03 | love train.

15 / 07 / 1983
[ M O R A G ]
M31V J00443799 + 4129236

Wygrała.

Świętowali w jej komnacie, popijając jakiegoś wykwintnego szampana i zajadając się słodkościami, o których Ethan zazwyczaj tylko marzył (albo kradł, tak okazjonalnie, w chwilach słabości). Niby udawał, że cieszy się z jej zwycięstwa i życzy jej jak najlepiej, ale złapał się kilka razy na tym, jak morduje w myślach następcę tronu Morag na jakieś sześćset możliwych sposobów.

Był obecny ciałem, ale nie duszą. Jedna półkula jego mózgu okazała się okrutnym sadystą, a druga przebiegłym złodziejem. O ile świadomy był istnienia tej ostatniej, o tyle ta początkowa nieźle go zaskoczyła. Sam był zdziwiony, że potrafi być aż tak kreatywny. I naprawdę starał się odepchnąć te myśli na bok; głównie dlatego, że powinien skupiać się na ostatnich szczęśliwych momentach z Jewel i planowaniu sprytnego wtargnięcia na teren pałacu.

Czuł się podle. Ale sytuacja zmuszała go do udawania, że wszystko jest w porządku.

― To kiedy koronacja? ― zapytał nagle, zanim Jewel zdążyła ponownie napełnić kryształowe kieliszki szampanem. Dziewczyna zastygła w bezruchu, zaskoczona, że podjął ten temat. Jej konsternacja trwała zaledwie kilka sekund; zaraz potem czarnowłosa uśmiechnęła się słodko i zachichotała cicho.

― Za miesiąc. "Planety muszą być w odpowiednim ustawieniu", czy jakoś tak ― odpowiedziała, jakby było jej to kompletnie obojętne. Ale Ethan znał prawdę; a przynajmniej tak mu się wydawało.

Kilka godzin temu uczestniczył w eleganckim zgromadzeniu, na którym ogłoszono zwyciężczynię tego durnego konkursu piękności (rodzina królewska zarzekała się, że chodziło o wykształcenie i gotowość do poświęceń, ale Blue swoje wiedział i jasne było, że uroda też miała w tym ogromny udział, o ile nie największy) i obserwował, jak Jewel z idealnie wyuczoną manierą udowodniła, że jej miłość do następcy tronu jest "nieskończona".

Żałosne. Ta szopka była po prostu żałosna. Ale tak realna, że Ethan przez jakiś czas zastanawiał się, przy kim Jewel jest sobą ― przy nim, czy przy tym egocentrycznym dupku. Nie miał już pojęcia, która z nich była prawdziwa. Ta, co właśnie popijała z nim szampana, opijając druzgocące zwycięstwo i rozpoczęcie nowego życia, czy ta, która kilka godzin temu deklarowała swoje wieczne oddanie słusznej sprawie na tej cholernej planecie.

Co w niej było takiego specjalnego, że tak bardzo chciała nią rządzić, tak w ogóle? On mógł zaoferować jej milion ciekawszych miejsc, a ona wolała siedzieć na Morag. Co prawda w luksusie, ale jednak... gdyby to on znalazł się na jej miejscu, nawet nie oglądałby się za siebie. Spieprzałby ile sił w nogach, chcąc poczuć prawdziwą wolność.

...czy ona powiedziała "miesiąc"?

― Miesiąc? ― powtórzył głucho Ethan, mrugając nerwowo powiekami. Dłoń z trzymanym przed niego kieliszkiem zatrzymała się w połowie drogi do jego ust, a Jewel zmrużyła oczy podejrzliwie. Wpatrywała się w niego tym swoim przenikliwym wzrokiem.

― Miesiąc, Ethan ― potwierdziła, upijając łyka alkoholu. ― Jeszcze tylko miesiąc, i wreszcie będę królową. Swoją drogą, muszę wreszcie się przyłożyć do roboty i dowiedzieć się czegoś więcej o ich kulturze, bo kiwałam tylko głową jak ta głupia, kiedy mówili mi o tych planetach...

Nie miał miesiąca. Tego jednego był pewien. Czas uciekał, kończyły mu się możliwości i wyjścia awaryjne, a Orion nie chciał nawet słyszeć o kolejnym opóźnieniu. Ale koronacja byłaby idealną okazją do skoku; wszyscy skupiliby się na pięknej Jewel i królewskich zaręczanych, a oni mogliby w spokoju sprzątnąć kilku strażników i przy okazji podłapać spore łupy.

A potem zniknąć. Jak duchy.

Została ostatnia opcja. Błaganie Cyrusa na kolanach, żeby to on przedstawił całą sytuację Orionowi i wybłagał jakoś jeszcze ten cholerny miesiąc. Nic innego mu nie pozostało, i chociaż wiedział, że jego brat nie będzie tym zachwycony i najpewniej popatrzy na niego tak, jakby chciał powiedzieć: "nienawidzę cię i zatańczę kiedyś nad twoim grobem", to jednak było warto. Ethan był świadomy tego, że jeżeli Cyrusowi nie uda się tego naprostować, to już nikt inny tego nie zrobi i będą w kropce.

― Obiecałeś mi, że pokażesz mi to coś od muzyki. To pudełko. Jak to się nazywało?

― ...walkman ― mruknął Ethan, potrząsając delikatnie głową, żeby wybudzić się z tego dziwnego transu, w który wpadł. Odstawił kieliszek i odwrócił się, żeby złapać za swój plecak, po czym wyjął z niego stary, poniszczony odtwarzacz kaset. Słuchawki wreszcie też się znalazły; z kabelkiem poplątanym w cholerę, więc chwilę mu zajęło ogarnięcie go i podłączenie do urządzenia, ale kiedy już to zrobił, uniósł jedną brew i uśmiechnął się do Jewel zadziornie. ― Teraz czas na magię.

Nuty "When You're In Love With A Beautiful Woman" Dr. Hooka dało się słyszeć nawet z małej odległości. Ethan ostrożnie nałożył słuchawki na uszy przyszłej królowej, wyciszając jedną z nich, żeby nadal mogli rozmawiać.

Z początku Jewel wyglądała bardziej na skonfundowaną, niż zachwyconą; wyraz jej twarzy zmieniał się wraz z upływem piosenki.

― Coś nie tak? Inne to, niż wasza muzyka, co? ― zaśmiał się cicho Ethan, a Jewel pokiwała powoli głową.

― Pieśni na Morag nie mają słów. Te na Oblion też nie ― wyjaśniła, wspominając swoją rodzimą planetę trochę tak, jakby była nic nieznaczącą gwiazdką na niebie. I chyba tak właśnie było, przynajmniej w tamtym momencie. ― To nawet miła odmiana. Właściwie to nigdy nie widziałam Terry... jak tam jest?

― Tak, jak wszędzie ― westchnął Ethan. ― Nudno.

Jewel prychnęła śmiechem, patrząc na swojego znajomego z iskierkami politowania w oczach. Siedzieli w ciszy, póki piosenka w odtwarzaczu nie zmieniła się na "Lights" Journey. Następczyni tronu Morag poczuła, jak kąciki jej ust ponownie unoszą się do góry; ta nuta spodobała jej się o wiele bardziej, niż poprzednia.

― Tęsknisz czasem za Terrą? ― spytała, ale brzmiała tak, jakby wcale nie interesowała jej odpowiedź Ethana. Jemu samemu też wydawało się, że próbowała tylko pozbyć się tej niezręcznej ciszy, która między nimi zapadła. Ze spotkania na spotkanie robiło się coraz... dziwniej między nimi. I żadne z nich nie do końca wiedziało, co powinno z tym zrobić. Być może wiązało się to ze świadomością zbliżającego nieuchronnie dnia wspominanego często przez Ethana.

Niedługo zniknę, powtarzał. I nie wiem, czy jeszcze do ciebie wrócę.

― Nie urodziłem się na Ziemi ― odburknął obojętnie Ethan, wzruszając lekko ramionami. ― ...zresztą w cholerę z tym, to wcale nie jest ważne... a ty? Ty jesteś ważniejsza. Tęsknisz za domem?

Jewel zmrużyła na moment oczy, jakby badała, czy powinna powiedzieć coś więcej na swój temat. On co chwilę jej coś opowiadał; ona wolała ograniczyć się do rozmów na temat tych bieżących wydarzeń. Miał dziwne wrażenie, że nie za bardzo chciała dzielić się z nim sekretami, i powód był raczej oczywisty ― znała jego zamiary. Z drugiej jednak strony, znała je od ich pierwszego spotkania, a nadal chciała go widywać.

― Mam tu coś ważnego do zrobienia, Ethan ― zaczęła, biorąc głęboki wdech. Przejechała opuszkiem wskazującego palca po brzegach błyszczącego w wątłym świetle lamp kieliszka i na krótką chwilę zacisnęła usta w cienką linię, po czym kontynuowała:

― Lubię mieć cel w życiu. Ty nie?

― Skłaniam się bardziej ku czemuś w stylu: "co będzie, to będzie".

― To da się zauważyć. Chyba nie byłoby cię tutaj, gdyby było inaczej.

Uniósł jedną brew, uśmiechając się zadziornie. Nie był w nastroju na jakiekolwiek gierki, ale wiedział, że musi od niej wyciągnąć jakieś informacje, bo bez tego akcja wcale nie ruszy. Poza tym, i tak za długo z tym zwlekał. Powinien był po prostu zrobić to, co do niego należało, a potem odwalić swoją część roboty i zniknąć wśród gwiazd. Tak, jak zawsze.

Ale coś go przy niej trzymało, do cholery.

― Co to za wielki cel?

― ...naprawdę sądzisz, że jestem na tyle naiwna, żeby ci wszystko wyśpiewać? ― zaśmiała się z politowaniem Jewel, oddając Ethanowi słuchawki. Odłożył je na bok razem z walkmanem, i zignorował fakt, że nawet go nie wyłączył; cicha, ledwo dosłyszalna muzyka nadal sączyła się z urządzenia, przypominając odrobinę szepty jakichś przyjaznych duszków. ― Bo nie jestem, skarbie. Chociaż wiem, że właśnie na to liczysz.

― Zapytałem z ciekawości, wasza wysokość.

― Oczywiście, że zapytałeś z ciekawości ― prychnęła z kpiną. ― Przestań. I tak tego nie ukradniesz. Zresztą, nie radziłabym ci, wiesz? I nie chodzi tu o to, że sama akcja byłaby niebezpieczna. Sama ta rzecz jest niebezpieczna. Tylko rodzina królewska wie, jak się z nią obchodzić, i tylko rodzina królewska ma do niej dostęp. A to oznacza, że ja go nie posiadam. Jeszcze nie.

Jego plan tak z lekka dał w łeb.

────*.·:·.☽✧ ✦ ✧☾.·:·.*────

16 / 07 / 1983
[ C H L O R I S ]
B88Q P22749821 + 3228463

― "Ten idiota będzie mi jadł z ręki za kilka lat", powiedziałeś. Nienawidzę cię. Zatańczę kiedyś na twoim pogrzebie.

Cóż, spodziewał się odrobinę innych słów, ale naprawdę niewiele się pomylił. No i był trochę zaskoczony, że Cyrus powiedział to na głos. Zazwyczaj zachowywał takie teksty dla siebie; po prostu patrzył się na niego tak, jakby miał noże w oczach, i gdyby wzrok mógł zabijać, Ethan zaliczyłby już kilkadziesiąt zgonów w swoim życiu.

― Ja wiem. Ja wszystko wiem.

― Zawsze tak mówisz, ale chuja wiesz, Ethan, ty tak gadasz tylko po to, żebym się przymknął i przestał przynudzać ― przerwał bratu Cyrus, nim ten miał szansę dodać coś jeszcze. Ethan przechylił głowę na bok, robiąc taką minę, jakby chciał powiedzieć: "...to w sumie prawda i strzał w dziesiątkę". ― Flaki sobie wypruwam, żeby nikt nas nie pozabijał. Zostawiłem w tym kokpicie mój honor i resztki męskiej dumy.

― ...to co ty mu obiecałeś w zamian za przedłużenie terminu? ― zapytał z nieukrywaną ciekawością Ethan, pochylając się nad małym stolikiem, na którym położyli mały holograficzny wyświetlacz. Starszy z braci Blue załączył go jednym kliknięciem, a trójwymiarowy plan pałacu Aeris pojawił się przed ich oczami.

― Nie wkurwiaj mnie ― odparł zdenerwowany Cyrus. ― Musiałem zrobić przelew na dwa tysiące Unitów. I praktycznie błagać Oriona, żeby nie wyrywał ci nóg z dupy.

― ...mniejsza o to, czas na konkrety ― mruknął Ethan, chcąc jak najszybciej zapomnieć o tym, jak nisko podupadł. Wskazał palcem na główną salę budynku na kolorowym hologramie. ― Wprowadzę was do środka od wschodniego skrzydła. To najkrótsza droga do skarbca.

― A co ze skarbcem?

― Przy przejściu na korytarz, który do niego prowadzi, sterczy tabun strażników ― kontynuował Ethan, spod uniesionych brwi zerkając na obraz wspomnianego miejsca; wskazał je palcem, potem spoglądając znacząco na Cyrusa. ― Zgaduję, że im głębiej w paszczę lwa, tym gorzej.

― ...to jak niby mamy się tam dostać po cichu? ― zapytał ponownie młodszy Blue, przechylając lekko głowę w zamyśleniu. Ethan uśmiechnął się tajemniczo pod nosem.

― Koronacja ― rzucił, rozkładając ręce tak, jakby właśnie mówił o czymś oczywistym. Rozejrzał się po twarzach kilku innych kolegów, którzy zaczęli podzielać jego podekscytowanie. Mina Cyrusa też uległa zmianie; nie był już taki zdenerwowany, i nawet uniósł jedną brew, przypatrując się bratu z zainteresowaniem. ― Tłumy przed pałacem, tłumy w pałacu, wszyscy skupiają się na pięknej Jewel i tym kretynie z ego większym niż ja sam. Większość strażników zostanie przeniesiona do centrum wydarzenia. To jest nasza szansa. Wchodzimy w piątkę. Ja, Cyrus, Luke, Cale i Yinon.

Wspomniana czwórka Duchów pokiwała głowami w niemej zgodzie.

― A klejnoty koronne? ― rzucił nagle Luke, więc wszystkie spojrzenia padły na niego. ― Skoro to koronacja, to nie będą poza skarbcem, w centrum zainteresowania?

― Korony są zbyt cenne ― wyjaśnił dumny z siebie Ethan. ― Te przedstawione na koronacji i ślubie będą atrapami. Jewel wymsknęło się przypadkiem któregoś dnia, czyli potwierdzona informacja. Reszta jest prawdziwa, więc z tym możemy się pożegnać, ale korona i tak jest najważniejsza.

― ...a to cacko? ― zapytał cicho Cyrus, a ton jego głosu był co najmniej podejrzliwy; w głowie Ethana automatycznie zapaliła się czerwona lampka. Potarł czoło palcami, jakby udawał, że jeszcze rozważa, czy kradzież tego jest warta ryzyka.

Wypytał jeszcze kilka osób o ten sekretny skarb ukryty gdzieś w głębi skarbca pałacu Aeris, i wynik śledztwa niezbyt go zadowolił. Każdy uważał, że nie powinni się tym interesować. Jeden kontaktowy kolega nawet uznał, że Ethan popełnił ogromny błąd ― i miał na myśli zarówno interesy z Lotnikami, jak i próbę kradzieży własności rodziny królewskiej.

Wahał się. Czy naprawdę był takim dupkiem? To nie był pierwszy raz, jak uwodził dziewczynę tylko po to, żeby ją okraść. Z tą różnicą, że to Jewel uwiodła jego. I to właśnie tak go przerażało; role się odwróciły, więc było to dla niego coś nowego. Dręczyło go to po nocach. Często nie spał, próbując znaleźć jakieś sensowne wyjście z sytuacji, ale żadne nie wydawało mu się wystarczająco dobre.

Prawda, mógłby to olać. Mógłby o wszystkim zapomnieć i uciec, jak ostatni tchórz, którym zresztą był i za którego wiecznie się uważał. Ale to łączyło się ze sporymi konsekwencjami; mianowicie takimi, że Orion Mara kiedyś na pewno dojechałby go w najmniej oczekiwanym momencie i zamordował w jakiś wymyślny sposób. Takim oto torem myślenia, Ethan zawsze wracał do punktu wyjścia ― nie miał innego wyboru. Musiał okraść ten cholerny pałac, zostawiając Jewel w tyle.

Jak jakieś niespełnione marzenie.

Cholera, przecież chciał tylko przeżyć. Czy to robiło z niego złego człowieka?

― Sam nas tak uparcie zachęcałeś, żeby to ukraść ― ciągnął dalej Cyrus, jakby celowo chciał wkopać go w niezłe gówno. Ethan potrząsnął delikatnie głową, bo brat bez ostrzeżenia wytrącił go z tego dziwnego stanu zastanowienia, w którym utknął. ― I co, jednak zmieniłeś zdanie?

― Zobaczymy, czy starczy nam na to czasu ― odpowiedział wymijająco Ethan, obojętnie wzruszając ramionami. ― Jeżeli tak, spróbujemy je podpieprzyć, jeżeli nie... to wam powiem. I macie się posłuchać. Jasne? Rozkaz to rozkaz, jak wam krzyknę, że uciekamy, to uciekamy, a nie zastanawiamy się, co jeszcze możemy podebrać.

Wszyscy pokiwali głowami.

To miała być szybka i prosta akcja. Sam sobie komplikował życie i powoli zaczynał tego żałować.

────*.·:·.☽✧ ✦ ✧☾.·:·.*────

14 / 08 / 1983
[ C H L O R I S ]
B88Q P22749821 + 3228463

― Słuchaj, bracie ― zaczął Ethan, kiedy Cyrus pojawił się w kokpicie pilota i zajął miejsce obok niego. Zmarszczył czoło, przyglądając się Ethanowi uważnie, bo ciekaw był, co takiego ma mu do powiedzenia. ― Jeżeli następnym razem cię nie posłucham i przyjdzie mi do łba odwalać akcję w tym stylu... przyjeb mi w głowę raz, a dobrze.

Cyrus zaśmiał się smutno, bardziej sam do siebie, niż z cierpienia Ethana, i poklepał brata po plecach w pocieszającym geście. Potem już się nie odzywał; odpalił silniki statku i po chwili wylecieli z hangaru na Chloris, w którym czasami się zatrzymywali. Obiecał, że całą drogę przelecą bez wykonywania skoków w nadprzestrzeń; to miała być miła przejażdżka, podczas której Ethan chciał na spokojnie przemyśleć kilka spraw.

― Dlaczego mam takie dziwne wrażenie, że to twoje milczenie to cisza przed burzą? ― rzucił Cyrus, ustawiając stery na autopilota. Ethan rzucił mu rozkojarzone spojrzenie, odrywając wzrok od kolorowej mgławicy w oddali. Jeszcze mógł zrezygnować; jeszcze nie było za późno, żeby zostawić sprawę w spokoju, uciec i zapomnieć. ― Ethan, mówię do ciebie.

― ...mam złe przeczucia ― poinformował Cyrusa, machając wymijająco ręką. Nie chciał o tym rozmawiać. A jego brat chyba to zrozumiał, bo kiwnął tylko lekko głową i rozsiadł się wygodnie w swoim fotelu.

Ethan doszedł do wniosku, że niełatwo przyjdzie mu wyrzucenie Jewel z myśli. Łapał się na tym, że przywoływał to ostatnie miłe wspomnienie, kiedy zasnęła mu w ramionach i uśmiechała się przez sen. Miał ochotę przeklinać na czym świat stoi, bo ten jego stan był aż żałosny. Jak można było martwić się tym, że już nigdy nie dowie się, o czym wtedy śniła? Jakie to niby miało znaczenie? Cholera, no żadne. Nie powinno go to obchodzić. I to go przerażało nie na żarty.

Nie pożegnał się z nią, nic nie powiedział, nic po sobie nie zostawił.

Mógł mieć jedynie nadzieję, że ona też będzie wspominać go z uśmiechem na twarzy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top