze przygotować tak pyszne śniadanie. Było tego tyle, że sama nie potrafiłam się zdecydować, na co miałam ochotę. Luke widząc moje roztargnienie, nałożył mi najpierw gofra, którego spryskał bitą śmietaną i położył na nim pokrojone w kostkę owoce, po czym zajął krzesło naprzeciwko.

— Możesz mi powiedzieć, co to za zmiana? — zapytałam zdezorientowana.

Cieszyłam się, że Luke w końcu postanowił zrobić coś więcej niż użalanie się nad sobą, ale nie rozumiałam tej drastycznej zmiany. Liczyłam, że to nie było tylko mydlenie mi oczu.

— Chciałem cię przeprosić za wczoraj. Nie wiedziałem, jak mam to zrobić, dlatego pomyślałem o śniadaniu.

— Rozumiem twoje zachowanie i wcale nie byłam na ciebie zła. Cieszę się, że zrobiłeś to dla mnie, ale naprawdę nie oczekiwałam przeprosin — powiedziałam i wzięłam pierwszy kęs gofra.

Jedzenie normalnie rozpływało się w ustach. Nie sądziłam, że Luke był również uzdolniony w tych kwestiach. Powoli zaczęło do mnie docierać, że to człowiek wielu talentów.

— Widziałem twoją piosenkę, piękna jest — wyrzucił z siebie niespodziewanie.

Spojrzałam na niego i się uśmiechnęłam. Wczoraj byłam już zmęczona, więc po prostu zostawiłam wszystko w salonie. Nie przeszkadzało mi, że Luke tam zaglądał, bo to znaczyło, że interesował się tym, co tworzyłam. Po tak długiej przerwie cieszyłam się, że pisanie tekstów znowu sprawiało mi radość. Bałam się do tego wrócić, bo myślałam, że moje myśli wciąż będą krążyły wokół Polski. Nie wiedziałam nawet, że tak bardzo tego potrzebowałam, bo dzięki temu oczyszczałam swój umysł.

— Oby Michael podzielał twoje zdanie — mruknęłam i sięgnęłam po naleśnika.

— Czemu miałaby mu się nie podobać?

— Michael ma specyficzny gust — odparłam, po czym wzięłam kubek z kawą do ręki. — Co będziesz dzisiaj robił? — zapytałam, bo ja nie mogłam zdradzić mu wszystkich swoich planów.

— Przejdę się do stadniny, zobaczę czy powstał jakiś nowy grafik, a później może poszukam jakichś castingów — wyznał, czym szczerze mnie zaskoczył.

— Nie sądziłam, że szukasz ról. Masz coś na oku? — Zainteresowałam się, bo to na pewno było dla niego bardzo ważne.

— Na razie nie, dopiero podjąłem taką decyzję.

— W porządku. Dziękuję za śniadanie, było pyszne, ale muszę już lecieć — powiedziałam i wstałam od stołu.

Włożyłam swoje naczynia do zlewu, po czym podeszłam do mężczyzny i złożyłam na jego ustach soczystego buziaka. Luke był trochę zaskoczony moim zachowaniem, ale go nie skomentował. Liczyłam, że skoro sam zaczął myśleć o castingach, to nie będzie zły o mój pomysł, na który wpadłam.

Wróciłam do sypialni, wzięłam torebkę oraz cieplejszą kurtkę, a następnie zeszłam do salonu i schowałam swój notes z piosenkami i kalendarz. Ubrałam się, pożegnałam z chłopakiem, po czym opuściłam mieszkanie. Byłam ciekawa, którego z ochroniarzy zastanę pod kamienicą. Każdego i tak darzyłam sympatią, więc już nie robiło znaczenia, z którym spędzę cały dzień. Nie bardzo podobał mi się pomysł, żebym codziennie miała ochronę, ale to był wybór Aleca i Michaela. Obawiałam się, że wiedzieli coś więcej, niż chcieli mi powiedzieć. Nie naciskałam, lecz naprawdę się tym martwiłam.

Wyszłam z kamienicy i od razu zauważyłam samochód Camerona. Podeszłam do niego i wsiadłam do środka. Dziwnie się czułam, że potrzebowałam całodobowej ochrony.

— Cześć, jakie mamy dzisiaj plany? — zapytał, gdy tylko zajęłam miejsce i zapięłam pas.

— Hej, chciałabym, żebyśmy najpierw pojechali do mojej mamy — odparłam i wygodniej się usiadłam.

Mężczyzna spojrzał na mnie z podniesioną brwią, ale nie skomentował tego w żaden sposób. Włączył się do ruchu i już powoli pokonywaliśmy ulice Nowego Jorku.

Bałam się, że przez dłuższe jeżdżenie z moimi ochroniarzami zapomnę, jak prowadzi się samochód. W duchu jednak liczyłam, że to było tak samo, jak z jazdą na rowerze. Nie chciałam ich wykorzystywać, ale nie wiedziałam też sensu, by jechać dwoma autami w to samo miejsce. To tylko byłoby marnowanie paliwa i nikomu by to na dobre nie wyszło. W mojej głowie wciąż przewijały się myśli o tej ciągłej opiece nad moją osobą i nie wiedziałam, co miałam o tym myśleć.

— Cameron, mam do ciebie pytanie, ale chcę, żebyś był ze mną szczery — powiedziałam nagle.

— Tak? — zapytał i spojrzał na mnie przelotnie.

— Dlaczego potrzebuję ciągłej ochrony?

Mężczyzna westchnął, ale wciąż unikał odpowiedzi. Zaczął się denerwować, bo jego dłonie mocniej ściskały kierownicę i co chwila przełykał ślinę. Zauważyłam nawet jedną kropelkę potu spływającą po czole. Oby moje przeczucia się nie sprawdziły, lecz wszystkiego mogłam się spodziewać. Wkurzało mnie to, że wszyscy dookoła wiedzieli, a mnie nikt nie raczył poinformować. W końcu to tyczyło się mojej osoby i nie byłam zadowolona z faktu, że ukrywali przede mną jakieś ważne informacje.

— Wracasz do świata muzyki i manager boi się, że ktoś mógłby ci w tym przeszkodzić — wyznał i ponownie westchnął.

— Widzę, że kłamiesz, ale nie ważne, nie będę naciskać — odburknęłam zła.

— Przepraszam, Judith. Nie bądź na mnie zła, ale nie mogę ci nic powiedzieć.

— Ta, dobra. Nie ważne — dodałam i zajęłam się swoim telefonem.

Do mojej mamy dojechaliśmy czterdzieści minut później. Przyjeżdżając tutaj, wciąż czułam się nieswojo z tym całym przepychem, ale nauczyłam się to akceptować, gdy Adeline przeszła przemianę. Nie chciałam się z nią kłócić o takie błahe sprawy, a jej najwidoczniej dobrze się tak żyło, więc nie miałam prawa w to ingerować.

Wyszłam ze samochodu i patrzyłam na Camerona, co zamierzał zrobić. Poszedł w moje ślady, ale naprawdę nie wiedział, jak powinien się zachować. W zasadzie nigdy ze mną tutaj nie przyjechał, więc wcale nie dziwiłam się, że był w szoku. Westchnęłam, po czym popchnęłam go lekko w stronę wejścia.

— Chodź, Mary zrobi ci kawę, a ja porozmawiam z mamą — powiedziałam, na co mężczyzna tylko kiwnął głową.

Weszliśmy na ganek, gdzie zadzwoniłam dzwonkiem. Nie musieliśmy zbyt długo czekać, bo po kilku minutach przed nami pojawiła się Mary. Przytuliłam ją na powitanie i weszłam do środka, ciągnąc za sobą Camerona. Pierwszy raz widziałam, żeby był taki zagubiony i trochę mnie to śmieszyło, ale nie komentowałam tego w żaden sposób. Przedstawiłam ich sobie, po czym udałam się do biura mamy. Jakoś nie chciałam, żeby reszta słyszała, z czym do niej przyszłam.

Zapukałam i czekałam, aż mnie poprosi. Po kilku chwilach usłyszałam te charakterystyczne „proszę", więc nacisnęłam klamkę i weszłam do środka. Tak jak się domyślałam, od mojej ostatniej wizyty tutaj nic się nie zmieniło. Mama zajmowała miejsce przy biurku i coś klikała na komputerze, robiąc przy tym dziwne miny. Czytała tam chyba coś niezrozumiałego, bo wydawała się zdziwiona przeczytanymi informacjami.

— Cześć, mamo — powiedziałam, gdy wciąż na mnie nie spojrzała.

— O, witaj, Judith. Dobrze, że jesteś, musimy porozmawiać. — Spojrzałam na nią i trochę się przestraszyłam, bo to nie wróżyło niczego dobrego.

— W zasadzie, to też chciałam z tobą o czymś porozmawiać — wyznałam od razu. Wolałam być z nią szczera od samego początku.

Kobieta popatrzyła na mnie z jedną brwią podniesioną do góry. Tylko sama nie wiedziałam, od czego powinnam zacząć, bo to dość delikatna sprawa i nie wiedziałam, jak ona to przyjmie. Liczyłam jednak, że nie pomyśli, iż chciałam ją tylko wykorzystać, bo nie taki był mój cel. Aczkolwiek mogłam spodziewać się wszystkiego i nie zamierzałam jej w żaden sposób urazić.

— Dobrze, widzę, że mamy kilka spraw do omówienia. Powiedz mi tylko, jesteś tutaj sama? — zapytała, czym wzbudziła moją podejrzliwość.

— Nie, Cameron ze mną przyjechał, a dlaczego o to pytasz?

Byłam pewna, że wszyscy coś wiedzieli oprócz mnie. W ogóle mi się to nie podobało, bo traktowali mnie jak słabą. Chcieli trzymać mnie w bańce mydlanej, ale tak się nie da. Rozumiałam, że każdy z nich zamierzał mnie chronić na swój sposób, ale zrozumiałam, że to musiało być coś ważnego, skoro wszyscy martwili się moje bezpieczeństwo.

— To na razie nieistotne, kochanie.

— O nie, mamo. Już Cameron mnie zbył, tobie na to nie pozwolę. O co chodzi?

— Kiedy ostatni raz oglądałaś wiadomości?

— Nie wiem, nie miałam czasu. Proszę cię, powiedz, co się dzieje — mruknęłam niezadowolona.

— Louis wychodzi z więzienia — wypaliła i spojrzała w dół, a mi zaparło dech w piersiach.

Nie mogłam w to uwierzyć, przecież postrzelił człowieka, chciał mnie wykorzystać. Jakim cudem wychodzi na wolność? Nie spodziewałam się takich rewelacji, a już na pewno nie byłam na nie przygotowana. Wiedziałam, że prawo działało różnie, ale dlaczego w taki sposób? Myślałam, że nie zobaczę go przez następnych kilka lat. Czy już zawsze miałam żyć w obawie o własne życie przez tę psychiczną rodzinę?

— Jak to? — zapytałam, bo tylko na tyle było mnie stać.

— Jego prawnik wywalczył kolejną rozprawę. Louis wychodzi za dobre sprawowanie. Nie rozumiem tego, ale na pewno nie pozwolę mu was ponownie skrzywdzić. Przykro mi, Judith. Próbowałam temu zapobiec, niestety mi się nie udało.

— Czy Alec i Michael o tym wiedzą?

— Tak.

— To stąd ta całodobowa ochrona — powiedziałam zrezygnowana, gdy połączyłam wszystkie kropki.

Czułam się przez nich wszystkich oszukana. Oczywiście, że obawiałam się o swoje życie, ale nie powinni tego przede mną ukrywać. W każdym razie nie w tak ważnej kwestii. Louis to moja przeszłość, która podąża za mną w każdym aspekcie. Nie zamierzałam się temu poddać, lecz byłam zdania, że powinnam wiedzieć o tym szybciej. Czemu myśleli, że gdy mi o tym nie powiedzą, to będę spokojniejsza. Prędzej czy później i tak bym się o tym dowiedziała. Miałam słabą psychikę, byłam tego świadoma, jednak potrafiłam już sobie z tym radzić. Zaczęłam się zastanawiać, czy moi przyjaciele o tym wiedzieli. Ech, tylko czy powinnam się na nich gniewać?

— Naprawdę mi przykro, Judith.

— Nie ważne. Dam sobie radę. Zbiło mnie to z tropu, ale przyszłam do ciebie w innym celu — wyznałam wciąż zaskoczona.

— Słucham, co cię do mnie sprowadza?

— Jaka jest szansa, żebyś pomogła Luke'owi w karierze? — zapytałam prosto z mostu.

— Kochanie, jak ty to sobie wyobrażasz?

— Wiem, że nie ma dyplomu. Jednak Luke jest naprawdę utalentowany. Oglądałam jego wystąpienia w poprzednich latach, on serio się do tego nadaje. Zawsze dostawał główną rolę. Mało tego, ty nawet nie wiesz, jak śpiewa, wystąpił razem ze mną i to naprawdę idealny występ. Chciałabym, chociaż tyle dla niego zrobić, skoro on uratował moje życie — mówiłam, coraz bardziej zatracając się wspomnieniach. — Aktorstwo to jego pasja i wiem, że wtedy byłby szczęśliwy. Mamo, on cały czas się zadręcza. Mieszka teraz ze mną — wypaliłam nagle, po czym przypomniałam sobie, że w ogóle jej wcześniej o tym nie powiedziałam.

— Jak to z tobą mieszka?

— To historia na inny dzień. Niestety naszą przeszkodą są pieniądze — mruknęłam.

— Judith, sama muszę zobaczyć, co on potrafi. Nie mogę w ciemno posłać go do jakiegoś reżysera. Wyślij mi wszystko, gdzie mogę go zobaczyć, ale chciałabym też przećwiczyć z nim coś. O ile się zgadzasz, bo to jedyne, co mogę zrobić na początek — powiedziała i uśmiechnęła się do mnie.

Nie zwlekałam długo, tylko rzuciłam się na nią i mocno ją do siebie przytuliłam, wciąż jej dziękując. Nie mogłam w to uwierzyć i bardzo się z tego cieszyłam. Nie liczyłam na cud, ale jak widać, warto być dobrej myśli. Nie chciałam nic robić za plecami Luke'a, ale wiedziałam, że gdybym na początku powiedziała mu o moim pomyśle, to próbowałby mnie przekonać, że to niedopuszczalne. Liczyłam jednak, że obecnie zrozumie, dlaczego postanowiłam to zrobić. Po prostu chciałam, by miał coś z tego życia, na pewno nie zamierzałam mu zaszkodzić. Nie spodziewałam się, że mama tak gładko to przyjmie, to bardzo wiele dla mnie znaczyło.

Z każdym dniem przekonywałam się, że mogłam na nią liczyć ze wszystkim. Brakowało mi tego, gdy byłam młodsza, ale teraz mama nadrabiała te zaległości i bardzo się z tego cieszyłam.

***

Mam nadzieję, że rozumiecie działania Judith ;) 

Miłego dnia! 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top