9

Izuku odebrał za drugim razem.

— Hej — usłyszał w słuchawce niepewny, lekko zachrypnięty głos i od razu odetchnął z ulgą. Odebrał. Naprawdę odebrał.

— Hej — odparł Todoroki, a zabrzmiał wyjątkowo ciepło i przyjaźnie jak na zwykłą rozmowę telefoniczną. Nie przepadał za dzwonieniem do ludzi, bo zazwyczaj wiązało się to z ustalaniem terminów nagrań, wysłuchiwaniem kazań ojca lub wykładaniem mu przez menadżera grafików na kolejne dni. Teraz było inaczej. Teraz mógł porozmawiać o czymś zupełnie niezwiązanym z pracą, leżąc w wielkim łóżku w jeszcze większym mieszkaniu, patrząc w sufit i bawiąc się frędzelkami przy jednej z ozdobnych poduszek.

Przez chwilę oboje wsłuchiwali się w ciszę, zanim Shoto zdał sobie sprawę, że jako dzwoniący powinien jakoś poprowadzić tę konwersację.

— Ja... — zaczął spokojnie, starając się nie palnąć, że chciał usłyszeć jego głos po tych kilku dniach wyłącznie pisania, że znudziło mu się wpatrywanie w wyskakujący dymek z trzema kropeczkami i że chce w końcu pogadać z młodym muzykiem na te wszystkie tematy, bez potrzeby czekania na odpowiedź, bez tych cholernych pauz.

— Nudziłem się — dodał więc po chwili, miętosząc w palcach złote frędzelki.

— Oh... — usłyszał tylko w odpowiedzi i znieruchomiał. Czyżby Izuku uznał, że chce tylko wykorzystać go do zabicia czasu? — Cieszę się, że zadzwoniłeś. Sam nigdy bym się na to nie odważył, chyba bym się bał, że będę ci przeszkadzać.

Chyba nie był zły.

— Wiesz... — mruknął do telefonu Todoroki, wpatrując się w niedorzecznie drogi żyrandol. — Nawet jeśli byłbym zajęty i tak byś mi nie przeszkadzał.

Izuku milczał przez chwilę.

— To strasznie słodkie — rzucił. — Znaczy się... Eeeeee...

Shoto parsknął.

— Może i jestem bardzo zajęty, ale odczuwam czasem potrzebę pogadania z kimś, kto nie jest moim ojcem lub menedżerem — powiedział, przekręcając się na bok i odkładając telefon na materac, jednocześnie wciskając tryb głośnomówiący. Po pokoju rozniósł się huk.

— Przepraszam, właśnie zrzuciłem z biurka stertę książek — powiedział Midoriya. — Naprawdę muszę tu ogarnąć, a wracając to... nooo... to zrozumiałe. Chyba. W sensie... — Izuku wziął głębszy oddech zanim udało mu się złożyć do kupy całe zdanie. — To chyba normalnie, nie sądzisz? Myślę, żę warto oddzielić życie prywatne od pracy, zwłaszcza jeśli twoja praca to bycie utalentowanym i przystojnym dwadzieścia cztery godziny na dobę. To musi być bardzo męczące.

Todoroki zaśmiał się szczerze, mentalnie rumieniąc się z powodu komplementu, mimo że słyszał go już niezliczoną ilość razy. Tym razem jednak zabrzmiał jakoś inaczej, wywołując subtelną falę ciepła, rozlewającą się po piersi chłopaka.

— Jest bardzo męczące — przytaknął, układając ręce za głową. — Czasami chciałbym po prostu wziąć wolne. Pójść na kawę do jakiejś przytulnej kawiarni, pośpiewać piosenki przy ognisku, najeść się jakichś ohydnie niezdrowych i kalorycznych przekąsek, grając w gry wideo.

— Wow, twoje marzenia są bardzo... przyziemne — stwierdził Izuku, jednak zaraz wpadł w panikę i zaczął się niemiłosiernie jąkać, próbując odkręcić to, co właśnie powiedział. — Znaczy się no, nie to, że są złe, są tylko eeeee... Nie takie jakich bym się spodziewał, są takie... normalne, wiesz? Boże, powinienem się w końcu zamknąć.

— Nie, nie zamykaj się — odpowiedział spokojnie Shoto. — Masz rację. Nie są wygórowane, ani głębokie, ani wymyślne. Są po prostu nieosiągalne dla kogoś takiego jak ja, a przecież o to chodzi w marzeniach, mam rację? W sensie, że mają być trudne do osiągnięcia.

— Może... — odparł Izuku. — Ale przecież nie są. Znaczy...  Naprawdę nie możesz nakupić chipsów i oranżady, odpalić konsoli i przesiedzieć całą noc na graniu w jakieś klasyki?

— To żadna frajda samemu.

— Zaproś przyjaciół — zasugerował Midoriya.

— Nie mam przyjaciół.

— To zaproś mnie. — W słuchawce zapadła cisza. — O słodki Jezu, ja to powiedziałem na głos?

— Powiedziałeś — przytaknął Todoroki z lekkim uśmiechem na ustach. W sumie czemu nie? Gdyby posłał po niego kierowcę albo zamówił mu Ubera? Gdyby poprosił Hawksa o jeden dzień wolnego na zregenerowanie sił i zmarnowanie całej nocy na przechodzenie jakiejś głupiej gry?

— Przepraszam, to było tak bezczelne, nie powinienem...

— Izuku — przerwał mu gwiazdor, niemal słysząc jak chłopak krztusi się powietrzem. — Proszę przestań traktować mnie jak następcę brytyjskiego tronu i zacznij zwracać się do mnie jak do... kumpla. Możesz to dla mnie zrobić?

— Pytasz mnie czy mogę przestać traktować cię jak Shoto Todorokiego, lat dwadzieścia dwa, pseudonim sceniczny IcyHot, największą gwiazdę dwudziestego pierwszego wieku?

— Tak, właśnie o to cię proszę.

— Jak mam to niby zrobić? W końcu to ty.

— Właśnie — powiedział Todoroki. — To ja. Nie jakiś wyłuskany chłopaczek z pozowanej okładki.

Izuku milczał przez chwilę.

— Masz rację, przepraszam — odparł. — Ale będę się musiał do tego przyzwyczaić.

— Przestań mnie przepraszać — uśmiechnął się Todoroki, zerkając na ekran rozmowy.

— Przepraszam...

Shoto pokręcił głową z niedowierzaniem i zerknął na zegarek, wskazujący już niemal dziesiątą wieczorem. Było za późno na maratony Wiedźmina czy innego Cyberpunk, zwłaszcza gdy następnego dnia miał dwie sesje zdjęciowe, wywiad i nagrania.

— To co powiesz na maraton gamingowy w najbliższy piątek? — zapytał cicho, a Izuku odpowiedział niemal od razu:

— To będzie zaszczyt, Wasza Królewska Mość.

Shoto miał ochotę go zamordować.

***

Todoroki niemal odliczał godziny do piątkowego wieczoru. Już od bardzo dawna nie wyczekiwał żadnego wydarzenia z taką niecierpliwością, a zwłaszcza spotkania z kimś, kogo już spokojnie mógł nazwać przyjacielem. Przynajmniej w jego mniemaniu łączyła ich już na tyle silna więź, że bez wyrzutów sumienia mógł użyć tego słowa. W jego umyśle brzmiało to niemal jak sen. Przyjaciel.
Miał kilku dobrych kolegów z branży, ale między nimi wszystkimi zawsze było pewne napięcie. Konkurencja.

Mimo wszystko byli dla siebie konkurencją, czy będąc członkiem zespołu, tancerzem czy solistą, wszyscy walczyli o uwagę publiczności i mimo wszystkich miłych słów, którymi się wymieniali, doskonale zdawali sobie sprawę, że nigdy nie mogą opuścić gardy, ani zaufać sobie w stu procentach. 
Z Izuku było jednak inaczej. Mimo że pracowali na tym samym polu, nie byli wcale rywalami. Shoto nie do końca umiałby to komukolwiek wyjaśnić, ale rozmawiając z Midoriyą nie czuł potrzeby ukrywania co drugiego faktu ze swojego życia i wcale nie chodziło o to, że młodszy chłopak i tak większość z nich już znał. Chodziło raczej o coś w jego zachowaniu, jego osobowości, co pozwalało Todorokiemu wierzyć, że ten młody muzyk jest godny zaufania.

Jego apartament rzadko wyglądał tak nastrojowo. Może to dlatego, że Shoto nie przebywał w nim na tyle często, żeby chciało mu się włączyć niesamowite oświetlenie ledowe, które miał zainstalowane w salonie, ani odpalić tych dwóch lawendowych świeczek, stojących na stoliku kawowym obok tony przekąsek i dwóch schłodzonych piw.

Todoroki po spojrzeniu na zegarek, wskazujący już niemal dwudziestą wieczorem, zdecydował się przebrać w coś wygodniejszego niż granatowa koszula i czarne idealnie wyprasowane spodnie, w których latał po mieście cały dzień, ogarniając najróżniejsze sprawy w towarzystwie swojego menedżera.

Kiedy Izuku w końcu zapukał w wielkie podwójne drzwi jego mieszkania, muzyk był już przebrany w szare dresy i czarną koszulkę z krótkim rękawem, mając nadzieję, że wpasuje się strojem w klimat tego spotkania.

Izuku wyglądał tak samo niechlujnie, a zarazem świetnie jak i on, w swoich czarnych joggerach i butelkowo-zielonej bluzie, z pojedynczą paczką serowych chrupek pod pachą i dodatkowym kontrolerem z naklejkami z Rick & Morty.

— Twój ochroniarz chyba mnie nie polubił — zaczął Izuku, a Shoto niemal parsknął śmiechem.

— Słucham?

Midoriya przestąpił z nogi na nogę, po czym wszedł do środka za skinieniem Todorokiego, który zdał sobie sprawę, że nadal stoją w progu.

— Patrzył na mnie spode łba dopóki ta głupia winda nie przyjechała i sprawdzał mój dowód chyba pięć razy. Wiem, że mam trochę nieaktualne to zdjęcie, ale matko... Facet jest przerażający.

Shoto zaśmiał się szczerze i przejął od chłopaka chrupki, by zaraz przesypać je do szklanej miski, która miała dołączyć do kolekcji innych przekąsek na salonowym stoliku kawowym.

— Wybacz, że byłeś sprawdzany, ale takie warunki postawił Keigo, nie mogłem się kłócić — powiedział, prowadząc go do części salonu z wielkim plazmowym telewizorem i podpiętym najnowszym PlayStation. Jendym kliknięciem uruchomił konsolę i usiadł na skórzanej kanapie.

— Nie no rozumiem — odparł Midoriya, rozglądając się po wnętrzu z wypisanym na twarzy podziwem. — Sory, że tak mało mówię, ale staram się nie zwariować. Twoje mieszkanie jest... Zajebiste.

Todoroki uśmiechnął się.

— Dzięki, Keigo je urządzał.

— Czyli jest tak samo dobrym architektem wnętrz jak i menedżerem, czaję — odparł Izuku i opadł na kanapę obok Shoto, który zaczął łączyć jego pada z konsolą.

— Jest absolutnie niezastąpiony w każdej dziedzinie — przytaknął Todoroki. Izuku pokiwał głową.

— To...

— W co chciałbyś zagrać najpierw? — zapytał Todoroki, po czym obaj wymienili uśmiechy.






Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top