øne
Tyler siedział na ławce przed domem.
Pokłócił się z ojcem.
Wyrzucił go za drzwi.
Masz tu nie wracać smarkaczu!
Przy okazji wyrzucił też Tylerowi kilka ciuchów, stary portfel i ładowarkę do komórki.
Nienawidził go od dnia gdy przyszedł na świat.
Po co komu był taki mały i chudy dzieciak?
Tyler był takim dzieckiem.
Ojciec regularnie wyrzucał go z domu.
Tak było od 10 lat.
Zaczęło się gdy Joseph skończył 14 lat.
W szkole mu dokuczano.
Prawie zawsze wracał pobity.
Ojciec uważał, że to on wszczynał bójki.
Co jakiś czas Tyler lądował na ulicy.
Kelly go broniła.
Dopóki ojciec jej nie zabił.
Kiedy Tyler miał 16 lat stwierdzono u niego depresję.
Sytuacja bruneta się pogorszyła.
Po jego liceum rozeszła się o tym wieść.
Dręczenie przybierało na sile.
Ale miał jednego przyjaciela.
Pete'a Wentz'a.
Tylko, że zaraz po zakończeniu szkoły Pete się wyprowadził.
Tyler znów był sam.
Hej, coś się stało?
Czyjś głos wyrwał go z refleksji.
Podniósł oczy.
Przestraszył się.
To był Josh Dun.
Jeden z jego prześladowców.
Nic.
Joseph nie zmyślaj. Przecież widzę.
Josh wyciągnął rękę do Tylera żeby pomóc mu wstać.
Tyler wbił wzrok w płyty chodnika.
Nie potrzebuję pomocy.
Tyler nie wnerwiaj mnie! Widzę, że potrzebujesz. I to duużo pomocy.
Josh szybkim ruchem objął biodra Tylera i przerzucił jego chude ciało przez ramię.
W drugą rękę wziął rzeczy Tylera.
Josh! Postaw mnie!
Nie ma mowy, Joseph.
Tyler zaczął uderzać pięściami jego plecy.
To nie skutkowało.
Niósł go gdzieś.
Niech mnie wrzuci do rzeki. Albo zabije. Ojciec nawet nie zauważy.
Jesteśmy.
Josh postawił Tylera na ziemi.
Byli pod domem Duna.
Gorzej już być nie może.
No chodź.
Josh stał pod drzwiami i czekał na Tylera.
Brunet mimowolnie ruszył się i podszedł do zielonowłosego.
Ten otworzył drzwi i gestem zaprosił do środka.
Wyminął go i przy okazji wziął swoje rzeczy.
Dzięki.
W budynku nikogo nie było.
To pewnie jakaś pułapka. Albo głupi żart.
Chodź na górę.
Josh stał w połowie schodów.
Wpatrywał się w Tylera.
Chciał mu powiedzieć coś bardzo ważnego.
Był jednak pewien problem; Joseph nie chciał go słuchać.
Tyler szedł powoli za Joshem.
Przeczuwał, że zielonowłosy coś zechce mu zrobić.
Ten nagle pchnął Tylera na ścianę i wpił się w jego usta.
Tyler był zbyt przerażony by oddać i zbyt zmęczony by go odepchnąć.
Kocham cię Tyler.
To kolejny żart, co nie Dun?
To nie jest żart!
Na jakiej podstawie mam ci ufać?
Głos Tylera był stanowczy.
Josh nie wiedział jak ma mu odpowiedzieć.
Nie mógł znaleźć odpowiednich słów.
Podkochiwał się w Tylerze od dawna.
Od kiedy zobaczył przerażonego bruneta podczas pierwszej lekcji w liceum.
Ukrywał to jednak przed swoimi przyjaciółmi.
Oni kazali mu znęcać się nad Tylerem, bo to menda.
Odizolował się od nich po zakończeniu szkoły.
Nie poszedł na studia.
Tyler zrobił to samo.
Josh zrobił to dla niego.
Tyler, tamci moi przyjaciele ze szkoły... oni kazali mi cię dręczyć.
Oni ci nie kazali. Ty byłeś, i jesteś, taki sam jak oni.
Ja... ja się w tobie podkochiwałem. Od pierwszego dnia szkoły. Ukrywałem to. Nikt nie wiedział.
Tyler zaniemówił.
Miał podstawę, żeby uwierzyć zielonowłosemu.
Coś mu jednak nie pasowało.
W drugiej klasie Josh nazywał go zjebanym gejem, bo na jednej imprezie po pijanemu całował się z jakimś gościem.
Kłamiesz.
Czemu ty mi nie ufasz Tyjo?!
Tyjo?!?!?
To wszystko żart, tak?! Wymyśliłeś to wszystko, tylko żeby znowu mnie męczyć, prawda?!
Kilka łez spłynęło po twarzy Josha.
Tyler go zranił.
Josh przytulił Tylera do siebie i zaczął płakać.
Czemu nie wierzysz? Ja to też po części robiłem żebyś zwrócił na mnie uwagę!
Nie rycz... zaraz. Jak to "żebym zwrócił uwagę"?! Biłeś mnie i wyzywałeś, żeby zwrócić na siebie uwagę?!
Tyler odepchnął Duna od siebie i zbiegł po schodach na dół, a potem uciekł.
Rozległ się pisk opon.
Josh wiedział, że stało się coś złego.
Wyszedł z domu i zastał Tylera leżącego na ulicy.
Cały był we krwi.
Nie był nieprzytomny.
Wpatrywał się w rozgwieżdżone niebo i łapał oddech ostatkiem sił.
Tyler!
Josh wbiegł na ulicę.
Rozległ się kolejny pisk opon.
Później na miejscu chłopaków leżały dwa worki z ciałami.
***
Przepraszam cię Tyler. Nie powinienem być aż tak bezpośredni.
Hej, Joshie nie musisz przepraszać. Rozumiem. Zrozumiałem dopiero jako trup. Josh... Ja też cię kocham.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top