10 | everything i own.

13 / 04 / 2014
[ N I E O K R E Ś L O N E P O Ł O Ż E N I E ]

― ...czekaj, ale jakim cudem? ― Ethan nie mógł uwierzyć w to, co właśnie usłyszał od swojego brata. Cyrus wzruszył ramionami, wzdychając ciężko. Usiadł w fotelu pilota obok Ethana i splótł ręce na piersi, jakby przygotowywał się do wygłoszenia jakiegoś pouczającego monologu.

― Wiesz, nie chcę cię dobijać, ale... minęło już trzydzieści lat ― zaczął Cyrus, a Ethan przetarł twarz dłonią, kiedy ta realizacja w pełni w niego uderzyła. ― Ogólnie to poleciałem na Virsis odebrać łupy od chłopaków. Luke mówił, że mają spory przekaz z ostatniej akcji. No, ale wiesz, jak to jest z tym małym, podstępnym chujkiem. Poszliśmy do baru, siedział tam taki dziwny koleś. I najpewniej całkowicie bym go zignorował, ale... ale jak przechodziliśmy obok, to chyba każdy z nas usłyszał, jak pierdoli coś o Morag. Powierzchnia jest już stabilna. Niezbyt przyjemna, ale stabilna. Nie rozpoznałbyś w tym starego, dobrego Morag, to jedno jest pewne. Ale skoro my już o tym wiemy, to niedługo cała galaktyka zacznie o tym krzyczeć, o ile to się już nie stało. Także musimy działać szybko. Decyzja należy do ciebie.

Ethan wpatrywał się w bliżej nieokreślony punkt, gdzieś tam w nieprzeniknionym wszechświecie rozciągającym się przed ich oczami. Nie mógł uwierzyć, że czas tak bardzo zrobił go w chuja ― ciągle miał wrażenie, że życie pędzi, ale nie spodziewał się, że aż tak. Trzydzieści lat? Naprawdę minęło już trzydzieści lat? A nawet trzydzieści jeden, od momentu, w którym poznał Jewel. Trzydzieści lat!

Od trzydziestu lat nie słyszał nazwy tej przeklętej planety, i tyle samo czasu uznawał to, co się tam działo, za temat tabu. Jeżeli miał być szczery, to miał taką cichą nadzieję, że nie dożyje tego dnia, w którym wszystkie demony jego przeszłości nagle wypełzną z tego metalowego pudła, do którego je wrzucił i schował głęboko pod pokładem.

― ...mamy prawo do tego, co tam jest, no nie? ― zapytał nagle zamyślony Ethan, a Cyrus zerknął na niego spod uniesionych brwi, przechylając lekko głowę, żeby lepiej przyjrzeć się bratu.

― ...teoretycznie... to tak. No, może nie do końca my. Ale Milky? Więzy krwi aż krzyczą, chłopie.

― Nie ― powstrzymał go niemal natychmiast Ethan, zanim Cyrus miał szansę dodać cokolwiek więcej. ― Ona nie może tam lecieć. Dla niej to miejsce nie istnieje.

― ...Ethan, ona się kiedyś dowie. Poza tym, nie masz dosyć życia w kłamstwie? ― Cyrus spotkał się ze znaczącym milczeniem. A dawno już nie był świadkiem takiej reakcji ze strony brata. Dlatego uznał, że nie będzie rozgrzebywał tego tematu, chociaż w jego głowie już układał się podstępny, okrutny plan. I źle się z tym czuł, ale wiedział, że nie ma innego wyjścia. ― Mam tam lecieć sam?

― Tak byłoby najlepiej ― odparł cicho Ethan, wpisując na ekranie współrzędne Autotune. Tej maleńkiej planetki karłowatej, która od jakiegoś czasu była ich domem. ― I nie mów jej nic, rozumiesz? To nasza sprawa. Twoja i moja. Nikogo innego.

Cyrus kiwnął głową, ale jasne było, że nie wziął tych słów na poważnie.

────*.·:·.☽✧ ✦ ✧☾.·:·.*────

14 / 04 / 2014
[ R A X A C O R I C O F A L L A P A T O R I U S ]
R45F A11670913 + 94827461

― Czyli spora kasa, tak?

Wiedział, że to było nieuniknione. Dlatego po prostu kiwnął głową, wymuszając podstępny uśmieszek, i puścił oczko swojej bratanicy, żeby zapewnić ją o tym, że naprawdę się dzięki tej akcji wzbogacą. Milky przygryzła dolną wargę, a oczy wręcz zaczęły jej się świecić, kiedy dostrzegła to nieme zapewnienie o dobrych zyskach.

― Okej ― mruknęła, szybko związując włosy w wysoki kucyk na czubku głowy. ― Muszę jeszcze wpaść do baru w centrum, żeby zaopatrzyć się w parę rzeczy, ale potem polecę na miejsce. Czemu sam się nie wybierzesz?

― Bo już jestem spóźniony na spotkanie z potencjalnymi pracodawcami na Virsis ― wytłumaczył Cyrus, bez cienia niepewności. Milky pokiwała ze zrozumieniem głową, zbierając się do wyjścia ze statku swojego wujka. ― Jestem pewien, że sobie poradzisz.

― No ba ― zaśmiała się dumnie Milky, salutując niedbale, kiedy już opuszczała pomieszczenie. ― Dam znać, jak dorwę to cacko. Trzymaj się, wujciu!

Cyrus obserwował kobietę, kiedy opuszczała jego statek skocznym krokiem. Czasami wydawało mu się, że kiedy była w pobliżu, w pewnym sensie cofał się w czasie; znowu był tym chłopakiem sprzed lat. Tym, co ciągle upominał swojego brata i próbował trzymać go z dala od tarapatów, z których i tak musiał go potem wyciągać. Tym samym, który przywoził swojej ukochanej bratanicy tony prezentów i wiecznie mało mu było jej śmiechu i iskierek szczęścia w ciekawych, ciemnych oczach.

Bał się, że pewnego dnia ją straci; a gdyby stracił Milky, nigdy nie wybaczyłby sobie, że nie dowiedziała się prawdy.

────*.·:·.☽✧ ✦ ✧☾.·:·.*────

18 / 04 / 2014
[ A U T O T U N E ]
A5UE T77118730 + 66320091

― Yondu to chuj i każdy o tym wie, ale układ o dzieciakach nadal obowiązuje, i wiesz, chociaż czasami z trudem się powstrzymywałem, żeby nie odstrzelić łba jego smarkaczowi, to jednak w tym postanowieniu wytrwałem i wiem, że on też to zrobi.

― ...masz z nim układ? ― zapytał zdezorientowany Luke, nadal posłusznie drepcząc za swoim dobrym przyjacielem, kiedy obydwaj biegli do portu, żeby Ethan mógł wyruszyć na ratunek słodkiej Milky Blue. ― Jaki, kurwa, układ?

― ...nie wiem, to wyszło automatycznie ― odparł obojętnie Ethan, zatrzymując się przy swoim statku. Niby był wściekły na Cyrusa o tę całą akcję z łupem z Morag, ale z drugiej strony wiedział, że ma jeszcze dwie opcje. Mógł powiedzieć prawdę swojej córce, to prawda; ale istniała mała możliwość, że na wcale nie grzebała w przeszłości. Albo... mógł udawać, że nic nie zaszło, i dalej trwać w słodkim kłamstwie i niewiedzy. ― Zostań tu. Jak będziecie nam potrzebni, to dam znać.

Luke kiwnął głową, żegnając się z szefem, po czym Ethan wbiegł do swojego statku i skupił się na tym, aby jak najszybciej znaleźć się w wyznaczonym przez Yondu miejscu. Cyrus już na niego czekał, ale zgodnie uznali, że sam nie poradzi sobie z całym zespołem Łowców.

Zawsze musiała się w coś wpakować, zawsze. I Ethan przywykł do tego po tych wszystkich latach. Zazwyczaj dobrze się bawił podczas wyciągania swojej córki z jakiegoś głębokiego bagna, bo przypominało mu to o starych czasach, kiedy życie było... inne. Lekkie, naturalne. Bywało, że naprawdę mocno za tym tęsknił. Za Jeelsie, za małą Milky, za całą swoją drużyną, którą stracił przed laty.

Oddałby wszystko, żeby móc cofnąć czas i naprawić to, co spieprzył; uratować kilka istnień. Sprawić, że jego córka miałaby jeszcze lepsze dzieciństwo, niż w rzeczywistości.

Wszystko.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top