10. Coś się stało Lilli?
STEPHAN
Zaśmiałem się pod nosem, kręcąc głową, gdy kwadrans po dziewiętnastej zadzwoniłem do drzwi sąsiadki, a potem chwilę pod nimi stałem, czekając, aż mi otworzy, co oczywiście nie nastąpiło. Lilli stchórzyła i postanowiła mnie unikać. Zastanawiałem się jak w takim razie miałem spełnić prośbę jej siostry, na którą przystałem. Chociaż pomysł Larisy wydawał mi absurdalny, to nie potrafiłem jej odmówić, gdy patrzyła na mnie, uśmiechając się zalotnie. Miałem wrażenie, że gdyby poprosiła mnie, żebym coś dla niej ukradł, to zrobiłbym to bez wahania. Skarciłem się w myślach za to, że dzień wcześniej całowałem się z Lilli, a potem myślałem o jej siostrze, która na dodatek była zamężna. Oszalałem i zastanawiałem się, jak wybrnąć z tej absurdalnej sytuacji. U Larisy nie miałem szans, ale gdybym zbliżył się do Lilli? W końcu będę miał do tego okazję, tylko najpierw powinniśmy wyjaśnić sobie wczorajszy pocałunek, ale to było niemożliwe, bo ona ukrywała się przede mną.
Westchnąłem głęboko i wróciłem do siebie, stwierdzając, że spróbuję za godzinę. Kiedyś w końcu będzie musiała wrócić do mieszkania.
*
Na próżno czekałem, aż sąsiadka pojawi się w domu. Siedziałem na balkonie, obserwując ludzi, ale jej nigdzie nie dostrzegłem. Wyrolowała mnie. O północy w końcu stwierdziłem, że pora położyć się spać, więc się ogarnąłem i Ulżyło wygodnie w łóżku. Chwyciłem telefon do dłoni, żeby go wyciszyć i wtedy zdałem sobie sprawę z tego, że zamiast czekać na Lilli jak idiota, to mogłem do niej zadzwonić, bo przecież miałem jej numer. Zmrużyłem oczy, wpatrując się w wyświetlacz, po czym wszedłem w kontakty i wybrałem jej numer. Może i pora nie była odpowiednia na dzwonienie, ale nie dbałem o to. Chciałem tylko zapytać, dlaczego tak ze mną postąpiła? Należały mi się jakieś słowa wyjaśnienia.
— Halo. — Zmarszczyłem czoło, słysząc męski głos, a po chwili zacisnąłem zęby. Do głowy mi nie przyszło, że dziewczyna mogła spędzić tę noc z jakimś facetem, który na dodatek teraz odebrał jej telefon.
— Halo — odezwał się ponownie nieznajomy.
— Dobry wieczór, jest Lilli? — zapytałem, po czym postukałem się pięścią w czoło, bo zamiast się odzywać, mogłem się po prostu rozłączyć i byłoby po problemie. Oczywiście musiałem sobie wszystko skomplikować.
— Kto mówi? — Zastanawiałem się, jak dziewczyna wpisała mnie do telefonu, bo przecież jakby wyświetliło się moje imię, to mężczyzna by się nie dopytywał.
— Stephan — odezwałem się niepewnie. — Stephan Leyhe.
— Aaaa, ten skoczek. Sąsiad Lilli. — Zmarszczyłem brwi, zastanawiając się, skąd nieznajomy wiedział, że mieszkałem obok dziewczyny. Czyżby rozmawiali o mnie?
— No, tak — powiedziałem, uznając, że pora zakończyć tę rozmowę. — Przepraszam, nie będę już przeszkadzać — dodałem z zamiarem rozłączenia się.
— Nie, nie, nie! — Zdziwiłem się, gdy mężczyzna zaprotestował. — Z tej strony Martin Zimmermann. — Przedstawił się, a mnie olśniło, że jej przyjaciel miał tak na imię, więc wiedziałem już z kim miałem do czynienia. — W sumie to dobrze się składa, że dzwonisz.
— Nie rozumiem.
— Potrzebuję twojej pomocy.
— Coś się stało Lilli? — zapytałem, siadając na łóżku. Do głowy mi nie przyszło, że nie pojawiła się w domu, bo mogło coś się jej stać, tylko od razu założyłem, że mnie wyrolowała.
— Tak. — Znieruchomiałem, gdy mężczyzna potwierdził. — Nie. — Zmarszczyłem brwi, gdy potem od razu Zaprzeczył. Już niczego nie byłem pewny. — W sensie... — mówił dalej, zawieszając się. — Eh... — Westchnął głęboko. — Upiła się. Mógłbyś po nią przyjechać do baru? Ja nie mogę wyjść teraz z pracy. Za duży tłok jest.
— Upiła się? — zapytałem, a Martin potwierdził. — To po co jej tyle polewałeś? — Nie mogłem zrozumieć tego, jak mógł doprowadzić ją do takiego stanu, że nie była w stanie sama wrócić do mieszkania.
— Jak przyszedłem do roboty, to już była wstawiona. — Zaczął się tłumaczyć. — Oscar jej polewał. Zrobił to o raz za dużo. Położyłem ją na zapleczu, ale chyba lepiej by było, jakby spędziła noc w swoim łóżku. — Nie dowierzałem w to, czego słuchałem. Oni byli kompletnie nieodpowiedzialni. — To, co? Pomożesz? — dopytywał, a ja wiedziałem, że się zgodzę. Sumienie nie pozwalało mi postąpić inaczej.
— Okey, będę za pół godziny. Muszę się ogarnąć — odparłem, kręcąc głową z niedowierzaniem.
— Dzięki — powiedział Martin, po czym się rozłączył.
Westchnąłem głośno, po czym wstałem z łóżka, żeby się ogarnąć. Dziesięć minut później wsiadłem za kierownicę i ruszyłem w kierunku baru Viertel.
Na miejscu byłem po wpół do pierwszej w nocy. Przed lokalem było sporo ludzi, w większości nietrzeźwych. Gdy wszedłem do środka, skrzywiłem się, słysząc głośną muzykę i gwar znajdujących się tutaj ludzi. Spojrzałem na wiszący telewizor, na którym włączony był kanał muzyczny. Po chwili zatrzymałem się i omiotłem wzrok bar, za którym stało trzech mężczyzn, robiących drinki. Spojrzałem na bruneta, który kiwnął do mnie i wtedy rozpoznałem Martina. Przywitaliśmy się, gdy podszedłem do niego.
— Dzięki, że przyjechałeś! — powiedział głośno, próbując przekrzyczeć gwar, po czym kiwnął mi głową, żebyśmy przeszli dalej. Wpuścił mnie za bar, skąd przeszliśmy na zaplecze. — Lilli zaliczyła taki zgon, że bałem się ją wsadzać do taksówki, bo obawiałem się o jej bezpieczeństwo. — Dobrze, że chociaż o tym pomyślał.
— Jasne.
W pomieszczeniu było o wiele ciszej niż na sali. Rozejrzałem się po niewielkiej przestrzeni, gdzie znajdował się stół, cztery krzesła, regał, mikrofala, kilka szafek, na których pracownicy mogli przygotować sobie coś do jedzenia i kanapa, na której spała Lilli.
Zacisnąłem usta, nie dowierzając w to, co poczułem, bo zamiast obojętności, to rozczulił mnie ten widok. Chociaż dziewczyna leżała pijana, pomyślałem, że słodko wyglądała. Coś było ze mną ewidentnie nie tak.
— Lilli mówiła, że jesteś spoko, więc mam nadzieję, że naprawdę mogę ci zaufać. — Przeniosłem wzrok na Martina, gdy się odezwał. Przyglądał mi się, jakby się zastanawiał, czy na pewno dobrze robił, oddając mi dziewczynę pod opiekę.
— Pewnie — odparłem bez wahania. Brunet spojrzał na Lilli, zaciskając usta. — Naprawdę bezpiecznie odstawię ją do mieszkania. — Zapewniłem go ponownie. Przeniósł wzrok na mnie, przytakując, po czym podszedł do dziewczyny.
— Lilli, Lilli — mówił, szturchając ją za ramię.
Parsknąłem śmiechem, gdy wymamrotała coś pod nosem, przekręcając się na drugi bok.
— Dobra, chyba się nie obudzi. Wezmę ją na ręce — powiedziałem, podchodząc do kanapy.
— Dasz radę? — Martin przyglądał mi się z lekkim niedowierzaniem. Może i nie byłem postawny, ale siły mi nie brakowało.
— Oczywiście — odparłem pewnie, po czym wsunąłem dłonie pod ciało Lilli i uniosłem ją w górę.
Widziałem zaskoczenie na twarzy Martina, gdy bez problemu poradziłem sobie z dziewczyną.
— Wyjdziemy tyłem. Nie będziemy pchać się przez cały lokal. — Przytaknąłem, słysząc jego propozycję.
Wziął z krzesła torebkę i otworzył drzwi, po czym szedłem za nim przez korytarz, a gdy przeszliśmy przez kolejne drzwi, znaleźliśmy się na zewnątrz z tyłu budynku i ruszyliśmy w kierunku mojego samochodu.
Przy aucie Martin wyciągnął z kieszeni moich spodni klucze od samochodu, a gdy zwolnił zamek i otworzył tylne drzwi, ostrożnie ułożyłem Lilli na siedzeniu. Dziewczyna była tak wstawiona, że nie przebudziła się nawet na moment. W końcu zamknąłem drzwi i odebrałem od chłopaka kluczyki od mojego samochodu.
— Tu masz jej torebkę — powiedział, podając mi własność Lilli.
— W środku są klucze od mieszkania. — Przytaknąłem, po czym się pożegnaliśmy i gdy zająłem miejsce za kierownicą, ruszyłem w drogę.
*
Po dojechaniu na miejsce zgasiłem silnik. Obejrzałem się do tyłu na śpiącą dziewczynę. Zastanawiałem się, co działo się w jej głowie, że tyle piła. Doskonale pamiętałem to, jak wcześniej kompletnie pijaną odstawiła ją do mieszkania Larisa, a także to, jak starsza siostra podniosła alarm, że Lilli coś zrobiła sobie w mieszkaniu, a potem ta zjawiła się w nieciekawym stanie.
Lilli ewidentnie nadal nie radziła sobie po burzliwym rozstaniu z niedoszłym mężem i miałem nadzieję, że w czasie wyjazdu do SPA odstresuje się na tyle, żeby w końcu ruszyć do przodu. Ja też chciałem jej w tym pomóc.
Wysiadłem z samochodu, po czym wyciągnąłem z torebki dziewczyny klucze od jej mieszkania i schowałem do kieszeni, żeby mieć je pod ręką. Zacisnąłem usta, zastanawiając się, jak przetransportować ją do mieszkania. Najpierw posadziłem ją i próbowałem nawiązać z nią kontakt, ale niestety nadal nic do niej nie docierało. Przyciągnąłem ją do siebie, by następnie postawić na nogi, a potem przerzucić sobie przez bark. Zamknąłem drzwi, uruchomiłem autoalarm i ruszyłem do mieszkania.
*
Gdy już w końcu przekroczyłem próg mieszkania Lilli, zaniosłem ją do sypialni, gdzie położyłem na łóżku. Odetchnąłem, gdy nie czułem już ciężaru na swoim barku. Wejście na trzecie piętro z nietrzeźwą dziewczyną było jednak trochę męczące. Zdjąłem jej buty, po czym spojrzałem na twarz, z której zgarnąłem kilka opadających kosmyków włosów. Była naprawdę ładna i nie mogłem pojąć, dlaczego jej były tak podle ją potraktował.
Westchnąłem cicho, po czym opuściłem jej sypialnię. Wypiąłem z breloka klucz od górnego zamka, a pozostałe zostawiłem na stole. Musiałem jakoś zamknąć drzwi tak, żeby jednocześnie Lilli mogła się wydostać rano z mieszkania. Górny zamek miał możliwość otworzenia go od środka, więc ten też przekręciłem i wróciłem do siebie, żeby w końcu położyć się spać.
***
LILLI
Obudziłam się z potwornym bólem głowy i suchością w gardle. Miałam wrażenie, jakby w środku czaszki coś było i chciało się z niej wydostać, trzaskając w nią. Przyłożyłam palce do skroni, żeby je trochę rozmasować, ale to nic nie pomagało. Na dodatek zupełnie nie mogłam sobie przypomnieć wczorajszego wieczora, a tym bardziej drogi powrotnej do domu, ale najwidoczniej nie byli ze mną tak źle, skoro jakoś wróciłam do siebie. Usiadłam na łóżku, uświadamiając sobie to, że nawet się nie przebrałam w piżamę. Próbowałam zlokalizować telefon, ale w sypialni nigdzie go nie widziałam, więc wstałam z łóżka, żeby zobaczyć, czy nie było go w kuchni lub pokoju dziennym. Gdy tylko stanęłam na nogi, mój świat lekko zawirował. Absolutnie nie byłam jeszcze do życia.
Ostrożnie przeszłam do kuchni, gdzie w pierwszej kolejności wypiłam szklankę wody, po czym rozejrzałam się po pomieszczeniu. Podeszłam do stołu, na którym leżała moja torebka, z której wygrzebałam telefon. Nagle w oczy rzuciły mi się moje klucze. Dotknęłam je, uświadamiając sobie, że brakuje tego od górnego zamka, co oznaczało, że jednak ktoś pomógł mi dotrzeć do mieszkania, a potem zamknął drzwi, zabierając ze sobą jeden z kluczy. Usiadłam na kanapie z telefonem i zaczęłam przeglądać połączenia. Zrobiłam wielkie oczy, widząc, że o północy rozmawiałam ze Stephanem. Kompletnie nie mogłam sobie tego przypomnieć. Przygryzłam palec, zastanawiając się, o czym mogłam z nim rozmawiać. Westchnęłam ciężko, uświadamiając sobie, że w głowie miałam pustkę. Przeklinałam barmana, że zamiast mnie stopować, to z chęcią polewał coraz więcej. Gdyby na zmianie był Martin, to nie byłabym w takim stanie. Od razu pomyślałam sobie, że przyjaciel mógłby wiedzieć coś na temat mojego powrotu do domu, więc wybrałam jego numer.
— No, co jest Lilli? — zapytał zaspanym głosem.
— Obudziłam cię?
— Mhh. — Zacisnęłam usta, bo nie chciałam mu przeszkadzać.
Nie pomyślałam, że Martin do domu wrócił dopiero nad ranem.
— Przepraszam, nie chciałam.
— Jak się czujesz? — zapytał, a ja cicho westchnęłam.
— Klasyczny kac — odparłam, tłumiąc ziewanie. — Mógłbyś mi powiedzieć, jak dotarłam do domu? — zapytałam nieśmiało. Było mi głupio, że aż tak się spiłam.
— Stephan po ciebie przyjechał.
— Stephan? Jaki Stephan? — Zmarszczyłam czoło, zastanawiając się, o kim mówił przyjaciel.
— Leyhe. — Zamarłam, jak usłyszałam nazwisko sąsiada. Widziałam, że miałam połączenie od niego, ale nie sądziłam, że w czasie rozmowy prosiłam go o to, żeby po mnie przyjechał. Zacisnęłam usta, zastanawiając się, co on sobie o mnie myślał, widząc mnie w takim stanie. Na dodatek miał klucz od mojego mieszkania, co oznaczało, że będę musiała z nim pogadać, jednak stwierdziłam, że zrobię to po pobycie w SPA.
— Jezu, nie pamiętam tego. — Jęknęłam zrezygnowana.
— Wcale mnie to nie dziwi. Totalnie cię ścięło. Oscar dostał ochrzan ode mnie.
— Nie mogłeś ty mnie odwieźć?
— Nie było szans, za dużo klientów, więc poprosiłem Stephana, jak już zadzwonił.
— Czekaj. Ty z nim gadałeś? Nie ja? — dopytywałam.
Martin zaczął mi streszczać całą sytuację, a ja czułam coraz większe zażenowanie swoim zachowaniem.
*
Po rozmowie z przyjacielem oprócz kaca po alkoholu miałam też kaca moralnego. Nadal nie wierzyłam w to, że tak bardzo zbłaźniłam się przed Stephanem. Całe szczęście, że jutro miałam zniknąć na tydzień. Co prawda miałam z nim porozmawiać o naszym pocałunku, ale nic mu się nie stanie, jak poczeka jeszcze kilka dni.
Westchnęłam głęboko, wracając do sypialni, gdzie usiadłam na łóżku. Rzuciłam telefon na pościel, po czym przygryzłam palec, spoglądając na rozłożoną walizkę. Nadal nie byłam spakowana i przede wszystkim nadal nie byłam przekonana do tego wyjazdu. Może Martin miał rację i powinnam z tego zrezygnować, i wybrać się z nim w inne miejsce? Byłam pogubiona. Postanowiłam, że zadzwonię do Larisy. Liczyłam, że siostra pomoże mi się pozbierać i podjąć najlepszą decyzję.
*
— Nie, nie, nie i jeszcze raz nie — powiedziała Larisa, gestykulując dłońmi.
Przewróciłam oczami, zastanawiając się, czemu po nią zadzwoniłam, przecież to było pewne, że nie odpuści wyjazdu do SPA.
— Lilli, nie kombinuj. Jedziesz i tyle — dodała, przyklękając przy mojej walizce.
— Serio? Masz zamiar tam wdzięczyć się do dziadków? — dopytywała, chwytając w dłonie bluzkę z żabotem. W sumie sama nie wiedziałam, dlaczego ją spakowałam, bo fakt był taki, że nadawała się tylko na jakieś sztywne spotkanie służbowe. Wzruszyłam ramionami, a ona pokręciła głową.
— A ty już jesteś spakowana?
— Ja? — zapytała ze zdziwieniem.
— No, tak. Oczywiście — dukała, nie patrząc na mnie.
Zmarszczyłam brwi, widząc jej dziwne zachowanie. Czułam, że jednak mijała się z prawdą.
— Ale, nie gadajmy o mnie, tylko bierzmy się do roboty i spakujmy twoją walizkę do końca — dodała.
Już miałam pewność, że siostra też będzie dopiero kończyła pakowanie. W tej kwestii zawsze byłyśmy takie same. Nigdy nie lubiłyśmy się pakować.
— Larisa. — Wypowiedziałam niepewnie imię siostry.
Chciałam wyrzucić z siebie to, że skompromitowałam się przed Stephanem w nocy i usłyszeć zapewnienie, że w sumie to nic takiego się nie stało.
— No — odezwała się, składając moją bluzkę, którą następnie włożyła do walizki.
Usiadłam obok na podłodze, zaciskając usta.
— Zbłaźniłam się w nocy przed Stephanem — powiedziałam, na co od razu na mnie spojrzała.
— Co zrobiłaś? — Zagryzłam wargę, słysząc ton głosu pełen wyrzutu.
— Miałam z nim wieczorem pogadać o tym... wiesz... pocałunku — zaczęłam tłumaczyć — i żeby dodać sobie odwagi, poszłam wcześniej do baru. Chciałam wypić kolejkę, czy tam dwie, ale zrobiło się tego więcej i zaliczyłam zgon.
— I?
— Dzwonił do mnie w nocy — mówiłam dalej, gładząc strój kąpielowy, który miałam zamiar zabrać ze sobą do SPA. — Telefon odebrał Martin i poprosił, żeby po mnie przyjechał. Rozumiesz to?! — Podniosłam głos, spoglądając na siostrę. — Mógł mnie zostawić do rana na zapleczu i potem odwieźć do domu, to nie. Poprosił Leyhego, żeby mnie zabrał. Totalna kompromitacja — mruknęłam. — Stephan odbierał mnie kompletnie pijaną. — Larisa pokręciła głową, cicho wzdychając.
— Martwi mnie to, że kolejny raz się upiłaś. To nie prowadzi do niczego dobrego. Chcesz zostać alkoholiczką? — Przewróciłam oczami na jej słowa, bo nie takich się spodziewałam.
— Jezu, Larisa — jęknęłam z niezadowoleniem. — Ja tu mówię, że się skompromitowałam przed Stephanem, a ty mi o alkoholizmie. Mnie to nie grozi.
— Wiele osób zapewne tak mówi, a potem nie mogą przeżyć bez kieliszka w ciągu dnia. — Gdybym wiedziała, że będę słuchała takich bzdur, to nie zaczęłabym tego tematu.
Nie rozumiałam, dlaczego siostra robiła ze mnie alkoholiczkę.
— Liczyłam, że mi pomożesz ze Stephanem. Doradzisz coś. — Spojrzałam na nią wymownie, a ona tylko wzruszyła ramionami.
— Po prostu pogadaj z nim — odparła.
— Wolałabym usłyszeć coś w stylu: przeprowadź się w inne miejsce, żeby go nie widywać.
— Od problemów się nie ucieka, tylko się je rozwiązuje. — Spojrzała na mnie znacząco.
— Bla, bla, bla — odezwałam się. — Dobrze, że będę miała teraz tydzień na przemyślenia. A może on międzyczasie zapomni o wszystkim? — Zastanawiałam się głośno.
— Coś mi się wydaje, że pogadasz z nim o tym o wiele szybciej. — Zmarszczyłam brwi, patrząc na siostrę, a ona uciekła wzrokiem. Nie podobały mi się te słowa i miałam nadzieję, że nie szykowała nic na dzisiejszy wieczór. Bałam się, że specjalnie napuści na mnie Stephana.
— Nie ma mowy. — Zaprotestowałam od razu. — Dzisiaj się ukrywam, a jutro w południe lot i mnie tu nie ma.
— No, tak — odezwała się niepewnie. Patrzyłam na nią, mrużąc oczy.
— Larisa, ty pamiętasz, że jutro wylatujemy? Ogarnęłaś sobie zastępstwo? — dopytywałam, bo nie chciałam, żeby jutro okazało się, że ona poleci i spędzę ten tydzień sama.
— Tak, tak — powiedziała, uśmiechając się lekko. — Wszystko załatwiałam. Zastępstwo za mnie też — dodała, a ja w duchu odetchnęłam.
***
Rozglądałam się nerwowo za siostrą po hali na lotnisku w Monachium. Rano napisała mi, że mam jechać sama do Monachium, a ona do mnie dołączy, bo jeszcze coś wypadło jej w pracy. Wiedziałam, że tak będzie. Ta pracoholiczka nigdy nie potrafiła odpuścić, ale nie miałam wyboru. Zamówiłam taksówkę, która zawiozła mnie na dworzec kolejowy i pociągiem udałam się do Monachium.
Denerwowałam się, bo bałam się, że nie zdąży, a nie chciałam lecieć sama. Nagle w głośnikach rozległ się komunikat, że pasażerowie lotu do Francji mają stawić się do odprawy. A Larisy nadal nie było. Chwyciłam telefon, po czym wybrałam jej numer, ale nie odebrała. Pokręciłam głową i w tym samym momencie otrzymałam SMS-a.
OD LARISA: jak zaczela sie odprawa, to idź. bedzie na styk, ale zdązy
Zmarszczyłam brwi, odczytując wiadomość, bo druga jej część trochę mi nie pasowała. Jakby pisała w czyimś imieniu. Jednak po chwili mnie olśniło, że pewnie autokorekta jej się włączyła, a poza tym pisała w nerwach i pośpiechu, więc pojawiły się błędy. Ruszyłam z bagażem w stronę bramek i ustawiłam się w kolejce.
DO LARISA: gdzie jesteś?
OD LARISA: juz dojeżdza, korki
DO LARISA: ok, ale jak nie zdążysz, to ja wysiądę z samolotu
OD LARISA: nic się nie martw
Ostatnia wiadomość trochę mnie uspokoiła, więc ruszyłam do odprawy.
*
Nerwowo ruszałam nogą, siedząc w samolocie i czekając na siostrę. Facet, który siedział obok mnie pod oknem, zapiął pas, po czym założył opaskę na oczy i oparł głowę o zagłówek. Najwidoczniej postanowił przespać lot.
Na pokład wchodziły już ostatnie osoby, a Larisy w dalszym ciągu nie widziałam. Nie miałam też od niej żadnej wiadomości, a zaraz mieliśmy polecieć. W duchu panikowałam, bo nie wiedziałam, co robić. Jeszcze zostać, czy już wysiąść?
— To już wszyscy? — Słyszałam, jak rozmawiały miedzy sobą stewardesy.
— Mam wiadomość, że jest jeszcze jeden spóźnialski. — Zacisnęłam usta, słysząc odpowiedź, z której wynikało, że czekają na mężczyznę.
A gdzie Larisa? — pytałam siebie w duchu.
— Czemu ludzie nie nauczą się, by być przed czasem? — odezwała się jeszcze stewardesa.
Odblokowałam telefon i nerwowo napisałam SMS-a.
DO LARISA: gdzie jesteś?
Wpatrywałam się w telefon, czekając na odpowiedź, która szybko nadeszła.
OD LARISA: juz biegnie
— Biegnę, powinno być — mruknęłam do siebie pod nosem podenerwowana.
Nie lubiłam, jak ludzie robili błędy w SMS-ach, ale jej wybaczyłam, bo pisała je w pośpiechu.
Jednak zapewniała mnie, że poleci, co mnie uspokoiło. Stewardesy najwidoczniej musiały się pomylić i nie chodziło o spóźnialskiego, tylko o spóźnialską. Ktoś im coś źle przekazał.
OD LARISA: miłego wypoczynku, kochana
Zmarszczyłam brwi, odczytując SMS-a. Czułam, że zaczęłam wpadać w panikę, bo jej wiadomość oznaczała, że mnie wystawiła i nigdzie nie leci. Nie chciałam być sama w tym SPA. W SPA, gdzie miała być moja podróż poślubna. Wiedziałam, że jak będę tam sama, to będę rozmyślała o swoim nieudanym związku. O największej porażce w moim życiu.
W sekundę podjęłam decyzję, że nigdzie nie lecę. Odłożyłam telefon, żeby wypiąć się z pasów i jak najszybciej opuścić pokład samolotu.
— Cześć. — Zastygłam w bezruchu, trzymając dłońmi zapięcie od pasów, gdy usłyszałam nad głową znajomy głos.
Przeniosłam wzrok w lewą stronę, patrząc na siadającego obok mnie mężczyznę, który próbował uspokoić oddech. Zdaje się, że dotarł spóźniony pasażer, którego jakimś cudem jeszcze przepuścili przez odprawę.
Wszystko załatwiałam. Zastępstwo za mnie też.
Od razu przypomniałam sobie słowa siostry, które, jak się okazało, nie oznaczały zastępstwa w pracy, tylko we Francji.
— Myślałem, że nie zdążę — odezwał się, zapinając pas, a w tle roznosił się głos pilota, informujący o tym, że startujemy. — Nie sądziłem, że Monachium będzie tak zakorkowane, na szczęście... — mówił coś do mnie, a ja wpatrywałam się w niego, zastanawiając się, dlaczego siostra mi to zrobiła.
— Dobrze się czujesz? Zbladłaś. — Potrząsnęłam głową, wyrywając się z letargu. Brunet patrzył na mnie, uśmiechając się delikatnie.
— Stephan, co ty tu robisz? — zapytałam zszokowana, po czym chwyciłam go kurczowo za dłoń i przymknęłam oczy, gdy samolot oderwał się od ziemi.
Nienawidziłam tego uczucia.
*****************
Kolejny rozdział za nami. Mam nadzieję, że się podobał.
Do następnego...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top