87


Pov Harry

Powoli zaczynałem się coraz bardziej denerwować już ponad miesiąc codziennie regularnie ćwiczyłem, ale to nadal nie dawało żadnego efektu. Bałem się, że jeśli tak dalej pójdzie to nigdy nie odzyskam władzy w nogach, a jeżeli ciągle będę sparaliżowany to Pauli, w końcu znudzi to zajmowanie się mną. Jest jeszcze bardzo młoda i sama potrzebuje opieki i nie może cały czas mną się opiekować. Już nawet kilka razy zastanawiałem się czy nie najlepiej by dla nas obojga było gdybym zwrócił jej wolność. Lecz zawsze wtedy uświadamiałem sobie, że to dla mnie było by czyste samobójstwo, bo ja teraz już nie potrafiłbym bez niej funkcjonować i żyć. A jakby się tak dokładnej zastanowić to ona też nie ma nikogo poza mną. Jej najbliższa rodzina jest przekonana iż ona nie żyję i tak musi pozostać na zawsze, więc pomimo wszystkiego jest już na mnie skazana do końca życia.

Liczę na to, że Paula w miarę szybko zajdzie w ciążę, bo jak będziemy mieli dziecko to będzie się czuła ze mną bardziej związana. To ja i nasze dziecko staniemy się dla niej najbliższą rodziną.

- Już jestem! - usłyszałem jej podniesiony głos. Wróciła z zakupów z Liam'em. Próbowała mnie na nie namówić, ale kategorycznie jej odmówiłem. Nie czuję się na siłach by pokazać się publicznie na wózku. To jest dla mnie zbyt trudne. Nie mogłem tak po prostu okazać słabości. - Czemu się nie odzywasz? - Spytała z pretensją jak weszła do naszego pokoju.

- Doskonale wiedziałaś, że tu jestem, przecież na spacer sobie bym nie poszedł - drugą część zdania mruknąłem prawie, że pod nosem.

- Przestań być taki zrzędliwy, bo ja kupiłam nam dwie czekolady bąbelkowe - powiedziała z wyraźnym entuzjazmem. Niestety ja go nie podzielałem.

- Przecież ty podobno nie lubisz czekolady - przypominała mi się sytuacja, w której to Paula mocno krwawiła i odmawiała wzięcia ode mnie czekolady.

- Gorzkiej nie lubię, ale tą z bąbelkami to bardzo, a już tą z białym wnętrzem to po prostu kocham.

- Dobrze wiedzieć - zignorowała to co powiedziałam i usiadła mi na kolonach. Ja siedziałem na tym przeklętym wózku inwalidzkim.

- Przestań być taki oschły - musnęła moje wargi swoimi. Były one takie słodkie, mógłbym ciągle je całować.

- Nie jestem - zakomunikowałem jej w miarę spokojnie. Nie chciałem wszczynać kłótni. Jeszcze by się na mnie obraziła i musiałbym ją przepraszać.

- Ja tam inaczej uważam, ale skoro tak uważasz to zmieńmy temat.

- Na jaki? - Spytałem by podtrzymać rozmowę, nie mogłem jej tak po prostu odrzucać, bo w ogóle przestała by się do mnie odzywać.

- Pójdziemy sobie do ogrodu i tam spędzimy resztę dnia - zaproponowała.

- Nie, mam ochoty - nie miałem zamiaru pozwolić na to by moi pracownicy oglądali mnie na tym cholernym wózku.

- To co wolisz spędzić kolejny dzień w domu?

- Tak, zgadzam się na wszystko bylebym nie musiał wychodzić - powiedziałem do niej.

Jej twarz wyraźnie posmutniała, najwyraźniej nie spodobała jej się moja odpowiedź, lecz ja mimo tego nie zamierzałem utępywać.

- No to obejrzymy moje ulubione seriale i nawet nie chce słyszeć ani jednego słowa sprzeciwu. To już postanowione - rzekła i poszła do telewizora.

A ja uznałem, że lepsze będzie oglądanie z nią tych idiotycznych seriali niż pozwolenie zrobienia z siebie pośmiewiska.



Już pojęłam decyzję następnym kontynuowanym przeze mnie opowiadaniem będzie ''Nigdy nie uciekniesz'' pojawi się ono po zakończeniu ''Pokochaj mnie'' czyli za niedługo.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top