Epilog
Poprawił okulary i od niechcenia polizał palec wskazujący, aby przewrócić kolejną stronę. Lubił papier. Jego namacalność – zapach starości i szorstkość pod opuszkami. Lubił te wypustki na wydrukowanych kartkach równocześnie będące błędem fabrycznym. Błędy były piękne, tworzyły chaos.
Czytając, mógł się wyciszyć i nie myśleć o przeszłości; na szczęście co jakiś czas Kakashi przynosił mu nowe książki ze swojego osobistego zbioru. Nie były to pozycje wysokich lotów, ot, zwykła beletrystyka dla mas, a jednak pozwalała na słodkie zapomnienie.
Bo gdy Obito zamykał książkę, wracał do wspomnień, o których pamiętać nie chciał. Przypominał sobie, co utracił – Rin, przyjaźń Kakashiego, potem nadzieję, wsparcie Akatsuki, shizen, a na koniec Yotsuyu. Wiedział tylko, że żyła i przebywała na terenie Kraju Kłów, a reszty mógł się już domyślić. Posiadała polityczny immunitet, więc pewnie nie została skazana, ale zamknięto ją w pałacu pod pretekstem uczynienia z niej doradcy pana feudalnego. Według Kakashiego nigdy nie wyszła za mąż.
Przynajmniej tyle...
Jej marzenia też zostały zniszczone. Zgniecione na drobny pył przez kilka osób. Czy nie zasługiwała na więcej? Zdążyła zaznać wolności zaledwie przez krótki czas, który spędzili razem... Chciałby znów ją zobaczyć, ale Naruto nigdy nie pozwoli. I tak zagwarantował całkiem dużo wygód, bo Obito otrzymał sporą, prywatną celę z łazienką, skonstruowaną pod niego dietę, telewizję, szachy, książki i inne rozrywki. Naruto naprawdę miał do niego słabość, ale jednak gdzieś ta słabość się kończyła.
Jego żona – Kyōko – przyszła w odwiedziny tylko raz, kilka miesięcy po ataku na Konohę. Przekazała, że Kichijōten zostanie ukarana, a gdy skończyła mówić, czekała na jakąś reakcję. Obserwowała go, długo i przeciągle, ale on nie okazał krzty wzruszenia. Kichi zupełnie go nie interesowała, równie dobrze mogłaby zostać unicestwiona.
Przegrali walkę o lepsze jutro. Obito stracił najwięcej, bo spędzi resztę dni za kratami i już nigdy nie ujrzy Yotsuyu. Może do niego pisała... Kto wie? Do więzienia nie dostał się ani jeden list. A może ona też była skrupulatnie kontrolowana i to młodszy brat udaremniał próby kontaktu?
Ile to już minęło? Obito stracił rachubę, zgnuśniał. Nie miał kalendarza, przemijanie pór roku śledził przez okno, a nowe zmarszczki obserwował w niewielkim lusterku nad umywalką. Och, tak chciałby znów mieć życiodajną shizen, która go odmładzała. Bez niej czuł się stary, zniedołężniały, zapomniany niczym zakurzony atlas, bo przecież wszystko przeniesiono do tego słynnego Internetu.
Odwiedzał go tylko Kakashi, dlatego gdy znów usłyszał szczęk zawiasów, potem dźwięk otwieranych metalowych drzwi i głos strażnika, pomyślał, że to właśnie dawny przyjaciel. Obito odłożył książkę na szafkę nocną, chwycił krzesło i przysunąwszy je do krat, usiadł.
Dziwne, zmarszczył czoło.
Zamiast ciężkich kroków Kakashiego usłyszał znacznie lżejsze i mniej pewne. Na ścianie pojawił się jakiś szczupły cień, ktoś podchodził, ktoś obcy.
Kim jesteś?
Obito dawno nie czuł takiej ekscytacji! Aż nachylił się w stronę krat, żeby szybciej dojrzeć odwiedzającego. Nieznajomy zatrzymał się w bezpiecznej odległości, jakby w obawie, że może zostać zaatakowany. Obito, na ten widok, tylko uśmiechnął się protekcjonalnie i westchnął, kręcąc głową.
— Coś za jeden?
Chłopaczek miał może z piętnaście lat. Próbował dziarsko zadzierać podbródek, nawet się trochę zbliżył, ale jego oczy wyglądały na zagubione.
— Dzień dobry, Uchiha-san — wydusił, prostując ramiona wzdłuż ciała. — Przy-przyszedłem... Chciałbym...
— Nie bój się, przecież cię nie zjem. Mówże normalnie!
Dzieciak się wzdrygnął, ale zaraz wypiął klatkę piersiową, jakby go oburzyły te słowa. Podszedł bliżej.
— Chciałbym z tobą porozmawiać — odchrząknął — bo piszę na zajęcia esej o największych zbrodniarzach dziesiątego wieku.
Obito aż zaniemówił i wysoko uniósł brwi. Czyli to do tego doszło? Stał się postacią historyczną, o której uczono w szkołach! Cóż, musiał przyznać, że trochę go to kręciło, ale przecież nie był taki łatwy, żeby od razu się zgodzić...
— Kultura wymaga, abyś się najpierw przedstawił! — zbeształ go.
— Ekhem... Tak, wybacz... — Młodego ewidentnie to dotknęło, bo przez kilka sekund błądził wzrokiem po podłodze, drapiąc się po potylicy. — Nazywam się Uzumaki Nagato.
Och...
Jak mogłem tego nie dostrzec?
Młody Nagato miał przecież bystre i turkusowe oczy ojca oraz czarne jak noc włosy matki. Do tego identycznie dumny wyraz twarzy! Czyli jednak dorobili się bachora.
Ale...
To jeszcze można wykorzystać.
Obito przymknął powieki, na sekundę wyciszył wszelkie niepotrzebne myśli. Nawet po takim czasie potrafił wyczuć te delikatne nitki shizen płynące w niewyszkolonym jeszcze Nagato. Kyōko będzie miała problem – bo albo nauczy młodego kontroli nad energią, tym samym czyniąc z niego długowiecznego druida, albo zmierzy się z synkiem-opętańcem. Z pewnością nie wybierze drugiej opcji.
Czyż to nie było idealne? Ona odebrała mu Yotsuyu, więc on odbierze jej syna!
Obito pozwolił sobie na uśmiech i teatralnie wskazał na wolne krzesło dla odwiedzających.
— Siadaj, chłopcze. Opowiem ci teraz swoją historię, a na koniec sam ocenisz, czy na pewno to ja byłem tym złym.
Wodził wzrokiem za młodym Nagato, który przysunął sobie krzesło, a potem wymienił z nim długie, czujne spojrzenie. Może jeszcze nie wszystko było stracone?
I zaczął.
~*~
Kurczę...
Mamy to! Naprawdę się udało!
Strasznie mnie to jara, ale z drugiej strony odczuwam smutek, że będę musiała pożegnać się z tymi bohaterami... Kroplę zaczęłam pisać w 2020, co daje nam wsólne dwa lata, kupę czasu jak na opowiadanie, które początkowo miało być krótkim, niezamującym głowy romansem, heh.
Z drugiej strony cieszę się, że dałam bohterom takie zakończenie, nie będę męczyć ich w nieskończonośc i (przynajmniej niektórzy) mogą być szczęśliwi. Obiecuję, że trzecia część już nie powstanie!
Dziękuję z całego serca tym, którzy pisali, gwiazdkowali i czytali, a w szczególności tym, z którymi wymieniałam długie poglądy na temat naszej pisaniny i często mi doradzali lub znajdowali jakieś błędy ♥. Chciało mi się dalej tworzyć, bo tu dla mnie byliście!
Pomyślałam sobie jeszcze, że może macie jakieś pytania o dalsze los bohaterów, coś nie zostało wystarczające dobrze wyjaśnione albo po prostu nie pamiętacie, to serdecznie zapraszam poniżej:
Pytania --->
Co dalej?
Dalej planuję opowiadanie z gatunku romans szkolny/dramat osadzone w realiach polskiego liceum wśród nowobogackich dzieciaków. Trzymajcie kciuki! ♥
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top