Rozdział 5 - Gdzie jest Judy?
*Patrick*
Obudziłem się, usłyszałem jak ktoś wchodzi do domu. Pewnie Judy wróciła. Otworzyłem niechętnie oczy. "Chwila... przecież jestem u Pete'a" przypomniało mi się. Leżałem na kanapie w salonie. Spojrzałem na zegarek, który świecił na dekoderze od telewizora - 3:26. "No to nieźle sobie zabalowały". Spojrzałem na korytarz. Meagan pokręciła się chwilę po kuchni i poszła do sypialni, gdzie spał Pete. Potem już nie wychodziła. Położyłem głowę na poduszce i zasnąłem w momencie.
- Patrick, wstawaj - słyszałem.
To było we śnie czy ktoś mnie budził?
Otworzyłem oczy i zobaczyłem Pete'a.
- Co? - zasłoniłem twarz poduszką i przeciągnąłem się.
- Jest już 11. Śniadanie zrobiłem.
- Chwila - mruknąłem.
- Zaraz masz być w kuchni - powiedział i odszedł.
- No Patrick, wstawaj - szturchnął mnie.
- Znowu mi się przysnęło - podrapałem się po głowie. - Już wstaję - powiedziałem i tym razem podniosłem się z kanapy.
Poszedłem do kuchni z Petem, a na stole czekała jajecznica.
- Nie wiedziałem, że robisz takie śniadania - usiadłem.
- No cóż, związek i dzieci - zaśmiał się.
- Wzorowy tatuś.
- Zobaczymy jakim ty będziesz tatusiem, Stump.
- No dobra. Smacznego - powiedziałem i wzięliśmy się za jedzenie.
W międzyczasie wstała Meagan.
- Cześć chłopaki - weszła do kuchni.
- Hej - odpowiedzieliśmy jej.
- Jak tam? - zapytał Pete.
- Było super, ale teraz czuję się jak wrak - sięgnęła po wodę.
- Judy wróciła do domu? - spytałem.
- Mnie podwiozły dziewczyny, a ona się przeszła. Na pewno już wstała albo jeszcze słodko śpi - uśmiechnęła się.
- Siadaj z nami - Pete wskazał na śniadanie.
- Jestem głodna jak wilk - powiedziała.
Zjedliśmy w spokoju, a po śniadaniu uznałem, że czas się zbierać. Pożegnałem się z nimi i pojechałem do domu.
Zaparkowałem samochód na podjeździe i poszedłem do mieszkania. Otworzyłem drzwi i zdjąłem fedorę i kurtkę. Zajrzałem do kuchni. Nikogo nie było. Poszedłem do salonu. Tam też brak kogokolwiek. Pewnie Judy spała, więc poszedłem sprawdzić czy może nie potrzebuje czegoś. Wszedłem do sypialni. Łóżko było puste. Zmarszczyłem brwi. "Gdzie ona jest?". W łazience też jej nie było. Poszedłem do mojego studia i do garażu przez ogród. Nigdzie jej nie było.
- Judy, bawisz się ze mną w chowanego? - powiedziałem głośno.
Zero odpowiedzi.
Jeszcze raz okrążyłem cały dom i zajrzałem do każdego pomieszczenia. Postanowiłem zadzwonić do Meagan.
- Co tam, Patrick? - odebrała.
- Nie ma Judy w domu - powiedziałem.
- Co? Jak to nie ma?
- No nie ma. Nigdzie. Wiesz gdzie może być?
- Nie wiem. Może poszła do którejś z dziewczyn albo... no nie wiem.
- Mogłaś obdzwonić je i popytać? Ja nie znam jej wszystkich koleżanek - poprosiłem.
- Dobrze. Dam znać jak skończę.
- Dzięki - rozłączyłem się.
Usiadłem na kanapie i napisałem do mojej siostry.
Patrick: Nie ma u ciebie Judy?
Megan: Nie ma. Coś się stało?
Patrick: Nie, wszystko w porządku.
Megan: Na pewno? Nie ma jej w domu?
Nie chciałem siać niepotrzebnej paniki, więc po prostu jej nie odpisałem.
Nagle usłyszałem dzwonek od drzwi. Poszedłem otworzyć. Byli tam Pete, Meagan i dzieci.
- Dzwoniłam, nigdzie jej nie ma - powiedziała zmartwiona Meagan.
- Wejdźcie - wpuściłem ich.
- Patrick, a nie ma jej u rodziców albo twojej rodziny? - zapytał Pete.
- U mojej siostry jej nie ma. Zapytałbym resztę, ale zasiałbym panikę.
- Musisz się zapytać. A ona nie pisała, że gdzieś idzie?
- Nie. Nie mam od niej wiadomości. Sam do niej pisałem, ale sms-y nawet nie doszły. Musi mieć wyłączony telefon albo coś - powiedziałem.
- Pisz do jej rodziny - kazała Meagan.
Napisałem do wszystkich, ale każdy odpisał, że jej nie ma i czy coś się stało. Na razie im nie odpowiadałem.
- Nie ma - powiedziałem i przeczesałem włosy.
- Coś się stało z ciocią? - zapytał Bronx.
- Nie słuchajcie, idźcie do salonu - Pete ich wygnał, a oni poszli.
- Co robimy? - zapytałem. - Meagan, gdzie ona szła po imprezie? Byłaś z nią przecież.
- Już ci mówiłam, że mnie odwiozły dziewczyny, a ona szła w stronę domu. Nie mówiła, że idzie jeszcze do kogoś. Poza tym była zmęczona i to ona nas poganiała do domu. Tak w ogóle to do kogo mogła iść o tej porze?
Westchnąłem. Zapadła cisza.
- Myślicie, że... - zaczął Pete.
- Zamknij się! Nie możesz tak mówić - warknąłem.
- A może wyszła gdzieś na miasto? - powiedziała Meagan.
- Nie ma jej odkąd tu przyjechałem, czyli już trzy godziny - powiedziałem. - Ma wyłączony telefon, nie ma jej płaszcza, butów ani sukienki. Jakby szła na miasto to by zmieniła ciuchy... ale watro sprawdzić. Jedziemy.
- Dobra, a co jak nadal jej nie będzie? - zapytał Pete.
- Potem będziemy się tym martwić - powiedziałem.
Pojechaliśmy w stronę centrum miasta. Siedziałem z tyłu z dzieciakami i patrzyłem na każdego przechodnia, samochód i budynek. Miałem nadzieję, że zaraz zobaczymy Judy. Niestety, nic takiego się nie stało. Wróciliśmy do mojego domu.
- Patrick, sądzę, że trzeba zadzwonić na policję - powiedziała Meagan.
- Zaginięcie zgłasza się po 24 godzinach - wtrącił się Pete.
- Nie wytrzymam, jeżeli nie wróci na noc - powiedziałem zdenerwowany.
Znów zapadła niezręczna cisza.
- Andy i Joe też nic nie wiedzą - oznajmił Pete, patrząc się w telefon.
- Jedyne co nam pozostało to czekanie - westchnęła Meagan.
Spojrzałem na nią. Nie chciałem nic mówić, ale obwiniałem ją. Miała jej pilnować i miały razem wrócić do domu. Kto wie co teraz dzieje się z Judy. Może... nie, nawet nie chcę sobie niczego wyobrażać. Gdyby Meagan była z nią do końca, to by się nic nie stało. A może to moja wina? Może to ja powinienem po nie przyjechać i dać sobie spokój z piciem u Pete'a? Już sam nie wiem.
Spojrzałem na telefon. Żadnej nowej wiadomości, a potwierdzenia o dotarciu sms-ów do Judy nadal nie dostałem. Znów napisałem "Skarbie, odezwij się. Martwię się." i "Kochanie, wróć do domu".
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top