#13

Czas mijał cholernie szybko. Powoli szykowałam się na pierwsze konsultacje z psychologiem, którego ogarnął Alec. Stresowałam się, bo nie wiedziałam, co mnie czekało, a brak odzewu od Luke'a w ogóle w tym nie pomagał. W nocy nie mogłam spać, więc wstałam dosyć wcześnie i bardzo szybko się ubrałam oraz zjadłam śniadanie. Cały czas czekałam jak na szpilkach, bo nie potrafiłam się uspokoić. Wiedziałam, że to normalna osoba, ale nie miałam pojęcia, czy będę umieć się przed nią otworzyć. Ciężko opowiadać o tak trudnych doświadczeniach.

Zebrałam ze sobą wszystkie dokumenty, które przygotował prawnik z managerem, między innymi klauzulę poufności. Wiadomo, że to specjalista i nie powinien nikomu mówić o moim leczeniu bez mojej zgody, jednak pani musiała to podpisać, w razie gdyby wypłynęło coś do mediów. To było takie zabezpieczenie nie tylko dla mnie, ale i dla niej. Jeśli Alec jej ufał w tych sprawach, to musiałam dać z siebie wszystko i zacząć mierzyć się ze swoją traumą.

Wyszłam z mieszkania i wsiadłam do swojego samochodu. Od tych pamiętnych wydarzeń nie jeździłam nigdzie sama taksówkami, ani środkami miejskiego transportu. Wiedziałam, że nikt nie rzuci się na mnie zaraz po zamknięciu drzwi, ale nie ufałam już nikomu. Skąd miałam mieć pewność, że Patrick, czy Louis faktycznie znajdują się za kratkami. Obsesyjnie oglądałam się za siebie i cholernie mi się to nie podobało, ale nie mogłam też zamknąć się w mieszkaniu i w ogóle z niego nie wychodzić.

Odpaliłam silnik i powoli włączyłam się do ruchu drogowego. Adres wbiłam w nawigację, bo mimo że mieszkałam w Nowym Jorku, to w tamtej dzielnicy jeszcze nie byłam. Nie chciałam się spóźnić, więc wyjechałam z półgodzinnym zapasem. Mimo że to dopiero początek dnia, to na ulicach już panował zgiełk. Powoli zaczęłam się zastanawiać, czy może lepiej nie byłoby dla mnie przeprowadzić się na obrzeża miasta lub na jakąś mniejszą prowincję. Może wtedy odpoczęłabym od tego całego szumu i znalazłabym siłę, by się wyleczyć. Tylko czy byłam na to gotowa? Zawsze mieszkałam w dużym mieście i nie wiedziałam, czy potrafiłabym tak z tego zrezygnować.

Na miejsce dojechałam pół godziny przed czasem. Wysiadłam z samochodu i rozejrzałam się dookoła. Znajdowałam się w Ozone Park w dzielnicy Queens i dostrzegłam jakiś tor wyścigowy, który mnie zaintrygował. Oczywiście nie miałam czasu, by do niego zachodzić, ale może innym razem uda mi się go obejrzeć z bliska. Kręcąc się wokół własnej osi, zauważyłam zabytkową wieżę zegarową, która stanowiła charakterystyczną część tej strony Nowego Jorku. Nie mogłam się rozpraszać, więc szybko odszukałam wzrokiem odpowiedni adres pani Anabelle i weszłam do budynku.

W recepcji przywitała mnie przesympatyczna pani, która zapytała, na którą godzinę byłam umówiona i sprawdziła wszystko w komputerze. Kazała mi jeszcze chwilę poczekać, więc w tym czasie wysłałam wiadomość do Aleca.

Ja: Czy ja powinnam dać do podpisania tę klauzulę recepcjonistce?

Manager, Alec: Jeśli taka osoba się znajduje to tak, ale najpierw musisz zapytać o to panią doktor, w końcu to jej podwładna.

Ja: Okej, dzięki za informacje. Pogadamy, jak wrócę do domu.

Wysłałam ostatnią wiadomość i wyciszyłam telefon, wciąż czekając na swoją kolej. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, by zająć czymś myśli. Wszystko było zachowane w jasnych, pastelowych kolorach, nie znalazłam tam nic przygnębiającego. Na ścianach wisiały różne dyplomy, certyfikaty. Nie spodziewałam się, że psycholog również cały czas pogłębia swoją wiedzę, myślałam, że trzyma się tylko jednej specjalizacji.

— Może pani wejść, pani Anabelle już czeka — powiedziała pracownica, wyrywając mnie z moich myśli.

— Dziękuję — odparłam, po czym wstałam z miejsca i wzięłam głęboki oddech.

Weszłam do gabinetu i pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to ogromne okna skierowane w stronę tego toru wyścigowego. Pomieszczenie było dosyć przestronne, po lewej stronie od wejścia znajdował się regał z segregatorami i różnymi książkami. Na wprost siedziała pani doktor za swoim dębowym biurkiem, które oddzielało je od pacjenta. Natomiast po prawej zauważyłam fotel i leżankę w kolorze zielonym, więc automatycznie pomyślałam, że pewnie tam odbywały się sesje.

— Dzień dobry — powiedziałam, gdy niepewnie przekroczyłam próg i zamknęłam drzwi.

— Dzień dobry, jak mniemam panna Judith — odparła z uśmiechem. — Proszę, ja nie gryzę — dodała i wskazała ręką miejsce naprzeciwko siebie. — Najpierw musimy dopełnić formalności.

Niepewnie podeszłam do krzesła i zajęłam miejsce, które czekało na mnie. Nie wiedziałam, czemu byłam taka wystraszona, bo nigdy mi się to nie zdarzało i zawsze byłam pewniejsza siebie. Zrozumiałam, że nawet takie błahe sprawy sprawiały mi trudność i musiałam przezwyciężyć swój strach. Dobrze, że zdecydowałam się na konsultacje z psychologiem, ale bałam się, że ona sama mi nie pomoże.

— Manager i prawnik nalegali, żeby podpisała pani klauzulę poufności — powiedziałam, gdy zebrałam w sobie wszystkie siły.

— Jasne, nie ma sprawy. Poproszę dokumenty — rzekła i się uśmiechnęła.

— Czy pani pracownica również mogłaby to zrobić? — Kobieta spojrzała na mnie i kiwnęła tylko głową, po czym wezwała swoją podwładną przez telefon.

Recepcjonistka wsadziła głowę przez drzwi i jeszcze raz zapytała, o co chodzi. Pani doktor kazała jej wejść do środka i zamknąć za sobą. Podała jej dokumenty do ręki.

— Podpisz, proszę klauzulę poufności — powiedziała i uśmiechnęła się do niej.

Odebrałam ją jako taką bardzo pozytywną osobą, mimo że nie zamieniłyśmy ze sobą zbyt wielu zdań. Cały czas była radosna i przyjemna. Miała szacunek do swojego pracownika, co bardzo w niej ceniłam. Niektórzy doktorzy traktowali wszystkich góry, a ona była taka uprzejma. Podejrzewałam, że mogłaby być w wieku mojej mamy, więcej lat bym jej nie dała. Dlatego postanowiłam jej zaufać, bo na pewno znała się na swoim fachu i w jakiś sposób mogła mi pomóc. Mimo przeżytych już lat wciąż świetnie się trzymała, bo nie zauważyłam u niej większych zmarszczek niż te, które powodowała swoim uśmiechem. Włosy miała długie, ciemne i gęste, z lekkimi prześwitami siwizny, ale jak widać, w ogóle jej to nie przeszkadzało. Po kilku minutach zostałyśmy już tylko we dwie.

Pani psycholog jeszcze coś zapisywała w swoim komputerze, po czym poprosiła, żebyśmy przeszli na leżankę. Tak w sumie to nie wiedziałam, czy byłam na to gotowa, ale postanowiłam spróbować, bo w końcu nie chciałam zaprzepaścić swojej ciężkiej pracy. Usiadłam na miejscu dla pacjentów i dalej nie wiedziałam, co miałam ze sobą zrobić.

— Jeśli masz ochotę, to możesz się położyć — zaczęła pani Anabelle. — Właściwie nie zapytałam, czy mogę mówić do ciebie po imieniu?

— Tak, w sumie nawet tak bym wolała — odparłam i spojrzałam na nią.

— Jak się dzisiaj czujesz? — zapytała i byłam ciekawa, czy tak rozpoczynała się każda konsultacja.

— Nie wiem, dziwnie. Nigdy nie byłam w takiej sytuacji.

— Nie bardzo rozumiem, do której sytuacji się odnosisz — powiedziała poważnie i patrzyła na mnie, wyczekując mojej odpowiedzi.

— Nigdy nie rozmawiałam z obcą osobą o moich problemach — wyraziłam się jaśniej, a pani doktor zapisała to w swoim zeszycie.

Zawsze mnie to zastanawiało, jak widziałam to na filmach, ale nigdy nie rozumiałam, o co w tym chodziło. Może to był odpowiedni moment, żeby o to zapytać? Miałam świadomość, że przyszłam tutaj, by mówić o sobie, ale co za problem, gdy od czasu do czasu odbiegniemy od tematu?

— Czemu psychologowie zapisują wszystko w zeszycie? — zapytałam otwarcie.

— Każdy psycholog pracuje inaczej. Mnie zapiski pomagają zrozumieć pacjenta, wiem, nad czym powinnam skupić swoją uwagę — odparła z uśmiechem. — A dlaczego ty jako piosenkarka zapisujesz swoje piosenki i nuty?

— Bo wtedy mam wszystko pod ręką, gdybym w razie czegoś zapomniała, to mogłam do tego wrócić i na nowo przypomnieć sobie swoje uczucia — wyznałam, co przyszło mi z łatwością.

— Właśnie, dlatego wydaje mi się, że powinnaś mnie zrozumieć. Zdaję sobie sprawę, że nie jesteś gotowa na wyznanie swoich krzywd, ale od czegoś musimy zacząć — zagaiła delikatnie. — Co sprawia, że się uśmiechasz?

— Wiele rzeczy, może mi pani powiedzieć, co to za tor? — zapytałam i wskazałam ręką za okno.

Trochę zachowałam się jak dziecko, bo nie powinnam nigdzie pokazywać palcami, ale to było silniejsze ode mnie. Byłam nim zaintrygowana i chciałam się czegoś o nim dowiedzieć. Może wtedy byłabym skłonna opowiedzieć jej trochę o moim życiu. Kobieta spojrzała na mnie wyrozumiale i się tylko uśmiechnęła.

— Widzę, że dzisiaj nie bardzo chcesz nawiązać do tematu. To tor Aqueduct, miejsce, w którym odbywają się wyścigi koni pełnej krwi angielskiej, naprawdę wspaniałe widowisko. — Rozmarzyła się i patrzyła na mnie wyczekująco.

W pierwszej chwili pomyślałam o Luke'u i jego pasji do koni. Mimo wspaniałego aktorstwa miał również dryg do tych pięknych stworzeń. Uśmiechnęłam się na samą wzmiankę o nim, ale po chwili automatycznie posmutniałam. Bo zrozumiałam, że mogłam stracić go już na zawsze. Aczkolwiek wciąż miałam nadzieję, że wybaczy mi mój występek i będę mogła go kiedyś tu zabrać. Byłam ciekawa, czy słyszał o tym miejscu, może udałoby mi się go zaskoczyć.

— O czym pomyślałaś, że najpierw zareagowałaś tak entuzjastycznie, a później uśmiech opadł? — zapytała pani Anabelle.

Zastanawiałam się, czy powinnam jej o tym powiedzieć, ale w końcu po coś do niej przyszłam. Luke również stanowił ważny element w tej historii i nie mogłam go pomijać, bo tak naprawdę nasze losy splotły się już dawno temu i nie było odwrotu. On cierpiał przeze mnie, a ja przez niego, ale za każdym razem doskonale się uzupełnialiśmy.

— Pomyślałam o moim chłopaku. Moja reakcja była spowodowana tym, że obecnie mamy gorsze dni i sama nie wiem, czy będzie lepiej — odpowiedziałam i zamyślona spojrzałam w okno, jakby ono miało dać mi odpowiedź.

— Boisz się, że już się nie pogodzicie? — Wzruszyłam tylko ramionami, bo naprawdę nie wiedziałam, jak powinnam na to zareagować. — Kto zawinił? — zapytała, podtrzymując rozmowę.

— Trochę ja, trochę on, nie wiem. To wszystko zrobiło się bardzo skomplikowane.

— Judith jesteś gotowa zrezygnować z tego związku, bo pojawiły się problemy? — Znowu zabrała głos, czym mnie trochę zirytowała, bo tak naprawdę jeszcze nic jej nie opowiedziałam, a ona już wyciągała pochopne wnioski.

Myślałam, że psycholog powinien słuchać i czasami zadawać pytania. Doskonale wiedziałam, że się na tym nie znałam, ale tak na dobrą sprawę pani Anabelle nie usłyszała całej historii, a już wywnioskowała, że chciałam zrezygnować. Jasne, powiedziała to w formie pytania, ale no ludzie, to dla mnie znaczyło to samo. Rozumiałam, że nie powinnam się na nią obrażać, bo kobieta chciała mi pomóc, lecz w jakiś sposób mnie to dotknęło i nie chciałam być niemiła, dlatego przez dłuższą chwilę zbierałam myśli, by nie wykrzyczeć jej w twarz, że nie miała o niczym pojęcia.

— Nie hamuj się, widzę, że jesteś zła — powiedziała spokojnie, badając moją reakcję.

— Czy pani prowokuje mnie specjalnie? — odpyskowałam, bo już nie potrafiłam się powstrzymać.

Spędziłam tu może z pół godziny, a ja już miałam dość. Jeśli tak miała przebiegać moja terapia, to sama nie wiedziałam, czy byłam na nią gotowa. Pani doktor mi nic nie zrobiła, ale naprawdę odczuwałam niepohamowaną złość w jej kierunku i nie rozumiałam tego. Nigdy nie reagowałam tak gwałtownie i szczerze sama się siebie obawiałam. Czy byłam zdolna, by zrobić sobie krzywdę z tej bezsilności? Chciałam żyć normalnie, wrócić do swoich zajęć, ale w takim stanie nie mogłam stanąć na scenie. Każde działanie przeciwko mnie pobudzało we mnie same negatywne emocje. Dobrze, że przyszłam na terapię, ale jeśli kobieta nie znajdzie na mnie innego sposobu, to musiałam pomyśleć, co zrobić, by tak nie wybuchać.

— Nie, Judith. Staram się wybadać twoje reakcje na moje słowa i już zdążyłam zauważyć, że nie radzisz sobie z przytykami do twojej osoby.

— Nigdy nie miałam z tym problemu, przyjmowałam krytykę i uczyłam się na własnych błędach, nie wiem, co się zmieniło — odparłam szczerze. — Przykro mi, ale ja już dzisiaj nie mam więcej siły na dalsze konsultacje, to dla mnie za dużo — dodałam ciszej, unikając jej wzroku.

— Dobrze, rozumiem. Cieszę się, że w ogóle postanowiłaś przyjść, to już wielki krok naprzód — powiedziała i się uśmiechnęła.

— Każdy krok naprzód przybliża mnie do moich marzeń — zagaiłam od niechcenia, na co kobieta szczerze się rozpromieniła. —Kiedy następne spotkanie? — zapytałam, bo nie chciałam już przedłużać.

Kobieta wstała ze swojego miejsca i podeszła do biurka, gdzie zapewne miała swój kalendarz. W pierwszej chwili żałowałam, że nie wzięłam swojego, nigdy się z nim nie rozstawałam, a jak widać, przez te wszystkie wydarzenia miałam głowę w chmurach. Uznałam jednak, że to nic straconego, bo zanotuję sobie, jak wrócę do domu. Patrzyłam na panią doktor, jak skrupulatnie przeglądała terminarz i co chwila mrużyła oczy. Zaczęłam się zastanawiać, czy nie miała problemu ze wzrokiem, ale raczej głupio było o to zapytać. Po chwili popatrzyła na mnie i znowu zatonęła w swoim kajecie.

— Co powiesz na piątek w tym tygodniu? — Kiwnęłam twierdząco głową. — Przyjdź do mnie o jedenastej. Musimy częściej się spotykać, by przeanalizować twoje zachowanie — powiedziała i podała mi kartkę samoprzylepną z następną wizytą. — Aha, Judith — zatrzymała mnie, gdy już trzymałam klamkę od drzwi. — Jeśli po siódmym spotkaniu nie będę widziała poprawy, to będę musiała skierować cię do zakładu zamkniętego — dodała smutno.

— Dobrze, rozumiem — odparłam lekko zdenerwowana. — Dziękuję za dzisiaj, do widzenia — dodałam uprzejmie i wyszłam z gabinetu.

Pożegnałam również recepcjonistkę i opuściłam budynek. Po takim spotkaniu powinno być mi lepiej, ale było zupełnie odwrotnie. Na sercu czułam ogromny ciężar i tak naprawdę nie rozumiałam, czym był on spowodowany. Zawsze z nawet najmniejszymi sukcesami zgłaszałam się od razu do Luke'a i moich przyjaciół, jednak teraz mogłam napisać tylko do Meredith i Cody'ego. Żałowałam, że tak łatwo dałam się wyprowadzić z równowagi przez Abigail, bo doprowadziłam do tego, że Luke się ode mnie odciął. Sama byłam sobie winna i powinnam podziękować tylko sobie. Aczkolwiek im dłużej o tym myślałam, tym bardziej dochodziłam do wniosku, że nasz związek wisiał na włosku. Nie wiedziałam, czy byliśmy jeszcze w stanie go ratować.

Stanęłam przed swoim samochodem, ostatni raz obejrzałam się na okolicę i z westchnięciem wsiadłam do środka. Odpaliłam silnik i ruszyłam w stronę domu. Kiedy moje życie aż tak bardzo się skomplikowało? Dlaczego nigdy nie mogłam mieć z górki, tylko zawsze pod górkę? Wiedziałam, że nie miałam najgorzej na świecie, ale w ostatnim czasie los dobitnie się ze mnie śmiał. Czy byłam skłonna stawić temu czoła? Może czas najwyższy wyciągnąć głowę z piasku i stanąć na równe nogi?

***

Droga do domu zajęła mi mniej więcej godzinę, więc w sumie miałam przed sobą jeszcze większą część dnia i nie wiedziałam, jak miałam spożytkować ten czas. Musiałam w końcu się przełamać i opowiedzieć o wszystkim mamie, bo co powiem, gdy faktycznie pani Anabelle skieruje mnie do szpitala na oddział zamknięty? Nie chciałam tego, bałam się tam trafić, bo równie dobrze mogło mi się tam pogorszyć. Liczyłam na to, że nic takiego się nie wydarzy, ale już niczego nie byłam pewna.

W mieszkaniu przebrałam się w dresy i dłuższą bluzę, po czym postanowiłam pojechać do mamy. Zrozumiałam, że powinnam jej o wszystkim opowiedzieć, chciałam mieć to już za sobą, a trochę słabo by było, gdyby pierwsza dowiedziała się pani psycholog. Wzięłam potrzebne dokumenty i wyszłam znowu do samochodu. Żałowałam, że bałam się chodzić pieszo, bo na dworze była naprawdę piękna pogoda, jednak nie chciałam ryzykować. Kiedy przyjdzie czas, że nie będę się wiecznie oglądała za siebie?

Wsiadłam do auta i ruszyłam tylko w mi znanym kierunku. Nie rozglądałam się na boki, tylko całą uwagę skupiłam na drodze. Nie chciałam się rozpraszać, bo musiałam się rozluźnić i pozbierać myśli przed rozmową z mamą. Bałam się, jak ona to przyjmie, ale miałam nadzieję, że stanie po mojej stronie, chociaż z nią to różnie bywało. Liczyłam, że jej przemiana zaszła w niej na zawsze. Nie ufałam jej jeszcze tak w stu procentach, ale to moja matka i zdecydowałam, że powinna o wszystkim wiedzieć.

Jadąc przez miasto, próbowałam się uspokoić, ale przekraczając bramę wjazdową na posesję mojej mamy, znowu poczułam okropne zdenerwowanie. Powtarzanie tego w kółko w ogóle mi nie pomagało i bałam się, że już nigdy nie wrócę do dawnej siebie. Rozumiałam, że to nie łatwa droga, lecz chciałam mieć to już wszystko za sobą. Szkoda, że nie dało się tego przewinąć i zapomnieć.

Zaparkowałam samochód i wysiadłam z niego na miękkich nogach. Musiałam chwilę zatrzymać się przy aucie, bo obawiałam się, że przy pierwszym kroku będę miała bliskie spotkanie z ziemią. Nie wiedziałam, co mnie naszło, żeby tutaj przyjeżdżać, ale prędzej czy później prawda i tak wyszłaby na jaw. Może wtedy łatwiej będzie mi opowiedzieć to pani Anabelle. W końcu wzięłam trzy głębsze wdechy i z ciężkim sercem podeszłam do drzwi.

Zadzwoniłam i czekałam, a minuty ciągnęły mi się w nieskończoność. Po chwili jednak Mary otworzyła drzwi i szczerze się uśmiechnęła. Chciała zamknąć mnie w niedźwiedzim uścisku, ale potraktowałam ją lekko z dystansem. Nie zamierzałam sprawiać im przykrości, jednak nie byłam jeszcze gotowa na tak czułe powitania. Kobieta spojrzała na mnie tylko ze smutkiem w oczach, lecz nic nie powiedziała i wpuściła mnie do środka.

— Mary, czy mama jest w domu? — zapytałam, gdy przez dłuższą chwilę milczałyśmy.

— Tak, czy coś się stało?

— Właściwie to tak, muszę z nią porozmawiać. Nie obraź się, ale wolałabym, aby to ona przekazała ci, czego się ode mnie dowiedziała — powiedziałam, nie kryjąc swojego zdenerwowania.

— Jasne — odparła, po czym udała się w głąb domu i zapewne szukała mamy.

Ponownie wzięłam kilka wdechów na uspokojenie i przeszłam do salonu. Tak naprawdę nie wiedziałam, czy to było odpowiednie miejsce na wyjawienie historii, ale na razie nie wpadłam na nic lepszego. Czekałam, jak na szpilkach, zanim Adeline nie pojawiła się w progu. Popatrzyła na mnie, zauważyłam, że była zaniepokojona, co rzadko się u niej zdarzało. Spojrzałam jej w oczy i automatycznie poczułam łzy pod powiekami. Otrząsnęłam się najszybciej, jak tylko mogłam, by tego nie zauważyły.

— Chodź, Judith. Pójdziemy w bardziej ustronne miejsce — wymówiła to w tak apodyktycznym tonie, że aż się przestraszyłam.

Kobieta tylko czekała na moją reakcję, ale w końcu się podniosłam z kanapy i ruszyłam za moją mamą.

***

Jak myślicie, czy Judith odważy się opowiedzieć o wszystkim mamie?

Miłego dnia, kochani!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top