Rozdział 18
Dziś będzie znacznie krócej i spokojniej. Zapraszam.♥
~*~
Zbudził ją przyjemny chłód poranka. Polanę oblepiała mleczna mgła i ciężko było dostrzec cokolwiek wokół. Kyōko powoli podniosła się do siadu i wygrzebała spomiędzy śpiących Minori oraz Naruto. Ostrożnie, żeby przypadkiem ich jeszcze nie zbudzić, wstała z koca, po czym pocierając ramiona, odszukała wzrokiem bladoszary punkt. Ruszyła w stronę jaskini.
Wewnątrz zastała Mizuchiego, który też już nie spał; odwrócony do niej bokiem czytał książkę przy świetle bijącym od roztańczonego płomienia lampy naftowej. Dobrze, mogli porozmawiać na osobności.
— Nie ciekawi cię, co tu robimy? — mruknęła podchodząc nieco bliżej. Zatrzymała się nad nim i ukryła ręce za plecami.
— Ciekawi — odrzekł, nie unosząc głowy znad lektury, chociaż dało się zauważyć jego lubieżny uśmieszek. — Czekałem, aż pierwsza przyjdziesz.
Prychnęła w rozbawieniu i odruchowo wywróciła oczami. Cały Mizuchi...
— Przyznaj, że trochę za mną tęskniłeś.
Zamknął książkę, w końcu się do niej odwrócił. Miał zmarszczone czoło, a jednak oczy błyszczały mu z ekscytacji. Odpowiedział zupełnie szczerym, poważnym tonem:
— Nawet bardziej niż trochę. — Wyciągnął rękę, by bez pytania chwycić za jej ramię, przesunąć je do przodu i powoli, gładząc skórę opuszkami palców, zjechać do dłoni.
Zadrżała pod wpływem tej nagłej pieszczoty, chociaż twarz pozostała niewzruszona – nawet wtedy, gdy splótł razem ich palce. Jego były chłodne i nieco szorstkie.
— Ale nie jestem głupi. Wiem, że nie zebrało ci się na sentymenty.
Nadal jej nie puścił. Kyōko nabrała przez nos powietrza, by wolno wypuścić je ustami. Przy nim nigdy nie musiała udawać, a ta dziwna więź, którą stworzyli, przetrwała aż do teraz.
— Potrzebuję pomocy — szepnęła, nie odrywając wzroku od jego oczu. — Czy jest cokolwiek, co wzbudziło twoją czujność? Cokolwiek, co wydało ci się nienaturalne? Wyczułeś jakieś wibracje shizen? Liczy się każdy szczegół.
— Być może...
Wstał. Był od niej znacznie wyższy i szerszy; mógłby bez problemu zasłonić ją całym ciałem. Chwycił ją za podbródek i przesunął go ku górze. Dopiero wtedy nachylił się, by szepnąć jej do ucha:
— A co z tego będę miał, jeśli ci pomogę?
Za całej siły zacisnęła szczękę. No oczywiście! Typowy Mizuchi, który zamiast odpowiedzieć wprost, wolał bawić się w jakieś gierki. Błyskawicznie wyrwała się z jego uścisku, ale uformowała na twarzy nieprzeniknioną maskę. Rzuciła:
— Czego chcesz?
Zaśmiał się krótko, lecz donośnie, kręcąc głową do swoich myśli. W końcu jednak spoważniał. Przez kilka sekund patrzyli sobie w oczy i Kyōko zrozumiała, że usłyszy coś, co jej się nie spodoba. Była jednak gotowa wysłuchać żądań.
— Daj sobie z tym wszystkim spokój. Dlaczego ci tak zależy? Tym razem nie działasz pod dyktando przepowiedni...
Odruchowo i kompulsywnie pomiętosiła zębami środek policzka. Cholerna jaszczurka! Jak mógł powiedzieć coś takiego?! Przecież doskonale wiedział, że wypełniała wolę samego przywódcy Panteonu! Czyżby liczył, że ona też popadnie w niełaskę i skończy z odebranymi mocami?
— Poważnie, odpuść — ciągnął. — Jeśli tak bardzo się nudzisz, może nawet pozwolę ci tu zostać.
Mocno zacisnęła pięści; aż przebiła paznokciami naskórek. Ale miał tupet...! Od tego siedzenia w jaskini chyba kompletnie stracił rozum albo postawił sobie za cel wyprowadzenie jej z równowagi. Kyōko naprawdę potrzebowała informacji i podświadomie czuła, że Mizuchi mógł ukrywać pewne fakty – zawsze wiedział więcej, niż przed innymi udawał. Już miała odpowiedzieć, żeby pocałował ją w cztery litery lub coś innego, równie kwiecistego, ale nie zdążyła. Ktoś jej przerwał.
— KURWA, PO MOIM TRUPIE — ryknął wzburzony głos za jej plecami.
Do środka wmaszerował nabuzowany Naruto, który podszedł aż na sam koniec, chwycił Kyōko za przegub i szarpnął nią w tył, a sam stanął przed Mizuchim.
— Znów zamierzasz decydować o jej życiu? — dodał, mierząc się ze Smokiem na spojrzenia.
— Szanuję cię, młody Uzumaki, ale to nie twoja spra...
— Żebyś wiedział, że moja! Nie sądzisz, że już za długo mącisz? — Naruto wyrzucił ręce w powietrze. — Najwyższa pora, żebyś ją od siebie uwolnił.
Kyōko milczała z lekko rozwartymi wargami. Nie spodziewała się, że byli podsłuchiwani – Naruto w perfekcyjny sposób ukrył chakrę, ale teraz energia wrzała, jakby chciała poparzyć mu ciało. Mięśnie na jego łopatkach były widoczne przez cienki materiał koszuli, a napięte tricepsy prezentowały się zjawiskowo nawet z tej perspektywy. Kiedy stał i zasłaniał ją własnym ciałem, wyglądał jak rycerz na białym koniu, który ratuje damę z opresji. Aż szybciej zabiło jej serce!
— Oj, dzieciaki, dzieciaki... — Mizuchi teatralnie przyłożył dłoń do czoła. — Że też celowo pchacie się w to łajno...
— Nie rozumiesz! — Kyōko wyłoniła się zza Naruto, by znów stanąć twarzą w twarz ze Smokiem. — Człowiek, który odpowiada za ten cały chaos, ma moją shizen! Cholera, muszę to naprawić!
Mizuchi zmarszczył czoło i posłał im spojrzenie pełne powagi. Milczał, w końcu chwycił palcami za brodę, a przechadzając się po jaskini, kilka razy mruknął coś do siebie pod nosem. Ostatecznie wyszedł na zewnątrz, a reszta ruszyła za nim. Zanim podjął temat, jeszcze wciągnął do płuc duży haust powietrza. Odwrócił się do nich z rękoma wspartymi na biodrach.
— Jakiś czas temu zacząłem wyczuwać delikatne źródło shizen. Mimo że miało w sobie coś znajomego — obrzucił Kyōko porozumiewawczym spojrzeniem — na pewno nie należało do jednej osoby. Źródło jest zbyt słabe, abyś ty, Minori czy nawet ta Senju je wyczuła — dodał, bo Yūhei przymknęła oczy w nadziei na wyłapanie tej energii. — Ale ja nie mam z tym problemu. Sączy się nawet teraz. Jest jak niedokręcony kurek od kranu. Kap, kap, kap... — Zawiesił wzrok gdzieś na linii horyzontu. Wyciągnął rękę. — Tam, na północ. Jakieś dwieście kilometrów od nas, przy granicy z Krajem Warzyw.
— Jak duże jest to źródło? — spytał Naruto, a Mizuchi powoli przeniósł na niego wzrok.
— Wystarczająco duże, żeby narobić zamieszania w regionie.
Zamieszanie w regionie. No przecież. Mieli to od początku przed nosem! Dlaczego wcześniej nie połączyła tak oczywistych faktów?!
Skoczyła w kierunku swojego plecaka leżącego na kocu; odszukała mapę i szuraniem obudziła pozostałe towarzyszki. Mruknęły coś do niej sennym głosem, ale zupełnie je zignorowała i końcówką paznokcia zamienioną w elektryzujący marker zaznaczyła placówkę opętańców z Kraju Kłów oraz tą z Kraju Górskich potoków, której jeszcze nie odwiedzili. Mizuchi i Naruto podeszli, kucnęli obok niej, a wszyscy spoglądali na oznaczoną mapę.
— Cholera, to oczywiste... — Przejechała palcem do leżącego po lewej stronie rozległego Kraju Ziemi.
— Chaos chce — Naruto głośno przełknął ślinę — atakować główne nacje.
Kyōko jednak pokręciła głową.
— Nie, nie atakować. Rozpraszać.
Im dłużej mrużyła oczy, spoglądając na granice państw, tym wszystko nabierało sensu. Placówka, którą kilka dni temu rozbroili, była położona w strategicznie doskonałym miejscu. Leżąca prawie na samym środku kontynentu, ukryta w zamku pana feudalnego mogła zostać uruchomiona w każdej chwili, a opętańcy skierowani w jakiekolwiek miejsce. Horda byłaby w stanie zaatakować leżący na południu Kraj Wiatru, ale również Kraj Złota, który był oddalony o sto pięćdziesiąt kilometrów na północny-zachód. Nowe, wspomniane przez Mizuchiego źródło mieściło się tuż przy Kraju Ziemi; gdyby opętańcy ruszyli na Iwagakure, z powodu rozległych pustyń i niezamieszkałych terenów najpewniej nie zostaliby zbyt szybko wytropieni. To wszystko oznaczało, że Chaos prawdopodobnie zamierzał odwrócić uwagę całego świata, by przygotować coś znacznie gorszego. Ale co takiego planował?
— Skurwysyn... — wysyczał Naruto, zaciskając pięści.
— Miły poranek już za nami, to chyba ruszamy w drogę, co? — Reina przetarła dłonią twarz. Mimo zaspanego wzroku nonszalancko unosiła kącik ust.
— Fakt, trzeba to jak najprędzej... — Kyōko urwała, bo Naruto niespodziewanie położył jej dłoń na ramieniu.
— Ja muszę tu zostać i poczekać na mojego Suzume. Jeśli go nie odwołam, uruchomi procedury, których wolałbym uniknąć...
— A jeśli to ja z nim porozmawiam? — Ku zaskoczeniu wszystkich odezwał się Mizuchi. — Powiem, że ruszyliście na północ.
— Wow, raz w życiu wpadłeś na dobry pomysł! — rzuciła z przekąsem Minori i zaraz wymienili mordercze spojrzenia, ale Naruto stanowczo pokręcił głową.
— Moi szpiedzy nie zbliżą się do ciebie na sto metrów. Wiedzą, żeś podejrzany typ...
— To żart, prawda? — Smok popatrzył na każdego z nich, ale ostatecznie zatrzymał wzrok na Kyōko, jakby szukał u niej pocieszenia.
Tylko westchnęła, układając w głowie nowy plan. Jak to rozegrać? Chyba nie powinni się rozdzielać... Nie teraz, gdy tak dużo odkryli i wpadli na świeży trop. Z drugiej strony Naruto miał rację – musiał zawiadomić szpiega, że wszystko było z nim w porządku. Co teraz, co teraz...? Jakoś odruchowo zadarła podbródek i natrafiła na ściągnięte brwi Reiny, jej błyszczące oczy i usta zaciśnięte w cienką linię. Wymieniły spojrzenia. Kyōko już miała odpowiedź.
— Zrobisz to?
— Zrobię.
Z uznaniem kiwnęła do niej głową, ale Minori poderwała się z koca jak oparzona.
— Chyba nie chcesz wysłać jej samej?!
— Min-Min... Poradzi sobie, to doświadczona dru...
— Idę z nią! — Minori wyciągnęła w stronę siostry rozpostartą dłoń. — Jestem dorosła i już nie możesz mi niczego zabronić. Poza tym chyba zapomniałaś, że jestem bóstwem i przez dziesięć lat radziłam sobie całkiem nieźle... — Zmarszczyła czoło, prowadząc z Kyōko bitwę na spojrzenia. — No weź, Bakayōko, trochę zaufania!
No cóż, Minori miała sporo racji – przez cały ten czas żyła w pojedynkę i mimo wszystko dała radę pogodzić się z samotnością. Tylko czy pchanie się w kłębowisko obcej, niebezpiecznej shizen nie było zbyt dużym wyzwaniem? Kto wie, co zastaną na miejscu? A jeśli wpadną na samego Chaosa? Cholera, to nie tak, że Kyōko im nie ufała! Po prostu...
Po prostu się martwiła.
— Przysięgnijcie, że nie zrobicie niczego głupiego — wycedziła. — Nie próbujcie interweniować. Placówka jest na razie uśpiona i niech tak pozostanie. Macie czekać na nasze przybycie.
Błyskawicznie pokiwały głowami. Kyōko jednak potrzebowała dodatkowego potwierdzenia i być może uspokojenia. Chciała usłyszeć znacznie więcej. Kiwnęła do Reiny głową i odeszły na stronę.
— Pilnuj jej, dobrze? — szepnęła, cały czas patrząc druidce prosto w oczy. — Minori nie umie walczyć, boję się, że...
— Trochę wiary, siostra. — Reina z całkowitą nonszalancką posłała jej kuksańca w ramię. — Nie wymiękła w Amegakure i teraz też da radę.
— To zupełnie inny poziom... Sama widziałaś, co było w zamku...
Reina chwyciła ją za ramiona i lekko potrząsnęła. W jej oczach czaiły się zadziorne iskierki.
— Obiecuję ci, że odstawię ją w jednym kawałku. — Uśmiechnęła się z taką pewnością siebie, że Kyōko nieco się uspokoiła.
Druidka jeszcze poklepała ją po plecach i wróciły do grupy. Minori, ewidentnie podekscytowana, w ekspresowym tempie pakowała plecak, a na jej twarzy wykwitły rumieńce. Gdyby tylko z taką ochotą sprzątała swój stary pokój... Ech, teraz miała dodatkową zachętę w postaci podróży z Reiną. Tylko czy to na pewno był dobry pomysł? A może o czymś zapomniały? Kyōko dała im mapę, dodatkową butelkę wody, dwie paczki krakersów. A co z kocem? Wystarczą im te, co mają? Cholera. A może by tak...
— Spokojnie — usłyszała tuż przy uchu. To Naruto się do niej zbliżył, a jego usta musnęły płatek ucha. — Jesteś blada jak ściana. Nie martw się, nic im nie będzie.
Przełknęła ślinę i zerknęła na niego z ukosa. Nie jadła śniadania, a mimo to w żołądku jej się przewracało. Ręce miała splecione, a lepkie od potu palce zaciskała na łokciach. Otworzyła usta, chciała jeszcze tyle powiedzieć, ale tylko wydukała imię siostry.
Minori jednak to usłyszała; odwróciła się, błysnęła śnieżnobiałymi zębami i wystawiła przed siebie kciuk.
— Dostałam drugą szansę i nie zamierzam umierać!
Pomachały im po raz ostatni i ruszyły. Kyōko ukryła usta w dłoniach złożonych na kształt trójkąta. Już nie chciała płakać, a jednak w oczach stanęły łzy. Dawno nie widziała na twarzy Minori takiej radości! Być może ostatni raz miał miejsce, gdy jako ludzkie dzieci mieszkały z rodzicami i żadna nawet w najśmielszych przypuszczeniach nie wyobrażała sobie takiej przyszłości. Ach, stare, dobre czasy!
— Nie zamierzałem cię o to prosić, ale... dziękuję, że ze mną zostałaś.
Całkowicie się do niego odwróciła i odjąwszy ręce od twarzy, lekko uśmiechnęła. Przecież nie mogła zostawić go z Mizuchim, bo kto wie, co temu parszywemu Smokowi przyszłoby do głowy. Poza tym ona, która zmieniała się w orła, oraz Naruto, pod postacią Kuramy, mogli w nadludzkim tempie przemierzyć duże odległości i dwa czy trzy dni opóźnienia nie zrobią żadnej różnicy. Była pewna, że gdy tylko uwiną się z Suzume i osiągną maksymalną prędkość, w mig dogonią towarzyszki. Teraz pozostało im tylko czekać na szpiega.
— Tylko nie kręćcie mi się pod nogami, bo... bo... bo jestem zajęty — rzucił na odchodne Mizuchi i z kamienną maską doklejoną do twarzy uciekł do jaskini.
Zostali sami.
Dopiero wtedy uderzyło w nią, co to naprawdę oznaczało.
S a m i.
We dwójkę.
Cholera.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top