Milczeli
Macie rozdzialik ludziska❤️
Zapraszam do czytanka😀
Pięć godzin wcześniej
Natasha była wkurzona że jest związana kiedy Stephen cieszył się względna wolnością.
Sznury nie były jakoś strasznie mocne ale miały na tyle siły by Natasha, aktualnie nieco zamulona nie umiała ich rozerwać.
Stephen siedział obok niej tępo wpatrując się w drzwi. Natasha mogłaby przysiąc że w jego oczach w pewnym momęcie dostrzegła łzy.
-Stephen? - spojrzał na nią. Maska spokoju zsuneła mu się z twarzy - Co się stało?
Mężczyzna odwrucił wzrok wpatrując się w swoje drżące dłonie.
-Jestem beznadziejnym ojcem - powiedział to tak cicho że Natasha myślała że się przesłyszał.
Odważyła się odezwać.
-Nie wiedziałam że mas syna - spojrzała na niego.
-Ja jeszcze tydzień temu nie pamiętałem - zaśmiał się gorzko.
-Jak ma na imię?
Stephen uśmiechnął się lekko bawiąc się nieśmiertelnikiem*.
-Tom, ma już - zastanowił się chwilę - siedemnaście lat.
-Oh... - tylko tyle zdołała wykrztusić Natasha spodziewająca się że chłopczyk będzie jeszcze niemowlakiem.
Do drzwi ktoś zapukał. Bohaterzy unieśli wzrok kiedy drzwi pomału się otworzyły ukazując młodsza wersję Korneliusza Halverk'a.
-Jesteś...? - Natasha spojrzała na niego.
Chłopak skrzyżował z nią spojrzenie.
-Kolins Halverk
Stephen wstał szybko i spojrzał na chłopaka dość groźnie.
Kolins bez słowa potrzedł do Natashy i wyjął z kieszeni mały nóż.
Kobieta myślała że nóż zostanie w nią wbity ale zamiast tego ten przeciął wiążące ją liny.
-Dlaczego to robisz? - spytał Stephen.
Kolins spojrzał na niego.
-Ja już straciłem ojca, nie pozwolę żeby Tom też stracił swojego.
Wszyscy zamilkli. Nikt w pomieszczeniu się nie odzywał.
Może nikt nie miał na tyle odwagi? Może nikt nie chciał? A może jakieś magiczne zaklęcie odebrało wszystkim mowę?
Nie miało to jednak teraz znaczenia kiedy cała trójka wyszli z pomieszczenia.
*****
Kiedy przekroczyli próg korytarza usłyszeli kroki. Dość ciche ale nie na tyle by ich nie usłyszeć.
Kolins był pewny że to jest ich koniec. Ojciec wyjdzie zza ściany i... No właśnie i co?
Wywali go? Owrzeszczy? Czy coś innego?
Jednak zza ściany wyszli jego młodsi bracia.
Nie wiedzieć czemu przerażeni że go widzą.
-Zostaw ich Kolins - warknął Tom wściekłe spoglądając na brata.
Dziewiętnastolatek niemal widział twarz Stephena Stranga który stał tuż za nim pewnie nieumiejąc się opanować.
Chris stojący obok Toma agresywnie milczał i próbował wysyłać Kolinsowi groźne spojrzenie co wyglądało jednak jak uroczy szczenięcy grymas.
Chris nie umiał być przerażający.
-Chris, Tom to nie tak jak myślicie.
Tom zaśmiał się.
-Nie tak jak myślimy? Oczywiście! Już ci wierzę.
Kolins zrozumiał sarkazm. Tom mu nie wierzył.
-Wasz brat mówi prawdę - odezwała się Natasha - wypuścił nas.
Młodsze rodzeństwo Kolinsa milczało. Chris spojrzał na Toma w milczeniu. Starszy kiwnął głową.
-Chodźcie - powiedział siedemnastolatek - wiem którędy możemy wyjść.
*Nieśmiertelniki kiedyś używane były do identyfikacji zmarłych żołnieży. Nadal są używane np. w armii amerykańskiej. Jednak są też teraz także jak np. U Stephena w tym ff elementem biżuterii.
A tak w ogóle to jak się rozdział podoba?
Mam nadzieję że jest fajnie.
To tyle na razie.
Miłego wieczoru,
LitteAilaEvans
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top