Rozdział VIII
Matthew nie odstępował mnie ani na krok. Rudzielec był obok mnie, rozmawiał ze mną oraz bawił czy całował. Spał nawet na krześle.
- Dlaczego nie pisałaś? I zmieniłaś numer? - zapytał mężczyzna wpatrując się we mnie. - Dzwoniłem i pisałem jak oszalały.
Cicho westchnęłam.
- Pamiętasz moment, w którym wbiegłam na lotnisko? - mruknęłam, a niebieskooki pomachał potwierdzająco głową.
- Jak mógłbym nie pamiętać? - powiedział i pocałował mnie w czoło. - Dałaś mi wtedy nasze zdjęcie.
- Bo tak odrobinę ścignęła mnie policja - wymamrotałam drapiąc się po karku. - Dowiedzieli się o tym rodzice no i... Był dramat.
- Taki wielki, że aż nie mogłaś dać jakiegokolwiek znaku życia? - mruknął, a w jego tonie można było usłyszeć małe oburzenie.
- Specjalnie zmienili mi numer bym do ciebie nie pisała, bo jak to uznali - zmieniłam ton głosu na bardziej piskliwy. - To jest złoczyńca! Nie będziesz się z nim zadawać! Pewnie narkotyki braliście!
Mężczyzna cicho się zaśmiał, a ja zaraz po nim.
- Wiesz, że cię kocham - zaczął mówić oraz delikatnie gładzić moją rękę. - Tak najbardziej na świecie.
- Ja ciebie też kocham, Matt - mruknęłam, a chłopak się słodko uśmiechnął.
- Okropnie tęskniłem za Tobą - wymamrotał całując moją dłoń. - Myślałem, że nigdy ponownie cię nie spotkam.
- Ja trwałam w nadziei - powiedziałam, a piegowaty spojrzał mi głęboko w oczy i połączył nasze usta w delikatnym pocałunku.
Czułam, jakby całe uczucie do Matthew'a się podwoiło, a może nawet potroiło. Chciałam trwać tak w wieczności.
Jego bliskość powodowała u mnie napływy mocnego gorąca, które było przyjemne. Chciałam, by jego dotyk był tak delikatny, abym mogła czuć się jak w niebie...
__, nie myśl o tym teraz.
Pocałunek został pogłębiony. Z każdą nadciągającą chwilą stawał się bardziej namiętny. Oboje pragnęliśmy więcej i więcej.
Usłyszeliśmy oboje chrząknięcie, a po chwili głos pielęgniarki.
- Panno __, lekarz czeka.
Matthew odsunął się ode mnie i ujrzałam, że nasze usta łączy mała nitka śliny, która po chwili się zerwała. Zarumieniłam się wraz z mężczyzną.
Wstałam z łóżka i udałam się do lekarza.
~📷~
Dowiedziałam się, że mogę już jutro stąd wyjść. Mi to bardzo pasuje i sądzę, że rudzielcowi również się to bardzo spodoba.
Wchodząc do sali, zobaczyłam coś, czego nigdy bym się nie spodziewała.
- Matt, czy ty grzebiesz mi w rzeczach? - mruknęłam, patrząc na chłopaka, który kucał obok mojej torby z ubraniami z moją bluzą w ręku.
- N-nie! - krzyknął odkładając ją na bok. - Nic takiego nie robię.
- Mhm, dokładnie nic - powiedziałam siadając na łóżko. - Jutro już mogę wyjść.
- To świetnie! - krzyknął z euforią. - W końcu będę mógł spać z tobą.
- Słucham?
Mężczyzna zrobił się cały czerwony.
- B-bo ja myślałem, że m-mog- nie zdążył powiedzieć, gdyż mu przerwałam.
- Jesteś przesłodki - pocałowałam go w czoło. - I jasne, że możesz...
Rudzielec wygląda, jakby wyszło z niego całe powietrze.
- Nawet nie wiesz jak mi się ciepło zrobiło. - wymamrotał. - I wybacz, że grzebałem ci w ubraniach.
- Ale po co to robiłeś? - zapytałam.
- Chciałem je poskładać.
Zajrzałam do mojej torby i rzeczywiście... Ubrania były poskładane.
- Słoooooodziak - mruknęłam i go przytuliłam.
Matthew zachichotał, po czym delikatnie mnie objął.
- Obiecujesz, że tym razem będziemy już na zawsze? - zapytał z nadzieją w głosie.
- Obiecuję, piegusie - odpowiedziałam i poczochrałam mu rudą czuprynę.
- Ej! - pisnął Matt i zaczął poprawiać swoje włosy. - Nie jestem piegusem!
- Jesteś - wymamrotałam i pocałowałam go w nos. - Tylko moim piegusem.
- Skoro twoim... - cicho zaczął. - To mogę być piegusem.
Jak bardzo mi tego rudzielca brakowało.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top