Rozdział 17

Zastanawiacie się czasami, jakby wyglądał świat bez waszej osoby ?
Czy zrobiłoby to komuś jakąś różnice ?
Ja mam właśnie taki moment, siedzę na łóżko i zastanawiam się czy nie byłoby lepiej gdybym po prostu zniknęła ? Zostawiła to całe gówniane życie i ruszyła przed siebie....
Mam dość wszystkiego co mnie otacza.
W momencie kiedy w moim umyśle kotłują się takie nieznośne myśli dostaje wiadomość od Aleca.
*za godzinę w naszym miejscu
Odczuwam przeogromna radość i ulgę, że dziś zobaczę swojego przyjaciela. Tak bardzo za nim tęskniłam. Zrywam się z łóżka i pospiesznie zabieram swoje rzeczy.
Nie chcę spóźnić się ani sekundy, ostatnio wszystko się miesza a jedyna osoba której teraz potrzebuje jest Alec.

Jakiś czas pózniej docieram w nasze miejsce i siadam na ulubionej ławce, całe szczęście jest wolna.
Bardzo lubię tu być, jest to park a wokół jest mnóstwo zieleni a ja odczuwam chociaż przez moment wewnętrzny spokój.
-Saro
Gwałtownie unoszę głowę i wzrokiem szukam mojego towarzysza.
Stoi na środy ścieżki i wpatruje się we mnie, od razu widać że jest wykończony i zmartwiony.
Wstaje pospiesznie i ruszam w jego stronę, Alec rozciąga ramiona i łapie mnie w uścisk.
Jak dobrze, ze on tu jest, potrzebuje wsparcia i on z reszta tez.
-Ależ tęskniłam.
Uśmiecha się nieznacznie i czochra mi włosy.
-Ja też cukiereczku, ja tez.
Siadamy na ławce i uśmiechamy się do siebie. Jak dobrze, że możemy na siebie liczyć. Zawsze.
-Jak się czujesz ?-Pytam niepewnie. Nie chce na niego naciskać i wypytywać o to co się działo , jednak niezmiernie sie martwię.
-Nie jest dobrze mała, naprawdę nie jest.
Chwytam jego dłoń aby dodać mu otuchy.
-Co się dzieje z twoim bratem ?
Spogląda na mnie spod przymrużonych powiek i wyprutymi z emocji głosem mówi:
-On jest gangsterem Saro. Pieprzonym gangsterem który jest tak szefem wszystkich. Ma pod sobą masę ludzi i wszyscy czuja do niego przeogromny respekt i strach...
Zatykam buzie ogromnie zaskoczona, nie mam pojęcia co mu odpowiedzieć.
-Jak to się stało...
W końcu udaje mi się wydukać.
-Nie wiem. Nie chciał mi nic mówić. Powiedział, że to dla mojego dobra. Ledwo co udało mi się do niego dostać. On jest tam pierdolonym bossem... kurwa!
Spuszcza głowę przygnębiony a ręce mu się trzęsą. To nie jest mój brat, to nie ta osoba która się mną opiekowała i broniła przed złem. Jest zimny, nieczuły i obojętny na wszystko.
Przy ostatnim słowie głos mu się łamie a ja wzdycham przerażona.
To nie może być prawda, po prostu nie!
On nie przeżyje kolejnego rozczarowania.
Dlaczego życie jest takie okropne ?
-Jak zareagował na twój widok, poznał cie ?
Alec wzdryga obojętnie ramionami, poddał się widzę to. Jest mu juz wszystko jedno.
-Nijak. Poznał mnie od razu, ja widziałem emocje w jego oczach. Naprawdę je widziałem! Ale potem... nagle pojawiła się w nich pustka.
-Cholera Alec, tak mi przykro.
-Nie potrzebnie, przyzwyczaiłem się do rozczarowań.
Tule go do siebie i pocieszająco głaszcze po plechach.
-A co u ciebie ?
Spinam się na jego pytanie, nie wiem czy od razu chce o tym mowić.
-Chodźmy coś zjeść a pózniej ci wszystko powiem, dobrze ?
Chwyta mnie pod ramie i ruszamy do naszej naleśnikarni.
Spędzamy ze sobą cały dzień, potrzebowałam tego.
I gdy wieczorem wracam juz do mieszkania Aleksa dzwoni Adam.
Cały dzień nie dawał znaku życia. Ignoruje połączenie i idę daje przed siebie, jednak on nie odpuszcza.
W końcu decyduje się odebrać bo nie da mi spokój.
-Halo.
Mój głos jest niepewny a po drugiej stronie słyszę jakieś hałasy.
-Sareeeenko- jego głos jest przeciągły, jest pijany.
Wzdycham rozczarowana.
-Gdzie jesteś ?
-Na imprezie, moje życie to jedna wielka impreza- mówi rozbawiony, kiedy mi nie jest w ogóle do śmiechu.
-Adam....
-Taak?
-Nie zachowuj się tak.
-Czyli jak ?
-Tak beznadziejnie.
Odpowiadam i rozłączam się. Nie ma sensu prowadzić takiej rozmowy.
To wszystko zmierza donikąd, całe moje życie zmierza donikąd....

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top