Rozdział 7
-Jutro od siedemnastej nasz lokal jest zamknięty, mamy prywatne przyjęcie.
Tylko nie to...
Nie lubię tych uroczystości, zawsze mnie stresują. Bardzo rzadko szef godzi się na takie rozwiazanie ale widocznie ktoś był bardzo przekonujący.
-Z jakiej okazji?-Pyta Jenny.
-Lokalny zespół świętuje swój sukces, nawet nie wiem dokładnie co. Jednak uparli się na nasz lokal. Czy mogę na was liczyć dziewczyny ?
Zgadzamy się i wracamy do pracy. Jutro czeka nas zatem pracowity dzień. Skoro to jakiś zespół to z pewnością nie będzie to spokojna impreza.
Kiedy wracam do domu mojej matki nie ma, zresztą jej faceta tez nie. Co mnie bardzo cieszy. Oddycham z ulgą i robię sobie kolacje. Rzadko się zdarza, że mam dom tylko dla siebie.
Przygotowuje sobie kilka kanapek i sok jabłkowy po czym udaje się do swojego pokoju.
Alec obiecał, że dziś zadzwoni. Akurat gdy kończę jeść, odzywa się mój telefon.
-Halo
-Cześć cukiereczku.
Ależ za nim tęsknie. Ciesze się, że możemy chwile porozmawiać.
-Cześć! Jak idą poszukiwania?
Mój przyjaciele wzdycha zrezygnowany.
-Słabo... Tak jakby zapał się pod ziemię, martwię się.
Biedny. Sama też się niepokoje. Zawsze lubiłam jego brata, często się nami opiekował w dzieciństwie.
-W końcu znajdziesz jakiś ślad-pocieszam go.
Rozmawiamy jeszcze parę minut, po czym kończę i szykuje się do spania. Jutro czeka mnie cieżko dzień.
***
Moja zmiana zaczyna się już o trzynastej. Musimy przygotować stoliki i sprzęt grający. Jest nas piątka, więc powinnismy dać radę.
-Saro, czy mogę cię prosić o robienie zdjęć?
Właśnie nakrywam do stołu, gdy szef zadaje mi to pytanie.
Nie jestem zaskoczona, bo często mnie o to prosi, gdy dzieje się coś większego. Jednak nie spodziewałam się, że będzie chciał relacji z tego wydarzenia. Widocznie tez zespół musi być dość znany.
-Oczywiście szefie, nie ma problemu.
-Świetnie! Najpierw obsłużycie gości a pózniej możesz zając się fotografowaniem.
Uśmiecham się do niego i dalej robię swoje. Nick jest w porządku, dobrze nam płaci i dba o nas. A ja uwielbiam robić zdjęcia. Jest to moja pasja i mogłabym robić to bez przerwy. Mam nadzieje, że z czasem uda mi się zając tym zawodowo.
O siedemnastej zaczynaja schodzić się goście a my mamy pełne ręce roboty. Co prawda katering przygotował przekąski, jednak my musimy ich wszystkich obsłużyć.
Jest już spora grupa ludzi, ale nie wydaje mi się aby główni organizatorzy już się zjawili.
Jestem właśnie na zapleczu kiedy słyszę głośne okładki.
Ho! Ho!
Chyba już się pojawili.
-Saro! Już są, musimy podać szampana-Woła podekscytowana Jenny i razem z resztą wychodzimy na sale.
Wiruje wśród gości niosąc tace z kieliszkami i zastanawiam się którzy to ci z zespołu. Nie ma co ukrywać, jeżeli chodzi o takie sprawy jestem daleko w tyle. W ogóle się tym nie interesuje, dlatego teraz mi trochę głupio, że nie wiem z kim mamy do czynienia.
Odstawiam pustą tacę na ladę i stawiam nowe kieliszki, kiedy czuję niepokojące mrowienie na ciele.
-Mam cię.
Podskakuje wystraszona, o mało nie wylewając trunku. Czuje na sobie delikatne muśnięcie dłoni na co się wzdrygam.
Jeżeli chodzi o mężczyzn, nie mam żadnego doświadczenia.
Kompletnie żadnego. Jestem za bardzo wycofana i wystraszona. Już mam uciekać, kiedy osoba za mną odwraca mnie przodem do siebie.
Zamieram.
-Mówiłem, że się jeszcze spotkamy sarenko.
To on.
Jestem przerażona ale i podekscytowana.
Nigdy nie zwracam większej uwagi na płeć przeciwna. Jednak teraz... Ten facet jest po prostu wow! Próbuje wygonić z głowy niepokojące myśli na jego temat, ale mi się nie udaje. Kilka ostatnich dni myślałam o nim bardzo często.
Takiego mężczyzny nie da się od tak zapomnieć.
-Kim jesteś ?-Wypalam, bo nie za bardzo wiem jak się zachować.
-Adam, a ty ?
Przez chwile milczę, jednak po chwili odzyskuje jasność umysłu i niemal szeptem wypowiadam swoje imię.
-Och... sarenka Sara. Jak słodko.
Mówi szeroko się uśmiechając.
Tak jak ostatnio, postawa jego ciała jest swobodna i pewna siebie.
-Czy czegoś pan potrzebuje?-Próbuje mówić swobodnym głosem i zachować się profesjonalnie.
-Tak
-A więc czego?
-Ciebie.
O cholera.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top