#2 Porwanie

Error nie mógł uwierzyć, że znów miał się z nim spotkać, znów normalnie porozmawiać i ani trochę też tego nie chciał, ale musiał.

Siedział w Outertale i czekał na tego idiotę. Miał tylko nadzieje, że zobaczył kartkę i nie zapomniał o spotkaniu. Obrońca au jednak zapomniał i chwilę się spóźnił.

- Sorki, Error, za spóźnienie. - powiedział zawstydzony twórca podchodząc do dawnego przyjaciela.

- Odzwyczaiłem się od tego. - mruknął cicho tamten. Próbując sobie przypomnieć kidy ostatnio takie spotkanie miało miejsce.

- Więc o co chodzi? - spytał beztrosko Ink jednak momentalnie mu się przypomniało, że ma parę rzeczy do zrobienia.

- Chciałem cię o coś spytać. - odparł nie wierząc, że naprawdę to robi.

- Możesz się pośpieszyć? - poprosił Malarz starając sobie przypomnieć tą długą listę rzeczy do zrobienia. Error podszedł do Inka.

- Zamknij oczy. - nakazał mu krótko. Ink wykonał polecenie chcąc mieć to już za sobą. Error powoli przybliżył się do Malarza i już wyciągał do niego dłoń gdy nagle usłyszał jakiś podejrzany szelest w krzakach, przez co odskoczył od Inka, który otworzył oczy i spojrzał w stronę dźwięku.

- Chyba ktoś tam jest. - zauważył, a potem spojrzał na Errora leżącego na ziemi, przez co zaśmiał się krótko. - wszystko dobrze, Glichy?

- Nie, chodźmy do voidu. - burknął Niszczyciel i otworzył portal do pustki. Malarz wzruszył ramionami i przez owy portal przeszedł.

A gdy tylko to zrobił Error zaczął się bardziej gliczować. Ink zamknął znów oczy chcąc, żeby trwało to jak najkrócej.

Glicz wziął głęboki wdech. Nie mógł uwierzyć, że Night kazał mu to zrobić. Czemu po prostu nie mógł tego kurdupla związać?

Mimo to podszedł do niego blisko i z wielkim wysiłkiem go przytulił co Ink odwzajemnił.

- Łał, nie sądziłem, że lubisz się przytulać Glichy. - zaśmiał się niższy otworzywszy oczodoły.

- Cicho - warknął drugi i przedzierając się drżącą ręką przyłożył mały krążek do kręgosłupa swojego wroga.

Ink poczuł nagły ból i odruchowo odepchnął Erorra, złapał się za miejsce bólu, aby sekundę później nie móc wykonać już chociażby najmniejszego ruchu ani wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Za to czarnokostny szkielet zgliczował się przez nadmierny kontakt międzyistotowy.

***

Nightmare siedział w swoim biurze wpatrując się w mały pilocik z niecierpliwością, aż w końcu żaróweczka w niego wmontowana się zaświeciła. Uśmiechnął się z satysfakcją i dzięki wbudowanemu do krążku systemu namierzania szybko zlokalizował swojego przyjaciela i... Night nie wiedział jak mógłby określić Inka.

Obiekt fascynacji?

Chyba to najbardziej pasuje.

W każdym razie przeniósł się do voidu, gdzie znalazł stojącego sztywno Inka i zgliczowanego Errora.

Uśmiechnął się zwycięsko i zabrał Malarza do swojego biura ignorując współpracownika.

Ink nie miał bladego pojęcia co się dzieje, ale wiedział, że mu się to nie podoba.

Nightmare posadził go na krześle po jednej stronie swojego biurka, a sam usiadł po drugiej.

- No, Ink, pewnie się zastanawiasz co Error ci zrobił - stwierdził z złośliwym uśmieszkiem - Widzisz, parę miesięcy temu poprosiłem Sci, żeby przygotował mi takie cacko - powiedział i podrzucił macką pilot - plus to coś co masz aktualnie na szyji. A co to konkretnie? Urządzenie, które sprawia, że jesteś ode mnie całkowicie zależny. Wszystko co powiem, ty zrobisz. Na przykład: zatańcz sambę.

Ink zdziwił się tym poleceniem, ale jeszcze bardziej tym, że rzeczywiście wstał i zaczął tańczyć.

- Dobra, wystarczy, siadaj. - powiedział już lekko znudzony. - No, powiedz co tylko zechcesz. - uśmiechnął się z wyższością.

- Co tylko zechcesz. - powtórzył Malarz. Koszmarowi uśmiech zszedł z czaszki i przypomniał sobie, że jeśli chce, żeby Ink mówił niezależnie powinien kliknąć coś na tym cholerstwie. Więc kliknął. - Po co to? - spytał podejrzliwie Ink.

Nightmare uśmiechnął się zadowolony z wciśnięcia dobrego guzika za pierwszym razem (gdyby się pomylił skompromitowałby się i nie mógłby sobie tego wybaczyć).

- Jak to po co? Mój zidiociały brat i ten wasz jeszcze głupszy przyjaciel, nie poradzą sobie bez ciebie, zwłaszcza, że to ty w większości przypadków ich informujesz co atakujemy. - Maziowaty wyjaśnił pobieżnie, nie ujawniając jednak swojego prawdziwego motywu.

- W takim razie, czemu mnie nie zabijesz? - na to pytanie wyższy nachylił się nad biurkiem i łapiąc za szalik mniejszego przysunął go bliżej siebie.

- A gdzie w tym zabawa? - spytał z psychicznym uśmiechem i cmoknął go w usta, żeby za chwilę go puścić i się odsunąć.

Zdezorientowany i zarumieniony Ink opadł na krzesło starając się sobie przyswoić co się właśnie stało.

- Mógłbym cię wrzucić do którejś z moich cel, ale nie chcę dawać tym bezwartościowym istotom nadziei, że ich uwolnisz, czy że w ogóle żyjesz. - zaśmiał się krótko - Dlatego będziesz spędzał czas w moim pokoju, który jest za tymi drzwiami. - wskazał ręką na ścianę. Ink spojrzał na niego jak na wariata. - Pójdź tam. - polecił krótko Koszmar i wyciągnął z szuflady biurka jakiś wielki segregator i zaczął coś robić z papierami, które się tam znajdowały.

Obrońca au podszedł do ściany i zobaczył, że rzeczywiście, były tam drzwi, a gdy przez nie przeszedł znalazł się w dużym pokoju, w którym znajdowało się łóżko i dość duża szafa, zapewne na ubrania.

Chciał usiąść na łóżku, ale nie mógł się ruszyć, więc korzystając, że może wydawać z siebie dźwięki postanowił sobie pośpiewać, więc zanucił i zaczął cicho śpiewać jedną z piosenek, które lubił.

Zapewne w momencie gdy ktoś cię obezwładni, porwie i zamknie, śpiewanie jest ostatnią rzeczą o jakiej pomyślisz, ale Ink po prostu nie chciał stać bezczynnie, a to było jedynym co mógł w tej sytuacji zrobić.

Nightmare za to nawet nie wypełniał papierów jak miał w planach, po prostu się wsłuchał w lekko zagłuszony głos ukochanego.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top