#21 Walka braci

- Pora zakończyć to raz na zawsze. – powiedział surowo Dream.

- Och. A nie zamierzasz dać mi szansy na poprawę ten ostatni raz? Nie zaproponujesz wyjścia bez agresji, choć jesteś gotów walczyć o to co słuszne? – powiedział żartobliwie, jego towarzysze zaśmiali się pogardliwie. Dream zmienił swoją pałkę w łuk i wycelował strzałą w brata.

- Twoje szansy się skończyły, po tym jak zabiłeś Inka.

- Och? Nie przypominam sobie, żebym go kiedyś zabił.

- Przyniosłeś do lochów prochy i powiedziałeś, że są jego.

- Hm? Jeśli dobrze pamiętam powiedziałem o starym znajomym, a nie o Inku. – Dreamowi rozszerzyły się źrenice. Właśnie... przecież to Nightmare, takie sztuczki to dla niego nie pierwszyzna.

Night wykorzystał rozproszenie brata i zaatakował. Gdyby Dream nie spostrzegł się w ostatnim momencie macka jego brata rozwaliłaby mu żebra.

On tylko chciał mnie rozproszyć – pomyślał Dream i strzelił, ale Night złapał strzałę w mackę i ją złamał. Wszystkie macki wystrzeliły i choć Dream był szybki jedna trafiła go w bok łamiąc mu żebra, które momentalnie spadły na podłogę przez nową dziurę w ubraniu Marzyciela.

Ale to mu nie przeszkodziło.

Dream zmienił łuk z powrotem w pałkę i zaatakował nią brata bezpośrednio.

***

Ink obudził się w środku nocy czując dziwne zimno, wtedy zorientował się, że Nightmare jeszcze nie wrócił, to było dziwne. Night obiecał mu wrócić przed północą, a według zegara dochodziła druga w nocy. Podniósł się z łóżka i otworzył drzwi do gabinetu Nighta. Biurko było wywrócone, a poniszczone papiery walały się wszędzie. Jak mógł tego nie usłyszeć?

Wyszedł na korytarz, gdzie również był straszny syf szedł dalej w kierunku, z którego dochodziły czyjeś krzyki.*

***

Dream przygwoździł brata do podłogi.

- Skoro Ink żyje to gdzie jest? – wycharczał choć i tak wiedział, że nie dostanie odpowiedzi, tym bardziej jeśli jego bliźniak wtedy naprawdę chciał go rozproszyć.

- Myślisz, że ci powiem? – odpowiedział Nightmare pogardliwie i uderzył w niego macką z taką siłą, że przygrzmocił w ścianę. Starszy z braci podszedł do niego spokojnym krokiem. – Nie dość, że jesteś żałosny to jeszcze naiwny. Nawet gdybyś mnie zabił Ink nie byłby wolny. – prychnął i już miał zadać ostateczny cios gdy oberwał kijem od miotły.

Odwrócił się wściekły w tamtą stronę i był pewny, że mignął mu szal Inka.

Ink go obserwował i czekał...

Jeśli zabije swojego brata Malarz nigdy mu nie wybaczy.

Nightmare w tym momencie wiedział co musi zrobić jeśli chce szczęśliwego zakończenia dla tego malucha.

"Ściągnął brwi" i zaczął się dokładniej zastanawiać co powinien powiedzieć lub zrobić.

- Ej, to miała być uczciwa walka, a wy atakujecie naszego szefa! – oburzył się ktoś z Bad Gay.

- To wy jesteście tymi, którzy oszukują! – krzyknął ktoś z rebeliantów.

- Właśnie! Pewnie sami w niego rzuciliście, żeby zwalić winę na nas! – krzyknął ktoś inny. Zaczęły się krzyki, krzyki przerodziły się w przepychanki, a przepychanki w walkę. Nightmre wpatrywał się w brata odpierając mackami ataki w jego osobę. W końcu postanowił coś zrobić.

- KUŹWA ZAMKNIJCIE MORDY DO CHOLERY! – wydarł się – MAM DOŚC KURWA, Z BAD GAY KONIEC. – Spojrzał znów na brata i podał mu rękę – Nie żałuję, tego co zrobiłem, żeby była jasność. A teraz wybacz, mam coś do zrobienia.

I odszedł.

~~

*To dziwne uczucie kiedy piszesz trzy wersje i w każdej dajesz ten sam fragment przez co jesteś zadowolony, że nie musisz nic wymyślać, ale i masz wyrzuty, że jesteś za mało kreatywny.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top