4
*Taehyung*
Jak na skrzydłach biegłem do Joe. Już nie mogłem doczekać się tego spotkania. Ten rozkoszny maluch zasługuje na moje towarzystwo. Przecież jestem fajny, c'nie?
Wariacko pędziłem między alejkami przywalając w przypadkowych przechodniów.
No sorry ale ja mam cel, a nie łażę bezsensownie i wgapiam się w wystawy jak krowa w gnat.
Wszedłem do sklepu zoologicznego, wcześniej rzucając krótkie "dzień dobry" w stronę sprzedawcy.
Nie będę przecież popełniać tego samego błędu.
Podszedłem do gabloty gdzie znajdowała się klatka Joe.
Widać było, że się za mną stęsknił.
Przycisnąłem nos do szyby i szepnąłem przywitanie.
-Cześć Joe! - widać było, że zwierzątko mnie zauważyło bo podniosło głowę do góry zaraz po usłyszeniu mego głosu.
Jakby chciał powiedzieć: Hej Taeś, miło cię znów widzieć!
Wyjąłem telefon i szybko pstryknąłem parę uroczych fotek jeżyka.
Będę miał taką super tapetę.
- A co tu się wyrabia? - usłyszałem za plecami.
Czułem, że mam przerąbane.
Taehyung był tak zajęty robieniem zdjęć "swojego" jeża, że nie zauważył sprzedawcy - Jungkook'a, stojącego tuż za nim. Ale ten chłopak z czarną czupryną wcale nie chciał nakrzyczeć na Tae. Miał on zupełnie inny plan.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top