Rozdział 19
Woda zawsze była dla niej ukojeniem, bezpieczną przystanią. Jasnym punktem, gdy przychodziły mroczne chwile – zupełnie jak latarnia morska przywołująca do portu zagubionych marynarzy. W wodzie szybko znikały stres i napięcie naprodukowane przez ostatnie tygodnie. Działo się tak dużo, że ciężko było choć na chwilę przystanąć i odetchnąć pełną piersią. Czas zdawał się przesypywać przez palce – niespodziewanie przyspieszył, jakby gnał do nieuchronnego zakończenia historii tej planety. Wciąż jednak było mnóstwo do zrobienia. Zanim ktokolwiek choć pomyśli o emeryturze czy ustatkowaniu się, najpierw należało powstrzymać Chaosa i jego epidemię opętańców.
Kyōko odpoczywała tuż obok niewielkiej półki skalnej. Kamienie, o które opierała się plecami, były chłodne i szorstkie, ale ukryta pomiędzy nimi czuła namiastkę prywatności. Było tam na tyle płytko, że mogła siedzieć z podkulonymi nogami, lecz również na tyle głęboko, że westchnęła i osunąwszy się, zanurzyła głowę. Przez kilkanaście sekund trwała pod powierzchnią z zaciśniętymi powiekami i pozwalała, by nurt delikatnie popychał ją w kierunku ujścia leżącego dziesięć kilometrów stąd. Zaparła się jednak stopami o kamienie i ostatecznie nie dała ruszyć choćby o centymetr. Wynurzyła się przy głośnym sapnięciu i odkleiwszy włosy z czoła, popatrzyła w kierunku, z którego sączyła się delikatna energia Mizuchiego. Kyōko nie przeszkadzało, że być może nawet kręcił się gdzieś w pobliżu – już dawno oswoiła się z tym, że widział ją w nawet najbardziej wstydliwych momentach, w końcu patrzył jej oczami i zawsze doświadczał w s z y s t k i e g o.
To odgłos głuchych kroków gdzieś za jej plecami sprawił, że zadrżała i odruchowo zasłoniła piersi rękoma. Dopiero wtedy buchnęła chakra Naruto, który przestał się kontrolować. Kyōko powoli odwróciła za siebie głowę i dostrzegła go, wyłaniającego się zza drzewa. Jak długo ją podglądał? Na co liczył? Zmarszczyła czoło, zaszczycając go widokiem jedynie swoich gołych pleców i karku.
— Wciąż brak ci kultury, panie Hokage — mruknęła, mocniej zaciskając ręce na ciele. — Czy nie powinieneś odbyć w tym zakresie jakiegoś szkolenia? Zaczynam współczuć twoim doradcom.
Na początek parsknął krótkim, wymownym śmiechem i już nic sobie nie robił z tego, że nakryła go na podglądaniu. Nawet odważył się przeskoczyć po ułożonych niczym przejście na środku rzeki kamieniach i znacznie się zbliżyć! Zatrzymał się na półce skalnej, o którą się opierała, i chyba nic nie robił sobie z tego, że woda zalewała mu buty. Kyōko drżała, czując tuż nad sobą jego obecność, i za żadne skarby nie chciała się odwracać. Jej twarz oblał pokaźny rumieniec.
Zwariowałam...
Jęknęła, gdy niespodziewanie kucnął, by musnąć palcami jej lewego ramienia. Kompletnie zawstydzona zakryła dłonią usta.
— Masz lodowatą skórę.
Może i miała lodowatą skórę, ale serce waliło jej tak szybko, a policzki piekły, jakby chciały rozsadzić ciało od środka. Cholera! Próbowała poruszyć skostniałymi nogami, te jednak odmówiły posłuszeństwa. I ona niby była bóstwem?! Dobre sobie... Żeby jakoś zakryć zażenowanie, poruszyła ramionami, strącając dłoń Naruto, i prychnęła.
— To chyba nie twoja sprawa.
Podziałało – wycofał się.
— Masz rację, przepraszam.
Mimo to coś zakłuło ją mocno w sercu – lodowa szpila przeszyła je na wylot. Kyōko zamierzała trzymać go na dystans, ale słysząc zawód w jego głosie, momentalnie tego pożałowała. Westchnęła.
— Jeśli chcesz się umyć — zatrzymała go słowami — to niedługo wychodzę.
— Spoko, nie spiesz się. Nie będę ci już przesz...
— Naruto!
Odwróciła się w stronę półki skalnej, już nie myśląc o swoim gołym ciele, które przecież i tak było dobrze widoczne pod taflą krystalicznie czystej wody. Palcami chwyciła za brzeg dużego kamienia. Przez kilka sekund patrzyli sobie w oczy w milczeniu, po czym Naruto znów kucnął, żeby choć trochę wyrównać ich poziom. Wciąż jednak czekał na dalsze słowa; oczy miał czujne, usta zaciśnięte, a czoło lekko zmarszczone. Kyōko głośno przełknęła ślinę, na chwilę uciekła spojrzeniem w bok, ale się popamiętała. Nie mogła teraz stchórzyć!
— Posłuchaj, ja... my... — Wykonała pomiędzy nimi poziomy ruch palcem. — To się nie uda.
Nie odpowiedział od razu, zamiast tego wyciągnął w jej stronę rękę. Gdy jego palce ku niej sunęły, czas się chyba zatrzymał; nie słyszała nawet swojego głuchego oddechu, a serce na sekundę przestało bić. Potrafiła tylko patrzeć w błękitne oczy Naruto chwilowo pozbawione szkieł kontaktowych. Aż jęknęła, poczuwszy, jak chwycił ją za podbródek, potem lekko odchylił go do góry i położył jej na dolnej wardze kciuk. Jego dotyk niemal ją palił; odruchowo zwilżyła usta, nie bacząc na to, że przejechała językiem też po tym cholernym palcu.
Naruto uśmiechnął się nonszalancko.
Na bogów... Tak cholernie go pragnęła!
Ile to już lat minęło, gdy ostatnim razem ktoś tak na nią zadziałał? Zaraz, przecież to też był on, wtedy na statku płynącym w nieznane... Przy nim nie radziła sobie zbyt dobrze z ukrywaniem podniecenia, bo jakżeby mogła, gdy tak mocno biło jej serce, robiło się czarno przed oczami i zasychało w ustach?!
— Czemu odnoszę wrażenie, że sama w to nie wierzysz? — szepnął, wpatrując się w jej rozchylone wargi. Zaczął pogłębiać ruchy kciukiem, w końcu delikatnie zanurzył go w jej ustach.
Zupełnie przestała oddychać, ale język sam odnalazł drogę do kciuka – zatańczył wokół niego niespokojny taniec, aż na koniec to usta przejęły pałeczkę i zassały palec.
Naruto lekko zadarł głowę w kierunku nieba, uśmiechając się szarlatańsko. Przestrzeń między nimi była wypełniona elektryzującymi smagnięciami, od których włoski na karku stawały dęba.
Nie, nie, nie! Przecież nie tak miało być... Obiecała, że będzie twarda i stanowcza, że nie pozwoli, aby się do siebie zbliżyli. Cholera!
Yūhei, nabrawszy odwagi, w końcu zacisnęła zęby na kciuku. Naruto tylko syknął i odruchowo go wyciągnął. Podniosła się ponad wodę, podciągnęła na kamieniu i chwilowo nie przejmując się, że Naruto widział jej gołe piersi, popatrzyła na niego spod zmrużonych powiek. Sterczące sutki musiały zrobić na nim wrażenie, bo aż zadrżał. Szepnęła:
— Zrób tak jeszcze raz, a stracisz narzędzie do zadowalania Hinaty.
I wyszła z wody. Przeskoczyła po kamieniach prosto na brzeg. Wystarczyło, że pstryknęła palcami, a jej ciało otoczył ciemny materiał powstały z shizen. Jedwabne połacie ułożyły się w długie po same kostki spodnie, obcisłą bluzkę i płaszcz z kapturem. Nie zdążyła się z tego powodu poczuć lepiej, bo Naruto ruszył za nią i chwycił ją za przegub.
— Wydaje mi się, czy usłyszałem nutkę zazdrości?
Odwrócona do niego plecami pozwoliła sobie na lekki uśmiech. Och, jakże brakowało jej jego upartości! Nie znała drugiej takiej osoby, która nigdy się nie poddawała.
— Zdecydowanie sobie dopowiadasz — mruknęła, wyrywając rękę. Ruszyła w stronę niewielkiego zagajnika, aby pozbierać chrust na wieczorne ognisko i trochę ochłonąć.
Niedługo później Naruto poszedł w jej ślady i ni to kompletnie zajęty zbieraniem jagód, udawał, że wcale, a wcale nie zerkał w jej stronę. W rzeczywistości wymienili kilka spojrzeń, a pod nosem chłopaka czaił się zadziorny uśmiech. Kyōko kilka razy westchnęła nieco trochę za głośno, ale jakiś niesforny chochlik zalągł się w jej żołądku i sprawiał, że traciła apetyt za każdym razem, gdy pomyślała o Naruto.
Cóż ty ze mną wyprawiasz?
Właśnie schylała się po kilka krótszych, suchych gałązek, gdy coś uderzyło ją w ramię z lewej. Syknęła, odruchowo pocierając to miejsce. Czyżby coś na nią spadło? Nie... Przecież nie zgadzał się kąt. Spojrzała w bok i szybko natrafiła na wyszczerzoną gębę.
— Serio? Ile ty masz lat... — Pokręciła głową, odnajdując u stóp pokaźnych rozmiarów grzyb.
Cudem nie rozpadł się na mniejsze kawałki od uderzenia, do tego wyglądał na jadalny. Kyōko uniosła go do twarzy; od spodu kapelusza nie było blaszek, więc chyba mogliby go upiec i zjeść?
— O co ci chodzi? Przecież pomagam.
Uniosła brew. W sumie mogłaby wykorzystać tę jego dziecinność i zapał do rzekomej pracy. Jakoś odruchowo się uśmiechnęła. Ale była cwana!
— Wiesz, w sumie możesz w ten sposób pomóc...
Wygładził twarz, z zaciekawienia zbliżył się o kilka kroków.
— Poszukaj takich więcej — pomachała grzybem — to je zjemy na kolację.
Zajął się nową robotą i przestał ją zaczepiać. Cholera, jednak wcale aż tak się nie zmienił. We właściwych momentach potrafił być dojrzałym mężczyzną z krwi i kości, a kiedy dopisywał mu dobry humor, w Naruto odzywała się jego dawna, urocza infantylność. Kyōko kręciła się po zagajniku i zbierała coraz to większe kawałki drewna, a ukradkiem zerkała na towarzysza. Wkurzał ją w ten sam sposób co dawniej – z jednej strony chciała go chwycić za chabety i wytarmosić, a z drugiej pocałować. Postanowiła jednak, że zrobi wszystko, aby nie dopuścić do rozwoju tej relacji w romantyczną stronę. Był już przecież związany z Hinatą, a ona z Panteonem. Dla nich razem nie było na tym świecie miejsca.
Na bogów, ale jak miała walczyć z tym, że doświadczała bólu serca za każdym razem, gdy patrzyła na uśmiechniętego Naruto? Pragnęła, by to do niej uśmiechał się tak każdego dnia po przebudzeniu i przed snem, podczas śniadania, obiadu i kolacji, gdy kładliby dzieci do snu i wstawali w środku nocy, aby je nakarmić...
Sześćdziesiąt lat. Tyle maksymalnie mu zostało.
Gdy odejdzie, Kyōko będzie trwać, ale wiedząc, że już nigdy go nie odzyska, ból przybierze na sile. Ostatecznie dotrze do punktu kulminacyjnego, w którym rozerwie jej serce. Po tym czas zaleczy rany i będzie już tylko lżej.
Tak jej się przynajmniej wydawało.
Niby miały mapę, niby natrafiały na drogowskazy, ale ciągle jej się wydawało, że wcale nie przybliżały się do celu. Nashi trochę tego nie przemyślała – ucieszyła się wędrówką jedynie w towarzystwie Reiny, bo to dawało im szansę, żeby w końcu poważnie porozmawiać, ale co, jeśli na końcu drogi spotka je coś strasznego? Albo jeśli to wszystko okaże się bez sensu i nie znajdą niczego, bo Mizuchi z nich zadrwił? A może będzie jeszcze gorzej – wpadną na Chaosa, który od początku na nie czekał?
Ech, Nashi już była zmęczona od snucia takich teorii. Stresowała się też sytuacją z Reiną; trochę rozmawiały, ale były to kompletne pierdoły jak pogoda czy otaczające je rośliny, zwierzęta lub nawet inni podróżnicy mijani na szlaku.
Rozluźniła się dopiero późnym wieczorem, gdy usiadły na kamieniach przed kojącym ogniskiem. Nashi nigdy nie była fanką ognia, ale od pewnego czasu naprawdę dobrze czuła się podczas spoglądania na tańczące języki. Może polubiła to dzięki niecodziennemu towarzystwu? Może nowi towarzysze udowodnili, że jednak miło spędzić w ten sposób czas?
Cholercia, nawet brakowało jej reszty! Ciekawe, czy już spotkali się z Suzume... A może nadal na niego czekali? Oby tylko nie wydarzyło się nic niespodziewanego.
Nagły szelest wyrwał ją z rozmyślań. To Reina grzebała w plecaku, mruczała coś do siebie pod nosem, a gdy w końcu wyciągnęła dwie paczki krakersów i wręczyła jedną Nashi, szeroko się uśmiechnęła.
— Umieram z głodu! Kurwa, szkoda, że nie mamy jakiego mięsiwa...
Nashi skubnęła róg nieco już zwietrzałego krakersa. Głód nie mógł zagrozić jej życiu, ale robiła to bardziej dla towarzystwa.
— A jakie byś zjadła? — zagadała Nashi, przenosząc wzrok na towarzyszkę.
— Dobre pytanie... — Reina przyłożyła sobie dwa palce do czoła. — Dziczyznę. Na bogów, tak! Zjadłabym takiego dziczka z rożna...
Gdy rozpływała się nad tą wizją, Nashi spoglądała na jej twarz – Reina znów się uśmiechała, a z oczu nie zniknęły budujące iskierki. Wyglądało na to, że prawda o jej pochodzeniu, która wyszła na jaw, no i wcześniejsze wyznania przy ognisku sprawiły, że Reinie było lżej na sercu. Zachowywała się naturalniej, swobodniej.
Jest taka piękna, gdy patrzy w niebo...
Nashi aż podskoczyła i odwróciła się do ogniska.
Cholercia! Czemu o tym pomyślałam?!
Na policzkach zagościł istny żar, któremu nie pomagała bliskość rozbawionych płomieni. Kitsune próbowała lekko powachlować się dłonią, nie dało to jednak żadnych efektów. Miętosząc zębami dolną wargę, wytarła spocone dłonie o gołe kolana. Zrobiło się już znacznie chłodniej, ale nawet jeśli nosiła lekką, zwiewną sukienkę, nie odczuwała dyskomfortu z powodu temperatury.
— Wiesz, Nashi...
Odruchowo odwróciła się do druidki, na chwilę zapominając o wypiekach na twarzy.
— A może „Minori"? Chciałabyś, żebym się tak do ciebie zwracała? W końcu Kyōko mówiła, że to twoje prawdziwe imię.
Nie myślała o tym, bo z ust Kyōko to brzmiało po prostu naturalnie i przypominało jej o domu rodzinnym. Czy Reina też powinna tak mówić? Cholercia...
— Jeśli masz taką ochotę...
— Uważam, że „Minori" to bardzo ładne imię. Dlaczego mi się nim nie przedstawiłaś? „Nashi" może mieć negatywną konotację i...
Minori już dalej nie słuchała.
Minori. To. Bardzo. Ładne. Imię.
Och...
Naprawdę tak sądzi?
— Do-dobrze — szepnęła, uciekając wzrokiem na swoje zamknięte pięści. Zacisnęła je z całej siły, walcząc z narastającym poczuciem, że oto nadszedł moment prawdy. Przymknęła powieki i wyrzuciła z siebie: — PRZEPRASZAM, ŻE CIĘ PODGLĄDAŁAM!
Raz, dwa, trzy... Serce zaraz wyskoczy jej z piersi.
Osiem, dziewięć, dziesięć. Czemu Reina wciąż milczała?!
Piętnaście, szesnaście... Minori powinna coś jeszcze dodać?
Cholercia, dłonie znów jej się spociły, a palce ślizgały między sobą. Co teraz?! Otworzyła usta, nabrała trochę powietrza do płuc i...
— A ja przepraszam, że poszłam z tym typem — odezwała się Reina wyjątkowo łagodnym głosem. — Tak naprawdę chciałam, żebyś to była ty.
Zaraz, że co...?
Minori zamrugała. Z otwartymi ustami i uniesionymi brwiami musiała wyglądać jak upośledzona, a jednak odwróciła się do rozmówczyni.
— Dziwi cię to? Nie wiesz, co do ciebie czuję?
— D-do mnie? — wydukała. Ręce niesamowicie jej się trzęsły. Nie sądziła, że przeprosiny zaprowadzą ją na takie tory.
— Mhm. Lubię cię. Bardziej niż powinnam.
Minori kompletnie zamarła, jedynie serce waliło jej jak oszalałe i pompowało krew w zabójczym tempie. Nie umiała zebrać myśli. Skąd się wzięło to nagłe wyznanie? Nie była na to gotowa, nie teraz! Musiała odsapnąć, ochłonąć... Powoli wstała z kamienia i odwróciła się w stronę leżącego za nimi koca. Wydukała:
— Jestem bardzo zmęczona.
Położyła się plecami do Reiny, chociaż szeroko otwarte oczy wpatrywały się w nieprzeniknioną ciemność. Gdzieś w oddali rozległ się odgłos huczącej sowy. Nie wiedziała, ile dokładnie upłynęło, zanim Reina przy ostentacyjnie głośnym ziewnięciu położyła się obok niej. Przez kolejne sekundy patrzyły sobie w oczy. Odrętwiała Minori wciąż układała właściwe słowa. Naprawdę chciała jej odpowiedzieć, ale to wszystko... To było... Ech.
Z całej siły zacisnęła powieki. Nie mogłaby wyjawić prawdy i jednocześnie obserwować reakcję druidki!
— Ja ciebie te-też. Lubię — wydukała i dopiero bardzo powoli otworzyła oczy.
Reina delikatnie się uśmiechnęła i wyciągnęła rękę, by założyć Minori biały kosmyk za ucho. Jej palce były takie ciepłe, delikatne...
— Pragnę cię — usłyszała Minori.
Momentalnie zapłonęła. W całości. Drżała, mrok zachodził jej na oczy, serce niemal wyłamywało żebra, a do tego wszystkiego musiała coś odpowiedzieć. Nie potrafiła skleić żadnych klarownych myśli! Reina jej pragnęła? Czy to aby nie był sen? Przecież to nie mogło dziać się naprawdę! Minori chciałaby się uszczypnąć, ale ręce miała skamieniałe.
Trudno. Jeśli to sen, chociaż przez chwilę będę szczęśliwa.
Tylko kiwnęła brodą, ale była tak zestresowana, że już nie mogła mówić. Napięła mięśnie nóg oraz rąk, a leżąc jak kłoda, patrzyła na plamki w oczach Reiny, które od tańczącego ognia przybrały bursztynowy odcień.
Co dalej? Nigdy tego nie robiła... Nie umiała...!
Reina znacznie się zbliżyła; przyłożyła dłoń do jej policzka i złączyła ich usta w niewinnym pocałunku, po czym chwyciła Minori za ramię i delikatnie przesunęła ją na plecy. Językiem rozszerzyła wargi młodszej Yūhei, a ten wtargnął do środka, by zatańczyć gorący taniec wyzwolenia. Pocałunek szybko przerodził się w akt pełen pasji i pożądania. Minori, nie myśląc nad swoimi ruchami, uniosła dłonie i natrafiła na pełne piersi Reiny. Błyskawicznie się zawstydziła i odsunęła ręce.
— Powiedz, jeśli zechcesz przerwać.
Reina zanurkowała palcami pod sukienkę, by zaraz kompletnie ściągnąć ją z Minori. Potem wróciła do początku – znów złączyła ich usta, a dłonią wolno sunęła po nagim brzuchu, wywołując w Minori skurcz podniecenia i szybszy oddech. Palce w końcu odszukały niewielkie piersi; zaczęły je delikatnie ugniatać, kreślić koła i pieścić brodawki. Kitsune wygięła plecy od tej cudownej pieszczoty.
Och, nigdy czegoś takiego nie czuła! Było jej gorąco. Tam, na dole... I mokro! Dlaczego?
Reina oderwała się, przerywając ich pocałunek, na co Minori zareagowała paniką – uniosła głowę, w spojrzeniu próbowała zrozumieć przyczynę, jednak to przyszło niedługo potem. Druidka musnęła ustami mostek młodszej, następnie wytyczyła nowymi pocałunkami ścieżkę prosto do majtek i tam się zatrzymała. Jej usta ozdobił diabelski uśmieszek i gdy nie spotkała się z odmową, zdjęła jej bieliznę. Westchnęła.
Jej nos szturchnął najczulsze miejsce, a Minori wzdrygnęła się z podniecenia. Cóż to takiego było? Dlaczego przed oczami wirowało jej tysiące kolorów, a mózg płonął i nie mógł normalnie funkcjonować?
— Mmm, ale ładnie pachniesz...
Przeszył ją kolejny, intensywny dreszcz, na chwilę straciła panowanie i odruchowo ścisnęła uda. Reina ewidentnie nie przejęła się tym nagłym pokazem zawstydzenia, bo znów delikatnie rozsunęła jej nogi, a kciukiem potarła wzgórek łonowy.
Minori pisnęła.
— Podoba ci się to?
— Ta-tak...
Reina mocniej skubnęła go paznokciami, wywołując w młodej Yūhei kolejne fale dreszczy. Starsza przez kilka sekund jeździła palcami po tym wrażliwy miejscu, aż w końcu głośno zaciągnęła się przez nos. Sam czubek języka musnął czułą na wszelki dotyk skórę; najpierw bawił się, kreśląc wokół wilgotne koła, by zaraz przedrzeć się głębiej.
Ach! Na bogów, jakie to było cudowne! Minori mocno zacisnęła palce na kocu, wygięła kręgosłup w łagodny łuk, a kiedy język zaczął panoszyć się w jej wnętrzu, jęknęła, nie bacząc na otoczenie. Z każdą sekundą dyszała coraz szybciej i szybciej, a po czole spłynęło kilka kropel potu. Reina lizała ją TAM coraz szybciej i płynniej, siorbała przy tym, jakby piła wodę z szerokiego kubka. Kitsune na sekundę spróbowała pomyśleć o czymś innym, obrazy jednak rozpływały jej się przed oczami i przemieniały w tysiące rozlanych na bruku farb. W jej głowie eksplodowały fajerwerki, niemal słyszała ich donośne wybuchy.
Cholera... Było jej tak ciepło.. Tak mokro. Zaraz oszaleje!
A może to już się stało?
Zwariowałam?
Tak, tak, tak...
— TAK — wyrwało jej się.
Reina niespodziewanie i znacznie agresywniej chwyciła ją za biodra – przysunęła bliżej siebie niczym zachłanny lord, by wpić się w nią jeszcze głębiej.
Minori wrzasnęła. Jej ciało przestało słuchać, zawrzało i rozpadło się. Umysł tak samo.
Przepadłam?
Dyszała głośno, spazmatycznie, a rozbiegane oczy nie mogły zatrzymać się na jednym punkcie. Po policzkach popłynęły łzy.
Co to było?
— I jak? — Reina jak zwykle wyglądała na rozluźnioną; położyła się tuż obok, podpierając na ramieniu, żeby patrzeć młodszej na twarz.
— To było... To b-było... Cholera.
— Mhm. — Drudka zaniosła się perlistym, szczerym śmiechem. — Czyli się podobało?
Minori powoli odwróciła do niej głowę. Ciężko jej było zamknąć suche, obrzmiałe usta, zresztą nadal dyszała. Z trudem przywdziała na usta półuśmiech pełen ulgi, szczęścia i wielu, wielu innych emocji.
— Tak... — szepnęła, przymykając powieki. Poczuła, że została otulona drugim kocem, ale nie miała już siły, by otworzyć oczy i rejestrować inne rzeczy.
Reina przygarnęła ją ramieniem do siebie. Minori zasypiała wtulona w wyjątkowo miękkie i ciepłe piersi.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top